Przełamać Granice

By suicide_man

454 37 3

Rok 2545 Nowoczesny świat miał być ostoją pokoju, sprawiedliwości i kontroli, jednak jak wiadomo, ludzie zaws... More

Prolog
I
III
IV
V
VI
VII
VIII
IX
X

II

60 6 0
By suicide_man

- To nie będzie łatwa misja i wiem, że wolałabyś się do niej lepiej przygotować, jednak nie mamy na to czasu, musimy działać natychmiast, ponieważ za kilka dni, a może nawet godzin, będzie już za późno. – ciągnął okrężnie blondyn, uważnie obserwując wyraz twarzy znudzonej już Rachel.

Błękitnooka po rozmowie o mikrobiomach domyślała się, że była jedyną osobą zdolną do ukończenia zadania, jednak widząc niepewność Alberta zaczęła zdawać sobie sprawę, że nie mogła liczyć na nic przyjemnego. Zielonooki pokiwał głową ciężko przy tym wzdychając.

- Dobra, chyba nie ma co trzymać cię dłużej w niepewności. – zaczął po chwili.

Rachel ponownie uniosła brwi słuchając go uważnie.

- Twoim zadaniem będzie wcielenie się w rolę Dawida i zebranie informacji na temat Maximusa oraz Legionu Niezwyciężonych. – odparł ostatecznie.

Rachel skinęła delikatnie głową, uznając misję za nawet znośną. Już kilkukrotnie zmieniała swój wygląd na podstawie ciał innych osób, by usprawnić prowadzenie śledztwa. Mimo, że wcielanie się w nie swoje ciało nie jest niczym przyjemnym, jest ono do zniesienia. Bardziej martwiła ją druga część zadania.

- Domyślam się, że skoro potrafisz dokonać tak wiele przy pomocy nowych technologii, to upodobnienie się do innego człowieka nie będzie dla ciebie niczym trudnym. Dlatego...

- Być może upodobnienie się do niego nie będzie trudne, ale co z niedoborem informacji? – bezczelnie mu przerwała. Simon i Michael przetarli oczy ze zdumienia, czekając na reakcję założyciela gangu, ten jednak nie okazał po sobie jakichkolwiek emocji, jakby takie zachowanie było normą.

-Cóż...

-Znając jedynie jego imię, płeć i wiek niewiele zdołam osiągnąć. – ponownie przerwała jego wypowiedź. - Gdy wejdę w interakcję z kimś z jego gangu, od razu zobaczą, że coś jest nie tak. Chcesz wysłać mnie tam bez jakiegokolwiek przygotowania, a powodzenie misji postawić na szali, wierząc, że będę w stanie uporać się z tym wszystkim przy użyciu improwizacji? - zapytała. Albert niepewnie podrapał się po karku.

- Przecież i tak nic ci nie grozi. Jeśli misja zakończy się niepowodzeniem, jedyne co możemy stracić to dobre kontakty z Legionem Niezwyciężonych. Jeśli zaś się powiedzie, możemy zdobyć na prawdę wiele istotnych informacji, dzięki czemu będziemy w stanie obalić Maximusa. - wyjaśnił. Rachel przymknęła lekko oczy, a po chwili spojrzała na niego spod przymrużonych powiek.

- To nie będzie tak proste, jak twierdzisz. – mruknęła. – Nie mam wyboru, prawda?

Blondyn skinął lekko głową.

- Simon? Michael?

Słysząc swoje imiona obaj podnieśli wzrok z podłogi i spojrzeli na czarnowłosą.

- Do usług. – odparł niepewnie Simon.

- Jakoś to przeżyjemy. – pocieszył niepewnie Michael.

- Jeśli Rachel przeżyje to i my. – głos Konrada rozbrzmiał tuż za nimi, a po chwili chłopak stanął na linii z nimi i przywitał Alberta skinieniem głowy.

- Co to ma znaczyć? – zapytała cierpko Rachel mrożąc wzrokiem czarnowłosego.

- Karol zajmuje się zdobywaniem informacji o Legionie Niezwyciężonych od prawie dwóch lat. Ta misja miała należeć tylko do niego, jednak bez was nie będzie w stanie jej wykonać. – oznajmił z lekkim uśmiechem.

