Sweetest poison |ᴅᴀʙɪʜᴀᴡᴋs|

By WandersmokLight

18K 1.4K 817

"W tej chwili nie liczyło się nic. Nie pamiętał o niczym. Był on i błękitne ogniki, on i szorstka czerń, on i... More

sweetest poison
bittersweet
a little bit of sweetness
bitter words
bittersweet thoughts
we taste bitter truth, but choose to ignore it
life is never only sweet
sweet cookies and bitter coffee
two spoons of sugar
we are bitter in a lot of different ways
morning coffee with two tea spoons of sugar
drinking souls, bitter souls from sweetest lips
why so bitter, honey?
evening tea with someone special
Wesołych Świąt
she was many things
turning point
if you want something, just take it
the second bed
heavy is the crown [wkrótce zniknie/autoreklama]

bitterness

1K 85 39
By WandersmokLight

Stał na środku pobojowiska i dyszał ciężko. Rozchełstana koszula opinała się na szczupłym torsie, który podnosił się i opadał w rytm szybkiego, płytkiego oddechu. Czarny materiał nieprzyjemnie lepił się do gorącej, mokrej skóry. Jasne włosy zasłaniały mu pół twarzy. Falowały, wzburzane wydychanym powietrzem, drażniły zbyt wrażliwą skórę.

Zaczynały boleć go płuca. Każdy centymetr ciała swędział i mrowił, jakby oblazły go złośliwe mrówki.

Elegancki, ciemny parkiet zaścielały strzępy papieru, złote i srebrne resztki konfetti oraz białe kłaczki wciąż wysypujące się z rozerwanych, dekoracyjnych poduszek, rozrzuconych już nie tylko na sofie. Poduszki, oczywiście, były horrendalnie drogie.

Odłamki szkła kontrastowały z czerwoną, coraz większą plamą wina. Na stoliku stała pusta butelka.

- Panie Takami - odezwała się Asano. Głos miała profesjonalny i opanowany. Stała pod ścianą, niedaleko drzwi i przyciskała do piersi czarną podkładkę z przypiętymi do niej papierami. Kilka różowych kosmyków wymsknęło się z idealnego koka.

Powiódł rozbieganym wzrokiem po otaczającym go bałaganie, a potem skupił się na kobiecie - ostoi spokoju i chłodnego pragmatyzmy, którego potrzebował, tak strasznie w tym momencie potrzebował.

Jednym, potężnym dmuchnięciem pozbył się całego powietrza z płuc, by wpuścić je z powrotem powoli i w nieco bardziej kontrolowany sposób. Odgarnął włosy z twarzy.

- Tak? - zapytał.

- To byli już ostatni interesanci.

To była dobra, kojąca wieść. Nie był pewny, czy zdołałby uśmiechać się przez kolejne kilka minut, nie mówiąc nawet o godzinach.

Asano zmierzyła go bezuczuciowym wzrokiem. Westchnęła.

- Przygotować panu herbaty?

Zdziwił się bardziej, niż skłonny był przyznać i chyba tylko z tego zdziwienia skinął głową, a później wciąż zamroczony mgiełką gniewu, obserwował, jak kobieta odkłada czarną podkładkę na niski stolik i stukając wysokimi szpilkami, idzie do kuchni, a następnie sięga do właściwej szafki i wyciąga kolorowe pudełko.

Zanim woda w elektrycznym czajniku zawrzała, zupełnie wrócił już do siebie. Znów potrafił trzeźwo myśleć i nie ciskał jak oszalały piórami oraz wszystkimi, dostatecznie małymi, aby nimi z łatwością rzucić, przedmiotami na wszystkie strony.

Asano bez słowa podała mu gorący kubek parującego naparu i oparła się biodrami o kamienny blat.

Upił łyk wrzątku i nawet nie syknął, gdy język oblała najpierw fala żywego ognia i bólu, a następnie odrętwienia.

- Proszę uważać, to naprawdę gorące - przestrzegła, chyba tylko dla zasady, bo raczej nie łudziła się, że posłucha.

