Mamusia przeprosiła, a ty nadal masz do niej żal. Jak to jest? Nie widzisz najzwyklejszych korzyści? Poza tym nawet cię pochwaliła! Ja się czuje doceniony.
Nie sądziłem, że zwykłe przeprosiny wyrządzą mi taką krzywdę. Oczekiwałem ich tak długo, a kiedy w końcu nastąpiły, nie potrafiłem ich przyjąć. Wprawdzie Nayeon nie zrobiłaby tego wcześniej, bo dlaczego miałaby? Musiała spaść ze schodów, żeby zauważyć cokolwiek. To okrutne.
- Co cię znowu męczy?
Spojrzałem zmęczony na Jimina, stojącego nade mną z parującą miską. Wyglądał jak anioł. Mój osobisty anioł, który zawsze nade mną czuwał.
I podglądał.
- Po prostu mam dość siebie, dość wszystkiego.
- Może gdybyś wyszedł z łóżka i spróbował pobawić się ze swoim rodzeństwem, wyszłoby ci to na dobre? - Przysiadł obok mnie na łóżku, opierając miskę z zupą o swoje kolano.
- Nie chcę psuć im humoru.
- To może chociaż zjedz coś? Nie przypominam sobie, żebyś coś jadł w ciągu ostatnich dni.
- Nie potrzebuję jedzenia - burknąłem, choć i tak przysunąłem się do niego, po czym opuściłem nogi na podłogę, żeby zabrać się za posiłek. - Nie mogę bawić się z tobą?
W odpowiedzi otrzymałem pytające spojrzenie. Byłem pewien, że wiedział o czym pomyślałem, ale mimo to nagły przypływ humoru został zgaszony w ułamku sekundy, więc zabrałem się za siorbanie udonu prosto z miski.
- Wiesz, że nie możemy o tej porze, prawda? - powiedział niezbyt przekonany do swoich słów.
- Ale możemy zapalić - próbowałem dalej. Przecież nie mogliśmy ciągle siedzieć na łóżku i użalać się nad sobą.
Pomyślał typ, który robi to prawie każdego dnia. Brawo dla tego pana.
- Skończyły mi się papierosy i kieszonkowe.
Z krzywą miną odłożyłem miskę na stolik nocny i podciągnąłem kolana pod brodę.
- Tata może nam dać.
- Nie będę go o to prosił. Nawet nie skończyłeś szesnastu lat, więc dlaczego miałby się dzielić używkami?
- W plecaku mam tylko marihuanę, ale nie chcę jej palić. Znów mogę przeżyć odwrotny do zamierzonego efekt - odpowiedziałem zgodnie z prawdą, na co otrzymałem westchnienie Jimina. - Nie bądź na mnie zły - poprosiłem go, kładąc głowę na jego ramieniu. - Obaj się męczymy z wiedzą i czynami, które nigdy nie powinny nas dosięgnąć.
- Chcę dobrze dla nas obu. - Wtulił się we mnie. Dopiero teraz dotarł do mnie jego zmęczony ton głosu. Wcześniej nie potrafiłem tego zauważyć... Byłeś skupiony na sobie. Własnie, byłem skupiony ma sobie. Znienawidziłem siebie za to. - Tylko za sprawą tabletek jestem względnie spokojny. Trudno żyje mi się ze świadomością, że ominie nas kara, a jednocześnie cieszę się z tego, że nikt nas nie rozdzieli i wszystko zmienia się na dobre.
- Odkupimy jakoś swoje grzechy - powiedziałem, czując na swoich barkach brzemię chronienia go. Choć nie mogłem już udawać, że jestem obrońcą i mścicielem, brzydziłem się tego, to postanowiłem pozostać tym, kogo naprawdę potrzebował. - Wszystko będzie dobrze. Zaczniemy się leczyć, no i nie wiem, zaplanujemy jakoś przyszłość, hm?
