Można oskarżyć mnie o wiele, ale na pewno nie o głupotę. Przygotowałam się na to, że mogę kiedyś potrzebować ewakuować się w trybie ekspresowym. Na fałszywe nazwisko miałam założone konto w zagranicznym banku. Na nie raz na jakiś czas wpłacałam gotówkę, którą uprzednio wypłacałam z konta, na które On przelewał mi pieniądze. Takim sposobem było mnie stać na to by wsiąść do autobusu. Wysiadłam dwieście kilometrów dalej aby kupić sobie ubrania, torbę podróżną i inne niezbędne szpargały. Chciałam zrobić pozory, że wyjazd został przeze mnie zaplanowany. Zjadłam obiad i pojechałam na wieś do rodziny. Tak, do tej wioski w której jest stado wilkołaków. Rodzina o nic mnie nie wypytywała. Stać mnie było raptem na to by powiedzieć jakieś trzy zdania na skalę dnia. Powoli wszystko zaczynało mnie przytłaczać. Przed oczami migały mi twarze wszystkich wampirów, których do tej pory zabiłam. Początkowo miałam problem, aby wszystkich spamiętać, jednak z czasem udało mi się przypomnieć każdą twarz. Kto by przypuszczał, że zabijanie jest aż tak szybkie. Chwila adrenaliny, zaczyna ci szybciej bić serce. Widzisz swoją ofiarę. Zaczyna się walka, która często trwa raptem parę minut. Jest dużo krwi. Jest śmierć. Kolejna ofiara z moich rąk. Z jednej strony mam świadomość, że osoby, które pozbawiłam życia były złe. Że jestem trochę jak batman nie pozwalając, aby to zło się zbyt bardzo panoszyło. Jednak w ten sposób odbieram im możliwość na usprawiedliwienie się. Nie mają już możliwości, aby odmienić swoje życie. Moment, kiedy spotykają mnie na swojej drodze jest ich sądem ostatecznym. Oceniam ich w czarno białych barwach. Albo są winni, albo nie. Jeśli są winni to chwilę później już ich nie ma. Czy postępuję słusznie? Czy można zabijać innych zanim da im się szansę na zmianę swojego życia? Niektóre z tych osób nie były złe z wyboru. Po prostu miały pecha. Zostały przemienione przez kogoś kto nie miał skrupułów. Kto nauczył ich takiego postępowania. Nikt nie zajął się nimi wystarczająco, aby mieli wybór. Tak samo jak ja im go nie daje tylko od razu zabijam. To chyba czyni ze mnie mordercę. I to całkiem niezłego. Zamykam oczy po raz kolejny i ponownie przypominam sobie twarze ich wszystkich. Niezależnie od tego co zrobili nie powinni zostać zapomnieni. Z tą myślą parę dni temu kupiłam szkicownik i ołówek. Zdążyłam już zapomnieć jaką radość dawało mi rysowanie. Każdego dnia koncentruję się na twarzy którejś z moich ofiar. Rysuję jej portret. Zapisuje na kartce obok informacje o ich życiu. O wszystkim o czym zdążyłam się dowiedzieć. Chwila odpoczynku i rysuję kolejną osobę.
Nawet nie podniosłam głowy znad kartki, gdy wujek usiadł koło mnie.
- Marta do mnie dzwoniła.
Dalej milczałam i kończyłam szkic. Nie widziałam powodu, by się do niego odzywać.
- Powiedziała mi o wszystkim.
Dorysowałam ostatnie kreski i zaczęłam spisywać jego historię.
- Ponoć całkiem nieźle walczysz, może pokazałabyś mi co potrafisz?
Próbował jak umiał, aby sprowokować mnie do jakiejkolwiek reakcji, ale nie widziałam sensu w tym by chwalić się przed nim swoimi umiejętnościami.
- Widzę, że rysujesz dużo lepiej niż gdy byłaś tutaj po raz ostatni.
- Skończyłam.
Odezwałam się zachrypniętym głosem wpatrując się w swoje dzieło.
- Kogo tak długo rysowałaś, że zajęłaś pięć szkicowników?
- Wszystkie osoby, które do tej pory zabiłam.
- Słucham? A co oznacza ten numer na dole?
- Numerowałam ich według kolejności w jakiej zginęli.
- Rysowałaś ich po kolei?
- Tak.
- Chcesz mi powiedzieć, że przez ten niecały rok zabiłaś siedemdziesiąt sześć osób?
- Tak.
