Michael (Widmowa Wojna #2)

By Aruccio

39.2K 2.7K 945

Burzliwe wydarzenia z poprzednich miesięcy nie skończyły się dla Alexandry tak dobrze, jak by chciała, jednak... More

Rozdział I - Czym jest Teehle?
Rozdział II - Przykro mi to słyszeć
Rozdział III - Chodź ze mną
Rozdział IV - Jeśli jej nie znajdziesz dzisiaj, to cię zabiję własnoręcznie.
Rozdział V - Tak, mam w sobie geny Tepesa
Rozdział VI - Wiesz za dużo
Rozdział VII - Potrafi zabić twojego wampirka
Rozdział VIII - Boisz się, że poznam prawdę
Rozdział IX - Rzeź
Rozdział X - W Ameryce nie ma Cyrila
Rozdział XI - Do zobaczenia w piekle
Rozdział XII - Zostałem sam
Rozdział XIII - Mam na imię Vlad Trzeci Dracula
Rozdział XIV - Ktoś jest z nią
Rozdział XV - Zabiłeś Vlada
Rozdział XVI - Nie dziwi cię to?
(nie rozdział)
Rozdział XVII - Nie jesteś tą dziewczyną, którą poznałem
Rozdział XVIII - Alexandro, spróbuj nie zginąć
Rozdział XIX - Jeśli chcę przeżyć
Rozdział XX - Panie Wcale-nie-przywódco
Rozdział XXI - Ścigam go od kilku lat
Rozdział XXIII - Wyjdzie z tego
Rozdział XXIV - Byłoby miło z jego strony
Rozdział XXV - Posiedzę sobie w tym domu
Rozdział XXVI - Nabrałeś się na to?
Rozdział XXVII - Nie uwierzysz
Rozdział XXVIII - Wstawaj, kochana
Pytania, pytania
Rozdział XXIX - Muszę tu zrobić porządek
Rozdział XXX - To już prawie koniec.
Epilog
Sequel

Rozdział XXII - Nie jesteśmy wrogami

1K 73 24
By Aruccio

Nie zbetowałam tego, więc interpunkcją i literówkami się nie przejmujcie -- chociaż jeśli jest tam gdzieś błąd z kategorii "autokorekta robi swoje", to dajcie znać, bo czasem przesadza :D


________________________________________


Teehle był wycieńczony. Nawet nie zmęczony czy wyczerpany, ale autentycznie wycieńczony. On kilku tygodni nie był w kwaterze, a jedynie jeździł z miejsca na miejsce po całym terenie Elerain. - Nie Elerain, jak musiał się co chwilę poprawiać. Oddziału angielskiego. O Alexandrę się nie martwił, bo jeśli przebywała z Michaelem to była bezpieczniejsza niż gdziekolwiek indziej.

Martwiło go zniknięcie Siergieja. Z dwóch powodów, całkowicie odmiennych. Mógł zostać zabity jako wróg Watykanu - może i nieważny w hierarchii oddziału, ale dampir. To wystarczało. Z drugiej strony... mógł właśnie zniknąć, bo pojechał do Watykanu jako ich sprzymierzeniec. Teehle szczerze nie wierzył, że Siergiej stanął u boku wrogów, ale nie mógł całkowicie wykluczyć tej opcji. Wszystko było możliwe. Ah, no i trzecia możliwość. Mógł się ukryć, bo Watykan próbował się go pozbyć. Wtedy najpewniej skontaktowałby się z kimś zaufanym. Do takich osób najpewniej należał Vlad, Michael i Teehle - mimo wszystko. Jeśli do Teehlego się nie odezwał, to Teehle mógł mieć nadzieję, że znalazł Michaela. Z drugiej strony jeśli on był w stanie, to Watykanowi nie zajmie to wiele dłużej-

Usłyszał w kwaterze bicie serca. Wyskoczył z vana jeszcze przed bramą główną zanim zobaczyły go kamery i popędził do lasku na terenie posesji, wyciągając pistolet. Wiele serc. Kilkanaście co najmniej. Watykan wysłał tak po prostu ludzi? Nie pasuje, nie wysłaliby ludzi. A to zdecydowanie ludzkie serca. Nie może zakładać, że to nie oni, ale... to bez sensu.

