Caterina z pozoru wygląda na słabą, życzliwą kobietę, jednak kiedy teraz obserwuje ją jak małymi łyczkami, zamyślona sączy ciemne wino, wygląda zupełnie inaczej. Jej wzrok jest maksymalnie skupiony i utkwiony w drzwiach sypialni. Bije od niej chłód, który do niej nie pasuje. Odkąd weszłyśmy do tego pomieszczenia, przestała się do mnie odzywać. Unika nawet mojego wzroku, ona musiała widzieć więcej niż ja, jednak boje się zapytać co tak właściwe się wydarzyło. Mój brat Michał dokonał czynu niewybaczalnego w mafijnym świcie, nawet nie chce myśleć jaką śmiercią zginie. Modle się, tylko żeby nic poważnego się nie stało Maxowi. Jest on prawą ręką mojego narzeczonego i próba jego zabicia równa się z gniewem Luciano.
Po kilkunastu próbach odezwania się w końcu udało mi się, przemówić, skupiając na sobie wzrok złej Cateriny.
— Kto tak naprawdę oberwał? – Zapytałam po cichu.
Kobieta przez chwile wpatrywała się we mnie, jakby zastawiała się, ile może mi powiedzieć. Dłońmi poprawia swoje długie rozpuszczone włosy, zmuszając swoje wargi do wymuszonego uśmiechu.
— Nie wiem. Było za duże zamieszanie. Będzie wszystko dobrze. – Odzywa się, chociaż nie wiem, kogo chce bardziej pocieszyć mnie czy siebie.
Nie mogę wytrzymać już dłuższego czekania, obwiniania się o to, że po raz kolejny pokazałam, jaka jestem słaba. Jednak dźwięk wystrzału mnie sparaliżował, przestraszyłam się zobaczyć kolejną śmierć. Nie wiem jak kobieta, która nie jest wychowana w mafii, może się na to uodpornić. Gwałtownie wstaje, nie mogąc już dłużej siedzieć, muszę zobaczyć, co się dzieje.
— Idę. – Odzywam się, po raz pierwszy od dłuższego czasu, mój głos brzmi, tak jak powinien. Stanowczy i zimny.
Kiedy łapie za klamkę, w tym samym czasie Caterina zaciska swoje zimne palce na moim ramieniu.
— Uważaj na to, co zrobisz albo powiesz, mój mąż nie jest aż tak wyrozumiały, jak moi synowie. – Odzywa się, po czym mnie puszcza.
Ta kobieta musiała naprawdę dużo przejść u boku swojego zimnego męża. Znam część jej historii i podziwiam ją za to, że potrafi mimo tego spokojnie spać i uśmiechać się, ja już dawno bym przepadła.
Staram się poruszać po cichu, na korytarzu jest pusto, ochroniarz, który miał mnie pilnować, musiał stwierdzić, że nie dam rady nigdzie wyjść lub Luciano potrzebował go do innych celów. Schodzę na dół, gdzie panuje cisza. Nie ma nikogo, więc gdzie wszyscy się podziali? Pierwszą myślą jest Luciano gabinet, do którego się kieruje. Kiedy jestem już pod drzwiami, niepewnie naciskam klamkę, popychając drzwi, które nie drgnęły nawet o milimetr.
Tu ich nie ma.
Cofam się do miejsca, gdzie wszystko się zaczęło, może tam coś znajdę, chodź nie wiem czego spodziewam się zobaczyć. Przechodzę przez pusty salon, rozglądając się na boki. Serce mi dudni, kiedy ze zamkniętymi oczami wchodzę do jadalni. Biorę głęboki wdech i uchylam powieki, wszystko zostało posprzątane, po kolacji nie ma żadnego śladu. Spoglądam na podłogę, która błyszczy, ktoś niedawno musiał ją umyć, zapewne zmywając z niej krew.
Nagle dopada mnie nieprzyjemna myśl, którą muszę sprawdzić, chodź zapewne, będę tego żałować. Idę do pomieszczenia, które samo w sobie mnie przeraża, do którego nigdy nie chce wracać, jednak tym razem muszę. Najprawdopodobniej tam wszystkich znajdę.
Wraz z uchyleniem drzwi docierają do mnie krzyki oraz głosy mężczyzn, których szukam a konkretnie jednego. Zaciskam dłonie i niepewnie schodzę po drewnianych schodach. Krzyk mojego brata staje się wyraźniejszy. Muszę ich powstrzymać, nie mogę stracić brata, którego ledwo co poznałam. Szanse na to są marne, ponieważ sam podpisał na siebie taki wyrok, jednak jako jedyna z nich domyślam się, co było tego powodem. Mój brat zrobił to z miłości do Eve, tylko problem polega, że ona cieszyła się na myśl o przyszłości u boku Maxa.