- Za to my bez niego owszem. – syknęła. Blondyn zaśmiał się widząc jaką „miłością" do siebie pałali i oparł się o oparcie sofy głośno przy tym ziewając. Dał im do zrozumienia, że był to koniec dyskusji. Błękitnooka zagryzła dolną wargę wpatrując się w Konrada z wyrzutem.

- Skoro wszystko zostało już ustalone, to będę się zbierał. – oznajmił Albert. Mozolnie wstał z kanapy, przeciągnął się jak kot i zniknął za drzwiami windy pozostawiając czwórkę samą.

W umyśle błękitnookiej kłębiło się milion myśli, które wirowały plącząc się ze sobą i utrudniając jej logiczne myślenie. Z jednej strony martwiła ją nowo powierzona misja, która już od samego początku wydawała się być niewykonalna, z drugiej fakt, że osoba z którą nie chciała mieć już nic do czynienia, ponownie została niemalże "wepchnięta" do jej drużyny.

Konrad również zdawał się myśleć o tym samym, a jego umysł był w identycznie "roztrzepanym" stanie co Rachel.

Zanim się obejrzeli wybiła szósta rano, a w korytarzu zaczęli kłębić się ludzie. Ich wzrok wędrował między stojącymi w przejściu końmi, a czwórką zajmującą kanapę pod oknem.

- Czas na nas. – oznajmiła Rachel patrząc na zegarek. Michael rozbudził przysypiającego na wygodnej sofie Simona, po czym obaj poderwali się na równe nogi. Rachel nie czekając na Konrada, który dalej drzemał sobie w najlepsze, ruszyła wzdłuż korytarza. Simon dyskretnie stanął chłopakowi na nodze, a gdy ten otworzył senne oczy, rzucił mu upominające spojrzenie. Czarnowłosy westchnął schodząc z kanapy i bez słowa ruszył za nimi.

Simon i Michael starali się zapamiętać jak najwięcej szczegółów z mijanych przez nich korytarzy, by później nie gubić się w ogromnym drapaczu chmur, jednak każde drzwi i hole wyglądały łudząco podobnie.

- Dokąd my tak właściwie idziemy? - zapytał w pewnym momencie Simon, chcąc w jakiś sposób rozpocząć rozmowę, jednak jego pytanie przez długi czas pozostało bez odpowiedzi. Chłopak niepewnie przeczesał fioletowe kosmyki swoich włosów, ściągając przy tym grzywkę, która zaczęła wpadać mu do oczu, a następnie westchnął głęboko, pozwalając sobie na chwilę wytchnienia. Nim jednak zdążył całkowicie ochłonąć i w pewnym stopniu oprzytomnieć, Rachel gwałtownie się zatrzymała. Cała czwórka stanęła przed białymi, masywnymi drzwiami, które znikąd wyrosły na środku korytarza, blokując dalszą drogę.

Konrad uniósł lekko wzrok, patrząc jak czarnowłosa wstukiwała kod do urządzenia zamontowanego obok drzwi, po czym przy pomocy białej chusty zakrył swoje usta i nos, a następnie cofnął się o kilka kroków do tyłu. Michael zmarszczył lekko brwi, a następnie skinął w stronę fioletowo włosego wsuwając przy tym dłoń do kieszeni długiego, czarnego płaszcza, po chwili wyciągając z niej czarną maskę. Simon widząc jego ruch również zabezpieczył swoje drogi oddechowe, pytając cicho bruneta:

- O co chodzi?

- Nie mam pojęcia. Chyba wchodzimy do jakiegoś laboratorium chemicznego, albo coś w tym stylu. - odpowiedział szeptem.

Rachel położyła dłoń na klamce, a następnie spojrzała do tyłu, upewniając się, że wszyscy byli gotowi do wejścia, po czym bez chwili zawahania otworzyła grube drzwi, znikając wewnątrz ciemnego pomieszczenia. Z sekundą, gdy klamka opadła, na zewnątrz wydostał się odrażający odór stęchlizny i śmierci, który niemalże "odrzucił" niczego nieświadomych Michaela i Simona, którzy w szoku przyłożyli swoje dłonie do osłoniętej grubym materiałem twarzy. W ich szeroko otwartych oczach błyszczał płomień przerażenia i grozy, aczkolwiek ich ciała mimowolnie ruszyły przed siebie, jakby nie chcąc zbyt bardzo oddalać się od swojego zwierzchnika. Na samym końcu do pokoju wszedł Konrad, z trudem zamykając niezwykle ciężkie drzwi, a następnie dołączył do stojącej kilka metrów dalej czarnowłosej.

