Dość długo go szukałam. Umie się ukrywać i do pewnego momentu nikt nie szukał go oficjalnie, ale pewnego dnia do moich uszu doszły wieści o tym że znajduję się w ściśle strzeżonym więzieniu, a kiedy obmyślałam plan jakby się tam dostać, ktoś go wciągnął, a tym kimś był Kapitan Ameryka i Wilson. Zimowy był nieprzytomny więc spokojnie mogłam się nim zająć. Zanieśli go do jakiegoś starego magazynu, przytrzasnęli mu lewą rękę i czekali aż się wybudzi. Rozłożyłam karabin snajperski i wycelowałam w Zimowego. Miałam idealny strzał, wzięłam głęboki oddech, spojrzałam przez lunetę i...nie strzeliłam. Coś mnie blokowało. Zawsze kiedy kładłam palec na spuście ręka zaczynała mi drżeć, a koło serca czułam ból. Zrezygnowana schowałam broń i zeskoczyłam z dachu starając się być nie zauważona. Cicho weszłam do budynku. Kiedy byłam blisko usłyszałam głos mojego celu. Wybudził się i tłumaczył coś. Nie miał zablokowanej ręki i patrzył się dziwnie na Kapitana. Zapadła chwila ciszy, którą postanowiłam wykorzystać.
- Powiedź mi jedną prostą rzecz. - zaczęłam wychodząc z cienia. Sam i Ameryka przybrali pozycje obronną, a Zimowy patrzył na mnie zaskoczony. - Zabijaliśmy bez zastanowienia... - mówiąc to chodziłam w kółko po pokoju strasznie przy tym gestykulując. - Niszczyliśmy czyjeś życie bez zastanowienia...to powiedz mi czemu nie mogę zabić ciebie. - spojrzałam na Zimowego i zdjęłam okulary ukazując przy tym moje płonące zielenią oczy. Oparłam się o pobliską ścianę. - Sorokin wydał na ciebie wyrok śmierci, a ja miałam być katem. - prychnęłam pod nosem. Zimowy wstał i ignorując szepty kolegów podszedł do mnie.
- Więc co teraz? - spytał patrząc mi w oczy.
- Mogła bym udawać że was nie widziałam, albo... - wyciągnęłam pistolet, naładowałam go i wycelowałam w Zimowego, po czym rzuciłam nim tak bym złapała jego lufę. - Zakończysz to wszystko. Nie zamierzam wracać do Hydry, a nie mam po co żyć. - Zimowy wziął niechętnie pistolet i rzucił go na podłogę.
- Mówicie że nie macie ludzi. - zaczął, łapiąc mnie za nadgarstek. - Ona nam pomoże.
- Zaraz! Dziewczyna chcę cię zabić, a ty tak po prostu...
- Dlaczego mamy jej ufa? - przerwał Kapitan.
- A ufasz mi? - spytał. Ameryka milczał, a po chwili powiedział...
- Tak.
- A ja ufam jej. - mężczyźni milczeli.
- A co na to ty? - dopytał blondyn. Spojrzałam kontem oka na Zimowego, który nadal trzymał mnie za nadgarstek. Poczułam coś dziwnego...jakieś przyjemne ciepło.
- Chyba...nie mam innej opcji. - powiedziałam. Faceci podeszli do nas, a Zimowy puścił mnie.
- Jak się nazywasz? - spytał Wilson. Po jego postawie mogłam wywnioskować że nie ufa mi i że jest gotowy na mój atak.
- Death.
- Ciekawe imię. - prychnął czarnoskóry.
- Mam dla ciebie zadanie. - powiedział Kapitan. Poprosił mnie bym włamała się do bazy Avengers i wyciągnęła stamtąd Wandę Maximoff. Powiedział że gdyby mi nie uwierzyła mam powiedzieć zdanie które sprawi że mi uwierzy. Ostrzegł mnie również przed Visionem. Poprosił mnie również o przywiezienie Scott'a Langa - Dasz sobie radę? - spytał.
- Z zamkniętymi oczami. - powiedziałam poprawiając rękawiczki bez palców.
- Tylko bez zabijania. - dodał.
- Tak jest.
***
Rozejrzałam się po terenie i obmyśliłam plan. W lesie podłożyłam ładunki wybuchowe i zbliżyłam się do budynku. Kiedy byłam pod wejściem odpaliłam ładunki. Wbiegłam do środka i szybko znalazłam kobietę odpowiadającym rysopisowi który podał Rogers.
- Kim jesteś? - spytała. Podeszłam do niej i rzuciłam na boki elektrody.
- Kapitan Ameryka mnie przysyła. - powiedziałam krótko i złapałam ją za nadgarstek.
- Nie...
- Odwaga to panowanie nad strachem, a nie jego brak. - przerwałam jej. Spuściła głowę i poszła razem ze mną, a ja ją puściłam.