Skrzywił się lekko i pobiegł do budynku. Wszedł tylnym wyjściem i... poczuł, jak goleniem zawadził o linkę. Coś pstryknęło, żyłka opadła i usłyszał na górze dźwięk powiadomienia na telefonie. Ah, więc to tak.

Zamknął cicho drzwi za sobą, zerknął na urządzenie, do którego była przypięta wcześniej linka, po czym skierował się w stronę holu, nasłuchując jak grupka wpada w poruszenie piętro wyżej.

- Mówiłem, że skoro przez cały dzień nie było alarmów...

- Cicho, nie pomagasz.

- Wiecie, że nas słyszy?

- To było na tylnym wejściu, więc pewnie przejdzie przez hol-

- Dobra, siedźcie cicho.

Ruch, kroki i w ogóle nieukrywane otwarcie drzwi. Teehle się wzdrygnął na gwałtowny dźwięk.

- Nie jesteśmy wrogami! - zawołał jakiś męski głos. Wszystkie miały dziwny akcent - Jest nas dwudziestka z Ameryki. Michael napisał do nas, żeby wysłać kogoś tutaj, bo jesteś sam! Cyn, słyszysz go? - ostatnie pytanie padło o wiele ciszej. Nie było odpowiedzi, pewnie Cyn pokiwał lub pokiwała głową. Albo pokręcił, pokręciła. Teehle z tego powodu powstrzymał ciche parsknięcie. Ameryka, akurat. W życiu by w to nie uwierzył, nigdy nie poprosili ich o pomoc, zresztą wzajemnie. Ameryka i Eurazja to dwa różne światy.

- Potrzebny nam dowód - rzucił jakiś niepewny głosik, zdecydowanie damski, a Teehle wspiął się na piętro. Wszyscy siedzieli w salonie, tego był pewien. Wszystkie serca poza jednym biły szybciej niż zwykle ze strachu. Teehle nie mógł nic poradzić na to, że poczuł ciekawość, gdy zauważył, że ta jedna osoba jest całkowicie spokojna.

- Dowód? Nie mam dowodu, maile same się usunęły - męski głos był ewidentnie niezadowolony. Wampir przemknął pod ścianę odcinającą korytarz od salonu... i natychmiast ten sam niepewny głos się odezwał:

- Przyszedł.

- Gdzie? - mężczyzna wydał się nagle bardziej zaniepokojony. Teehle zorientował się, że to on jest tym jedynym spokojnym.

- Za ścianą.

Teehle od razu przesunął się dalej. Skąd wiedziała? Nie było tam żadnego wampira. Ani zmiennokształtnego. To byli tylko ludzie.

- Teehle? - odezwał się znów mężczyzna - Żadne z nas nie stanowi dla ciebie zagrożenia, ale porozmawiajmy tylko we dwójkę, jeśli tak byś wolał. Wyjdę stąd, nie zastrzel mnie, proszę?

Teehle nie odpowiedział, ale wyprostował się z lekkim rozbawieniem. Minęło kilka sekund, gdy klamka się poruszyła, a drzwi otworzyły. Z salonu powoli wyszedł nieznajomy, po czym bez rozglądania się, zamknął za sobą drzwi. Potem spojrzał prosto na Teehlego, nawet nie musząc szukać go wzrokiem. Gdy błękitne oczy spojrzały na wampira, ten poczuł, jakby uderzył go piorun. To nie były oczy pięćdziesięcioletniego mężczyzny, na którego wyglądał. Były starsze. O wiele starsze. Nieznajomy odgarnął włosy z czoła, nie ruszając się ze swojego miejsca.

- Jerrard Fowler, miło cię poznać - powiedział spokojnie - Sytuacja trochę nie taka, jak bym sobie marzył, ale tak czy owak, miło mi. Nie mam jak cię przekonać, że nie należymy do Watykanu, więc musiałyś nam uwierzyć na słowo. Zresztą i tak, co może dwadzieściorga łowców przeciwko-

- Ile masz lat? - przerwał mu Teehle. Mężczyzna zaciął się, autentycznie zaskoczony, Potem zaśmiał się szczerze.

- Spostrzegawczy jesteś. Urodziłem się w tysiąc sześćset dziewięćdziesiątym dziewiątym roku w podległej Ameryce. I jestem człowiekiem, takim jak ten Christopher. Mam... moc. Umiejętność. Zdolność nadnaturalną. Nazwij to jak chcesz. Moja to długowieczność. Z naszej dwudziestki tylko trójka ma jakąś zdolność, reszta to zwykli ludzie.