Pomieszczenie, w którym się znaleźli było ogromne, ciemne i nowoczesne. Nie było tu żadnych okien, ani dekoracji, a ściany pokryte były metalowymi płytami, których kolor był tak ciemny, że od samego patrzenia bolały oczy. Na przeciwko nich, w kilku rzędach stały metalowe stoły, wokół których krzątali się ludzie ubrani w specjalistyczne kombinezony oraz roboty, a pod najdalej oddaloną ścianą stał ogromny, metalowy regał na którego półkach spoczywały masywne, stalowe trumny.

- Czy to...? - zdumiony głos Simona rozbrzmiał niczym echo, w uszach jego towarzyszy. Po krótkiej chwili, czarnowłosy lekko pokiwał głową, a następnie odparł z pokrzepiającym uśmiechem:

- Tak, to kostnica.

Słowa Konrada, ku jego zdziwieniu w żadnym stopniu nie poruszyły stojących obok niego mężczyzn, a wręcz wprawiły ich w niemy podziw. Otóż prawda była taka, że podczas krótkiego okresu swojej służby u boku Rachel, ta dwójka niejednokrotnie wchodziła do znacznie gorszych miejsc, tak więc widok tak bardzo zadbanej i nowoczesnej kostnicy wprawił ich w niemy zachwyt.

- Czego tutaj szukacie? - zapytała młoda kobieta, podchodząc do nich pośpiesznym krokiem. Jej twarz skrywała się za ciemnym plastikiem kombinezonu, a głos był lekko zniekształcony, jednak nie utrudniła im to w zrozumieniu jej wypowiedzi.

Konrad mruknął ciche "pfft" , zerkając przy tym na Rachel i unosząc brew. Czarnowłosa, jednak jedynie wyminęła kobietę i ruszyła w stronę metalowych stołów. Zanim jednak zdołała wykonać kilka kroków, poczuła dłoń na ramieniu.

- Zaczekaj! - zażądała ta sama kobieta, patrząc na nią wściekłym wzrokiem. Słysząc podniesiony głos, kilka innych osób spojrzało w ich stronę, jednak widząc w jak bardzo nieciekawej sytuacji znalazła się ich towarzyszka, nikt nie odważył się chociażby skinąć palcem by udzielić jej pomocnej dłoni.

- Co wy tu robicie?! Myślicie że możecie od tak, wchodzić sobie gdzie wam się podoba?! Jak się tutaj dostaliście?! - krzyczała coraz bardziej zaciskając palce na ramieniu czarnowłosej. Rachel lekko zmarszczyła brwi, a następnie zwinnym ruchem chwyciła nadgarstek natarczywej pracownicy i wykręciła go o niemalże trzysta sześćdziesiąt stopni.

W akompaniamencie chrzęstu gruchotanych kości i przepełnionym bólem wrzasku, błękitnooka lekko zabrała dłoń, pozwalając przekręconemu w złą stronę nadgarstku zawisnąć tuż przed twarzą swojej właścicielki przerażając ją przy tym do szpiku kości, a następnie powolnym krokiem odeszła w swoją stronę. Oszołomiona kobieta otwierała i zamykała buzię, niczym ryba starająca się zaczerpnąć w swoje skrzela ostatniej porcji tlenu, jednak nie będąc w stanie dłużej znieść promieniującego bólu, ciężko opadła na kolana, zdzierając przy tym skórę ze swoich nóg. Przerażeni jej krzykami pracownicy stali skamienieli w drugiej części pomieszczenia, nie będąc w stanie poruszyć się chociażby o milimetr, podczas gdy ich wspólniczka posyłała im błagalne spojrzenia i niemo prosiła o udzielenie jej jakiejkolwiek formy pomocy. Cała ta sytuacja nie była na tyle prosta, żeby mogli na spokojnie podejść i jej pomóc, gdyż oni sami bali się o swoje własne zdrowie i życie, w przeciwieństwie do tej kobiety, doskonale zdając sobie sprawę z tego, z kim mieli do czynienia.