Upił kolejny łyk. Gorąc, ból, odrętwienie. I kolejny. Zamrowiło.

Herbata była gorzka i ciemna. Niewiele więcej mógł powiedzieć, skupiony na przestrzeni przed sobą, próbując zagłuszyć natrętne brzęczenie z tyłu głowy, umiejscowione zaraz za granicą świadomości. Brzęczenia nie zniechęcały ani coraz większe, mnożone zapamiętale liczby, ani snujący się leniwie, obłok szarego dymu.

Asano oblizała wargi. Czerwona szminka rozmazała się na wąskich ustach.

- Zajmę się wyceną strat i zadzwonię po sprzątaczkę - oświadczyła po chwili.

- Dobrze.

- Czy potrzebuje pan czegoś jeszcze?

- Nie. Możesz... Możesz iść.

Został sam. Słyszał jeszcze, jak krząta się po salonie, mruczy pod nosem i spisuje długą, bardzo długą listę tego, co uległo zniszczeniu całkowitemu i tego, co można było jeszcze uratować.

Herbata stygła, a Keigo nie potrafił zmusić się do ruchu. Jakoś... tak.

Był zmęczony, ale nie w sposób, który mógł zmyć zwykły sen. Właściwie to w ogóle nie był śpiący. Jeśli nawet wcześniej był, ciśnienie skutecznie podnieśli mu świętujący sukces marketingowy mężczyźni w bardzo drogich i bardzo niepotrzebnych garniturach, którzy postanowili, że muszą, po prostu muszą "to oblać" w towarzystwie twarzy swojej kampanii reklamowej... Keigo nawet nie pamiętał czego dokładnie. Bielizny? Szamponu? Jakiegoś jedzenia?

Dochodziła jedenasta, kiedy ostatecznie podjął decyzję, wyciągając z tylnej kieszeni telefon i wpisując numer.

Po czterech sygnałach, gdy już zaczynał tracić nadzieję, rozmówca odebrał. W tle coś szumiało.

- Co? - zapytał metaliczny, nienaturalny głos.

- Chciałbym zamówić pizzę - sarknął.

- To pomyłka. - Znów ten cholerny, metaliczny głos.

- Kurwa, wyłącz to ustrojstwo, bo mnie zaraz szlag trafi.

W słuchawce zaszumiało, coś w tle kliknęło, a potem odezwał się przychrypnięty, zdecydowanie niemetaliczny głos.

- Ciebie nie szlag, a cholera bierze.

- Żebyś się nie zdziwił.

- Dobra, czego chcesz, bo mnie zaraz Kurogiri za wyłączanie "tego ustrojstwa" jak raczyłeś określić, opieprzy. No?

Hawks przygryzł wargę.

- Masz dzisiaj czas?

- Wow, jest gorzej, niż myślałem. Jesteś pewien, że nie uderzyłeś się w głowę?

- Masz czas? - naciskał, starając się zignorować kumulujący się w piersi gniew.

Znów kilka szumów i chrobotów.

- Ta, za godzinę.

- Będę.

Rozłączył się i jednym haustem dopił resztkę wystygłej herbaty. Mijając zbierającą odłamki kieliszka sprzątaczkę, przemknął do sypialni.

Odetchnął głębiej, spokojniej. Już niedługo, to tylko godzina, a potem będzie lepiej.

Potrzebował tego. Potrzebował chesterfieldów i palonej skóry, i kokosowego szamponu i błękitnych ogników przewiercających duszę na wylot. Potrzebował słodkiego bólu i słodkiej goryczy. Potrzebował zatracić się i zapomnieć. Zrzucić wszystkie maski i warstwy, i zedrzeć z siebie ciało aż do kości, chociaż przez ten krótki moment, kiedy bezbronny jak dziecko, łkając, mógł być. Po prostu być.

...