Teehle wiedział o oddziałach amerykańskich wystarczająco, by nie być zdziwionym. O ile oczywiście mężczyzna nie kłamał. Ale te doświadczone oczy nie kłamały.

- Od początku. Co tu robicie? - spytał.

- Ha, no cóż to jest świetne pytanie. Wiem, że nigdy się nie kumplowaliśmy, ale z tego, co wiem, sytuacja u was się trochę skomplikowała - powiedział Jerrard - Sami zastanawialiśmy się czy się z wami skontaktować, ale Price... no, Vlad Tepes, nas uprzedził. Poprosił o wsparcie w Anglii, bo jest tylko jedna osoba. Wampir, człowiek, obojętnie - machnął ręką - To wciąż za mało, by ochronić tak duży obszar, więc oto jesteśmy. Dwudziestka całkowicie ludzkich, ale uzdolnionych i doświadczonych łowców - wskazał ścianę, za którą był salon.

- Zdolnych w razie czego mnie zabić - odparł wampir.

- Cóż - Jerrard zlustrował go od stóp do głów - Nie sądzę, żeby to było takie proste, a nam się nie spieszy do grobu, zwłaszcza do śmierci z rąk wampira. Z rąk syna Vlada Tepesa, chociaż to by było legendarna śmierć... w każdym razie! Jest jedną rzecz, która muszę z góry zaznaczyć - mężczyzna podszedł bliżej i popatrzył na Teehlego poważnie - Nie jesteśmy tutaj, by wesprzeć którąkolwiek stronę w walce. Przylecieliśmy zastąpić brakujące osoby, które powinny jeździć na misję. Watykan o nas nie wie i niech tak zostanie, ale macie nas nie wplątywać w jakąkolwiek bitwę z nimi, bo zwyczajnie odejdziemy. Ameryka jest neutralna w tej sprawie, to wasz spór.

- Oczywiście, Jerrardzie - Teehle kiwnął głową. Rozumiał to, rozumiał motyw, który kierował tą dwudziestka, kiedy odpowiedzieli na wezwanie pomocy. Nie zamierzał ich zmuszać do wojny - Chciałbym poznać teraz resztę moich nowych... łowców.

Jerrard uśmiechnął się lekko i cofnął do drzwi.

- Oni też z chęcią cię poznają.

Teehle wszedł do salonu, gdzie dziewiętnaście osób siedziało lub stało. Wszyscy spojrzeli na niego, gdy tylko wszedł. Żaden nic nie powiedział.

Popatrzył po kolei na wszystkich i jego uwagę przykuła jedna konkretna osoba. Kobieta miała rude włosy, była wysoka i... no cóż, i bardzo ładna. Zaskakująco ładna jak na łowcę. Gdy zauważyła, że zatrzymał na niej wzrok, wyminęła inną, o wiele drobniejsza dziewczynę, i podeszła bliżej.

- Patricia Peak - przedstawiła się z delikatnym uśmiechem i skrzyżowała ręce na piersi. Wyglądała naprawdę zjawiskowo. Nawet jej ubrania, chociaż wyraźnie łowcy, nie wydawały się zwyczajnie praktyczne. Przystosowała je do swojego wyglądu, uwidoczniając kobiecie atrybuty. Teehle zmrużył oczy niebezpiecznie. Coś z nią było nie tak, chociaż Jerrard wydawał jej się całkowicie ufać.

- Więc to jest sławny Teehle? - spytała.

- To jest wasz nowy przywódca - odparł Jerrard spokojnie, zanim wampir zdążył odpowiedzieć. Teehle zerknął na niego, potem znów na kobietę. Nie przejęła się jego wrogim spojrzeniem, zamiast tego uśmiechnęła się miło.

- No tak, oczywiście.

- Nie ufa ci - odezwał się nagle ktoś nowy, bardzo cichy i bardzo niepewnie. Gdyby Teehle nie był wampirem, miałby problem ze zlokalizowaniem właściciela głosu. Dziewczyna, którą Patricia minęła, wyglądała bardzo nie na miejscu. Była drobna, niska, a krótkie włosy upodabniały ją do chłopaka, zwłaszcza przy noszonej szerokiej bluzie. Patrzyła gdzieś w bok, na podłogę, miętosząc krawędź bluzy w dłoniach.

