Hejka!
Jeśli nie przeczytaliście poprzedniego rozdziału "Proszę, nie." to radzę na początku do niego zajrzeć, bo jest tam kilka ważnych wątków, na których będzie opierać się ta część.
~*~
- Bardzo mi przykro z powodu twojego rozstania z Skyler.
Siedziałam razem z Syriuszem na trybunach i oglądałam trening quidditcha naszego domu. Nigdy nie byłam zbyt wielką fanką tego sportu i nie pałałam do niego miłością, ale niektóre sytuacje wymagały ode mnie poświęceń. Poza tym dużo bardziej wolałam już siedzieć na zimnym dworze, niż słuchać rewelacji Lily na temat tego, jaki James jest wspaniały w łóżku. W tym momencie zamarznięcie do szpiku kości wydawało się być dużo lepszym pomysłem i mniejszą torturą.
Syriusz zaproponował mi wspólne wyjście, aby ostatecznie zażegnać wojnę, jaka się między nami zrodziła. Bardzo się cieszyłam, że to właśnie on wyszedł z tą propozycją, bo oznaczało to, że jednak mnie nie oszukiwał i faktycznie mu zależało. Brakowało mi szczerych rozmów z Blackiem. W gruncie rzeczy to on jako jedyny wiedział chyba o mnie wszystko. Może czasami rzeczywiście nie zachowywał się, jak wzorowy przyjaciel, ale był naprawdę wspaniałym słuchaczem i zawsze wiedział, co ma powiedzieć. Mogłam mu mówić wszystko i wiedziałam, że Syriusz mnie nie wyśmieje i zostawi to dla siebie.
Łapa był bardzo skomplikowaną osobą. Ciężko było go rozgryźć. Był, jak chorągiewka na wietrze, która co chwilę zmieniała swój kierunek. Czasami nawet wydawało mi się, że chłopak skrywa w sobie więcej, niż przeciętny człowiek. Świetnie opanował swoją mimikę twarzy i nigdy nie pokazywał żadnych większych emocji. Jego srebrzyste i zimne tęczówki bardzo rzadko ukazywały jakiekolwiek uczucia, a obojętny wyraz twarzy tylko to wszystko potwierdzał. Wiele osób miało go za bezdusznego drania, którego nie obchodzą problemy innych, ale to nie była prawda. Znałam go doskonale i wiedziałam, kiedy kłamał. Udawał, że nie boli go to, co ludzie o nim mówią, ale gdzieś w głębi czułam, że strasznie go to rani. Syriusz był osobą, która w swoim życiu przeszła bardzo dużo i naprawdę go za to podziwiałam, że tak świetnie sobie z tym radził.
Jako jedna z nielicznych wiedziałam przez co musiał przejść i strasznie mnie to denerwowało, gdy ludzie go oceniali nie znając całej prawdy. Wiedziałam, że to wszystko co pokazuje, to tylko tandetna maska i sposób na odstraszenie osób trzecich. Było mi przykro, bo Syriusz mimo iż tego nie pokazywał, był bardzo wrażliwym i troskliwym człowiekiem. Na pierwszy rzut oka może tego nie było widać, ale gdy znało się go tak dobrze, jak ja, to dało się to dostrzec. Wystarczyło choćby spojrzeć na jego gesty, albo chociaż reakcję, gdy któremuś z Huncwotów, albo mi, działa się krzywda. W takich sytuacjach Syriusz rzucał wszystko i za wszelką cenę starał nam się pomóc. Był bardzo oddanym przyjacielem. Co prawda w niektórych sytuacjach zachowywał się, jak skończony debil, ale wiedziałam, że gdybym go poprosiła o to, aby wskoczył za mną w ogień to bez zastanowienia by to zrobił.
Syriusz nie lubił mówić o swoich uczuciach. Robił to tylko wtedy, gdy naprawdę było źle. Black był trochę, jak niespodzianka. Na zewnątrz udawał, że wszystko jest w porządku, ale od środka przechodził istny armagedon.
- Daj spokój - mruknął, podając mi końcówkę papierosa, którą przed chwilą miał w ustach. - Skyler była idiotką. - dodał, pochylając się do przodu. - I wydaje mi się, że ma coś do Pettigrew.
Kiedy usłyszałam co powiedział, momentalnie zakrztusiłam się dymem, którym się zaciągałam.
- Co? - zapytałam, marszcząc brwi. - Petera? Naszego Petera?
Syriusz parsknął śmiechem i zerknął na mnie kątem oka.