Godzinę później, okutany w szary, bezkształtny płaszcz do kolan, stał już w progu niewielkiego mieszkania w jakiejś kiepskiej dzielnicy. Obskurną, ciemną klatkę schodową pokrywały warstwy odłażącej farby i nabazgranych tu i ówdzie mało cenzuralnych określeń. Żarówka mrugała niemrawo, wyłaniając z ciemności ogólne zarysy.

Zapukał w odrapane drzwi i czekał.

Judasz błysnął jakoś jaśniej, a po chwili drzwi stanęły otworem. Wszedł i od razu zrzucił z siebie płaszcz, uwalniając nieprzyjemnie zwinięte skrzydła. Drzwi były z powrotem zamknięte na cztery spusty, a tuż przed nim raptem pół metra, stał Dabi w luźnym, powyciąganym dresie.

- Głodny? - zapytał. - Zamówiłem pizzę.

Hawks uniósł brew. Dabi parsknął i wyszczerzył się złośliwie.

- Sam chciałeś. Tak przy okazji, jest z kurczakiem.

- W sumie... Czemu nie?

Usiedli na wysłużonej, ale wygodnej kanapie. Była dostatecznie duża, aby nie musieli stykać się ramionami. Ułożone na niej poduszki w kraciastych poszewkach nie mogły kosztować więcej niż kawa, a jednak Hawksowi podobały się jakoś bardziej niż te, które jakiś czas temu rozszarpał.

Gumowata pizza na cienkim spodzie smakowała sztucznym serem, a kawałki mięsa były na niej chyba tylko symbolicznie. Mimo to Hawks wgryzł się w kawałek z lubością. Zamruczał. Grający w tle telewizor zapełniał ciszę. Leciał jakiś głupi teleturniej z podkładanym śmiechem i oklaskami. Nie przeszkadzało mu to. W ogóle nie poświęcał uwagi urządzeniu.

Dwa błękitne ognie sprawiały, że jego skóra zaczynała się tlić, a myśli pędzić szybciej niż mógłby je pochwycić. Było mu gorąco i zimno, okropnie i dobrze, duszno i rześko, słodko i gorzko.

Nachylił się, zmniejszając dzielący ich dystans. Pewną ręką pochwycił spiczasty podbródek i muskając kciukiem spierzchnięte wargi, odwrócił głowę Dabiego ku sobie.

- Masz prochy? - wyszeptał.

- A co ty? Policja? - sarknął Dabi.

Hawks wzruszył ramionami. Wiedział, że Dabi ma. Widział kiedyś, że ma. W kurtce, w ukrytej kieszeni od wewnątrz. Chciał odpłynąć. Byli razem, ale to nie wystarczało. Chciał odpłynąć i zapomnieć, zatracić się zupełnie, bo niebieskie płomyki nie wystarczały, bo chesterfieldy, palona skóra i kokos nie wystarczały. Miał ochotę wrzeszczeć.

- Nie dam ci się naćpać - stwierdził już poważniej Dabi. Hawks chciał zaprotestować. Bo czym to się niby tak bardzo różniło od obłoku szarego dymu w płucach? Od procentów wędrujących przez krwiobieg? No czym? - Po prostu nie.

Tłuste od jedzenia palce wplotły się w jasne włosy, oddechy pachnące sztucznym serem połączyły w jedno i już, całowali się, zapominając o świecie, jakby istniał tylko ten moment, te sekundy, te oddechy, palce i wargi. A Hawks chciał krzyczeć, że to niesprawiedliwe, że to złe, że czemu Dabi... czemu Dabi... czemu Dabi...

Oderwali się od siebie, dysząc ciężko, obaj poczochrani i trochę wymięci.

- Czemu? - wydyszał Hawks.

- Po prostu nie.

- A fajki?

- Nie dzisiaj.

Hawks chciał wrzeszczeć. No bo... No bo...

- Czemu?! - Poderwał się z kanapy. Spojrzał w błękitne ognie. Gorąco, gorąco, gorąco. Paliły, przepalały. Zamknął oczy. Szarpnął za włosy. Za dużo, za dużo. Znów nie panował nad oddechem. Znów wzrok mu się mglił. Nie, nie, nie. Czemu Dabi mu nie pozwalał? Czemu go ograniczał? Hawks był dorosły. Dorosły! I chciał...