- Ostatnimi czasy nie uczyłem się w ogóle. Ty pewnie też. Jak chcesz zaplanować dla nas przyszłość z takimi wynikami?
- Jak dla mnie, to możemy zacząć nauczanie indywidualne, a ze studiami możesz poczekać na mnie, tylko to wszystko musi się skończyć. - Uśmiechnąłem się do niego, a on nie mógł się powstrzymać przed krótkim pocałunkiem, który na pewno w jakiś sposób wpłynął na moje samopoczucie. - Seokjin zbiera dowody i już nie jest mu tak do śmiechu, jak zwykle, ale wszystko będzie dobrze.
- Obiecujesz?
- To zabawne w jaki sposób zamieniamy się rolami w przeciągu kilku minut. - Zaśmiałem się pod nosem, kręcąc przy tym głową. - Obiecuję. A teraz pozwól, że zjem zupę. Kto ją ugotował?
- Junghyun.
- Świetnie. Może jednak zdobędę papierosy, albo chociaż pieniądze na nie, kiedy go pochwalę.
•••
Spróbowałem wrócić do względnej normalności w szkole. Chciałem pójść z Yoongim do sklepiku po bułki z kurczakiem, ale Namjoon sprzątnął mi go z przed nosa, nim zdążyłem się do niego odezwać. Nie siedziałem z nim w ławce na lekcjach, choć zwykle okupowaliśmy miejsca obok siebie. Nabrał ogromnego dystansu, a ja nie mogłem nic na to poradzić.
Zresztą ta normalność nie była mi pisana. Jimin na długiej przerwie, czyli po lekcji geografii, na której dostałem ochran wszech czasów za oddanie pustego sprawdzianu, przekazał mi kartkę. Nie wyglądał na najweselszego. Kiedy usiadłem w spokoju, żeby przeczytać zawartą informację, Jimin wyciągnął z kieszeni buteleczkę tabletek.
- Chcesz? - zapytał, pokazując mi otwarte opakowanie.
Pokręciłem głową z westchnieniem. Nie miałem najmniejszego pojęcia od kogo mogła to być kartka.
Stawiam na Aidana. Już raz dostałeś taką kartkę.
A Może wyrzucisz ją? Nie chcę się bać.
No i obudził się.
Nie chcę się bać. Nie lubię zabijać.
Wariatka lubi, ale lepiej nie wywołujmy wilka z lasu.
Potrząsnąłem głową, aby móc w pełni skupić się na nabazgranym szybko tekście.
- Jungkookie - zacząłem czytać na głos, jednak szybko zrozumiałem, że powinienem był raczej mówić ciszej. - Namjoon całkowicie mnie ogranicza. Nie mogę wyjść nigdzie bez niego, o korzystaniu z telefonu nie ma mowy. Nie pomaga mi spędzanie czasu z Soyeon, bo przychodzi do mnie z Aidanem. Widziałem co robił z Aidanem. Musiałem tam być, bo Namjoon mi kazał. Wiem, co zrobiłeś. Błagam, tylko ty możesz mi pomóc. Yoongi.
Uniosłem wzrok znad kartki. Jimin już trzymał w dłoni tabletkę z wyraźną sugestią w spojrzeniu. Zaczęła dławić mnie złość, a strach całkowicie ograniczał każdy ruch.
- Czytałem to już. - Sam wcisnął tabletkę do moich ust, po czym przystawił butelkę z wodą, abym mógł popić. Wykonałem jego nieme żądanie niemal natychmiastowo. - I co my teraz zrobimy?
Nic? Co we dwójkę możecie zrobić przeciwko sile Aidana? Jeśli nie on, załatwi was biolog albo ten policjant.
- Nic nie możemy zrobić - wycedziłem. Hamowałem łzy bezsilności. - Naprawdę niczego nie możemy zrobić. - Zgniotłem kartkę w ręce. - Jak ci to przekazał?