Czemu, życie musi być takie trudne i skomplikowane. Może uda mi się ich przekonać, żeby go ukarali, ale pozwolili mu żyć. W całej piwnicy są uchylone tylko jedne drzwi, spod nich wystaje tak dobrze znana mi folia malarska. Dreszcz niepokoju przechodzi mi po plecach, kiedy wychodzę do pomieszczenia. Najpierw nikt mnie nie zauważa, każdy ma wzrok skupiony na Michale, który jest przywiązany do sufitu na łańcuchu, wisi w powietrzu, za nim stoi wkurwiony Luciano, który ręce ma umazane w czerwonej cieczy. Pierwszy dostrzega mnie mój dziadek, który wpatruje się we mnie, kręcąc głową.
— Wyjdź stąd. – Odzywa się surowym tonem.
Teraz już wszystkie pary oczu są skierowane w moją stronę, jednak ja swój wzrok skupiam na Michale, przyszłam tu dla niego. Pomimo strachu, jaki odczuwam, biorę się w garść i z walącym sercem wchodzę głębiej. Nikt nie stara się mnie powstrzymywać, kiedy staję na wprost swojego brata. Widzę w jego oczach łzy oraz strach.
— Przepraszam. – Ledwo szepcze Michał, zamglonym wzrokiem, a mnie ściska serce.
Nie mogę pozwolić na to, żeby zginął. Dopiero niedawno się dowiedziałam, że jest moją rodziną. Pomimo że na początku naszej znajomości traktował mnie oschle, chce poznać go lepiej. Cisze przerywa zimny głos diabła, o której obecności zapomniałam.
— Lena, twój dziadek ma racje, nie powinnaś tego oglądać. – Odzywa się Luciano.
Po jego słowach dopada mnie wściekłość, nie ma prawa mówić mi, czy powinnam tu przychodzić, czy nie. On sam kilka dni temu zmusił mnie do zabawy w pieprzone podchody, szukania jego i patrzenia jak ginie dwadzieścia kobiet.
— Nie przyszłam tu na to wszystko patrzeć tylko po to, żeby was powstrzymać. – Odezwałam się zimnym głosem.
Po tych słowach przypomina mi się pewna ciekawa rozmowa z Cateriną, która wyjaśniała mi, na czym polega rola kobiety capo.
— O czym ty kobieto mówisz. – Łapie mnie za barki Max i patrzy na mnie zimnym wzrokiem. – Chciał mnie zabić, myślisz, że dlaczego żyję, kto mnie zasłonił.
— Max puść ją! – Krzyczy Luciano.
Nagle dociera do mnie. Eve, kula trafiła ją.
Z przerażeniem spoglądam na swojego brata, który płacze. On nie chciał zrobić jej krzywdy, on ją kocha, nigdy nie zrobiłby jej nic złego. To ona musiała podjąć taką decyzję i zasłoniła Maxa. Eve bardziej zależało na prawej ręce mojego narzeczonego niż na Michale. Podejrzewam, że do niego też to dotarło. Chciał zabić Maxa, żeby móc żyć u boku kobiety, która jego nie kocha.
— Co z nią? – Pytam patrząc na Luciano.
— Walczy o życie. Kula trafiła ją w klatkę piersiową tuż obok serca. – Odzywa się do mnie i wolnym krokiem podchodzi w moją stronę.
Nie mogę teraz podać się, jedyne co chce zrobić to biec do niej, w końcu jest moją najlepszą przyjaciółką. Luciano staje przede mną, chce coś powiedzieć, lecz czeka na moją reakcję.
Mimo wszystko muszę dokonać tego, po co tu przyszłam.
— Jako przyszła żona capo, uniewinniam Michała. Nie możecie go zabić. – Odzywam się, zadowolona, że mój głos zabrzmiał pewnie. Pomimo bólu serca.
Szok na twarzy Luciano był bezcenny. Gdybym aż tak bardzo nie cierpiała, zapewne odtańczyłabym taniec zwycięstwa. Udało mi się go zaskoczyć.
— Nie jesteś jeszcze jego żoną. Nie przysługuje ci jeszcze ten przywilej. – Odezwał się zimnym głosem ojciec Luciano.
