Pojadę do rodziców na święta. Mimo że ze znajomymi widywałam się w każdy weekend, a czasami nawet w tygodniu, to z rodzicami nie widziałam się od trzech miesięcy. W tym czasie zadzwonili do mnie raz. Widocznie wcale nie było im mnie brak. Szkoda, bo odnosiłam wrażenie, że tylko czekali, aż się w końcu wyprowadzę. Tak, jakbym cały czas im tylko zawadzała.
Zastanawiałam się, czy spakowałam wszystko, co potrzebne. Nie potrzebowałam wielu rzeczy. Zostawiłam kilka ubrań w domu, więc pewnie znajdę tam coś odpowiedniego na Wigilię.
– Jedziesz na całe święta? - Z rozmyśleń wyrwała mnie Ashley.
– O ile nie pokłócę się z rodzicami, przyjaciel mnie odwiezie.
Nie chciałam się zwalać na głowę Brandonowi. Kumpel, a może już powinnam nazywać go przyjacielem, zaprosił mnie do siebie, gdybym nie mogła dogadać się z rodzicami. To miłe z jego strony, ale święta powinno spędzić się z rodziną. Wątpiłam, żeby rodzice Brandona i Lily byli zadowoleni z mojej wizyty, i nawet nie chciałam się przekonywać, że miałam rację. Nie wiedziałam, jaka zapanuje atmosfera w domu, ale liczyłam, że to będą pierwsze święta bez kłótni. Co roku na to liczyłam. Czasami tęskniłam za świętami, gdy byłam małą dziewczynką. Wtedy jeszcze dla rodziców byłam oczkiem w głowie. Tak mi się przynajmniej wydawało.
– Ten, co tutaj tak często przyjeżdża? - Uśmiechnęła się.
Podejrzewałam, że jej się podobał, ale z jakiegoś powodu nie chciała mi się do tego przyznać. Ciekawe czemu, przecież nie miałabym nic przeciwko, gdyby ze sobą byli. Lubiłam Ashley i mimo że nie była idealną kandydatką na dziewczynę dla Brandona, mogliby spróbować. Chociaż przez jakiś czas nie byliby sami.
– Zgadza się, a co? - Zerknęłam na nią.
– Nie, nic – odpowiedziała speszona. – A ten drugi?
Jaki drugi? Oprócz Brandona nikt tutaj do mnie nie przyjeżdżał. Może widziała raz Nathana, gdy przyjechał kiedyś z Megan, ale to było dawno.
– Kto?
– Nie wiem, jak się nazywa, kręci się tu czasami z jakąś laską.
Chyba nie miała na myśli Krisa? To facet mojej przyjaciółki i nic mnie z nim nie łączyło. Nie uważałam, żebym musiała się z tego tłumaczyć. Tym bardziej że nie było z czego. Jednak nie dawał mi spokoju jego pocałunek. Fakt, odwzajemniłam go, ale nie chciałam tego. Zamroczyło mnie. A on od tamtej chwili patrzył na mnie inaczej i nawet próbował ze mną rozmawiać częściej niż do tej pory. Nie wiedziałam, jak powinnam to odebrać, ale wmawiałam sobie, że chciał się ze mną zakolegować ze względu na Megan. Przecież zdarzyło się, że zabierała go ze sobą.
– Kris. Chłopak tej laski. - Zaśmiałam się.
– A to ciekawe, bo nie wyglądają na zakochanych.
To dziwne, bo zawsze wydawało mi się, że Kris nie widział świata poza Megan. Ona była suką, która ciągle go zdradzała. Wkurwiała mnie swoim zachowaniem i już kiedyś jej to powiedziałam, ale była moją przyjaciółką i nie robiła tym krzywdy mi. Poza tym nie miałam prawa nikogo oceniać. To było jej życie. A że Kris był tak ślepy, że nie zauważał, jaka była to już nie mój problem. To nie mój przyjaciel, więc nie czułam się źle, że cokolwiek przed nim ukrywałam.
– On chyba jest i to bardzo.
– Ale ciągle gapi się na ciebie. - Patrzyła na mnie.
