Chora miłość / Draco x Hermio...

By Venerdina

3K 110 6

"Westchnął cicho i złapał jej dłonie zapinające ostatni guzik, podniósł je do swojej twarzy i pocałował opusz... More

Rozdział I
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rodział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Rozdział VIII
Rozdział IX
Rozdział XI
Rozdział XII
Rozdział XIII
Rozdział XIV
Rozdział XV

Rozdział X

175 7 0
By Venerdina

Siedziała na swoim łóżku i czytając książkę czekała na godzinę 16, o której umówiła się z McLaggenem w Pokoju Wspólnym. Nie potrafiła skupić się na lekturze, co chwilę zerkała na zegarek i wypominała sobie w myślach poranną rozmowę z chłopakiem. To było całkowicie bez sensu - zgodziła się na randkę z kimś kto ją denerwował tylko po to by wywołać złość i zazdrość w kimś z kim nie chciała być.

Może zaczyna dojrzewać? Może to ta burza hormonów sprawiała, że zaczęła zachowywać się jak irracjonalna idiotka? Czy był jakikolwiek inny powód by umawiać się z McLaggenem oprócz zazdrości Rona?

Chyba tak, chociaż nie wiedziała czy teraz już nie szuka po prostu jakiegokolwiek powodu, by nie olać tego wszystkiego i zostać w łóżku. Zazdrość Malfoya, szepnął cichy głosik w jej głowie, który natychmiast przegoniła. To zaczynało robić się niepokojące - sposób w jaki czasami na nią działał, w jaki niepostrzeżenie wkradał się do jej umysłu. Wczoraj kiedy nakryła go nagiego w wannie i kiedy weszła ta śliska wywłoka... Zamknęła oczy i schowała twarz w dłoniach.

Udało im się mieć normalne stosunki, udało im się nie skakać sobie wzajemnie do gardeł, ale to nie znaczyło od razu, że wskoczą sobie do łóżek. Ginny tylko wszystko jeszcze bardziej podsycała, jej spostrzeżenia i ta rozmowa którą przeprowadziły dosłownie pod jego nosem. Jego zachowanie i sugestie, które były tego następstwem.

Nie dołączyłaby do niego w tej wannie, chociaż ten cichutki, irytujący głosik w jej głowie nie był temu taki przeciwny. Był Malfoyem, gdyby tylko okazała mu jakiekolwiek zainteresowanie zwyzywałby ją jak za dawnych czasów i upokorzył. Dla niego była w końcu tylko... szlamą. I musiała jak najszybciej wyrzucić z głowy, ale było to trudne. W końcu najbardziej pragniemy tego, czego nie możemy mieć. W szkole było tyle innych fajnych chłopaków i dlatego postanowiła dać Cornacowi szansę. Wstała i zaczęła zbierać się do wyjścia.

-Wychodzisz gdzieś? - spytała Parvati, która właśnie weszła do dormitorium.

-Cornac i ja umówiliśmy się na spacer.

-Idziesz w tym? - spytała Gryfonka obrzucając jej jeansy i kremową koszulę.

-Tak, idę w tym. - odwarknęła trochę nieuprzejmie. - I nie próbuj mnie wciskać w jakieś kiecki, to spacer, a nie impreza. - ostrzegła zabierając ze sobą sweter. - Powinien zakochać się we mnie, a nie w tym jak wyglądam. - dodała filozoficznie denną formułkę z czasopism, chociaż póki co wolałaby, że chłopak w ogóle się w niej nie zakochiwał.

-Jak chcesz. - wzruszyła ramionami jej współlokatorka.

Hermiona punktualnie zeszła do Pokoju Wspólnego, gdzie czekał już na nią chłopak. Uśmiechnął się na jej widok i powitał buziakiem w policzek. Ron prawdopodobnie by to zauważył, gdyby nie był zajęty połykaniem twarzy Lavender, a przynajmniej na czynności, która dokładnie tak wyglądała. Wyszli z pomieszczenia i ruszyli w stronę wyjścia na błonia. Szli chwilę w milczeniu, dopóki Cornac nie zagadał tematu. Rozmowa była udana, a przynajmniej dla chłopaka, który cały czas mówił o sobie, nie pozwalając dojść do głosu swojej towarzyszce. Nawet gdy zadawał jej jakieś pytanie słuchał kilka pierwszych zdań, a potem wtrącał swoje trzy grosze.

-Masz już parę na kolację u Slughorna? - spytał ją po godzinie takiej "rozmowy" i rundce naokoło boiska do quidditcha, podczas której nie omieszkał pochwalić się swoimi umiejętnościami i ponarzekać na Harry'ego, który nie przyjął go do drużyny.