— Nie jestem, ale wasz test już zdałam a do ślubu, zostało nam pięć dni. – Odzywam się, nie spuszczając wzroku z diabła.
— Nie! – Krzyczy Max. – To nie Luciano go zabije tylko ja. To moją przyszłą kobietę postrzelił. Więc prawo jest po mojej stronie. Ten śmieć zginie powolną śmiercią. – Krzyczy Max.
Patrzę błagalnym wzrokiem na Luciano, wiem, że do niego należy ostateczna decyzja. Widzę w jego oczach to, czego boje się usłyszeć. On mi nie pomoże. Zasrany diabeł będzie chciał śmierci mojego brata. Przełykam ślinę i zwracam się bezpośrednio do Maxa.
-- On nie chciał jej skrzywdzić. Nie zasługuje na śmierć i przykro mi, ale nie pozwolę ci tego zrobić. Michał jest moim bratem i jeśli chcesz zabić jego, będziesz musiał zabić mnie. – Odzywam się i zasłaniam brata. Patrze, na wszystkich mężczyzn, którzy wpatrują się we mnie, nie spodziewając się moich słów.
— Dobrze wiesz, że nie masz takiego prawa. Odsuń się, bo stanie ci się krzywda. – Odzywa się Max, podchodząc w moją stronę.
Nie spodziewałam się tego, ale nagle znalazł się Raf, który stanął obok mnie, zasłaniając Michała.
— Nie możesz sprzeciwić się żonie capo. Pomimo wszystko, co jest tego powodem. Lena skorzystała ze swojego przywileju, uniewinniając Michała. Prawo każe wam ją szanować, nie zapominajcie o tym. Taka jest jej decyzja. – Odzywa się Raf.
Jestem wdzięczna za jego wsparcie, pomimo tego, że wolałabym, żeby to mój narzeczony mi pomógł. Jednak on dalej stoi, nie odzywając się nic.
Nastała cisza, którą przerywa mój brat.
— Lena ja zasługuję na śmierć. Pozwól im mnie zabić. – Szepcze, jednak wszyscy go słyszą.
Nie mogę na to pozwolić, nie mogę go stracić. Eva przeżyje, on też. Wszystko musi się skończyć dobrze.
— W takim razie, jeśli Eve zginie, ciebie osobiście zabije Lena. W końcu to ona tak bardzo cię broni, pomimo że jej przyjaciółka walczy o życie! – Krzyczy Max.
W końcu diabeł postanawia się odezwać, jednak takich słów nie spodziewałam się usłyszeć. Tak bardzo, jak myślałam, że będzie dobrze, tak bardzo nienawidzę tego życia. Nienawidzę piekielnego diabła.
— Lena, utrudniasz mi podjęcie decyzji. Chcesz, żebym karygodny czyn uniewinnił. Michał chciał zabić, moją prawą rękę to jest tak samo atakowanie mnie. Jednakże Max chce, żeby ukarać sprawcę, który zaatakował jego kobietę. Muszę być sprawiedliwy. Lena albo wyjdziesz i pozwolisz dokończyć nam to, co przerwałaś, albo zgadzasz się na warunki Maxa. Zabijesz swojego brata sama, kiedy Eve nie uda się przeżyć, do tego czasu Michał będzie bezpieczny w celi i nikt nie zrobi mu krzywdy. – Odzywa się, nie patrząc na mnie.
Nie wieże, że daje mi taki wybór. Przecież wie, że nie skrzywdzę swojego brata i nie pozwolę go skrzywdzić. Nie wiem co mam zrobić. Wszyscy wpatrują się we mnie, czekając, aż podejmie trudną decyzję.
Nigdy nie będę w stanie zabić Michała, dlatego pozostaje mi się modlić, żeby moja przyjaciółka przeżyła.
— Nie zabijecie go. – Odzywam się, patrząc na Maxa, który po moich słowach wychodzi wściekły.
— Lena za mną! Felix odstaw Michała do celi. Reszta do gabinetu mamy inne tematy do obgadania. – Rozkazuje wściekły Luciano, który łapie mnie za ramie i ciągnie w głąb piwnicy.
Jest naprawdę zdenerwowany. Jego kroki są szybkie i głośne. On sam sapie niczym parowóz. Wchodzimy do siłowni, gdzie uczyłam się samoobrony z Rafem. Luciano mnie zaskakuje, podchodzi do worka treningowego i zaczyna z mocną siłą w niego uderzać pięściami.