- Aż sam się sobie dziwię, że to powiedziałem - odparł, pocierając swoje dłonie. - Dziwnie się przy nim zachowywała.
Zmrużyłam oczy i powędrowałam pamięcią do dnia, kiedy Syriusz pierwszy raz przedstawił nam dziewczynę. Rzeczywiście, gdy Glizdogon wrócił wtedy z dworu, zaczęła się zachowywać dosyć podejrzanie.
- Nie przejmuj się - mruknęłam, wyrzucając niedopałek papierosa pod nogi. - Jesteś od niego po stokroć lepszy.
Syriusz posłał mi wdzięczny uśmiech, a jego oczy błysnęły.
- Dobrze wiedzieć - westchnął, opierając się o ławkę za nami. - Poza tym z Skyler i tak by się nie udało. Była tylko przygodą. Zresztą wiesz jaką mam słabość do blondynek.
Pokiwałam twierdząco głową i ostrożnie położyłam dłoń na jego udzie. Syriusz doskonale udawał, a jeśli chodziło o jego uczucia to zawsze trzeba było brać je na poważnie. Może mówił, że dziewczyna była dla niego nikim, ale wiedziałam, że nie do końca było to prawdą. Łapa wyznał mi kiedyś, że chciałby się wreszcie ustatkować i znaleźć tę odpowiednią dla niego osobę. Życzyłam mu tego z całego serca. Syriusz zasługiwał na wszystko co najlepsze.
- Nie jest ci przykro? - zapytałam, zaciskając delikatnie palce na jego spodniach.
Syriusz wzruszył ramionami.
- Nie - odparł po chwili. - Jeszcze mam czas. Jak nie ta, to inna.
Uśmiechnęłam się do niego delikatnie, aby wesprzeć go trochę na duchu. Wiedziałam, że kłamał, ale nie chciałam niczego wyciągać z niego siłą. Na Syriusza nie można było napierać, bo wtedy jeszcze bardziej zamykał się w sobie.
- I tak ci nie wierzę.
Black prychnął na moje stwierdzenie, ale mimo wszystko się uśmiechnął.
- Wiem - mruknął. - Ale doceniam, że nie wiercisz mi tym dziury w brzuchu, jak Potter - parsknął. - Co u Gideona?
Zmarszczyłam delikatnie brwi i zdjęłam rękę z jego nogi. To pytanie było nieco dziwne i nie do końca potrafiłam je zrozumieć. Może rzeczywiście w ostatnim czasie zbliżyłam się trochę do jednego z bliźniaków, ale nie sądziłam, że aż tak to widać. Nie chciałam, aby wyszło na jaw, że chłopak nie jest mi obojętny. To nie tak, że się bałam. Po prostu sama nie rozumiałam swoich uczuć i nie chciałam nic mówić na ten temat.
- Sam go o to zapytaj.
Syriusz odwrócił się w moją stronę i popatrzył na mnie badawczo, jakby chciał coś wyczytać z mojej twarzy.
- Przestań, Em - mruknął, przewracając oczami. - Przecież widzę, że jest coś na rzeczy.
Moja sytuacja z Gideonem była dosyć skomplikowana. Od naszego ostatniego pocałunku, do którego siłą rzeczy go zmusiłam, wydawało mi się, że coś się zmieniło. Miałam w głowie mętlik. Z jednej strony naprawdę bardzo go lubiłam, ale z drugiej to wszystko zdawało się być nie na miejscu. Nie potrafiłam zrozumieć swoich uczuć do obu chłopaków. Zarówno Syriusz, jak i Gideon mieli w sobie coś, co strasznie mnie do nich przyciągało. Łapa był ze mną od początku i przeżyłam z nim naprawdę dużo. Był moją pierwszą miłością i pierwszym obiektem westchnień. Z kolei Gideon pojawił się nie dawno, ale przez ten czas zdążył solidnie przewrócić mi w głowie i stworzyć w niej totalny chaos. Moje serce podpowiadało mi, żebym to właśnie mu dała szansę, ale umysł mówił coś innego.
Do cholery! Byłam tylko nastolatką. Nie potrafiłam nawet latać na miotle, więc jak niby miałam podjąć tak ważną decyzję, która miała wpłynąć na całe moje życie.
- Nie wiem o czym mówisz - mruknęłam, krzyżując nogi w kostkach.
Oczywiście, najlepiej udawać głupią.
Syriusz zaczął się głośno śmiać i popatrzył na mnie z politowaniem.