- To Cynthia - powiedział szybko Jerrard - Potrafi... słyszeć czyjeś myśli.

Teehle uniósł brwi szczerze zdziwiony.

- Słyszy czyjeś myśli.

Jerrard kiwnął głową. Cynthia. Cyn. Ta osoba, której Jerrard o coś pytał wcześniej. Teehle podszedł powoli do drobnej dziewczyny. Ledwie sięgała mu ramion, a dodatkowo garbiła się trochę.

- Cynthia - powiedział powoli - W jaki sposób słyszysz, co myślę?

- Po prostu... słyszę. Wiem - nerwowo zerknęła gdzieś w bok - Patricia nie jest dla ciebie zagrożeniem, ufamy jej. Nie jest z Watykanu, po prostu... przykuwa uwagę, dlatego się na niej skupiłeś.

- Dlaczego nie spojrzysz mi w oczy?

- Nie chcę. Nie mogę. Wtedy będę słyszeć je jeszcze wyraźniej, nie chcę słyszeć twoich myśli, wampirze. To zły pomysł. I tak już za dużo się dowiaduję.

Teehle zmarszczył brwi.

- Czego się dowiadujesz?

I dlaczego w Ameryce jest tak niebezpieczna osoba, a w Rumunii nic o tym nie wiadomo? Powinni jednak mieć kontakt z Ameryką.

- Tego właśnie, na przykład - powiedziała nerwowo - Nie jesteśmy niebezpieczni. No, nie w tym sensie, co mówisz. Ja nie jestem. Moja moc jest zbyt chaotyczna, bym była w stanie zrobić cokolwiek.

- Chaotyczna moc można wytrenować - odparł Teehle chłodno. Musi pilnować myśli.

- Wytrenowałam tylko po to, by nie oszaleć. Wyobrażasz sobie słyszeć w głowie myśli z otoczenia, myśli wszystkich wokół ciebie, naraz? - zerknęła a górę i od razu opuściła wzrok. Teehle parsknął śmiechem

- O tak, wyobrażam sobie. Mój słuch powoduje podobne doświadczenia. W porządku koniec rozmów. Skoro tu przyjechaliście i skoro Jerrard nazwał mnie przywódcą, go proszę bardzo. Do Hiszpanii pojedzie piątka osób, reszta niech odpocznie - on też musiał odpocząć, bezpiecznie i bez obaw, że któryś z nich go zabije we śnie - Jerrard, zostajesz zastępcą. Dam ci zaraz szczegóły misji, wybierz, kto ma pojechać. Znasz ich lepiej. I nie próbuj wysyłać mniej niż sądzisz po to, żeby pokazać, jak bardzo dobrymi są łowcami, bo będą bardzo martwymi.

***

Viorel trenował. Nie na zewnątrz, nie miał ochoty biegać wystawiony na widok wszystkich wrogów, którzy akurat zerknąć za okno. Nie przeszkadzało mu bycie obserwowanym przez rumuńskich łowców, ale to byli przyjaciele, nie watykańscy szpiedzy. Dlatego skończył, biegając na jednej z bieżni w sali treningowej. Był sam, więc otworzył wszystkie okna i wpuścił chłodne powietrze. Chciał być sam. Jeśli ktoś tu wejdzie i poczuje jak jest zimno, być może zmienić zdanie i wróci później.

Musiał pomyśleć, jak się skontaktować z Michaelem. Jak się skontaktować z łowcami, którzy są po jego stronie, ale nie mogą tego przyznać. To był temat tabu, ale większość, a być może nawet wszyscy łowcy wiedzieli, Vasil nie chciałby się zabić. Jego sytuacja, jego nieruchome, uśpione ciało w szpitalu było przykładem na to, jak Watykan ukarze tych, którzy są po stronie Vlada Tepesa. Którzy są zdrajcami.

Michael kazał mu czekać i Viorel zamierzał go posłuchać, ale nie chciał, by następnym razem gdy Michael spyta jak sytuacja, powiedzieć że bez zmian albo że gorzej. Dlatego musiał znaleźć sojuszników, tych którzy się ukrywają jak Viorel.