Czarnowłosa nieśpiesznie wirowała pomiędzy stołami, trzymając dłonie w kieszeniach skórzanej kurtki i przyglądając się leżącym na metalowej powierzchni zwłokom. Jej oczy biegały z twarzy do twarzy, poszukując tej konkretnej osoby, gdy nagle zatrzymały się na mężczyźnie leżącym na lśniącym stole operacyjnym, po drugiej stronie pomieszczenia. Mimo że z tej odległości nie była w stanie ujrzeć jego twarzy, zaufała swojemu przeczuciu i powoli ruszyła w tamtym kierunku.

Jej dłoń lekko sunęła po lodowatej strukturze, tuż przy nieruchomym ciele młodego mężczyzny, a gdy była na wysokości jego twarzy delikatnie oderwała się od powierzchni stołu, lądując po środku jego nagiej klatki piersiowej, tuż obok głębokiej dziury stworzonej przez kulę, która pochodziła z jej pistoletu. W momencie, gdy palec błękitnookiej lekko "podróżował" po klatce piersiowej zwłok, na jej twarzy zakwitł pełen pogardy uśmiech.

- Oh, Dawid, no i znowu się spotykamy. Nie sądziłam że ten dzień kiedyś nadejdzie, ale cóż, życie lubi zaskakiwać. - wyszeptała wprost do jego ucha. Jej dłoń sunęła coraz to wyżej, wyczuwając każdy mięsień, bliznę, uwypuklenie czy wgłębienie na jego ciele, podczas gdy mikrobiomy badały dolne części jego ciała, oraz jego wnętrze.

Rachel obojętnym wzrokiem wpatrywała się w twarz zmarłego, przyglądając się jego wgłębionym policzkom, szarej cerze oraz szeroko otwartym piwnym oczom, które zasnuwała gruba warstwa mgły, starając uświadomić sobie fakt, że taki właśnie wygląd przyjmować będzie jej ciało podczas wykonywania tej misji.

- To wszystko. Idziemy. - zwróciła się w pewnym momencie do stojącej za nią trójki, lekko odpychając się od stołu i ruszając w stronę wyjścia pewnym siebie krokiem.

Cała czwórka nieśpiesznie opuściła pomieszczenie, po czym wróciła do głównego holu, napotykając przed sobą znudzone konie, które widząc ich sylwetki prychnęły radośnie i zbliżyły się o kilka kroków. Rachel zaśmiała się, kładąc dłoń na pysku karej klaczy i ruszając w kierunku głównego wyjścia z budynku.

- Od czego więc zaczynamy, szefowo? – zapytał kpiąco Konrad. Michael posłał mu zabójcze spojrzenie, jednak Rachel nic nie powiedziała.

- Od Dawida. – zbyła go.

- Jaka będzie nasza rola w tym wszystkim? – dociekał Simon.

- Żadna, będziecie wspierać mnie z ukrycia i dostarczać informacji. Być może raz na jakiś czas, będziecie musieli udawać moich znajomych, albo wrogów. To wszystko. Nie jesteście w stanie zbytnio pomóc w aktualnej sytuacji... – wyjaśniła Rachel

- A ty? W jaki sposób masz zamiar upodobnić się do Dawida? - przerwał jej Konrad.

Rachel spojrzała na niego kątem oka, po czym dotknęła czarnej opaski. Tuż przed nią pojawiła się przezroczysta klawiatura, na której wystukała ciąg cyfr i liter, a następnie jednym ruchem wcisnęła klawisz "enter". Klawiatura zniknęła, a z kieszeni jej kurtki wysypały się drobne, czarne, wielkości mrówek elementy, które od razu przylgnęły do jej ciała. W mgnieniu oka jej twarz nabrała całkiem innych rysów, a klatka piersiowa wyraźnie się spłaszczyła, jej figura zmieniła się nie do poznania, a długie, lśniące włosy stały się matowe i znacznie krótsze. Piękne, oschłe tęczówki w kolorze wiosennego nieba, przybrały barwę przejrzystego brązu, która stanowiła kontrast z jasną, niemalże bladą cerą. Jej sylwetka nabrała męskiego kształtu, a jej ubrania zmieniły się w losowe, męskie ciuchy, znalezione przez system w internecie. Cały proces, pomimo iż tak wielki, trwał zaledwie kilka sekund, a jej ciało zmieniło się tak szybko, że nawet doświadczone oko, nie byłoby w stanie zobaczyć po kolei zachodzących w nim zmian.