- Proszę cię, Emily - parsknął. - Nie rób ze mnie większego idioty, niż jestem. Przecież nie jestem ślepy. Czujesz coś do niego?
Mimo że się śmiał, w jego oczach i tak pojawiło się coś bardzo niepokojącego. Nie umiałam tego zidentyfikować. Uważnie mi się przyglądał, jakby bał się mojej odpowiedzi. Jego piękne tęczówki wyrażały bardzo wiele.
A to było do niego bardzo niepodobne.
- Przestań zadawać mi takie pytania! - fuknęłam, uderzając go ręką w ramię. - Wiesz jak niekomfortowo się czuję?
Syriusz uśmiechnął się do mnie delikatnie i wyjął z kieszeni spodni kolejnego papierosa.
- Myślę, że akurat przy mnie nie powinnaś się tak czuć - parsknął. - Robiliśmy razem takie rzeczy, że możesz mi mówić wszystko - dodał. - Jeśli chodzi o seks to Skyler nie dorasta ci do pięt.
Odwróciłam od niego głowę, czując jak na moich policzkach pojawiają się ogromne rumieńce. Może ten temat był dziwny, ale nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu, który cisnął mi się na usta. Tylko Syriusz mógł mówić o takich rzeczach z takim spokojem i lekkością. Mnie osobiście zawsze to sprawiało problem.
Niby to nic takiego. Seks był zwykłą przyjemnością, z którą i tak prędzej, czy później każdy będzie mieć styczność. Mój pierwszy raz był przełomem i czymś, co wspominałam naprawdę dobrze. (Nie ważne, że byłam wtedy napierdolona, jak szpadel) Było to bardzo miłe doświadczenie, które na pewno zapamiętam na zawsze, ale to nie moja wina, że mimo iż mam to osiemnaście lat, to dalej jest mi ciężko rozmawiać na te tematy.
- A co to? - poczułam, jak Syriusz delikatnie dotyka mojego policzka. - No nie wierzę! Moja mała Emily się zarumieniła! - parsknęłam śmiechem i ponownie na niego popatrzyłam. - Skarbie, kiedy w końcu to do ciebie dotrze, że w łóżku jesteś prawdziwą kocicą? Nie mów mi, że dalej się tego wstydzisz!
Przygryzłam wargę, która trzęsła się od zimna i zmrużyłam oczy. Syriusz patrzył na mnie z rozbawieniem wypisanym na twarzy, ale i niedowierzaniem.
Od zawsze należałam do osób, które nie dają sobie wejść na głowę. Byłam pyskata, zadziorna i nieprzewidywalna, ale jeśli chodziło o rozmawianie na temat spraw łóżkowych to kuliłam się w sobie, jak mysz pod miotłą. Czułam się wtedy skrępowana i zawstydzona. Syriusz często powtarzał mi, że nie mam powodów, aby się tak czuć, bo jestem w tym naprawdę rewelacyjna. Zawsze wtedy okładałam go pięściami, bo nie mogłam tego słuchać.
- Błagam cię! Skończ!
Syriusz zaczął się śmiać. Przetarł twarz jedną dłonią i popatrzył na mnie znacząco. Przewróciłam oczami, wyrwałam z jego dłoni zapalonego papierosa, a następnie wkładając go sobie do ust, przeniosłam wzrok na murawę boiska, gdzie kończył się trening.
Czas zmienić temat.
- Hej, czy ty też uważasz, że Katy jest nie do twarzy w tych blond włosach? Wydaje mi się, że w brązowych było jej lepiej.
Poczułam, jak Syriusz przysuwa się bliżej mnie. Chłopak pokręcił głową i oparł łokcie o swoje uda.
- No i znowu się zaczyna - westchnął głośno. - Ja was nie rozumiem! Wy, dziewczyny mogłybyście cały dzień rozmawiać o kolorach włosów i lakierach do paznokci. Powiedz mi, jak tak można? Przecież to niedorzeczne! Wy cały czas plotujecie. Nie nudzi się to wam?
Uniosłam jedną brew i popatrzyłam na niego pytająco. Chciałam zrobić mu wykład na temat dziewczyn i ich nawyków, ale nie było mi to dane, bo uprzedził mnie inny głos.
- Widziałeś nową miotłę Johnsona? Jest świetna!