- Bo wyglądasz, jakbyś miał się zaraz przewrócić i nie wstać, a nie chcę mieć cię na sumieniu.

Hawks zaśmiał się histerycznie. Drobne pióra krążyły mu wokół głowy, wokół pasa, wokół nóg.

- Nic o mnie nie wiesz.

- A ty o mnie? Nie muszę wiedzieć, żeby widzieć, że ledwo stoisz.

Hawks odtrącił dłoń, która próbowała złapać go za nadgarstek.

- Zostaw mnie.

- Aha - mruknął Dabi. - Jak chcesz.

Jego ruch był szybki. W ułamku sekundy Hawks zachwiał się i opadł na starą, ale wygodną kanapę. Próbował się zerwać, ale zaskakująco silne ramiona przytrzymały go w miejscu i przycisnęły do szerokiego torsu.

- Cii - szepnął Dabi do ucha Keigo. - Cii.

Cały drżał. A może to Keigo drżał?

Co się z nim działo? Nie poznawał samego siebie. Jeszcze nigdy... Jeszcze nigdy nie był tak rozbity. Zawsze, nawet jeśli coś skruszało, szybko sklejał się na nowo, a teraz czuł, jakby wszystko runęło, jakby ściana za ścianą ustępowały pod naporem wielkiej, czarnej kuli. Czy to przez błękitne ognie? Ale czemu?

Nie rozumiał. Już niczego nie rozumiał.

Przecież Dabi nawet na niego nie patrzył!

...

Dochodziła pierwsza.

Dabi trzymał go mocno, nie pozwalał się wyrwać ani odsunąć. I tak bardzo był, że aż bolał. Skóra Keigo odbierała każdy bodziec silniej, niż powinna - miękki materiał dresu, chłód przeciągu, szorstkie jak druty, czarne włosy.

- Puść mnie - wychrypiał słabo, kiedy był już w stanie zapanować nad głosem.

- Nie.

- Puść... Proszę.

Dabi niechętnie rozluźnił uścisk, a potem rozplótł ramiona i odsunął się na tyle, aby nie oddychali tym samym powietrzem.

Hawks otarł policzki wierzchem dłoni.

- Więc - Odchrząknął, odgarnął włosy z twarzy. - Chcesz się...

- Pieprzyć?

- Tak. Właśnie.

Bo przecież się nie kochali. Nie mogli się kochać.

- Jeśli ty tego chcesz.

Chciał.

Chyba...

Chciał.

naprawdę nie powinnam tego pisać. zupełnie rujnuję sobie grafik, ale to silniejsze ode mnie.

tak btw to znów mam fazę na naruto i na 90% wezmę się za jakiś content z kisaita, bo to zbyt niedoceniany ship, który wprost uwielbiam, więc... yup, zaś sobie zniszczę grafik.

ale hej, przynajmniej wciąż piszę, nie?

a tak jeszcze a propos shota (rozdziału?), to jak wam się podoba relacja chłopaków? co sądzicie o ich zachowaniu? dostrzegacie coś ciekawego?

Continue Reading

You'll Also Like

35.5K 980 50
O Iris Cameron można powiedzieć wiele, a już napewno to, że ma idealne życie. Jest córką najbogatszego mężczyzny na wyspie, ma przyjaciół, a obiekt j...
98.2K 6.8K 74
Severus i Elizabeth zostali rozdzieleni po tragedii, a w Świecie Magii zapanowały mroczne i niepewne czasy.
3.6K 588 41
- Nie wierzę, że kiedykolwiek myślałem, że cię kocham. To wszystko było kłamstwem? - syknął Hector • treści 18+ !
14.9K 1.9K 24
Harry Potter wkracza w drugi rok nauki w Hogwarcie otoczony mocą, sojusznikami, wrogami, tajemnicami, które szepczą do niego z murów zamku oraz przes...