- Możemy porozmawiać?

Zerwał słuchawki z uszu, zaskoczony, po czym zerknął przez ramię. Leta.

- Nie strasz mnie! - rzucił oskarżycielsko, odwracając się od niej i biegnąc dalej.

- Sorry, nie chciałam - odparła - Dlaczego tu tak zimno?

- Żeby nikt nie chciał w tym momencie tu trenować - odparł sucho. Lubił Letę, ale potrzebował teraz ciszy i spokoju. No i wolał nie okazywać przyjaźni, by ktoś nie został zakładnikiem, gdy się zorientują, że Viorel szpieguje dla Michaela. Nie żeby zamierzała pozwolić im się zorientować.

- Chciałam z tobą porozmawiać - odparła - Nawet jeśli nie chcesz, musiałam w końcu przyjść spytać.

Viorel poczuł ukłucie niepokoju, Leta nagle miała o wiele poważniejszy głos. Zbyt poważny jak na jej wiek. Chociaż czy tutaj da się być dzieckiem? Zatrzymał bieżnie i zszedł, wycierając twarz brzegiem koszulki.

- Spytać o co?

- Naprawdę nie wierzę, że jesteś po stronie Watykanu - powiedziała. Pobladł nagle.

- Nie powinnaś po prostu pytać o coś takiego! - syknął - Wiesz, że zamek jest obserwowany!

- Nie jesteś, prawda? - zignorowała go i zauważył w jej oczach łzy - Nie możesz być. Bałam się pytać innych, bo naprawdę nie wiem, kto jest wrogiem, ale ty nie możesz być.

Milczał przez chwilę. Jest po jego stronie, ale mimo szkolenia łowcy, nie jest gotowa na wojnę z Watykanem. Musi ją trzymać z daleka od tego zanim coś jej się stanie. Westchnął ciężko.

- Nicoletto, nie wsypię cię tylko dlatego, że cię lubię - oznajmił chłodno - Ale jeśli się dowiem, że szukasz naszych wrogów, zmienię zdanie i bardzo szybko

- Ale-

- Trzymaj się z dala od popleczników Vlada Tepesa, bo przegrają - przerwał jej jeszcze zimniej - I wszyscy z nich zginą.

***

Michael i Siergiej wciąż spędzali większość czasu przed ekranami swoich laptopów, ale już nie tylko zarządzając misjami. Do Teehlego dotarła ekipa ratunkowa z Ameryki i Michael zauważył, że wampir wrócił do regularnego rozdzielania misji. Wraz z Rumunią i Watykanem, Rosją natomiast wciąż zajmował się Siergiej, wciąż pod nazwiskiem Patrika. Jonathan znów zniknął i był z nim tylko telefoniczny kontakt, a Alexandra... spała. Cóż, był środek nocy.

Michael za to próbował się włamać do komputerów rumuńskich i był coraz bardziej rozdrażniony.

- Taki z ciebie haker, a nie umiesz wejść do systemu, do którego mam największy dostęp - mruknął do Siergieja. Dampir nawet nie podniósł głowy znad ekranu.

- Mówiłem ci, że nie jestem hakerem.

- Dlaczego w dobie komputerów nie mamy żadnego porządnego? - spytał wampir i Siergiej wzruszył ramionami.

- No, do tej pory chyba nie był potrzebny.

- I teraz jest, a go wciąż nie mamy. Przypomnij mi jak to wszystko się skończy, że trzeba kogoś zrekrutować.

- Jakbyś mi wcześniej powiedział, że chcesz kogoś, to bym znalazł u siebie. Na pewno ktoś jest hakerem.

Michael parsknął.

- WIesz, jak bardzo przydałby się dostęp do Rumunii? O, Gauthier wrócił, w końcu. Gauthier! - zawołał głośniej - Znasz jakiegoś hakera?!

Cóż, Jonathan nie był wampirem i chwilę zajęło mu dotarcie do salonu. Siergiej uniósł brwi na jego widok.

- A ty co, w pracy byłeś? Pracujesz gdzieś?

Jonathan zaśmiał się sucho. Pod swoim płaszczem miał białą koszulę i czarne spodnie od garnituru. Po tym, jak widzieli go wcześniej w ubraniach podróżnych, teraz wydawał się być kimś zupełnie innym. Włosy co prawda były w takim ładzie jak zwykle, ale dodając do tego lepiej przystrzyżoną brodę, mężczyzna wyglądał po prostu... inaczej. Bardziej elegancko. Te ubrania nie pasowały do wojny, jaką prowadzili.