Popatrzyłam na Pottera, który usiadł obok Łapy. Jego policzki były zarumienione od zimna, a włosy potargane przez wiatr. Chłopak położył swojego Nimbusa 1000 na drewnianym podeście i pogłaskał go z czułością. Parsknęłam głośno i naciągnęłam rękawy kurtki na dłonie. Jeśli chodziło o jego miłość, to James kierował ją tylko do swojej miotły i Lily.
- Od razu ją zauważyłem. Ma zajebistą rączkę, ale trochę go ściąga jak kręci w prawo. - odparł Syriusz. - Ciekawe ile za nią dał.
Otworzyłam szeroko usta, nie wierząc w to co słyszę. I to dziewczyny plotkują, tak?
- Joe mówił, że tysiąc galeonów, ale nie wiem, czy mu wierzyć - mruknął James. - Wiesz, że on lubi kręcić.
Zerwałam się gwałtownie z swojego miejsca i popatrzyłam na nich z niedowierzaniem.
- Nie do wiary! - prychnęłam głośno i ruszyłam w stronę wyjścia.
- Gdzie idziesz?!
Odwróciłam się w stronę chłopaków, którzy patrzyli na mnie z zdezorientowaniem. Założyłam dłonie na biodrach i popatrzyłam na Syriusza, unosząc jedną brew do góry.
- Do zamku - odparłam. - Nie będę siedzieć z takimi plotkarami.
~*~
Weszłam do zamku równocześnie pocierając swoje zmarznięte ramiona. Jak na początek kwietnia pogoda była paskudna. Cały czas padał deszcz, było pochmurno, a do tego wszystkiego dochodziło jeszcze wietrzysko tak silne, że z trudem można było stawiać kroki jak było się na zewnątrz.
Odetchnęłam z ulgą, gdy ciepłe powietrze buchnęło mi w twarz. Natychmiast zdjęłam z szyi szalki, bo zrobiło mi się strasznie gorąco. Chuchnęłam w swoje dłonie i leniwym krokiem udałam się w stronę Wielkiej Sali, aby porwać z niej kubek herbaty. Moja odporność w ostatnim czasie bardzo opadła na swojej sile i wcale by mnie to nie zdziwiło, gdybym jutro obudziła się cała zasmarkana i z gorączką.
Odgarnęłam z twarzy włosy, które teraz były jedną, wielką plątaniną. Szczerze ich nienawidziłam i marzyłam o tym, aby je wreszcie ściąć. Może i były ładne i zadbane, ale to ile czasu musiałam im poświęcać, aby wyglądem przypominały coś innego, niż ptasie gniazdo było aż przerażające. Odkąd pamiętam moje włosy zawsze sięgały mi pasa. Już w dzieciństwie miałam z nimi problemy, ale moja matka nigdy nie pozwoliła mi ich skrócić. Nauczyłam się z nimi żyć, ale coraz częściej mnie denerwowały, dlatego obiecałam sobie, że gdy tylko skończę szkołę to od razu się z nimi rozprawię.
- Emily!
Odwróciłam się do tyłu, gdy usłyszałam nawoływania młodszego Blacka. Byłam tym trochę zdezorientowana, bo nie rozmawiałam z chłopakiem od czasu przyjęcia u Slughorna. Było mi głupio, że nawet go nie przeprosiłam za to, że tak nagle wyszłam i już nie wróciłam, ale po tym, jak dowiedziałam się o śmierci rodziców, zupełnie wypadło mi to z głowy. Cała szkoła wiedziała o tym, co się stało, bo następnego dnia rzeczywiście ukazał się artykuł o ich morderstwie, dlatego miałam nadzieję, że chłopak to zrozumiał i nie winił mnie za moje zachowanie.
- Cześć Regulus - zatrzymałam się, aby mógł mnie dogonić, a gdy już znalazł się przy moim boku, uśmiechnęłam się miło. - Co tam?
Chłopak przeczesał swoje czarne włosy, poprawił krawat, który był nieco poluzowany, a następnie chwycił mnie za dłoń i lekko ją uścisnął.
- Bardzo mi przykro.
Zmarszczyłam brwi i popatrzyłam na niego pytająco, kompletnie nie rozumiejąc o co mi chodzi.
- Dlaczego?
Regulus popatrzył na mnie dziwnie, jakby widział moją osobę po raz pierwszy. Ściągnął usta w wąską linię i zatrzymał się.
- Z powodu twoich rodziców - powiedział, nie kryjąc zdziwienia w głosie.
- Oh, o to ci chodzi - mruknęłam, kiwając powoli głową, gdy zrozumiałam co miał na myśli. - Już prawie o tym zapomniałam.