I co z tego? Przecież nie zabronię mu się na mnie patrzeć. A może powinnam, skoro ktoś odbierał to tak, że mogłam mu się podobać.
– Nie mów tego przy Megan. - Zagroziłam, na co się roześmiała. – Serio.
Nie chciałam, żeby Meg myślała, że jej facet do mnie zarywał. Jeszcze mi brakowało, żeby przyjaciółka myślała, że podbijałam do jej chłopaka. Pewnie podejrzewałaby mnie, że powiem mu w końcu o jej zdradach. Nie miałam zamiaru wpierdalać się komuś w związek.
Spakowałam kilka potrzebnych rzeczy i byłam gotowa do wyjścia. Miałam zadzwonić do Nathana, ale uznałam, że pojadę pociągiem. Jednak to był błąd. Ledwo udało mi się znaleźć miejsce, żeby usiąść i to jeszcze przy matce z dwójką dzieciaków. Zapowiadała się zajebista podróż. Odzwyczaiłam się od komunikacji miejskiej, odkąd ze znajomymi zrobiliśmy prawo jazdy. Od tamtej pory woziliśmy się samochodami. Kto by chciał się przepychać w zatłoczonych autobusach o szóstej rano, żeby dojechać do szkoły, na uczelnię albo do pracy? Cóż, widać w drodze do domu byłam w stanie przecierpieć trzy godziny w pociągu wśród obcych ludzi.
Oczywiście po wyjściu na stacji zauważyłam Brandona. Nie wyglądał na zadowolonego. Zajęło mi trochę czasu, zanim przebiłam się przez tłum wylewający się z wagonu.
– Miałaś przyjechać z Nathanem. - Podszedł do mnie. – Zajebię go.
No to narobiłam Nathowi problemu. Trudno. Wyjaśnię to później.
– Może się ze mną przywitasz? - Uśmiechnęłam się. – Nawet nie wiem, czy Nat tam podjechał.
– Już go o nic nie poproszę. - Przytulił mnie.
– Nie musisz mnie niańczyć – burknęłam.
Byłam dorosła i doskonale sobie radziłam sama, a miałam wrażenie, że Brandon zaczął być opiekuńczy w stosunku do mnie. I może by mi to nie przeszkadzało, gdyby nie zaczął tego robić po wypadku. Szybko odrzuciłam wspomnienia tego pechowego dnia, bo bałam się, że się rozpłaczę. Wolałam poczekać do wieczora, gdy zostanę sama w swoim pokoju.
– Nie niańczę. - Spojrzał na mnie. – Jadłaś coś przed wyjazdem?
– Rodzice na mnie czekają.
Nie chciałam mu się narzucać. Pewnie miał już plany na dzisiejszy dzień. Pokiwał tylko głową i odprowadził mnie do domu. To raptem dwadzieścia minut ze stacji. Przez drogę nie rozmawialiśmy dużo. Zapytał mnie tylko, jak minął ostatni tydzień i tyle. Brandon rzadko opowiadał o sobie albo o tym, co robił.
– Widzimy się później? – spytał, gdy staliśmy już przed moją klatką.
Szczerze, to chyba nie miałam ochoty już nigdzie wychodzić. Jednak może się zdarzyć, że atmosfera w domu będzie na tyle nie do wytrzymania, że nie będę miała innego wyjścia.
– Zależy, jakie będą panować nastroje. - Zerknęłam na swoje okna.
Ile minie czasu do pierwszej kłótni po moim powrocie? Nie widzieliśmy się długo, więc może nie będzie tak źle.
– Jakby coś, dzwoń.
W domu powitała mnie cisza. Spodziewałam się, że po tak długim czasie rodzice powitają mnie z radością. Oni jednak woleli się zmyć. I dobrze, nie zamierzałam dzisiaj z nimi rozmawiać.
W moim pokoju oczywiście wszędzie walały się rzeczy Mai. Zauważyłam, że zaaklimatyzowała się na stałe i nikomu to nie przeszkadzało. No oprócz mnie, ale ja się nie liczyłam.