- Nie wyprowadzisz jej. - usłyszałam za sobą spokojni, lekko mechaniczny głos. Odwróciłyśmy się. Przed nami lewitował czerwono-zielony facet ze złotą peleryną. - Kto cię przysyła? - spytał zbliżając się do mnie. Mój kącik ust lekko uniósł się ku górze.Po chwili elektrody zaczęły działać.
- Dobra lecimy. - powiedziałam w stronę dziewczyny i pobiegłam w stronę wyjścia, ale Maximoff się nie ruszyła. Wróciłam do niej i złapałam ją za nadgarstek. Nagle Vision zniszczył elektrody i zbliżył się do mnie. Przewróciłam oczami, puściłam Wandę i przybrałam pozycje obronną. Uderzyłam go w głowę lewą ręką, ale moja ręka przeszła przez jego głowę. Podczas walki Vision robił uniki i nie atakował, aż w końcu złapał mnie. Jedną ręką trzymał mnie za szyję, a drugą trzymał sztywno na mojej tali. - Walczę z pieprzonym duchem. - warknęłam starając się wyszarpnąć.
- Nie jesteś w stanie mnie pokonać. - powiedział spokojnie.
- Ale ja tak. - nagle ręce Visiona stały się przezroczyste, a ja zrobiłam krok w przód. Spojrzałam na Wandę. W jej rękach powstała czerwona kula. Stanęłam obok niej i patrzyłam jak mężczyzna staje się coraz cięższy i nagle spadł robiąc wielkie dziury. Kiedy Maximoff przestała czarować spojrzałam na powstały krater.
- Nieźle. - skwitowałam i razem z Wandą skierowaliśmy się do wyjścia. Wsiadłam do białego wana, a na miejscu pasażera usiadła Maximoff.
***
Jechałam na miejsce spotkania z resztą drużyny. Z tyłu spał Scott Lang znany jako Ant-Man.
- Kim jesteś? - spytała Wanda która do tej pory milczała.
- Nazywam się Death i jestem tym samym co Zimowy.
- Czyli...tak jak on nic nie pamiętasz?
- Owszem.
- Czemu dołączyłaś do Steva?
- Miałam zabić Zimowego, ale...nie mogłam. W tedy też dołączyłam do Rogersa, wydaje mi się że to jedyna opcja. - odpowiedziałam, a po chwili zatrzymaliśmy się na parkingu. Jeszcze nie było reszty.
- Mogę? - spytała. Spojrzałam na nią pytająco. - Mogę zajrzeć ci do głowy? - podniosłam jedną brew.
- Nie ma tam nic ciekawego. - powiedziałam obojętnie. Milczałyśmy chwile, aż w końcu Wanda zaczęła opowiadać historię swojego życia.
Opowiedziała o swoim bracie i jak on zginął. Poczułam jakieś ukłucie w sercu. Złapałam ją za rękę i położyłam na swoją głowę. Nagle wszystkie moje nie liczne wspomnienia przeleciały przez moją głowę. Kiedy skończyła złapałam się za głowę. Spojrzałam na Maximoff, która ni stąd ni zowąd przytuliła mnie. Byłam...zdziwiona. Nie wiedziałam co zrobić, więc wolno położyłam ręce na jej plecach. Czułam się dziwnie...miło. Nikt wcześniej mnie nie przytulił. W tedy też usłyszeliśmy nadjeżdżającego garbusa. Wanda puściła mnie, spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem i wyszła z samochodu, po chwili też wyszłam. Zobaczyłam Rogersa w objęciach Maximoff. Wilson stał z rękami skrzyżowanymi na torsie, a Zimowy stał za samochodem.
- A druga przesyłka? - spytał czarnoskóry. Otworzyłam drzwi od wana z którego wyszedł Lang. Zachowywał się dziwnie. Nie mógł przestać gadać.
- Powinniśmy ruszać. - powiedziałam. - Zdobyłam helikopter. - dodałam. Nagle usłyszeliśmy komunikat.
- Zarządzili ewakuacje . - przetłumaczył Zimowy.
- Jest tu. Bierzcie sprzęt. - rozkazał Rogers. Spojrzał na mnie. - Bez zabijania. - powiedział na co kiwnęłam głową. Zostawiłam sobie dwie katany i trzy noże (w tym moją pamiątkę), resztę odstawiłam do wana. Wszyscy ubrali się w swoje superbohaterskie stroje, prócz Zimowego który ubrał tylko czarną kurtkę, tego samego koloru bojówki i buty wojskowe.
- Death. - usłyszałam za sobą głos. Odwróciłam się i zobaczyłam Wandę. - Po co ci ta maska? - na jej pytanie wzruszyłam ramionami. - Zdejmiesz ją? - spytała. Przekrzywiłam głowę w prawo po czym wzięłam głęboki wdech i delikatnie zdjęłam maskę. Spojrzałam na Maximoff. Kobieta otworzyła lekko usta, a po chwili uśmiechnęła się. - Nie zakładaj jej - skwitowała i poszła w stronę Steva. Popatrzyłam na maskę. Może ma rację? Przecież nie chcę być już ich marionetką...wrzuciłam maskę do wana.