Chłopak zmierzył mnie swoim badawczym spojrzeniem zapewne zastanawiając się, czy nie jestem pod wpływem jakiegoś uroku.
- Naprawdę? - zapytał zdziwiony.
Prychnęłam cicho i pokręciłam głową na boki.
- Nie - uśmiechnęłam się smutno.
Od śmierci moich rodziców minął już tydzień. Powoli zaczęłam się oswajać z świadomością, że już ich nie ma i że już nigdy ich nie zobaczę. Starałam się o tym nie myśleć i nie pokazywać, jak jest mi z tym ciężko. Moja relacja z nimi była mocno pogmatwana i to może dlatego lepiej było mi przyswoić wiadomość o ich śmierci. Nigdy nie byliśmy z sobą blisko. Oni od zawsze woleli mojego brata. Był ich oczkiem w głowie i ukochanym dzieckiem. Nigdy mnie nie dostrzegali i pewnie nawet by nie zauważyli, gdybym zniknęła. Dopiero po śmierci Christiana przypomnieli sobie, że mają jeszcze jedno dziecko.
Christian był dobrym bratem. Spędzał ze mną dużo czasu i zawsze mnie pocieszał po kłótni z rodzicami. Miałam w nim naprawdę wielkie wsparcie do czasu, gdy zaczął żyć czystością krwi. Był wychowankiem domu Salazara Slytherina. Na początku było okej. Nie dostrzegałam tych zmian w jego zachowaniu, albo po prostu nie chciałam ich widzieć. Dopiero później dotarło do mnie, że Christian nie jest już moim Christianem. Zrobił się taki zimny i obcy. Zamykał się w sobie, nie dzielił się już ze mną swoimi przeżyciami, nie opowiadał o przyjaciołach. Gdy rozpoczęłam swój pierwszy rok w Hogwarcie zachowywał się, jakby mnie nie znał. Unikał mnie za wszelką cenę, a ja nie rozumiałam dlaczego. Strasznie mnie to bolało, ale nie mogłam go zmusić do rozmowy, bo gdy tylko go gdzieś widziałam, on się odwracał w drugą stronę. Byłam na niego zła. Brakowało mi jego wsparcia. Na wakacjach nie bronił mnie już przed rodzicami, tylko zamykał się w pokoju i prawie w ogóle z niego nie wychodził.
O tym, że był śmierciożercą dowiedziałam się dopiero po jego śmierci.
Voldemort zamordował go osobiście.
- Jak się trzymasz?
Pomrugałam ociężale powiekami, aby wybudzić się z letargu. Popatrzyłam na Regulusa, który przyglądał mi się z skupieniem wypisanym na twarzy. Młodszy Black cholernie przypominał mi mojego brata. Byli niemalże identyczni. Obaj mieli czarne włosy i to przeszywające spojrzenie, które sprawiało, że człowiek momentalnie czuł się niekomfortowo.
- W porządku - wzruszyłam ramionami. - Bywało lepiej.
Chłopak uśmiechnął się do mnie delikatnie, jakby próbował mnie wesprzeć.
- Regulus! - równocześnie odwróciliśmy głowę w stronę Evana Rosiera, który stał na drugim końcu korytarza. - Za piętnaście minut musimy być na miejscu!
Twarz Blacka momentalnie stężała, a jego szczęka się zacisnęła. Zmarszczyłam delikatnie brwi w dekoncentracji.
Gdzie oni się wybierają?
- Przepraszam, ale muszę iść - mruknął, całując mnie w policzek. - Pamiętaj, że jak coś to zawsze chętnie cię wysłucham.
- Jasne.
Patrzyłam przez chwilę na jego oddalającą się sylwetkę, zastanawiając się, co takiego kombinuje. Regulus w ostatnim czasie zachowywał się dosyć podejrzanie. Na początku ta dziwna sytuacja w jego dormitorium, teraz to. Przygryzłam wnętrze policzka, żałując, że nie poszłam za nimi. Martwiłam się o chłopaka, bo dobrze wiedziałam, co złe towarzystwo może z nim zrobić. Z moim bratem było dokładnie tak samo.
- Planujesz rzucić urok na tę ścianę, że tak jej się przyglądasz?
Podskoczyłam przestraszona, gdy poczułam, jak ktoś wbija mi palce między żebra. Przede mną pojawił się rozbawiony Fabian i Dorcas z wielką malinką na szyi i zarumienionymi policzkami.