- Akurat szedłem do ciebie. Przechodząc obok, szturchnął mnie ramieniem, wciskając w dłoń papierek. Powędrowałem za nim zaskoczony wzrokiem. - Ucichł na moment, jakby to,co zobaczył nie należało do najprzyjemniejszych widoków. - Błagał mnie bezgłośnie. Jungkookie, to by tłumaczyło jego dystans i izolację. Soyeon zawsze opowiadała mi o nim jako o energicznym chłopaku, który nie chce po raz drugi stąpać po cienkiej linii życia.
Nie chcę skończyć jak Yoongi! Przestań się tym interesować.
A ja nie chcę, żebyś mi przeszkadzał, bo chcę zobaczyć spektakl. Będzie świetnie.
Musiałem potrząsnąć głową. Dlaczego głosy nie chciały cichnąć?
- Nie zastanawiałem się nad tym zbyt często - przyznałem szczerze, co przyprawiło mnie o wyrzuty sumienia. Gdybym po raz kolejny nie skupiał się na sobie i na swoim cierpieniu, dostrzegłbym wszystko to, co działo się wokoło. - Sądziłem, że po prostu zajął się sobą. Gdybym zauważył to wcześniej albo chociaż trochę pomyślał...
- Gdybyś wiedział, że się przewrócisz, to usiądziesz - przerwał mi. - Soyeon ostatnio całkowicie skupiła się na obowiązkach przewodniczącej szkoły ze względu na decyzję dyrektora. Całą swoją uwagę poświęciłem tobie, a teraz oni są coraz bliżej.
- Musimy im pomóc, nim i oni staną się częścią tronu.
- Tronu? - zapytał zaskoczony.
- To jest coś, czego za żadne skarby nie chciałbyś zobaczyć.
•••
Pierwszy raz od dawna byłem obecny ciałem i duchem na zajęciach klubowych. Zwykle siedziałem i sztywno wykonywałem polecenia opiekunki naszego kółka pisarskiego, która postanowiła całkowicie poddać nas przygotowaniom do konkursu, którego nazwy nie potrafiłem zapamiętać.
W tej chwili spodziewałem się głosu Drugiego albo Trzeciego, ale żaden z nich się nie odzywał. Byłem też nadzwyczajnie spokojny, ale jednocześnie ospały. Tabletki się spisywały, choć czułem pojedyncze skurcze łydek, które często musiałem rozmasowywać. Niejednokrotnie pomagał mi w tym Jimin, mówiąc, że zna efekty uboczne tych tabletek. O dziwo nikt nie zwracał na nas uwagi. Żadna z dziewczyn nie marudziła, że nie było Soyeon na miejscu. One również w ponurej atmosferze robiły, co im kazano. Brakowało mi atmosfery z początku roku.
Po powrocie do domu, zastałem moje rodzeństwo, żegnające jakąś kobietę. Automatycznie przysunąłem się do Jimina, przepuszczając intruza do drzwi.
- Jungkookie, wróciłeś! - przywitał się Taehyung. - To była nasza nauczycielka. Tata powiedział, że ciocia Nayeon pozwoliła nam tu zostać z wami do rozwiązania czegoś tam.
- Nayeon wróciła? - zdziwiłem się.
- Miała to zrobić w poniedziałek, prawda? - przypomniała o sobie Hyerin. - Dlaczego nie mówisz do niej "mama"?
- Dlaczego miałbym? - Wzruszyłem obojętnie ramionami. - Gdzie tata?
- Kazał przekazać, że czeka na was w waszym pokoju na górze z Seokjinem - odpowiedział Taehyung. - Teraz chcą z wami porozmawiać.
- No dobrze. Idźcie sobie gdzieś. - Już chciałem ich minąć, kiedy zatrzymał mnie Jimin. Spojrzałem na niego pytająco.
- Za domem jest altana. Jak się postaracie, to znajdziecie tam zabawki Jungkooka - poinstruował ich Jimin.
- Dobrze! - odkrzyknęli jednocześnie i już ich nie było.