-Och, nie myślałam o tym jeszcze. - odpowiedziała.

-Świetnie, w takim razie chodźmy razem. - powiedział i najwidoczniej nie było to pytanie czy zaproszenie, bo od razu rozpoczął kolejny temat.

-Robi się chłodno, lepiej wróćmy do zamku. - przerwała mu, modląc się w duchu o szybkie zakończenie "randki". Pokiwał tylko głową i łapiąc za rękę pociągnął w stronę drzwi wejściowych. Cały czas trzymał ją za rękę, kiedy szli praktycznie opustoszałymi korytarzami.

Przestał na chwilę mówić i kiedy chwila ciszy przedłużała się Hermiona spojrzała na niego zaskoczona. Złapał jej spojrzenie, odwrócił się do niej i pocałował przyciskając do ściany. Dziewczyna zaskoczona otworzyła usta z zamiarem krzyknięcia na niego, ale błędnie zinterpretował jej ruch i wsunął język między jej wargi, a jego dłoń powoli z biodra powędrowała na jej pierś, którą ścisnął delikatnie. 

Położyła ręce na jego klatce piersiowej, przymierzała się do odepchnięcia go i ostrego opieprzu. Ktoś jednak zrobił to za nią. Poczuła jak Cormac oddala się od niej gwałtownie, wyraźnie nie ze swojej woli i kiedy podniosła wzrok zobaczyła Snape'a trzymającego chłopaka za ucho, jak nieposłusznego dzieciaka.

-Pan McLaggen, panna Granger. - powiedział zimno, uśmiechając się z satysfakcją. - Jest przed kolację, moglibyście oszczędzić innym widoku kopulujących nastolatków.

-Przecież my tylko... au! - zawył Cornac, kiedy nauczyciel pociągnął go za czerwone ucho.

-Minus 20 punktów od Gryffindoru na każdego z was. I szlaban za pyskowanie, panie McLaggen. Panny Granger też to dotyczy. Poniedziałek o 20 w moim gabinecie. - wysyczał z jadem w głosie.

-Ale ja nie mogę! - jęknęła Hermiona zanim zdążyła się powstrzymać i zmalała odrobinę pod wściekłym spojrzeniem Snape'a.

-Coś ty powiedziała, Granger?

-Nie mogę, panie profesorze. - brnęła w to dalej. - Jestem prefektem i moim obowiązkiem jest patrol w godzinach 20-24.

-Nie musi mnie pani pouczać w kwestii obowiązków prefektów, panno Granger. I o ile mi wiadomo obowiązują panią one od poniedziałku do piątku, a więc w sobotę wieczorem może pani bez przeszkód odbyć szlaban. 20, oboje. - oznajmił i odszedł powiewając szatami.

-Wracajmy do wieży. - mruknęła Hermiona. Była zła, smutna, przygnębiona i sfrustrowana.

-Nie musimy... Znam wiele ciekawych zakamarków. - mruknął uwodzicielsko Gryfon, łapiąc ją ponownie za rękę. Wyrwała się gwałtownie.

-Nie mam ochoty, zarobiliśmy przez ciebie szlaban. - warknęła i szybkim krokiem ruszyła w stronę Pokoju Wspólnego.

Niedzielne popołudnie było tylko początkiem feralnego tygodnia. W poniedziałek zaspała i spóźniła się na pierwsze zajęcia całe pięć minut, zapominając referatu, który leżał na blacie jej stolika. Dalej było tylko gorzej - na obronie przed czarną magią Snape skrytykował głośno jej odpowiedź na zadane pytanie. "Jest pani już na szóstym roku, powinna pani nauczyć się myśleć samodzielnie i przestać odpowiadać formułkami z książek". We wtorek dobiły ją eliksiry, a w środę, kiedy postanowiła zrelaksować się w łazience prefektów dostała okres. 

W czwartek rano była już w paskudnym nastroju i gotowa na wszystkie nieszczęścia, które mogły ją spotkać.  Na szczęście patrole z Malfoyem nie były takie dokuczliwe i najczęściej po prostu milczeli wykonując swoje zadanie. Dopiero trzeciego wieczorem ta cisza została złamana.
Wspięli się na Wieżę Astronomiczną, oglądając ją pobieżnie w poszukiwaniu zbłąkanych uczniów i Hermiona odwracała się właśnie do wyjścia, jednak Malfoy miał inne zamiary. 

Podszedł do barierki i oparł się o nią, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów.

