Tytuł: Carpe Diem
Autor: MMkoko1
Kategoria: Horror
Opis:
Szczerze mówiąc, nie lubię omawiać opisów. Każdego co innego zaciekawi i sprawi, że ktoś zechce przeczytać dane opowiadanie. Nie raz oceniałam coś jedynie po okładce – wpadająca w oko grafika szybciej mnie przekona do pracy niż streszczenie. W tym wypadku? Nie uważam okładki za coś specjalnego, choć do najbrzydszych nie należy, a opis uważam za nieco... chaotyczny? Jednak nie będę skupiać się na tym, a na najmniej zachęcającym aspekcie w Carpe Diem, czyli na jego formie.
Czytanie pamiętników zdarza się być interesujące. Na Wattpadzie pojawił się szczególnie jeden, który potrafił jakoś chwycić młodego czytelnika za serce. A w przypadku Carpe Diem? Nie wyszło to tak, jak powinno. Krótkie rozdziały, może na tysiąc słów. NIe czułam tego przywiązania do bohatera, jego tło było, że tak powiem, rozmazane, a narracja tylko jeździła po nim pędzlem, mieszając je ze sobą.
Bez korzystania z metafory: akcja pędzi – narrator nie skupia się na poszczególnych kwestiach, po prostu dodaje kolejne, nie rozwiewając wątpliwości czytelnika. Łatwiej byłoby mi się połapać w tym, gdyby tekst został podzielony na akapity – zamiast nich powitały mnie ściany tekstu. Może brak wcięć jest częścią stylizacji? Jako że to list, nie zawsze myśli się nad tym, by podzielić tekst na akapity, ba, może bohater jest niewyedukowany, a to po prostu odzwierciedlenie jego pisma? W każdym razie nie wyszło to na plus powieści i podczas czytania szybko się gubiłam – zwłaszcza na początku, gdy dopiero poznawałam Śmierć. Autor przeskakiwał z jednego tematu na drugi, nie skupiając się na tym pierwszym, po prostu rozpoczynał nowy, zapominając o ostatnim. Momentami nie miałam pojęcia, jak podsumować rozdział – trudno było przetworzyć tyle informacji na raz, zapamiętać je, powtórzyć, a potem jeszcze skomentować.
A oto przykład z pierwszego rozdziału. Najpierw Śmierć mówi o jakiejś kobiecie, szybciutko wspomina o swoich pragnieniach, następnie użala się nad tym, że ludzie nie chcą z nim przebywać, po czym zaczyna narzekać, to na swojego terapeutę, to na siebie. Pytanie: na co, jako czytelnik, powinnam zwrócić uwagę? Któraś z wymienionych kwestii będzie kontynuowana czy autor wyskoczy z nowymi? Proponuję skupić się na jednym: na przykład na kobiecie pachnącej truskawkami. Wtedy zostaje się nakierowanym na to, że jest ona ważną postacią lub chociaż będzie miała jakiś wpływ na ten rozdział. Gdy jednak pojawia się wiele innych myśli, odbiegających od nieznajomej, łatwo o niej zapomnieć. Odwracanie punktu, na którym czytający ma się skupić, jest ciekawym zabiegiem – tyle że tutaj niezamierzonym lub nieumiejętnie poprowadzonym.
Tego typu wątkom można było poświęcić więcej czasu – psychopaci lubią mówić o tym, czego dokonali, uznają nawet najbrutalniejsze czyny za osiągnięcie, którym trzeba się chwalić niczym pierwszym miejscem na olimpiadzie. W tym wypadku? – niech pamiętnik będzie narzędziem, mającym udokumentować wartość jego umiejętności. Jak dla mnie to by było interesujące rozwiązanie – opisywanie morderstwa, szczegółowego profilu ofiar, przy okazji wplątywanie myśli Śmierci.
Czas na prawdopodobnie najważniejszą kwestię – dlaczego Śmierć nie tkwi w więzieniu lub szpitalu psychiatrycznym? Wiecie, macie przed sobą takiego kogoś – wychodzi z domu, morduje jakąś panienkę lub gościa w ciemnej uliczce, brudzi sobie bluzkę krwią, po czym idzie do sklepu kupić zupkę chińską (no, nie do końca coś takiego miało miejsce w Carpe Diem...). Tak czysto hipotetycznie – czy ktoś nie zadzwoniłby na policję, odpowiednie organy nigdy nie zostały powiadomione o buszującym w jakichś okolicach seryjnym mordercy? Choć w opisie jest napisane, że każdy zdaje sobie sprawę z jego istnienia, to wciąż trochę dziwne, że tak po prostu przechadza się po, załóżmy, podwórku przed blokowiskiem.
Chociaż ze screena może wynikać, że był już na terapii, zakończył ją i dopiero wtedy go wypuścili, ale jakoś mnie to nie przekonuje. Prawdopodobnie służby do tego czasu miałyby na niego jakieś dowody...