Odetchnąłem. Nie byłem przyzwyczajony do tego typu zachowań w domu. Nikt nie witał mnie u progu, a tym bardziej nie uśmiechał się w ten konkretny sposób. Czułem, że potrzebowałem chwili, by w końcu spojrzeć na Jimina. Ten o dziwo czekał na mnie, przez co miałem wrażenie, że nasze role się odwróciły.
- Trochę boję się tego, co mają nam do powiedzenia - stwierdził w końcu.
Spojrzałem na niego zlękniony. Nie chciałem rozmawiać na tego typu tematy wtedy, gdy miałem spokój od głosów. Co jeśli znów się pojawią przez nadmierny stres?
- Skoro obaj chcą z nami rozmawiać tak, żeby Nayeon nas nie usłyszała - przyznałem po chwili. - Czym dłużej będziemy tu stali, tym bardziej będziemy się bać.
- Racja.
Niezbyt spiesznie skierowaliśmy się do schodów. Czułem się tak, jakbym miał obciążone czymś nogi, przez co z pewną trudności stawiałem kroki na kolejnych stopniach. Mimo to Jimin trzymał mnie za rękę i ani nie myślał o tym, żeby ją puścić. Kiedy myślałem, że już bardziej stresować się nie mogłem, rozdzwonił się mój drugi telefon, który został ukryty na dnie plecaka, przez co niemal się potknąłem. Odzyskawszy równowagę, czym prędzej zdjąłem plecak z ramion, aby dostać się do urządzenia. Nie mogłem przegapić połączenia Aidana.
Zdążyłem w ostatniej chwili.
- Halo?
- Witaj, Jungkook. Nie byłeś dziś w mojej chłodni, prawda? - zapytał spokojnie. Za spokojnie.
- Ani mi się śniło. - Posłałem Jiminowi spanikowane spojrzenie. - Dlaczego miałbym to zrobić?
- Ktoś dezaktywował cichy alarm i wszedł do środka.
- Co?
- To, co usłyszałeś. Ktoś już wie.
- A twoja babcia?
- Od dawna jest częścią tronu. Szlag!
Nim się rozłączył, usłyszałem trzaski, jednoznacznie mówiące mi, że w coś uderzył. Odsunąłem drżącą rękę od ucha, po czym schowałem telefon.
- Co się stało? - zainterweniował Jimin. Nie dało się ukryć mojego roztrzęsienia. Co jeśli ktoś już wie o moich zbrodniach; jeśli ktoś już podąża moim tropem? - Czego chciał?! - upomniał się.
- Ktoś był w miejscu, gdzie trzyma ciała - wydukałem.
Nie zważając na chłopaka, wystrzeliłem z miejsca w stronę drzwi do naszego pokoju, by po chwili otworzyć je gwałtownie. Na łóżku siedział tata razem z Seokjinem, a wokół nich leżało całe mnóstwo zdjęć.
- W końcu przyszedłeś - przywitali mnie jednocześnie.
- Ktoś - nie potrafiłem się wysłowić. Nie wiedziałem jak zapanować nad ściśniętym gardłem.
- Ktoś odkrył chłodnię Aidana? - zapytał przewidywalnie Seokjin. - Owszem. Byłem tam, bo nie dawała mi spokoju. Zresztą Sunmi wraz z Sunhi chciały tam pójść. Stanowczo odradziłem im to posunięcie.
Niemal odepchnąłem Jimina, który objął mnie niespodziewanie. Dodatkowo niepokój podsycił trzask drzwi. Co tu się działo?
- Usiądźcie - zaprosił nas tata. - Musimy opracować plan, a skoro Nayeon wróciła do domu, postanowiłem umieścić naszą bazę tutaj.
- Ale nie będzie tych wszystkich zdjęć, prawda? - odezwał się Jimin.
- Oczywiście, że nie. Przecież nikt nie może ich zobaczyć. - Seokjin puknął się w czoło demonstracyjnie, co miało być chyba elementem komediowym. - Schować je?