-Chcesz? - spytał, wyciągając opakowanie w kierunku dziewczyny.-

Nie. - spojrzała na niego z dezaprobatą. - Nie palę, to niezdrowe i śmierdzi.

-Ale to jakoś nie przeszkadzało ci na imprezie, kiedy chciałaś podejść do mnie po fajki? - zaśmiał się, a Gryfonka oblała się rumieńcem. Szukała chwilę słów na swoją obronę, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Na szczęście Malfoy kontynuował. - Poza tym, naprawdę myślisz, że to ten sam obrzydliwy i szkodliwy tytoń jaki palą mugole? To specjalna odmiana rośliny, magiczna - nieszkodliwa dla czarodziejów, ale mugolom mogłaby wypalić dziurę w płucach. - zaśmiał się. - No i nie śmierdzi.

Odpalił papierosa końcem różdżki i zaciągnął się. Wypuścił dym po chwili przetrzymywania go w płucach i wiatr zawiał w kierunku Hermiony przynosząc jej specyficzny słodki zapach cynamonu i goździków. Jej oczy rozszerzyły się w przerażeniu, ledwo nad sobą panowała by zachować neutralną twarz i nie pozwolić, by szok który czuła odbij się w jej wyrazie. Kojarzyła ten zapach, bardzo dobrze go kojarzyła. Amortencja.

Jej Amortencja pachniała papierosami. Jej Amortencja pachniała Malfoyem.

-Na pewno nie? - spytał chłopak ostatni raz i kiedy pokręciła głową schował papierosy do kieszeni.

-To bardzo nieładnie podsłuchiwać. - warknęła po chwili, kiedy otrząsnęła się z pierwszego szoku.

-Nie podsłuchiwałem. Siedziałem sobie na drzewie i to wy wybrałyście moje drzewo i zaczęłyście obgadywać mnie i moje przyjaciela.

-Och, nie pochlebiajcie sobie. Obgadujemy każdego w Hogwarcie, akurat padło na was. - próbowała wybrnąć.

-Macie specjalny grafik czy idziecie na żywioł? - zażartował i zaśmiał się.

Hermiona chyba po raz pierwszy słyszała śmiejącego się Malfoya. Bez drwiny, bez pogardy, czysty śmiech rozbawienia. I śmiał się z nią. To już nie był ten cichy pakt, ta chłodna akceptacja, to było prawie jakby... jakby byli kumplami.

-Co ty ostatnio jesteś dla mnie taki miły? - wypaliła, zanim zdążyła się pohamować.

-Nie wiem, może po prostu chcę zaciągnąć cię do łóżka? - zasugerował z uśmiechem.

-Och, mam uwierzyć, że dotknąłbyś szlamy? - na te słowa Ślizgon skrzywił się i westchnął, a z jego twarzy zniknęły ostatnie ślady rozbawienia.

-Nie mów tak. - powiedział cicho. Odwrócił się i opierając łokcie o barierki zapatrzył się w Zakazany Las. Dziewczyna postąpiła ku niemu kilka kroków. - Może powinien cię nienawidzić, kiedy byłem dzieckiem to było proste. Kiedy byłem dzieckiem liczył się tylko autorytet ojca i jego zdanie. A teraz on jest w więzieniu i zaczynam się zastanawiać czy cokolwiek z tego co robił było słuszne.

-Czy to ma znaczenie czy jesteś czystej krwi? - kontynuował, kiedy zbliżyła się do niego i wpatrywała się z napięciem w jego zamyśloną twarz. - Spójrz na Weasleya, czystej krwi, a debil. - Hermiona nie potrafiła powstrzymać cichego parsknięcia śmiechu. - Nawet ja ci nie dorównuję, co ciężko mi przyznać, ale jesteś naprawdę dobrą czarownicą. Nie wiem ile z tego to wrodzony talent a ile to książki, ale...

-Uczę się tyle, bo chcę udowodnić, że można urodzić się w rodzinie mugoli i być dobrą czarownicą. - wtrąciła.

-Wygląda na to, że ci się to udało. - spojrzał w końcu na nią i uśmiechnął się.

*

To co wydarzyło się wtedy na Wieży Astronomicznej przeniosło ich znajomość na nowy poziom, dołożyło kolejną cegiełkę do mostu ich porozumienia. Rozmawiali, czasami. Ale te kilka zdań wymienionych podczas patroli były miłymi odmianami od całkowitej ciszy. Obracali się wokół szkolnych tematów, czując między sobą zbyt wielkie różnice by móc swobodnie rozmawiać o rodzinie, przyjaciołach czy sprawach prywatnych.