Przejdźmy może do relacji głównego bohatera i innych postaci – które swoją drogą nie zostały specjalnie rozwinięte. „Mądrości tego debila" – nie jestem pewna, dlaczego Śmierć tak się odnosi do swojego terapeuty. Debil kojarzy mi się z osobą, która nie umie niczego wnieść do swojego życia i do wszystkiego potrzebuje pomocy, nie posiada wiedzy, a najlepiej jeszcze zachowuje się nieodpowiednio, infantylnie. Zacytowany fragment wskazuje bardziej na to, że mężczyzna nie zgadza się z tym, co jest mu „wmawiane", więc kolejna część zdania, czyli „zrozumiem więcej i znowu spojrzę inaczej na wszystko" trochę się ze sobą gryzie. Jeśli jednak się mylę – co takiego sprawia, że Śmierć nie przepada za tym mężczyzną?
Dowiadujemy się, że Śmierć ma brata, z którym nie chce mieć nic wspólnego, bo rzekomo się nim nie interesuje. Gdyby tak było, czy wysłałby mu zaproszenie na ślub? Mógłby z tego wyjść nawet ciekawy wątek – przecież obsesja głównego bohatera polega na relacjach między nim a ludźmi wokół. Wystarczyłoby ją tylko trochę rozwinąć, pokazać, jak Śmierć czuł się wcześniej, poszerzyć trochę obszar czytelnika, po którym może chodzić. W ten sposób lepiej poznalibyśmy bohatera.
Kolor czerwony: jeśli wcześniej brata nie obchodziła Śmierć, może dobrym pomysłem byłoby skupienie się na tym? Na przeznaczeniu jednego rozdziału jednemu wątkowi i rozwinięcia go do, na przykład, dwóch lub trzech tysięcy słów. Opowiedzieć ze szczegółami historię, jak to wyglądało, by Czytelnik umiał wczuć się w opowieść, współczuć bohaterowi, zrozumieć, dlaczego stał się taki a nie inny lub chociaż poznać czynniki. Skąd bezinteresowność brata (jak on w ogóle ma na imię?), czy to przez jego wygórowane mniemanie o sobie?, jeśli tak, to skąd mogło się wziąć? A może istnieje inny powód? Jak się wtedy czuł główny bohater? Pewnie trochę za bardzo wchodzę w detale – ale na tej zasadzie autor mógł oprzeć każdy rozdział. Wydłużyć akcję, uporządkować trochę myśli bohatera, wybrać temat przewodni, zamiast w kółko powtarzać to samo, tak że tekst byłby łatwiejszy w odbiorze.
Podobną kwestię widzimy w zdaniu zaznaczonym żółtym kolorem. Pozwalanie Czytelnikowi samemu ocenić, na podstawie zachowania i charakteru, z jaką postacią ma do czynienia, wychodzi tylko na plus wykreowanemu światu. W niejednym opowiadaniu powtarza się, że życie nie jest czarno białe, ma swoje odcienie szarości, jedne jaśniejsze, a drugie ciemniejsze. Na tej zasadzie kreuje się bohaterów – by byli realni, przydziela im się zarówno wady jak i zalety. Przedstawia dwie strony jednej monety, łączy i pozwala czytelnikowi stwierdzić, jakiego koloru nabrała tym razem. „Był wymuskanym lalusiem", tak?, no to pokaż to, autorze!
W Carpe Diem pojawia się niezliczona ilość stwierdzeń: a to że Śmierć kogoś zabije, a to że ktoś jest taki i siaki, a to bohater wychodzi z jakimiś wynurzeniami, a to coś innego. Mnie to po prostu nudziło. Pomimo wspominania o ofiarach, o stanach depresyjnych bohatera (jak dla mnie psychopata nie miałby wyrzutów sumienia, nie zdawałby sobie sprawy z tego, że jest psychopatą i tym samym nie dzieliłby swojej świadomości na „ja" i „on", mniej złego i złego), by nadać klimatu pracy, nie bardzo go czułam.
Przeczytałam tę powieść w jeden wieczór – i nie uważam jej za wymagającą lekturę. Na miejscu Autora bardzo, i to bardzo popracowałabym nad wydłużeniem niektórych wątków – nawet jeśli wcześniej napisałam, że Carpe Diem mnie znużyło, nie wynikało to z tego, że pomysł na pracę jest nieprzystępny, a bardziej jej wykonanie. Każdy schemat da się oprawić w ładną dla oczu otoczkę. Tutaj wystarczy trochę popracować nad tym, by Śmierć nie powtarzał tego samego, skupić się może na jednej lub dwóch rzeczach, zamiast pięciu. Zlikwidować momentami pojawiające się literówki, czy to coś dopowiedzieć, czy to porobić akapity.