Odpowiedziałam cicho i zamknęłam szkicownik. Podniosłam się z ziemi. Akurat słońce zaczynało chować się już za horyzontem. Otrzepałam spodnie z ewentualnego brudu i ruszyłam w stronę domu.
- W takim razie jesteś dużo lepsza niż moja siostra mogła sobie wyobrażać. I przeszłaś dużo więcej niż powinnaś.
Ponownie zamilkłam. Odezwałam się do niego tylko dlatego, że potrzebowałam usłyszeć swój głos. Chociaż nie rozumiałam do końca tej potrzeby.
- Co dalej planujesz?
Weszłam do domu. Z czcią odłożyłam szkicownik na pozostałe. Udałam się do kuchni i zaczęłam przygotowywać sobie kolację.
- Nie zależnie od tego co ci się stało nie możesz teraz tak się zamykać.
Posmarowałam chleb masłem i zaczęłam wyjmować jakąś szynkę, aby nadać swojej potrawie jakiś smak.
- Czemu przyjechałaś tutaj zamiast wrócić do domu?
- Ojciec wyrzucił mnie z domu. Informując wszem i wobec, że jestem zbrukana i rzucając ostatnim nagraniem w Michała.
- Skurwiel.
Usiadłam przy stole i zaczęłam jeść kolację. Czułam się obdarta z emocji. Jakbym żadnych już nie posiadała.
- To teraz powiedz co zrobił Michał, że od niego odeszłaś i aż tak bardzo zamknęłaś się w sobie.
- Złamał daną mi obietnicę.
Kuba wciągnął głośno powietrze wiedząc ile to dla mnie znaczy.
- Wiedział?
- Mówiłam, widocznie nie uwierzył. W dużej mierze ocenił, że jego życie jest ważniejsze od mojego.
- Masz szczęście do idiotów.
Wzruszyłam ramionami i udałam się do zlewu, aby umyć po sobie talerz.
- Jednak niezależnie od wszystkiego nie możesz się zamknąć na cały świat.
- Znasz mnie. Wcześniej czy później wrócę do siebie.
Usłyszałam dzwonek telefonu. Kuba odebrał połączenie, więc udałam się do swojego pokoju, aby mu nie przeszkadzać i położyłam się na łóżku. Nie pozwolił mi na to bym była sama, bo już po chwili pojawił się w progu.
- Dzwonił do mnie Zbigniew.
Wzruszyłam delikatnie ramionami obserwując z zainteresowaniem wszystkie pęknięcia na suficie.
- Jest naszym alfą. Mamy jakieś spotkanie. Może chciałabyś pójść ze mną?
- Nie dziękuję.
- Nie możesz tak całe dnie użalać się nad sobą.
- Zebranie jest waszego stada. Ja do niego nie należę.
- Ale należysz do naszej rodziny. Przyjechałaś do mnie, więc moim obowiązkiem jest zająć się tobą czy ci się to podoba czy nie. Masz trzy minuty na przygotowanie się, będę czekał przed domem. Jak się nie wyrobisz to przerzucę cię przez ramię i zaniosę na spotkanie.
Spojrzałam na niego jak na idiotę, ale nie wyglądał jakby żartował. Jak tylko wyszedł z pokoju to głośno westchnęłam wiedząc, że lepiej będzie jeśli się przygotuje. Poszłam do łazienki, a następnie spojrzałam na siebie w lustrze. Blada twarz, podkrążone oczy bez życia. Skóra coraz bardziej prześwitująca. Tyle co mięśnie dalej mi zostały. Już nawet wyglądem zaczynam przypominać stereotypowego wampira. Wróciłam do pokoju i przebrałam się w jakieś czyste ubrania. Postawiłam na dres, bo wydał mi się najbardziej odpowiedni do chodzenia po lesie.
- Trzy minuty minęły.