W końcu nadeszła sobota i Hermiona musiała przypomnieć McLaggenowi o szlabanie u Snape'a. Punkt 20 stawili się pod drzwiami gabinetu nauczyciela obrony przed czarną magią. Pod tymi samymi, pod którymi czekali Zabini i jakaś dziewczyna o czarnych, krótko ściętych włosach.

-Granger, zarobiłaś szlaban? - zaśmiał się Ślizgon. - A niby za co? Oddałaś książki do biblioteki dzień po terminie?

-Panna Granger i pan McLaggen są tutaj z takiego samego powodu co pan i panna Bertrand. - oznajmił zimno Snape, wyłaniając się zza półprzymkniętych drzwi. Niecierpliwym gestem nakazał czwórce uczniów wejść do środka. Gabinet był urządzony surowo, całą ścianę naprzeciwko drzwi wejściowych zajmował regał, uginający się pod nawałem książek. Pod nimi znajdowało się ciemnie biurko z fotelem dla Snape'a i prostym drewnianym krzesłem dla gościa. Nie było żadnych ozdób, obrazów ani nawet dywanu. Na surowej kamiennej podłodze leżały za to długie, zaśniedziałe łańcuchy.

-Wasz woźny Filtch z każdym odbywanym przez wasz szlabanem ubolewa nad odejściem od tradycyjnych metod karania uczniów. - powiedział profesor dostrzegając ich zaniepokojone spojrzenia. - Momentami łączę się z nim w tym bólu, bo może kilka godzin wiszenia pod sufitem uświadomiłoby napalonym smarkaczom takim jak wy, że znajdujecie się w szkole, a nie w domu uciech. Obiecałem więc panu Filchowi, że wyczyścicie i doprowadzicie te łańcuchy do stanu używalności. Bez magii. - warknął na koniec, gdyby ktokolwiek miał wątpliwości.

-No, no... - zaczepił Gryfonkę Zabini, kiedy Snape wyszedł. - Kto jak kto, ale po TOBIE to bym się nie spodziewał takich zachowań, Ganger. Niech ja tylko powiem o tym Draco. - dodał do siebie ciszej, ale Hermiona usłyszała go.

-A niby co ma Malfoy do tego? - syknęła wściekle, sięgając po szczotki i kubeł z wodą, wyczarowany przez ich profesora.

-Ktoś wspominał Malfoya? - spytał, udając zaskoczenie. - Chyba za dużo o nim myślisz. - uśmiechnął się wrednie, zerkając na McLaggena, który zacisnął dłonie ze złości.

-Hermiona nawet nie spojrzałaby na takiego...

-Daruj sobie. - mruknęła Bertrand. - I tak nikt nie zamierza cię słuchać.

Atmosfera w gabinecie zgęstniała i po raz pierwszy Hemriona naprawdę ucieszyła się z ponownego wejścia Snape'a.

-Czy ja wyraziłem się niejasno? Mieliście je wyczyścić. - warknął, siadając za biurkiem i obserwując rozzłoszczonych uczniów.

*

Hermiona wróciła po dwóch godzinach do dormitorium, zmęczona i wkurzona. Odbywanie szlabanu u Snape'a nigdy nie należało do przyjemnych, a dodając do tego towarzystwo McLaggena i dwójki Ślizgonów wieczór okazał się prawdziwym piekłem. Pokój Wspólny był wciąż zapełniony, uczniowie rozmawiali i śmiali się, popijając kremowe piwo, ale nie dołączyła do nich, chcąc jak najszybciej znaleźć się w swoim łóżku.

Ale kiedy szczęśliwa opatuliła się kołdrą i zamknęła oczy sen jak na złość nie chciał nadejść. Miała dość przekręcania się z boku na bok, więc otworzyła swój kufer, szukając lekkiej książki do snu. Wyciągając ubrania na podłogę upadły dwa kwadratowe pudełeczka. Dziewczyna zmarszczyła brwi i przyjrzała im się. „Zaklęcie wywołujące sen na jawie", jeden z genialnych pomysłów Freda i George'a Weasleyów w które zaopatrzyła się na ulicy Pokątnej. Zupełnie o nich zapomniała. Ale skoro i tak nie mogła zasnąć to może wartoby je wypróbować? 