— Czy ty kurwa wiesz, co zrobiłaś! – Krzyczy, a mnie przechodzi dreszcz przerażenia. Nigdy nie widziałam go tak zdenerwowanego.
Jedno mocne uderzenie lewą ręką, po czym szybko dochodzi prawa ręka. I tak na przemian.
— Nie chcesz zabijać a sama, podejmujesz takie decyzje! Kurwa mać! Przyrzekłem ci, że nie będziesz musiała patrzeć na śmierć! Miałaś nie wpierdalać się w nie swoje sprawy! Sama kurwa chciałaś się trzymać od tego z daleka! – Krzyczy, dalej uderzając we worek.
Mam ochotę się schować. Nie mogłam postąpić inaczej. Jednak ma racje, nie będę w stanie zabić Michała, pomimo tego, że mi karzą.
— Ona zginie może nie dziś, ale jutro na pewno! Lekarze cały czas ją operują! – Wydziera się, po czym podchodzi do mnie i ze szaleństwem w oczach mną potrząsa.
— Tak bardzo chcesz mieć krew na rękach! Moja władza w każdej chwili może upaść, a ty mi kurwa nie pomagasz! Chuj mnie obchodzi, jak tego dokonasz, ale poniesiesz konsekwencje swoich czynów! Będzie trzeba, a zmuszę cię, żebyś go zabiła! – Popycha mnie lekko i odchodzi, kiedy płynie moja pierwsza łza.
Cofa się i patrząc mi głęboko w oczy, kończy, swoją wypowiedz.
— Nawet się nie waż mnie o to obwiniać! To tylko i wyłącznie twoja wina! Spróbuj krzywo na mnie spojrzeć, a przysięgam, nie ręczę za siebie!
Wychodzi, zostawiając mnie samą. Upadam na kolana, płacząc. Co niby miałam zrobić? On ma racje. Nie mogę o to go obwiniać. Znienawidziłabym go bardziej, gdyby zlekceważyłby moje słowa i zabił Michała dzisiaj. Każda żona capo ma jedną szansę uniewinnić kogoś i podważyć decyzje męża, lecz jest to przywilej raz do końca jej życia. Może to zrobić tylko wtedy, jeśli uważa, że ma ona racje. Caterina mi o tym opowiadała, ponieważ sama kiedyś znalazła się w takiej sytuacji, ochraniając Rafa przed swoim mężem, który chciał skazać go na miesiąc tortur. Nie dowiedziałam się za co, ponieważ tego nie chciała mi powiedzieć. Błagam, niech Eva przeżyje. Wstaje z zimnej podłogi i cała zapłakana idę najpierw spotkać się z Michałem, muszę mieć pewność, że nic więcej mu nie grozi, dopiero później pójdę do Eve.
Przechodzę korytarzem, szukając cel, po przeciwnej stronie, gdzie się znajduje, widzę Felixa. Szybkim krokiem do niego podbiegam.
— Gdzie jest Michał? – Pytam, ponieważ wszystkie cele są puste.
— Zamknięty. Chodź, Luciano nie pozwolił ci się z nim spotkać. – Odzywa się i popycha mnie w stronę schodów.
— Żyje? – Pytam.
— Jeszcze tak. – Odpowiada i czeka, aż wyjdę z piwnicy.
Wychodzę wpadając wprost na Rafa, który bez słowa mnie przytula.
— Jestem z tobą. – Szepcze mi do ucha, po czym bierze na ręce i zanosi do mojej sypialni.
Nie walczę z nim, ponieważ jestem zmęczona.
— Zanieś mnie do Eve. Muszę ją zobaczyć. – Odzywam się.
— Nie, wciąż ją operują. Siedzi tam Max, lepiej, żebyś teraz na niego nie wpadła. Połóż się i odpocznij, później do niej zajrzysz. – Odzywa się, wychodząc po schodach.
Po tym, co powiedział mi Luciano, nie chce go na razie widzieć, nie chce też zostać sama. Potrzebuje czyjegoś wsparcia, kogoś, kto mnie wysłucha. Raf jest moim przyjacielem, jest idealnym słuchaczem.
— Zanieś mnie do innej sypialni, nie chce być w miejscu, w którym mogę spotkać Luciano. I proszę cię, możesz dziś ze mną posiedzieć. – Szepczę.
— Dla ciebie wszystko. – Odzywa się, po czym zanosi do swojego pokoju, gdzie ja zanoszę się jeszcze większym płaczem.
Komentujcie czy podobał wam się rozdział. ;) Pozdrawiam. ❤️❤️