W progu ponownie pojawił się Kuba, ale widząc, że jestem przebrana pokiwał mi głową i wskazał drzwi. Udałam się za nim. Do lasu szliśmy dość żwawym tempem. Pomimo przerwy w treningach dalej miałam wystarczającą kondycję, aby nie robiło to na mnie wrażenia. Bardziej zdziwiona byłam tym jak płynnie chodziłam po lesie intuicyjnie omijając wszystkie wystające korzenie czy doły. Nie zahaczałam o rośliny, które mogłyby się do mnie przyczepić i mnie spowolnić. Coś musiało się zmienić w moim organizmie. Wcześniej nie posiadałam takich umiejętności. Nie ćwiczyłam też tego na żadnym z treningów. "Biorąc pod uwagę jej smak musisz być z innego gatunku." Od kiedy prześladuje mnie głos Michała? Ale co jeśli ma rację? Tylko jak to jest możliwe, abym nie była do końca ludzka? Chociaż z drugiej strony już udało mi się dowiedzieć że część mojej rodziny to wilkołaki. Może po prostu jestem jakimś dziwnym mixem. Ale dlaczego dopiero teraz moje umiejętności zaczęły się pojawiać? Czysto chodziło o to, że zostałam ugryziona przez wampira? Oznaczałoby to, iż gdyby nie Michał to nie miałabym szansy dowiedzenia się niczego o sobie. Ale może jedynie mu się wydaje. Może jednak jestem zwykłym człowiekiem, który dość szybko nauczył się walczyć. Który po dotyku umie przeczytać myśli innych wampirów. Chociaż ostatnio docierały do mnie również fragmenty myśli Kuby. Oznaczałoby to, że moje umiejętności rosną. Wcześniej nie byłam w stanie dowiedzieć się o czym myślą jakiekolwiek inne rasy. Bo przecież istnieją tylko te trzy, prawda? Tylko ludzie, wilkołaki i wampiry. Ale wtedy chyba Michał aż tak bardzo nie wahałby się kim jestem.
- Kim ona jest?
Spojrzałam na osobę, która wypowiedziała z warkotem słowa w kierunku Kuby. Kiedyś pewnie bym się przestraszyła. Teraz się nie bałam. Bardziej byłam zainteresowana.
- Iwona. Należy do mojej rodziny.
- Dlaczego przyprowadziłeś człowieka na spotkanie stada?
- Ponieważ i tak zna już nasz świat. I zanim będziesz zły to dopowiem, że nie ode mnie się wszystkiego dowiedziała.
- Nie podoba mi się to, ale wierzę, że nie jesteś idiotą tylko przyprowadziłeś ją w jakimś celu.
- Nie zagraża nam.
Kuba powiedział na tyle cicho i z taką groźbą w głosie, że przez chwilę miałam wątpliwości, czy to na pewno Zbigniew jest alfą. Ich pojedynek na spojrzenia został przerwany przez przybycie kolejnego wujka, który stanął praktycznie zasłaniając mnie. W ich oczach dalej byłam małą dziewczynką. Po chwili zaczęły pojawiać się kolejne osoby. Wiele z nich znałam chociażby z widzenia. Większość była zdziwiona moją obecnością. Kilkoro wilkołaków było wściekłych, że tu jestem. Oparłam się plecami o drzewo dla wygody. Obserwowałam uważnie okolicę, ale w dalszym ciągu czułam się bezpieczna.
- Są już wszyscy.
Powiedział Kuba stanowczym głosem na co cała ekipa ustawiła się w dość nieregularnym okręgu.
- W naszą stronę zbliża się stado szalonych.
Kogo?
- Zebrałem was tutaj, aby zwabić ich w naszym kierunku. Musimy z nimi walczyć. Nie mogę zagwarantować, że wszyscy przeżyjecie, bo mają przewagę liczebną. To będzie ciężka walka, ale jeśli ich nie zatrzymamy to nasze rodziny i przyjaciele będą zagrożeni.
- Wiedziałeś?
Szepnęłam do Kuby zastanawiając się, czy wziął mnie tutaj celowo.
- Podejrzewałem, ale nie mogłem mieć pewności.
- Celowo wziąłeś mnie na pole bitwy.
- Możesz się nam przydać.
- To nie moja bitwa.
- Co tam szepczecie?
Odezwał się do nas zły Zbigniew.
- Iwona mogłaby nam pomóc w walce.
Odpowiedział mu drugi z moich wujków, Kamil.
- Ona? Jest człowiekiem. Nie potrzebujemy pomocy takiej kruszynki.
- Nie lekceważ jej.
- Nie przeżyje nawet pięciu minut w starciu z szalonymi.
- Kim są szaleni?
Zapytałam mając nadzieję, że w końcu dostanę odpowiedź.
- Pomimo tego, że potrafimy zmieniać swoją postać na wilczą to nie powinniśmy tego robić na zbyt długo. Jeżeli ktoś zaburzy proporcje i dłużej będzie pod postacią wilka niż człowieka to może utracić możliwość powrotu do normalnej formy. Niektórzy wręcz tego pożądają. Jednak z czasem u takich osobników pojawia się żądza mordu. Z czasem zostaje tylko ona.
- Jak udało im się żyć na tyle w ukryciu by nikt o nich nie wiedział?
