Anioł Stróż [Destiel AU]

By kingerspisze

102K 10.8K 4.2K

Dean od zawsze ma wrażenie, że ktoś nad nim czuwa. Nikt mu w to jednak nie wierzy - nawet jego młodszy brat S... More

1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39
40
41
42
43
44
45
46
47
48
49
Ciekawostki w dzień wolny
50
51
Ciekawostek ciąg dalszy
52
53
54
55
56
57
58
59
60
61
62
63
64
65
66
67
68
69
70
71
72
73
Ciekawostek ciąg dalszy + drobne ogłoszenie
74
75
76
77
78
79
80
Info o rozdziale 81
81
82
83
84
85
86
87
88
89
90
91
92
93
94
95
96
97
99
Ciekawostki (po raz ostatni w tej części)
100
101
102
103
104
105 (ostatni)
Druga część
Ogłoszenie

98

664 78 31
By kingerspisze

Jess została u Josha, aby upewnić się, że da sobie radę z tym wszystkim, bo nie wyglądał najlepiej.

Dean z Casem ruszyli natomiast w stronę domu, do którego chłopak chciał się dostać jak najszybciej. W tygodniu nie miał czasu porozmawiać z Samem, a w weekendy go nie było. Wiedział, że z Samem nie było dobrze i nawet jeśli miał problem, żeby mu zaufać... to wciąż był jego brat i czuł, że powinni wreszcie porozmawiać. Potem znowu nie będzie okazji. Jeśli się pośpieszy, będą w domu przed ósmą wieczorem, a to dawało mu możliwość rozmowy z Samem.

- Dean, w porządku? - spytał Cas, widząc, że czymś się martwi.

- To ja ciebie powinienem o to spytać - odparł. - W końcu to twój sekret poznał Josh i...

- Zaakceptuje to. To dobry chłopak.

Dean westchnął.

- Mam nadzieję. Ale czemu mam wrażenie, że popełniliśmy błąd?

Cas położył dłoń na jego ramieniu.

- I tak kiedyś by się dowiedział. Lepiej, że dowiedział się tego od nas.

Chłopak skinął głową i położył dłoń na kolanie Casa, zerkając na niego.

- Nie mówmy nikomu więcej - poprosił. - I tak mam wrażenie, że za dużo osób wie...

- Dobrze - zgodził się od razu.

Dean uśmiechnął się delikatnie. Bał się, że kiedyś powiedzą komuś, komu nie powinni. Do tej pory żałował, że Sam zna prawdę, bo dzięki temu John wszystko zrozumiał i gdyby nie interwencja Nieba... nawet nie chciał myśleć co by było, gdyby Niebo po ostatnim buncie nie było im przychylne.

Dojechali do domu krótko po ósmej, więc zarówno Bobby jak i Sam nie spali.

- Tak wcześnie? - spytał Bobby.

Dean wzruszył ramionami.

- Wyjechaliśmy od razu po koncercie - odparł pochodząc do ojca, aby go przytulić.

- Wszystko w porządku? - spytał Bobby. - Wyglądało jakbyście płakali na scenie, gdy Cas do ciebie dołączył.

- Bo płakaliśmy - przyznał Cas.

- Wspomnienia - wyjaśnił Dean. - To było ciężkie pół roku.

Bobby skinął głową.

- Wiem - odsunął się od syna i objął Casa. - I jestem dumny, że to przetrwaliście.

Obaj uśmiechnęli się, a Dean objął swojego narzeczonego, kiedy Bobby się od niego odsunął.

- Walczyliśmy dla siebie nawzajem - odparł. - Ale to wszystko tylko nas zbliżyło...

- I teraz wiemy, że zawsze będziemy razem, że ze wszystkim sobie poradzimy - dokończył za niego Cas, na co Dean uśmiechnął się i pocałował go w czoło.

- A spróbowalibyście się rozstać - pogroził im Bobby, po czym cała trójka wybuchła krótkim śmiechem.

- Gdzie Sam? - spytał Dean.

- W swoim pokoju.

- Super, idę z nim porozmawiać - stwierdził i podszedł do lodówki po dwa piwa.