- I tak już marynarkę zdjąłem - odparł tylko i sięgnął do kieszeni wewnętrznej - Hakera nie znam, ale powinieneś był mnie spytać trochę wcześniej - wyciągnął pendrive'a i rzucił go wampirowi. Michael złapał go bez problemu i obrócił w palcach małe urządzenie.

- Co to jest? - spytał, przyglądając mu się - Poza tym, że pendrive. Co na nim jest?

- Twoje hakerskie rozwiązanie problemu - półzmiennokształtny opadł na fotel - Dwa programy na nim. Jeden musi się znaleźć na komputerze w Rumunii, drugi zostaje na twoim. Pozwoli to widzieć wszystko, co wie system rumuński.

Michael zamrugał i popatrzył na niego szeroko otwartymi oczami.

- Teraz mi to mówisz?!

- Nie było wcześniej sensu, nie miałem pewności, że mi się uda go napisać. Gdybyście nie pisali tego swojego... czegoś - uniósł brew, zerkając na komputery - To potrwałoby jeszcze dłużej.

- Więc nie powiedziałeś nam, że sam jesteś hakerem.

Jonathan wzruszył ramionami.

- Hakerem jak hakerem, kiedyś potrzebowałem napisać podobny program, ale taki, który ściągnął wszystko z pamięci, a nie zbierał na żywo - skrzywił się - To tutaj to wyższy poziom, nie jestem pewny, na ile dobrze zadziała. Wiesz, jak trudno jest ominąć zabezpieczenia na waszych komputerach? Mam nadzieję, że to tutaj wystarczy.

Michael wpatrywał się w niego bez słowa. Jonathan przewrócił oczami.

- Daj spokój, mówię serio. Mielibyście nadzieję, a by to nie wyszło i co? Może i straciliście trochę czasu, próbując to zrobić samemu, ale gdyby się nie udało, to wasze rzeczy byłyby potrzebne. Nie byłoby opóźnienia - zrobił krótką pauzę - Masz co innego do roboty? - spytał. Wampir zmierzył go uważnym spojrzeniem.

- Nie, ale zawsze się coś znajdzie. Więc to musi się dostać do Rumunii?

- Na pewno masz kogoś wystarczająco zaufanego, by mu to powierzyć.

- Tak, tylko jedną - westchnął - Co gorsza, muszę pojechać tam, żeby mu to dać. Nie zaryzykuję przesłania pocztą lub czymkolwiek innym.

- I dobrze, szkoda programu i szkoda kryjówki - Jonathan parsknął cicho.

- Ja mogę pojechać - powiedział szybko Siergiej - Może nawet tam zostać, poudaję, że jestem po ich stronie. Nie kręć głową, o co ci chodzi?

- Nie możemy stracić też ciebie. Jeśli do tej pory do nich nie przyszedłeś, to pójście teraz będzie podejrzane.

- Nie możemy stracić ciebie, Michaelu. Mogą cię zauważyć i będziemy mieli wszyscy przechlapane.

Michael uśmiechnął się z rozbawieniem.

- Byłem świadkiem budowy tego zamku. Jeśli nie będę chciał zostać zauważony, to mnie nie zauważą.

***

Michael zatrzymał się wieczorem w mieście najbliższym zamkowi, a resztę drogi pokonał pieszo. Zamek wyglądał cicho, gdy po północy stanął w cieniu bramy. Niektóre światła się paliły, ale interesowało go jedno konkretne, które zauważył już wcześniej - w pokoju Viorela było ciemno. Trudno, Michael go obudzi. Może przy okazji nie zarobi nożem w brzuch.

Najciszej jak potrafił, otworzył wejście do ukrytego tunelu, tego samego, którym kiedyś Alexandra dostała się do zamku. Prowadził do podziemi, ale to nie był problem. Tu było tak wiele przejść, że dostanie się na piętro łowców nie było problemem. To nawet nie do końca były ukryte przejścia, bo część z nich była zwykłymi klatkami schodowymi dla służby, ale w momencie gdy zrobiono z tego kwaterę rumuńską, wszyscy zwyczajnie o tym zapomnieli.