- Tak - parsknęłam. - Chcę ją zaczarować, aby rzucała się na każdą parę, która wraca z szybkiego numerku - dodałam, patrząc na nich znacząco.
Dorcas uśmiechnęła się do mnie niewinnie, co spowodowało mój nagły wybuch śmiechu. Uniosłam znacząco brwi i zmierzyłam ich spojrzeniem. Nie od dziś wiadomo, że ta dwójka ma coś do siebie. Przyciągają się do siebie, jak dwa magnesy, ale żadne z nich się do tego nie przyzna. To, że są zakochani w sobie na zabój wiedzą wszyscy, oprócz ich samych.
- To co tym razem zniszczyliście, hm? - zapytałam, kładąc dłonie na biodrach. - Ławkę w klasie McGonagall, szczotki w komórce na miotły, kibel w męskiej toalecie, czy łyżko w naszym dormitorium? - parsknęłam, przygryzając wargę. - Jeśli to ostatnie to mam nadzieję, że nie moje.
Uśmiechnęłam się szeroko do Fabiana, gdy Dorcas zasłoniła swoją twarz włosami.
- Dzisiaj dla odmiany buszowaliśmy w cieplarni, ale mniejsza - odparł chłopak, zarzucając jedno ramię na mój bark. - Dorcas zgodziła się być moją partnerką na weselu.
Całą trójką ruszyliśmy w stronę Wielkiej Sali. Zmrużyłam powieki i popatrzyłam na niego pytająco.
- Jakie wesele?
Fabian zatrzymał się gwałtownie i zmarszczył czoło, usilnie nad czymś myśląc.
- To ten kretyn jeszcze cię nie zaprosił?! - wybuchnął, wytrzeszczając oczy. - Chryste, co za cymbał!
Razem z Dorcas parsknęłyśmy śmiechem, patrząc na wzburzonego chłopaka.
- O co chodzi? - zapytałam zaciekawiona.
Fabian westchnął głośno i przeczesał dłonią włosy.
- Arthur i Molly chcą się pobrać w święta - wyjaśnił, gdy weszliśmy do Wielkiej Sali. - Dwa dni temu napisali nam, żebyśmy z Gideonem zaprosili osoby towarzyszące.
Dlaczego Gideon mi nic o tym nie powiedział?
- Może nie chce mnie zaprosić - wzruszyłam ramionami, udając, że jest mi to obojętne.
Nie było.
Zrobiło mi się przykro.
- Proszę cię, Em - mruknął, przewracając oczami. - Nawet ślepy by zauważył, że on jest w tobie zakochany po uszy.
Uśmiechnęłam się delikatnie na jego wyznanie i usiadłam na ławce. Nalałam sobie do kubka herbaty, nie chcąc pokazywać rozczarowania, ale i radości jaką czułam. Wiedziałam, że Fabian z Dorcas przyglądają mi się uważnie. Za wszelką cenę starałam się zachowywać naturalnie.
Może jednak nie byłam tak bliska Gideonowi, jak mi się wydawało.
Po kilku minutach do Wielkiej Sali zaczęli wchodzić nasi przyjaciele. Obok mnie usiadł Syriusz z Jamesem, którzy nadal dyskutowali na temat miotły Johnsona, a na przeciwko mnie usadowiła się Mary z Remusem. Chłopak pocałował dziewczynę w nos i odgarnął z jej czoła włosy. Uśmiechnęłam się smutno.
Bardzo się cieszyłam, że moim przyjaciołom wreszcie się zaczęło się układać. Razem z Łapą miałam nawet zakład, kiedy Remus wyzna Mary, co do niej czuje. Chłopak był nieśmiały i nie sądziłam, że w ogóle kiedykolwiek to zrobi. O tym, że jest zakochany dowiedziałam się jako pierwsza. Siedzieliśmy wtedy razem w bibliotece i uczyliśmy się do egzaminów. Powiedział wtedy to tak nagle, że w pierwszej chwili myślałam, że żartuje. Bardzo często przychodził do mnie po rady, co powinien zrobić. Bardzo im kibicowałam i byłam bardzo szczęśliwa, że wreszcie im się udało. Pasowali do siebie idealnie.