- On nie ma dwudziestu jeden lat - zauważył Bobby.

- A to kiedykolwiek stanowiło problem? - spytał ruszając w stronę pokoju brata.

Zapukał w drzwi i wszedł nie czekając na odpowiedź, zastał Sama nad książką.

- Hej - zaczął zamykając drzwi kopnięciem.

- Hej - odpowiedział nieco zaskoczony Sam. - Co robisz?

- Ogłaszam braterski wieczór, Sammy - odparł podając bratu piwo. - I mam prezent - dodał wyjmując z bluzy pudełko z nowym smartfonem. - Tylko jak znowu nim rzucisz to nowego ci nie kupię.

Sam spojrzał na brata kompletnie zdezorientowany.

- Kupiłeś mi nowy telefon?

Dean wzruszył ramionami.

- Dean, nie możesz...

Blondyn przewrócił oczami.

- Sammy... przyda ci się - stwierdził stanowczo i otworzył mu piwo, po chwili otworzył swoje i usiadł na łóżku brata.

Sam westchnął, zamknął książkę i wziął butelkę z alkoholem, a następnie usiadł koło brata.

- Gdzie Cas?

- Albo w sypialni, albo z tatą.

Sam przytaknął. To wciąż było dziwne - wiedza, że Dean ma innego ojca niż on. Zazdrościł mu tego, że Bobby jest inny od Johna. Mimo wszystko zmarszczył brwi.

- Nie przyjdzie tu?

Dean spojrzał na brata zdezorientowany.

- Czemu miałby?

- Nauczyliście się wreszcie rozdzielać? - spytał zaskoczony. - Wcześniej kiepsko to wyglądało.

- Uczymy się - przyznał Dean. - Cas coraz bardziej się odnajduje, więc powoli przestaję się bać go zostawiać samego.

- Ale w pracy podobno nie da się was rozdzielić.

- A guzik prawda - odparł Dean. - Rozdzielamy się jak nie ma Gartha. Tylko przy nim się nie rozdzielamy, na złość jemu. Większość spraw w warsztacie jest prosta, Cas zaczyna sobie radzić. Tylko przy tych cięższych pracujemy razem. Tak jest szybciej.

Sam skinął głową.

- Na moje próby z Justinem też się rozdzielamy. Zazwyczaj wpadał wtedy do Josha, ale nie wiem jak będzie teraz...

- Czemu?

- Powiedzieliśmy mu kim jest Cas.

Sama na chwilę zatkało.

- Czy was popierdoliło, człowieku?! - krzyknął i spojrzał na brata. - Po co? Cas jest już człowiekiem, to przeszłość. Więc po co?

Dean musiał przyznać, że Sam miał rację. Oczywistym było, że tak naprawdę powinien wiedzieć o tym tylko Bobby i przyjaciele, którzy znali całą historię wcześniej. To była dużo wiedza, którą obciążali ludzi. Bardzo dużo wiedza. Jest różnica między wiarą, a powiedzeniem: oto, Castiel, upadły anioł.

Dean może i przyjął informację o prawdziwej tożsamości Casa w miarę dobrze, ale to nie znaczyło, że wszyscy inni to tak przyjmą. Sam i Jess się go bali przez dłuższy czas. Bobby początkowo czuł się zagubiony w jego towarzystwie, ciężko mu było ze świadomością, że jego syn umawia się z co by nie było, aniołem. Nie miał pojęcia jak przyjmie to Josh. Chłopak był wrażliwy.

Czemu nie potrafił wziąć przykładu z Gabriela, który zadeklarował się, że nigdy nie powie Ethanowi, kim naprawdę jest?

Postanowił sobie, że Josh był ostatnią osobą, której o tym powiedzieli.

A propos Gabriela...

- Kontaktował się z tobą Gabriel? - spytał niepewnie. - Od wtorku rano nie daje znaku życia.

Sam zmarszczył brwi.

- Czemu miałby się kontaktować ze mną?

Dean przewrócił oczami.

- Bo to twój anioł stróż?

- A czy ty z tym swoim nowym też się tak nagminnie kontaktujesz? - parsknął.

- Nie - odparł niepewnie Dean. - Ale mamy z Sachielem inne relacje niż ty z Gabrielem.