Gdy wyszedł na korytarz podziemi, rozejrzał się uważnie. Nikogo nie było w pobliżu, o tyle dobrze. Miał nadzieję, że Cyril nie był teraz na zamku, bo przed jego obecnością Michaela nic nie ostrzegało.

Podszedł szybko do jednych z drzwi - prowadzących na klatkę schodową - i otworzył je jednym z wielu kluczy, które miał przy sobie. Klatka schodowa, wąskie przejścia w murach zamku, zarówno w poziomie jak i pionie, dawały łatwy sposób przemieszczania się niezauważonym i w większości przypadków stanowiły jedna, spójną całość. Tutaj akurat składała się z czterech osobnych klatek których wyjścia były ustawione na tyle blisko, by służba nie zawadzała zbyt często spacerującym korytarzami.

Michael wspiął się wyżej po wąskich i śliskich schodkach, podszedł do wyjścia najbliższego pokojowi Viorela... i znieruchomiał z ręką na klamce i kluczem a drugiej dłoni. Ktoś chodził po korytarzach. Lepiej nawet ten ktoś właśnie minął to wyjście, spokojne bicie serca oddaliło się i przygasło trochę, gdy nieznajomy zniknął za rogiem. Michael odczekał jeszcze dwie sekundy i błyskawicznie wyszedł na korytarz. Był oświetlony kilkoma słabymi lampkami wskazującymi drogę, ale główne światło było zgaszone. Wędrujący po piętrze mieszkalnym człowiek to nie było nic nadzwyczajnego, ale Michael wciągnął głęboko powietrze. Człowiek, tak, ale jeden konkretny, który nie powinien się tu znajdować.

Michael popatrzył w lewo, na zakręt. Christopher zwiedzający zamek po nocy to już samo w sobie podejrzane, ale... Michael mógłby go po prostu zajść od tyłu i skręcić kark. Byliby jednego silnego wroga mniej, a Watykan straciłby tak ważnego pionka.

Z drugiej strony Michael nie wątpił, że niektórzy z jego kochanych łowców uwierzyli, że Vlad Tepes jest zdrajcą. Skrytobójstwo w zamku natychmiast zostałoby zmanipulowaną informacja przeciwko niemu samemu. Christopher musi na razie pożyć. Ale jeszcze niedługo.

Michael skręcił w prawo i szybko przeszedł korytarz, po czym nacisnął klamkę do pokoju Viorela. Zamknięte. Nic niezwykłego, łowcy mogli zamykać pokoje. Zwłaszcza teraz, w czasie wojny. Ktoś mógłby wejść i ich zabić we śnie. Michael uśmiechnął się pod nosem. Manipulacja informacjami, tak? Szkoda tylko że jako przywódca miał dorobione dokładnie wszystkie klucze, które oczywiście zabrał ze sobą, gdy uciekał. Teraz miał tylko te potrzebne oraz kilka, które mogłyby się okazać przydatne, jak na przykład ten do pokoju Viorela. Wyłowił go z kieszeni i szybko wszedł do pokoju, po czym zamknął ich od środka. Obrócił się do ciemnej sylwetki śpiącej na łóżku, chowając klucz do kieszeni. Viorel miał zawsze twardy sen, a do tego umiał zasnąć wszędzie. Nie nadawał się na łowcę, nie jakiegoś szczególnie dobrego, ale okazało się w międzyczasie, że świetnie sobie radzi z logistyką i strategią. Tacy ludzie też są potrzebni.

Gdyby to był ktokolwiek inny, najprawdopodobniej obudziłby się w chwili, gdy Michael zatrzasnął drzwi i przekręcił klucz. Ale nie Viorel. Nawet teraz czuł się wystarczająco spokojnie, by spać twardo. Michael mu tego zazdrościł. Podszedł cicho do łóżka i zlustrował je. Pochwa sztyletu wystającą spod poduszki. Druga, przymocowana do ramy łóżka. Nie mógł wyciągnąć tego pierwszego, ale wiedział, że tam jest. Nie da się dźgnąć.

- Viorel - powiedział szeptem i potrząsnął lekko ramieniem łowcy - Viorel, pobudka, potrzebuję cię.