Poczułam się strasznie przybita. Każdemu z moich przyjaciół w końcu zaczęło się jakoś układać w życiu, tylko nie mi. Oczywiście bardzo się cieszyłam z tego powodu, ale czasami patrzenie na ich szczęście cholernie mnie dobijało. Każdy z nich obrał już jakiś cel w życiu, a ja nie. Nie wiedziałam, co chcę robić po zakończeniu szkoły. Nie miałam pieniędzy, nie miałam rodziców, nie miałam niczego. Żadnego planu i punktu zaczepienia. Wszystko w jednym momencie zawaliło mi się na głowę, ale mimo to starłam się tego nie pokazywać. Zawsze dawałam sobie radę, więc teraz też musiałam.
Wzdrygnęłam się, gdy poczułam, jak Syriusz delikatnie kopie mnie w nogę pod stołem. Syknęłam cicho i popatrzyłam na niego oburzona. Łapa kiwnął głową w stronę wyjścia. Zmarszczyłam brwi i odwróciłam głowę.
Gideon z jakąś krukonką.
Och, świetnie.
Przygryzłam wargę, pomrugałam powolnie powiekami i ponownie popatrzyłam na Syriusza, który skanował moją twarz wzrokiem. Wzruszyłam ramionami, aby pokazać mu, że mam to gdzieś i uśmiechnęłam się niemrawo, ale widząc wyraz jego twarzy, domyśliłam się, że musiał mi wyjść co najwyżej grymas. Black złączył pod stołem nasze dłonie i swoim kciukiem zaczął gładzić wierzch mojej ręki.
- Nowa panienka? - zapytał Syriusz, gdy Gideon usiadł obok Remusa.
Przyłożyłam kubek z herbatą do ust i nieświadomie ścisnęłam dłoń Łapy.
- Co? - zapytał zdezorientowany. - Ah, to! - zawołał, przewracając oczami. - Doczepiła się do mnie. Pytała, czy daję korki z astronomii.
- I nie skorzystałeś z tej okazji?! - wybuchnął James. - Chłopie! Ona na bank chciała się w okół ciebie zakręcić.
- To był taki patent na podryw - parsknęła Lily, mrugając do niego znacząco.
Gideon oparł na łokciami o stół i spojrzał na mnie przelotnie.
- Cóż, może by i się udał - westchnął, nakładając sobie na talerz udko kurczaka. - Ale tak się składa, że nie jestem zainteresowany.
Miałam wrażenie, że każdy w tym momencie popatrzył na mnie. Poczułam, jak na moich policzkach pojawiają się rumieńce, dlatego schowałam się pod stół, udając, że zawiązuję sznurówkę.
- Po prostu przyznaj się, że masz już kogoś na oku - zarechotał Fabian.
Nieświadomie wstrzymałam oddech. Moje serce przyśpieszyło swoją pracę tak nagle, że myślałam, że się zaraz tam porzygam.
- Mam.
Syriusz kopnął mnie znacząco w bok, przez co uderzyłam głową w stół. Wstałam gwałtownie z ziemi i wlepiłam w niego mordercze spojrzenie. Moje oczy zaszły łzami, ale tylko dlatego, że ból był tak silny, że wydawało mi się, że moja czaszka pęknie zaraz na pół.
- Uderz mnie jeszcze raz, a przysięgam, że cię zabiję! - fuknęłam, trzaskając go otwartą dłonią w łeb. - Jeśli tak bardzo ci się podoba kopanie, to zapisz się do reprezentacji piłki nożnej!
Moi przyjaciele wybuchnęli gromkim śmiechem. Prychnęłam głośno i dotknęłam opuszkami palców miejsca, w które się uderzyłam.
- To tik nerwowy - parsknął Syriusz, puszczając mi oczko.
- To następnym razem byłabym ci wdzięczna, gdybyś kierował go w stronę kogoś innego!
Resztę kolacji spędziłam w milczeniu i skupiałam się na tym, co mówili moi przyjaciele. Miałam wszystkiego dość. Byłam zła, zmęczona, zła, rozczarowana, zła, obolała i jeszcze zła.
Normalnie gorzej w trakcie okresu.
~*~
Położyłam się w swoim łóżku i tępo wpatrywałam się w płomienie, które buchały z małego piecyka. Na moje kolana wskoczył Bonifacy, który wręcz domagał się pieszczot. Nie było to częste zjawisko, dlatego od razu zabrałam się za głaskanie i drapanie kota za uchem. Bonifacy mruczał cicho, co natychmiast mnie odprężyło i zrelaksowało. Moje powieki przymykały się z zmęczenia, a głowa co chwilę opadała na ramię.
Otworzyłam jedno oko, gdy usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Na początku chciałam to zignorować i udawać, że nikogo nie ma, ale kiedy pukanie robiło się coraz bardziej natarczywe, westchnęłam głośno.