Chwyciła jedno z opakowań, drugie schowała z powrotem do kufra, i przyjrzała się uważnie okładce. Na kartoniku nadrukowany był statek piracki na którego dziobie cycata blondynka omdlewała w objęciach pirata. Z wyraźnym sceptycyzmem otworzyła produkt, a w jego wnętrzu znajdowała się malutka kartka z instrukcją obsługi i fiolka ze srebrnymi nitkami w środku w aksamitnej torebeczce. Rozłożyła kartkę i szybko przeczytała zawartość:

Witamy i cieszymy się, że zdecydowałeś się na zakup naszego Zaklęcia Snu na Jawie! Przed Tobą krótka instrukcja obsługi i parę informacji:

1. Produkt jest całkowicie bezpieczny i wielokrotnie testowany,
2. Jest całkowicie niewykrywalny przez nauczycieli
3. Aby użyć produktu należy za pomocą różdżki umieścić nici scenariusza w swojej głowie, przykładając koniec różdżki do skroni.
4. Po upływie pół godziny wspomnienie zostanie zutylizowane i całkowicie opuszczą Twój umysł.
5. Scenariusz jest uniwersalny, ale dopasowuje się pod Twoje preferencje.

Życzymy udanego odlotu!
Fred i George Weasley

Hermiona spojrzała z podejrzliwością na fiolkę i odkorkowała ją. Kładąc się z powrotem na łóżku sięgnęła po różdżkę i wyciągnęła srebrne nitki z opakowania. Zanim zdążyła się ponownie zawahać przyłożyła je do swojej skroni. Przez chwilę nic się nie działo i już zaczęła się zastanawiać czy nie otrzymała wadliwej sztuki, kiedy poczuła jak coś odwraca gwałtownie jej myśli od wszystkiego i jej umysł zapada się wewnątrz siebie. Pokój zawirował i zaczęło jej się robić niedobrze, więc zamknęła oczy. Otworzyła je w zupełnie innych miejscu i rzeczywistości.

*

Była w przestronnym, kwadratowym pokoju całym wykonanym z ciemnego drewna. Obudziła się w łóżku małżeńskim mimo, że najwyraźniej spała sama. Grube kremowe kołdry opatulały ją ze wszystkich stron, a miękka poduszka kusiła, żeby znowu się na niej położyć i wrócić do spania. Marzenia te gwałtownie przerwała Ginny, wpadająca gwałtownie do pokoju. 

Hermiona poznała ją dopiero po kilku chwilach, bo absolutnie nie wyglądała jak jej przyjaciółka. Rude włosy miała mocno zakręcone, wysoko upięte i tylko pojedyncze kosmyki układały się miękko po bokach jej twarzy. Korpus ściskał jej ciemnozielony gorset z naszytymi liśćmi i czerwonymi kwiatami, a związany był tak mocno, że jej biust nieomal wylewał się górą. Spódnica w nieco jaśniejszym odcieniu spływała do ziemi ozdobiona falbankami, takimi samymi jak przy wykończeniu rękawów. Mimo iż piersi miała prawie na wierzchu ramiona miała zakryte.

-Ginny? Co się dzieje? O co chodzi? - spytała zdezorientowana Gryfonka, rozglądając się po pokoju. Na środku stał mały ozdobny stolik z czerwonymi poduszkami ułożonymi wokół niego, w kącie stała stalowa balia, wielkie lustro w złoconej ramie i zaraz obok ogromna szafa. 

-Jak to co? Przyszłyśmy przyszykować cię na ślub. - odparła prosto, wpuszczając do pomieszczenia Lavender. Fryzurę i ubranie miała podobne do młodszej dziewczyny, tylko w kolorze wyblakłego różu i z o wiele większą ilością koronek i falbanek.

-Ślub? Czyj ślub? - spytała. Ani Ginny ani Lavender nie wyglądały na panny młode.

-Twój, głuptasie. - zachichotała Lav. - Wychodzisz dzisiaj za mąż za Cormaca.

Continue Reading

You'll Also Like

51.7K 7.2K 46
Michael Sullivan miał wszystko - udaną karierę, kochającą żonę i stabilne życie. Przez lata myślał, że nic nie może zburzyć fundamentów ich wspólnej...
261K 8.3K 37
„Jesień w Boulder City przynosi nie tylko zmieniające się liście, ale także powrót nielegalnych wyścigów samochodowych. Dla 17-letniej Grace, sztuka...
28.6K 1.8K 11
Ich pierwsza rozmowa jest zaledwie początkiem skomplikowanej relacji, która wykracza poza granice ich światów. Domenico, zafascynowany jej determina...
738K 24.5K 20
Phoenix Weston: Kontynuacja Braci Weston. (47.6144042, -122.3340139) Zagramy?