Łowca się poruszył niemrawo, obrócił do niego zaspany... a potem błyskawicznie wyszarpnął sztylet spod poduszki, ale Michael złapał go za nadgarstek i odsunął ostrze od siebie, puszczając go.

- To ja, Viorel! - rzucił szeptem - Wolałbym zachować serce.

- Michael?! - Viorel usiadł gwałtownie, już całkowicie rozbudzony - Co tu robisz?!

- Ciszej, nie chcemy nikogo tu ściągać - Michael się skrzywił - Przyszedłem ci dać zadanie - wyłowił pendrive z kieszeni - To musi się znaleźć a głównym komputerze. Podłączasz i odpalasz, reszta sama się zrobi - urwał na chwilę - A jakby zapowiadał się jakiś wybuch sprzętu, uciekaj. To nie było testowane i może się okazać, że nie zadziała tak jak ma.

- A jak ma?

- Przekaże mi obraz z kamer i dane z komputera, jeśli działa dobrze, to nie powinno pomóc nas znaleźć - skrzywił się lekko - Jesteś w stanie to zrobić?

- Oczywiście - Viorel kiwnął głową - Wciąż bywam tam głównie ja, bo się okazało, że z Watykanu nie przysłali żadnego łowcy, który by się nadawał do kierowania całością - uśmiechnął się z satysfakcją i Michael odwzajemnił uśmiech.

- Świetnie, podłącz go jak najszybciej, ale uważaj na siebie. Wolę stracić pendrive'a niż ciebie - uniósł brew - Uciekam stąd, nie powinienem tu przebywać długo.

- Co z jakimś ruchem oporu?

- Jeśli zaczniesz szukać kogoś, kto chciałby do niego dołączyć, szybko się wydasz. Nawet ja nie wiem, kto jest po czyjej stronie. Lepiej nie.

- Właśnie w tym rzecz, że co najmniej jedną osoba już mnie spytała, czy istnieje jakiś ruch, bo chciałaby dołączyć.

- Kto? - Michael zmarszczył brwi - To pewnie pułapka, przecież nikt by tak po prostu nie podszedł i nie oznajmił-

- Leta - przerwał mu Viorel sucho.

- ... no, może poza nią.

- Powiedziałem jej, że ją lubię, więc jej nie wydam, ale ma przestać pytać kogokolwiek.

Michael przez chwilę wpatrywał się w niego w zamyśleniu. Młoda Nicoletta była porywcza i chętna do działania. Była mała szansa, że będzie cicho.

- Okej, lepiej będzie jak faktycznie weźmiesz ją do tego... ruchu oporu, jak chcesz to tak nazywać. Lepiej niech myśli, że coś już się dzieje, niż żeby kombinowała samej.

Viorel pokiwał głową.

- To ma większy sens, w porządku. Mamy coś zrobić poza tym pendrivem?

- Jak tak bardzo chcecie, to spróbuj zorganizować jakiś opór. Ale bądźcie ostrożni - Michael podszedł bliżej i popatrzył mu w oczy - Watykan jest niebezpieczniejszy niż wam się wydaje. Niż mi się wydaje.

- Zabili Vlada - powiedział cicho Viorel - Zabili prawie cały Elerain. Były na dobrej drodze do złapania ciebie. Uwierz, nie lekceważę ich.

Wampir uśmiechnął się lekko, ze smutkiem.

- Uważaj na siebie, Viorelu. Jesteś ważniejszy niż ci się wydaje. Jeśli ciebie stracimy, Rumunia też upadnie.

Continue Reading

You'll Also Like

2M 112K 35
Carmen znalazła się na polanie w niewłaściwym czasie - a przynajmniej tak myślała. Młoda wampirzyca nie zdawała sobie jednak sprawy, że ten niewłaści...
374K 15.6K 33
Byłam zwykłą dziewczyną, jak każda inna. No właśnie. Byłam. Wystarczył jeden dzień, aby całe moje życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Nik...
44.8K 2.6K 27
Po śpiączce Alex wybudza się. Jednak nie wszystko jest takie, jakie było wcześniej. Nowy wróg, który jest coraz bliżej. Nowe zagrożenie. Wygrana czy...
2M 111K 44
Moja historia rozpoczyna się wyśmienicie. Nazywam się Amelia Collins. Jestem zwyczajną dziewczyną. Mam 19 lat i staram się czerpać z życia jak najwię...