- Czego?!
Do środka wszedł Gideon, który uśmiechnął się miło. Momentalnie zrobiło mi się głupio, że tak krzyknęłam. Przecież on nic nie zrobił.
- Mogę? - zapytał, wskazując na łóżko.
- Jasne - mruknęłam, odsuwając się na bok, aby zrobić mu więcej miejsca.
Gideon usiadł obok mnie. Bonifacy natychmiast zeskoczył z moich ud i z sterczącym ogonem, wdrapał się na kolana chłopaka.
- Nawet on woli ciebie ode mnie - prychnęłam głośno, co rozbawiło Gideona. - Zdradziecki szczur.
Prewett parsknął śmiechem i zaczął głaskać kota. Patrzyłam na tą dwójkę z uwagą i nawet nie powstrzymywałam uśmiechu, który wkradł się na moje usta.
- Jak twoja głowa? - zapytał Gideon, zerkając na mnie.
- Dobrze - wzruszyłam ramionami. - Po co przyszedłeś?
Chłopak zdjął z nóg Bonifacego i położył go na poduszce. Przybliżył się do mnie i odgarnął mi z czoła włosy, które plątały się po mojej twarzy.
- Słyszałaś o tym, że Arthur i Molly się pobierają?
Przytaknęłam głową.
- Tak - odparłam. - Dobrze, że Arthur w końcu oświadczył się twojej siostrze. Już myślałam, że nigdy tego nie zrobi.
Chłopak usiadł na przeciwko mnie i przygryzł wnętrze swojego policzka.
- My też - parsknął. - Wydaje mi się, że rozmowa z Fabianem go do tego przekonała. - parsknęłam głośno, gdy wyobraziłam sobie Fabiana, który przeprowadza z Arthurem ojcowską pogawędkę. - Co robisz na święta, Emily?
Wzruszyłam ramionami. Normalnie pewnie pojechałabym do domu, aby spędzić ten czas z rodzicami, ale skoro ich nie było, to nie zamierzałam siedzieć sama w czterech ścianach i jeszcze bardziej się dobijać. Koniec końców i tak pewnie skończyłabym z butelką whisky w ręce i jakąś tandetną komedią, której bym nawet nie rozumiała.
- Zostaję w Hogwarcie.
Gideon uśmiechnął się szeroko, jakby tylko czekał na tą odpowiedź.
- A nie chciałabyś ich spędzić w towarzystwie słodkiego rudzielca? - zapytał, łapiąc mnie za dłoń.
- Nie znam takiego - mruknęłam, starając się zachować poważny wraz twarzy, co było bardzo trudne.
Jakoś dziwnie poprawił mi się humor.
Gideon prychnął.
- To w takim razie nie było pytania.
Przewróciłam oczami i zachichotałam.
- No dobra, może jednego znam - odparłam, przygryzając wargę.
- Masz szczęście - mruknął, ściskając moją rękę. - A nie chciałabyś przypadkiem pośmiać się z jego umiejętności tanecznych, a potem wypić cały zapas weselnego wina?
Uśmiechnęłam się szeroko, gdy uświadomiłam sobie, co chłopak zamierza zrobić.
- Gideonie Prewett, czy ty naprawdę robisz ze mnie alkoholika? - zapytałam, unosząc brew. - Przyznaj się, że chcesz mnie upić i wykorzystać.
Chłopak prychnął, ale mimo to uśmiechał się szeroko. Zbliżył się do mnie i pstryknął mnie w nos.
- Tak, a to będzie dopiero wstęp do przyjemnego wieczoru - szepnął, spuszczając wzrok z moich oczu, na usta. - Czy ty, Emily Windsor, zgodzisz się zostać moją partnerką na ślubie mojej siostry?
Zarzuciłam dłonie na jego kark i oblizałam spierzchnięte wargi. Zbliżyłam się do jego ust i uśmiechnęłam się delikatnie, spoglądając w jego oczy.
- Jakbyś mnie nie zaprosił to chyba bym cię rozszarpała.
Gideon parsknął śmiechem i ułożył swoje dłonie na moich policzkach. Jego kciuki zataczały na mojej skórze uspokajające kółka, co tylko wprowadziło mnie w błogi nastrój. Chłopak przybliżył moją twarz do swojej i ostrożnie ucałował kącik moich ust.
- Myślę, że nie byłabyś jedną osobą, która by to zrobiła.