- Pierdolenie...

- Wiem co stało się w Minneapolis - wypalił, a Sam spojrzał na niego z wyrzutem.

Nie chciał do tego wracać. To było chore, dziwne. Przerażało go, bo bał się, że będzie miał problemy przez to, że odrzucił Gabriela, alb co gorsza - Dean będzie próbował ich ze sobą zeswatać. Nie chciał tego. I nie chodziło już nawet o sam fakt, że Gabriel był teoretycznie facetem, a Sam hetero, ale o to, że chłopaka przerażało to, że to anioł. To było zbyt dziwne. Nie potrafił się przełamać. Nie był w stanie spojrzeć na Gabriela inaczej niż teraz na niego patrzył. Mógł uchodzić dla niego co najwyżej za kumpla i na tym chciał to zakończyć. Nic więcej. Bo nic względem archanioła nie czuł.

Cholera, przecież on wciąż nie traktował Casa normalnie, bo nie potrafił. A Cas był podrzędnym aniołem, podczas gdy jeśli chodzi o Gabriela to rozmowa dotyczyła archanioła.

Nie uznawał tego, że anioł mógłby być z człowiekiem.

Może i Cas wybrał pozostanie człowiekiem, ale tak naprawdę nigdy nim nie będzie. Nie miał dzieciństwa, nie chodził do szkoły... to było co innego. Zawsze będzie.

- Nie chcę do tego wracać. A Gabriel nie powinien nikomu o tym mówić.

- O tym, że chciałeś się zabić i zadeklarowałeś mu, że zabijesz się zaraz po moim ślubie? - spytał z uniesionymi brwiami. - Bo moim zdaniem powinien mi o tym powiedzieć, jestem twoim bratem.

Czyli Dean nie wiedział, że Gabriel go pocałował? Może to i lepiej... niech tak zostanie.

- Dean, daj mi spokój - wypalił Sam kładąc się na łóżku. - I daruj sobie gadkę, że będzie lepiej, bo nie będzie. Jesteśmy w innej sytuacji.

- Byłem w gorszej.

- Miałeś Casa.

- A ty masz mnie, Casa i Gabriela. Nawet Bobby'ego.

Sam przewrócił oczami.

- Gabriela nie widziałem od Minneapolis i pewnie nie chce mnie znać. Jeśli Cas mi pomoże to tylko ze względu na ciebie. To samo Bobby.

- No to masz mnie - odparł Dean. - Ja nie miałem nikogo kiedy chciałem się zabić. Gdyby nie Cas...

- A tylko zasugeruj, że powinienem być z Gabrielem, to przywalę ci w ryj.

- Od kiedy ty tak przeklinasz jak dzisiaj?

- Od kiedy zrozumiałem, że moje życie nie ma pieprzonego sensu, okej?! Wszystkich straciłem na własne życzenie. A ty już nigdy mi nie zaufasz i nie mów, że jest kurwa inaczej, bo nie jest. Widzę jak mnie traktujesz, Dean. Starasz się, ale między nami już nigdy nie będzie tak jak powinno być między braćmi. I to nie jest twoja wina, tylko moja. To, że straciłem Jess też jest moją winą.

Dean westchnął. Sam miał rację. Ale to nie powodowało, że zmienił swoje postanowienie. Nie miał zamiaru pozwolić mu się zabić.