Strąciłam z łóżka kilka jej ubrań, których pewnie zapomniała pochować przed swoim wyjazdem. Nie zamierzałam ich układać. To, że była zapominalską bałaganiarą, nie mój problem. Najchętniej bym jej wszystkie rzeczy wyrzuciła przez okno. Już wiedziałam, że ciężko będzie mi przetrwać te pięć dni bez kłótni. Powinnam pomyśleć o jakiejś pracy. Nie chciałam w wakacje wracać do domu, ale jeśli nie będę miała pieniędzy na wynajem mieszkania, nie będę miała innego wyboru.
Poszłam do kuchni zrobić sobie coś do picia. Wychodząc z pokoju, minęłam się z rodzicami, którzy przed chwilą weszli.
– Już jesteś? – odezwał się tata.
Nie, wcale mnie tutaj nie było. Przewróciłam oczami.
– Jak widać – burknęłam, wstawiając wodę na herbatę.
Może powinnam wypić coś mocniejszego? Czy przegięciem będzie, jak doleję do kubka wódki? Tylko że w tym domu nie było alkoholu.
– Mogłaś zadzwonić. - Mama stanęła za mną.
Zaczynaliśmy od pretensji, świetnie.
– Po co? - Odwróciłam się do niej, krzyżując ręce na piersiach. – Jutro pomogę ci sprzątać i przygotować wszystkie potrawy, ale dzisiaj dajcie mi spokój, proszę.
Zalałam sobie herbatę i z kubkiem w dłoni opuściłam pomieszczenie.
– Suzanne! - Usłyszałam za sobą.
– Jutro. Udawajcie, że mnie dzisiaj tu nie ma. - Zamknęłam za sobą drzwi.
Spojrzałam na podłogę, gdzie leżało kilka ubrań i kopnęłam je pod łóżko. A niech gówniara ich sobie szuka.
Włączyłam laptop, żeby obejrzeć jakiś film, ale w ogóle nie mogłam się skupić na dialogach. Oglądałam tylko migające obrazki, aż stwierdziłam, że to bez sensu. Postanowiłam iść pod prysznic. Wzięłam piżamę oraz bieliznę i ruszyłam do łazienki. Rodzice siedzieli na kanapie, rozmawiając.
– Co się z nią dzieje? - Spytała mama. – Nie była taka ostatnio.
Nie? A to ciekawe. Bo wydawało mi się, że w stosunku do nich zawsze byłam taka sama. Lekceważyłam ich w taki sam sposób jak oni mnie. Tyle że zawsze to ja byłam tą złą. Przecież oni byli takimi kochanymi rodzicami.
– Studenckie życie ją dopadło. Zapomniała, że panują jakiekolwiek zasady.
Parsknęłam śmiechem i zamknęłam za sobą drzwi, żeby mnie nie usłyszeli. Serio? Ojciec uważał, że byłam taka przez studia? Oni nigdy nie widzieli swoich błędów, a już na pewno nie błędów wychowawczych. Według siebie na pewno byli wzorowymi rodzicami, tylko córka im się buntowała przez otoczenie. Nie zauważyli, że w większości zachowywałam się źle przez nich.
Zimny prysznic zadziałał na mnie pobudzająco i przez chwilę zastanawiałam się, czy nie powinnam jednak wyjść z domu. Jednak zdecydowałam, że wykorzystam ten czas na naukę. Nie chciałam mieć zaległości po świętach. Musiałam przyznać, że nie spodziewałam się, że polubię prawo. Jednak to był najlepszy wybór, jakiego do tej pory dokonałam. Cieszyłam się, że wbrew rodzicom zrezygnowałam z księgowości. Przynajmniej będę lubić to, co robię.
Spojrzałam na telefon, który zaczął dzwonić. Nathan. Miałam przerąbane.
– Czemu nie poczekałaś?
– Miałam ci napisać, że wracam pociągiem.
– Dobra, Suzie. To, co ostatnio odwalasz to już przegięcie.
– Co odwalam? – oburzyłam się.
– Olewasz mnie.
– To tak samo, jak ty olewasz mnie dla swojej laski. Nie musiałeś przyjeżdżać.
– Dobra, nie mamy o czym gadać. - Rozłączył się.
Miałam go gdzieś. Nie zależało mi już na tej znajomości. Przecież nawet nie byliśmy przyjaciółmi.