- Wilkołaki zajmują się wyłapywaniem takich osobników i zabijaniem ich. Jeśli nam się nie uda to atakują normalnych ludzi. Zazwyczaj tych co mieszkają daleko od cywilizacji. Nim bliżej lasu i nim bardziej na uboczu tym większa szansa, że takiej rodzinie grozi niebezpieczeństwo.
- Mogę wam pomóc. Ale nie będę zbyt miła jeśli się okaże, że z jakiegokolwiek powodu mnie okłamałeś.
- Wiem o tym.
Uśmiechnął się do mnie ponuro Kuba. Pokiwałam mu głową ze zrozumieniem. Czyli mają w miarę to wszystko poukładane. Ludzie łapią swoich złodziei, morderców czy osoby łamiące prawo. Wampiry śledzą i zabijają inne wampiry, które zabijają narażając ich na to, że sekret mógłby przestać być tajemnicą. Natomiast wilkołaki polują na tych zmiennych, którzy oszaleli na tyle, że wolą być morderczymi wilkami niż ludźmi. Ciekawe tylko czy w praktyce też jeden gatunek drugiemu w jurysdykcję nie wchodzi.
- Proszę.
Kamil wyciągnął do mnie sztylet i miecz. Całkiem nieźle wyważony, lekki, ale wyglądający na solidny.
- Największe powodzenie masz jeśli uda ci się odciąć ich głowę, albo przeciąć serce. Cała reszta urazów po prostu ich osłabi.
- Jeszcze jakieś wskazówki?
- Chyba nie, liczymy na ciebie.
- Jak mam odróżnić tamtych od was.
Kamil uśmiechnął się do mnie ponuro.
- Jak tylko ich zobaczysz to nie będziesz się pytać.
Wzruszyłam ramionami. Machnęłam kilka razy mieczem sprawdzając jak leży mi w dłoni. Sztyletem nie musiałam się bawić, jedynie na start wsunęłam go do rękawa bluzy, aby mieć wolną rękę. Usiadłam na ziemi chcąc chociaż trochę zebrać sił przed walką.
- Rozumiem, że wszystkim należy się śmierć. Nikogo nie zamierzacie zostawić żywego.
- Tak.
Odpowiedział mi Kuba. Wszystkie wilkołaki jednocześnie odwróciły się w tym samym kierunku. Powoli zaczynały się przemieniać. Rzeczywiście były ciut większe od normalnego wilka. Zbigniew warknął i ustawili się w szyku, który musiał być jedną z ich formacji bojowych. Wstałam i złapałam mocniej klingę miecza. Zaczęłam słyszeć hałas, warkot i ujadanie, głośny oddech i charczenie. Zza linii drzew wybiegli nasi przeciwnicy. Byli dużo więksi od wilków, które były tu zgromadzenie. Z pyska części z nich kapała ślina na tyle gęsta i spieniona, że przywoływała ze wspomnień obrazki o wściekliźnie. Jednego byłam pewna, nie mogłam pozwolić aby któryś z nich mnie ugryzł. Patrzyłam jak obie strony ścierają się w pierwszej bitwie. Tamci mieli ogromną przewagę liczebną. Upewniłam się, że rozumiem już ich styl walki i pobiegłam po okręgu ukrywając się za drzewami, aby wypaść na tyły naszego wroga. Jeden z wilków ogarnął się z wielkim zdziwieniem, że jestem obok niego, ale ścięłam jego głowę zanim zdążył zorientować się co się dzieje. Było to dużo łatwiejsze niż ścięcie głowy wampira. Ich ciało było bardziej miękkie, jedynie ich szyja miała większą średnicę przez co ruch był dłuższy o kilka sekund. Wilki w mojej najbliższej okolicy ogarnęły się, że pojawił się nowy przeciwnik. Trzy osobniki na raz dały radę mnie otoczyć. Machnęłam mieczem wokół siebie chcąc by nabrały chociaż trochę dystansu. Ich pysk był praktycznie na wysokości mojej twarzy. Pierwszy z nich zamachnął się na mnie łapą. Kucnęłam, aby znaleźć się pod nim i wbić mu miecz prosto w serce, a przynajmniej taką miałam nadzieję. Przeturlałam się przemieszczając się koło drugiego, aby z zaskoczenia odciąć mu głowę. Z trzecim nie było już aż tak łatwo, dużo lepiej się pilnował i nie pozwalał mi się zbliżyć na odległość miecza, abym mogła zrobić mu krzywdę. Z każdym kolejnym atakiem cofałam się o krok. Tylko swojemu szczęściu zawdzięczam to, że żyję. Potknęłam się o wystający korzeń upadając na ziemię, a nade