- Wiem jak to jest nie mieć nikogo, Sammy - zaczął. - Gdy uciekałem z Lawrence miałem tylko Casa, ale wtedy jeszcze nic między nami nie było. Był po prostu jak taki kumpel, który zawsze ci pomoże, wiesz? Wprowadziłem się tu i nie miałem nic. Bobby dał mi jakieś pieniądze na czas szukania pracy, ale ciężko mi było cokolwiek szukać, bo byłem w kiepskim stanie. Gdzie nie poszedłem na rozmowę, odmawiali. W końcu porozmawiał z Garthem i załatwił mi pracę po znajomości. Tam poznałem Charlie i wtedy wszystko zaczęło się zmieniać. Odkryliśmy, że potrafię śpiewać, dotarło do mnie, że między mną i Casem jest coś więcej niż tylko przyjaźń i poszło. Ale nie było dobrze i wiesz o tym. Porwali go, potem cała sprawa z Lisą. W międzyczasie cały czas się bałem, że John tu przyjedzie... cholera, nadal się tego boję. Nie było łatwo. Jesteś w lepszej sytuacji, naprawdę. Wiem, że straciłeś Jess. Obaj straciliśmy mamę, ale mamy siebie, Sammy. I masz rację, że ciężko mi będzie znowu ci zaufać tak jak powinienem, ale po prostu potrzebuję czasu. Dwa razy mnie zdradziłeś. Dwa razy wybrałeś stronę swojego ojca. To jestem w stanie zrozumieć, wybaczyć. Ale zawsze będę mieć pretensje o twoje zakumplowanie się z Lisą, żeby dopiec mi i Casowi i zawsze będę się bał zostawić cię z Casem po tym jak chciałeś go porwać.

Sam otworzył usta.

- Skąd o tym wiesz?

- Od Gabriela. Podobno Niebo mocno nas broniło. To przez niego Josh był wtedy u Jess. Inaczej dalibyście radę.

I w tym momencie Sam się pogubił. Gabriel twierdził, że coś czuł, ale to tak naprawdę on sprawił, że wylądował w areszcie. A jeśli to anioły stały za tym, aby skłócić go z ojcem?

- Wtedy wszystko byłoby inaczej - powiedział pod nosem, ale wystarczająco głośno, aby Dean usłyszał.

- Żartujesz?! - w jego głosie słychać było zdenerwowanie. - Masz pojęcie co by zrobili z Casem?! Obchodzi cię to w ogóle?!

- Dean, to anioł. W dodatku upadły. Skąd masz pewność, że na pewno czuje to co ci się wydaje, że czuje?

- A kim ty jesteś, żeby kwestionować jego uczucia?! - wstał i spojrzał na Sama piorunującym wzrokiem. - Naprawdę żałujesz, że wam wtedy kurwa nie wyszło?!

- Dean, mówimy o moim ojcu...

- Który mnie zgwałcił, próbował zgwałcić twoją jeszcze wtedy aktualną dziewczynę i zamordował naszą mamę!

Sam spojrzał na swoje ręce i zamilkł.

- Zgwałcił mnie, bo miał podejrzenia, że nie jestem jego synem - kontynuował Dean. - Ale nigdy tego nie sprawdził. Co jeśli by się mylił? Co jeśli pokazałbym mu wyniki poświadczające nasze pokrewieństwo? Rzuciłby mi się w ramiona krzycząc "synu!"?! Gwarantuję ci, że tak właśnie by zrobił.

- Ale miał rację - zauważył Sam.

- I wiesz co? Cholernie się cieszę, że miał, bo przynajmniej teraz mam kogoś, kto faktycznie jest moim ojcem i się o mnie troszczy! To nie moja wina, że mama zdradzała swojego męża, tylko jej. Ale jestem jej za to cholernie wdzięczny, bo John to skończony drań, palant i morderca, a Bobby to porządny człowiek. Im szybciej to zrozumiesz, tym lepiej.

- To co mówisz nigdy nie zmieni tego, że byłeś wpadką - wypalił. - I nie mówię, że jesteś złym bratem, bo bratem jesteś dobrym, ale to przez twoje narodziny ojcu odbiło.

Dean parsknął.