mną przeleciał wilk prosto na mojego przeciwnika. Nie dając sobie chwili wyciągnęłam miecz, aby rozciąć mu brzuch. Zanim zdążyłam się odturlać to spadła na mnie masa krwi i wnętrzności. Jednak nie udało mi się go zabić. Kolejne szczęście, że przygniótł mojego poprzedniego wroga. Skorzystałam z tego by podejść bliżej i ściąć głowę najpierw jednemu, a potem drugiemu. W tym czasie kolejnych czterech zdążyło mnie okrążyć. Coraz bardziej ślizgałam się po podłożu. Nawet nie chciałam wiedzieć ile jest tam krwi, że czuję się jak na kretowisku po ulewie. Zrobiłam salto nad jednym z nich odbiegając kilka kroków. Jak tylko poczułam pewny grunt to ponownie przygotowałam się do walki i zaatakowałam pierwszego, który do mnie dobiegł. Jednak jedynie go zraniłam. Pozostała trójka była dużo bardziej ostrożniejsza. Starała się ze sobą współpracować. Nie mogłam dać im czasu na ustalenie strategii. Zamachnęłam się mieczem w kierunku jednego z nich. Odskoczył i w tym samym czasie na plecy próbował skoczyć mi następny. Tym razem nie miałam tyle czasu by go zabić, jedynie delikatnie uszkodziłam mu łapę i wturlałam się pod kolejnego wilkołaka. Cudem uniknęłam jego szczęk broniąc się sztyletem, który wyciągnęłam w ostatniej chwili. Udało mi się stanąć na nogi. Skoczyłam na plecy jednego z nich. Rzucał się jak byk na rodero, ale udało mi się wbić sztylet w jego kark, dzięki czemu udało mi się na nim jako tako utrzymać. Wymachiwałam mieczem na prawo i lewo raniąc wilki, które niechybnie się do mnie zbliżyły. Gdy ten na którym siedziałam stracił wystarczająco krwi, by zacząć opadać z sił to wykończyłam go odcinając mu głowę i zanim upadł na ziemię to odpiłam się od niego, aby doskoczyć w miejsce gdzie był najbardziej zraniony z wilków. Zanim zrozumiał co zrobiłam to odcięłam mu głowę. Musiałam się uchylić przed następnym atakiem, ale pechowo poślizgnęłam się na kałuży krwi. Tamten rzucił się na mnie i nawet nie miałam jak zareagować, bo jak przystało na idiotkę wyślizgnął mi się miecz z ręki. Jednak któryś z naszych wilkołaków skoczył na niego ratując mi życie i skręcając mu kark jednym szybkim ruchem. Nie tracąc czasu na podziękowania podniosłam miecz i ruszyłam na wilki, które próbowały zaatakować mojego wybawiciela. Wszystkie były już wcześniej przeze mnie zranione. Widząc jak na nie szarżuję zawahały się, tak jakby się mnie przestraszyły. I może słusznie. Zabiłam trzy kolejne bestie, a wilkołak w tym czasie poradził sobie z ostatnimi dwoma. Przygotowałam się do walki rozglądając się nerwowo wokół. Wszędzie panowała cisza. Zachowując ostrożność zbliżyłam się do wilkołaka, który mi pomógł i położyłam mu rękę na głowie.
- Dziękuję za ratunek.
Już po chwili widziałam jak zaczyna się mienić i zmieniać w nagiego mężczyznę. Był nim Zbigniew.
- Nie ma problemu. Jednak to ja powinienem tobie podziękować za dobrze wykonaną robotę. Nie wiem czy dalibyśmy radę bez twojej pomocy.
- Drobiazg.
Wzruszyłam ramionami. Usłyszałam jak Zbigniew zaczyna się śmiać, a następnie wyciągnął rękę, aby poczochrać moje włosy. Widziałam jak z różnych stron zaczynają do nas dołączać kolejne nagie postacie.
- Dobrze, że ją tutaj przyprowadziłeś.
Powiedział do Kuby z szacunkiem w głosie.
- Wiedziałem, że umie zabijać, ale nie wiedziałem, że jest aż taką maszyną do zabijania.
- Wiele jeszcze o mnie nie wiesz. Wracajmy już, marzy mi się gorąca kąpiel.
Kuba uśmiechnął się do mnie szeroko i podszedł do plecaka który stał nieopodal by wyjąć z niego ubrania i je założyć. Dołączył do nas Kamil i we trójkę zaczęliśmy wracać w stronę domu. Chociaż bardziej pamiętam jak przez mgłę pojedyncze drzewa i uczucie, że ktoś mnie niesie.