- Odbijało mu wcześniej. Gdyby było inaczej, mama by nie próbowała odejść. Wtedy wszytko byłoby inaczej. Sam, jesteś tym mądrzejszym. Pomyśl - powiedział błagalnym tonem. - Zacznij myśleć zanim powiesz głupoty, przez które mnie od siebie odpychasz. Chcę żebyśmy byli braćmi, ale ty też musisz tego chcieć, żeby to się stało. Wiesz przecież, że zawsze ci pomogę, zawsze możesz na mnie liczyć i naprawdę nie oczekuję od ciebie tego samego, ale nie dopierdalaj mi swoimi "genialnymi" tekstami, dobra? I nie mieszaj się między mnie i Casa. Kochamy się. I za niecałe trzy miesiące zostanie moim mężem. Poświęcił wszystko, by być tu ze mną. Wyrzekł się swoich mocy, żeby zostać człowiekiem, mimo że mógł pozostać aniołem. Wiesz czemu? Ze względu na mnie. Bo wiedział jak ciężkie dla mnie będzie starzeć się i patrzeć, że on wciąż jest młody. Spać wiedząc, że on nie śpi. Gotować, wiedząc, że gotuję tylko dla siebie. Upodobnił się do mnie ze względu na mnie. Zrezygnował z bycia aniołem dla mnie. Bo chciał, żebym w końcu miał normalne życie i chce być częścią tego życia, bo wie, że nie dałbym rady być z kimś innym po tym co nas połączyło. Czy zrobiłby to, gdyby mnie nie kochał?

Sam zamilkł, bo zrozumiał, że akurat z tym Dean miał rację. Właściwie wiedział o tym wcześniej, bo przecież widział jak Cas traktuje jego brata. Widział jak na niego patrzy, z jaką delikatnością i czułością go dotyka czy całuje. Nikt inny nigdy nie spojrzał na Deana w takim sposób, w jaki patrzył na niego Cas. I wątpił czy ktoś kiedykolwiek spojrzy, bo wiedział, że Dean więcej nie dopuści do siebie tak blisko, jak blisko dopuścił Casa.

I właściwie wiedział, że wszystko co dzisiaj mówił nie jest prawdą już dobrych kilka dni temu. Dlaczego więc teraz mówił coś, czego nie chciał mówić i czego żałował? Szybko zrozumiał.

- Przepraszam - powiedział cicho. - Masz rację, że cię odpycham - wyznał - odpycham wszystkich, bo nie jestem w stanie poradzić sobie z tym, co dzieje się w moim życiu. Kiedy widzę Jess z Joshem, czuję ból. Nawet nie masz pojęcia jaki ogromny. Ale chcę jej szczęścia, a z nim taka jest i dlatego wybuchłem, kiedy przyznałeś, że powiedzieliście mu z Casem o aniołach i reszcie. To nie jest łatwa wiedza, Dean. Ja do tej pory mam z nią problem. A na ile dałem radę poznać Josha, to wrażliwy dzieciak i boję się, że źle to zniesie, przez co Jess ucierpi.

- Nie skrzywdziłby jej - uspokoił go. - Znam Josha i mogę ci to zapewnić. I nie wiem, czemu mu to powiedzieliśmy. Chyba dlatego, że mu ufamy. Nie wiem...

Sam skinął głową i przez chwilę zapadła cisza, więc Dean ponownie usiadł obok brata.

- Boję się, że Gabriel zrobi przeze mnie coś głupiego - przerwał wreszcie ciszę Sam, a Dean zmarszczył brwi.

- Czemu?

- Bo mnie pocałował, a ja kazałem mu spadać - wyznał. - Nie czuję nic do niego, żebyś nie podejrzewał - uspokoił brata. - Ale po prostu nie chcę, żeby był kolejnym, który przeze mnie ucierpi, bo wiem, że mogłem to zrobić łagodniej.

I nagle Deanowi coś się przypomniało.

- Pokazał ci twoje skrzydła?

Musiał wiedzieć.

- Nie - odpowiedział niepewnie Sam. - Czemu miałby to zrobić?

- A myślisz, że mógł próbować?

Sam pokręcił głową. Pogubił się.

- Nie wiem. Skąd mam wiedzieć. Czemu pytasz?

Dean przejechał dłonią po twarzy.

- Cas mi to kiedyś tłumaczył - westchnął. - Nie pamiętam dokładnie, bo uznałem, że to niepotrzebna informacja, skoro nas nie dotyczy, ale jeśli anioł pokaże skrzydła człowiekowi, a ten człowiek ich nie zauważy, to anioł zaczyna wpadać w coś w rodzaju depresji, aż dochodzi do samounicestwienia.

Sam otworzył usta, nie wiedząc co powiedzieć. Czy Gabriel naprawdę mógł próbować to zrobić? Dobra, nie kochał go, ale to nie znaczyło, że w żaden sposób go nie lubił. Bo lubił. Był momentami irytujący, ale był lojalny. Był w porządku.

- Myślisz, że mógł się unicestwić? - spytał załamany. - Dlatego się nie pojawia?

- Nie wiem - odparł Dean. - Może to tylko depresja. Ale nie wiem...

- To nie depresja - usłyszeli obok i Dean podskoczył oblewając sobie koszulkę piwem.

Spiorunował gościa wzrokiem.

- Nauczcie się ostrzegać, co? - zaproponował. - Pojawiacie się znikąd, człowiek dostaje szału... zawału  kiedyś przez was dostanę!

- Kto to jest? - spytał zdezorientowany Sam.

- Lucyfer - Dean i archanioł odparli równocześnie, a w oczach Sama pojawiła się panika.

- Ten Lucyfer?! Diabeł?!

- Nie jestem diabłem - uspokoił Lucyfer.

- Właściwie jest jednym z tych dobrych - dodał Dean i spojrzał na przybysza. - Co tu robisz?

Lucyfer wskazał na Sama.

- Pilnuję go, bo Gabriel zrezygnował. Postanowił odebrać sobie wspomnienia związane z uczuciami, tak jak Naomi zrobiła to wcześniej Castielowi. Jeśli nikt nie będzie próbował tego zmieniać, podziała trwale.

Sam ukrył twarz w dłoniach, a Dean był w szoku, że Gabriel odważył się na coś takiego dobrowolnie.

- Ale czemu Gabriel chce o tym zapomnieć? - spytał zdezorientowany.

- To co mówiłeś o samounicestwieniu gdy człowiek nie zobaczy skrzydeł - zaczął Lucyfer. - To prawda. Ale tak samo na anioła działa nieodwzajemnione uczucie. To przed tym ostrzegano anioły. Castiel miał szczęście. Ja trochę mniejsze, chociaż teraz... - na jego twarzy pojawił się uśmiech. - Powiedzmy, że dostałem swoje szczęśliwe zakończenie.

- Z Ewą? - spytał zdezorientowany Dean, a anioł przytaknął.

- Może nie jest to fizyczne jak u ludzi, bo ciężko o tym w Niebie, ale jesteśmy razem, jej dusza przy mojej łasce. Jest dobrze. Ciebie i Castiela też to kiedyś czeka, tylko na trochę innej zasadzie.

Dean nie chciał na razie myśleć o tym co będą robić z Casem w Niebie po śmierci, na razie miał masę innych pytań.

- Czemu Gabriel to sobie robi? - powtórzył.

- Bo jest żołnierzem - odparł Lucyfer. - Woli zapomnieć o cierpieniu i dalej służyć Niebu, niż zatracić się w swoich niespełnionych uczuciach i odejść. Ratował siebie i Niebo. Uratował ciebie i Castiela, Dean. Bo gdyby Gabriel odszedł, Castiel byłby wezwany do Nieba, przywrócono by mu rolę arcyarchanioła i nie miałby wyboru. To byłby koniec waszego związku, bo potrzebna by była cała jego energia, aby utrzymać Niebo. Nie mógłby być przy tobie.

Dean poczuł jak robi mu się słabo. Gabriel poświęcił swoje szczęście dla nich?!

- To tyle z braterskiej rozmowy - stwierdził. - Idę się położyć. Dokończymy to jutro po szkole, Sammy. Albo w drodze do Lawrence pojutrze.

Po tych słowach wyszedł zostawiając Sama i Lucyfera samych.

Continue Reading

You'll Also Like

47.5K 2.2K 38
Praca bierze udział w Konkursie Literackim "Splątane nici" organizowanym przez @glnozyce Austin, zwyczajne niczym nie wyróżniające się miasto, ale po...
358K 13.2K 41
- Bądźcie szaleni, ale zachowujcie się jak normalni ludzie. Podejmujcie ryzyko bycia odmiennymi, ale nauczcie się to robić, nie zwracając na siebie u...
2.3M 241K 146
😈 《Cyrograf》 - pakt zawarty z diabłem, na mocy którego zły duch ma prawo do duszy człowieka, który podpisał cyrograf. Diabeł czynił w ten sposób zas...