Konrad w osłupieniu przyglądał się stojącej obok niego osobie, która w żadnym stopniu nie przypominała kobiety, będącej przy nim jeszcze chwilę temu. Otworzył szeroko usta, jakby chciał wydusić z siebie jakieś słowo, jednak przez dłuższą chwilę nie mógł tego dokonać.

- Co...?? Ale... Jak..? - wydukał zdumiony, odsuwając się od niej kilka kroków. Spojrzał na mężczyznę o bladej, jak papier cerze, który jakby znikąd pojawił się w miejscu, gdzie jeszcze chwilę temu stała tak bardzo znajoma mu dziewczyna. Czarne, lekko kręcone włosy, rozbudowane mięśnie rąk i klatki piersiowej oraz porażająco białe zęby, które były tak czyste, że niemalże lśniły naturalnym blaskiem, były charakterystycznymi znakami, stojącego obok nich mężczyzny - prawej ręki Maximusa - Dawida.

Konrad szeroko otwartymi oczami patrzył na Rachel, w ciszy oczekując wyjaśnień. Dziewczyna zaśmiała się kpiąco, a jej głęboki, męski głos wprawił go w jeszcze większe zdumienie.

- Mikrobiomy są całkiem niezłym wynalazkiem, prawda? – zapytała kpiąc z jego zdezorientowanej miny.

Konrad wbił wzrok w chodnik, powoli przetwarzając informacje, podczas gdy Michael i Simon podeszli bliżej Rachel.

- Gdzie zaczynamy? - zapytał brunet rozglądając się wokoło.

- Zoe, Kaja, Luna! - zawołała, całkowicie ignorując zadane jej pytanie. Czuła w sobie nieopisany strach i niepokój, obawiała się, że ta misja mogła ją przytłoczyć, było to rzadkie, aczkolwiek normalne u niej uczucie, którego nigdy nie okazywała na zewnątrz, dzięki czemu jej towarzysze dalej uznawali ją za spokojną i opanowaną, nawet w takich momentach. Po krótkiej chwili zza rogu wybiegły trzy konie, które zatrzymały się tuż przy nich i bacznym spojrzeniem patrzyły przed siebie. Konrad, widząc ich gotowe do drogi "pojazdy", pośpiesznie wyjął z kieszeni czarny brelok i przywołał swój motocykl, który przybył chwilę po tym, jak cała reszta jechała już w stronę ogromnej, przeszklonej stacji kolejowej. Czarnowłosy nerwowo potwierdził swoją tożsamość, poprzez przyciśnięcie palca do szklanego panelu, po czym szybko usiadł na siedzisku i przeklinając pod nosem, ruszył za nimi.

- Gdzie jedziemy? - zapytał doganiając ich po chwili.

- Do kawiarni na skrzyżowaniu ulic Różanej i Migdałowej. - odparła Rachel, na co pozostała dwójka wymieniła zdziwione spojrzenia.

- Tam najczęściej spotykają się członkowie Legionu Niezwyciężonych. - wyjaśnił Konrad.

- Ale w kawiarni? Czy to nie jest zbyt nieodpowiedzialne? - zapytał zdziwiony Simon.

- Skądże. Zapewne oficjalne spotkania, o których wie każdy członek gangu, jak i również szpiedzy, odbywają się w tym miejscu, a tajne, ważniejsze spotkania prowadzone są gdzieś indziej. Mimo wszystko, to bardzo mądre posunięcie. - oznajmił Michael.

Rachel skinęła lekko głową, na co fioletowo włosy mocniej usiadł w siodle.

- Do zobaczenia na miejscu. - zawołała w stronę czarnowłosego. Konrad zmarszczył brwi w zdziwieniu, a po chwili zdał sobie sprawę, że jego towarzyszów już tu nie było. Zdezorientowany gwałtownie zatrzymał pojazd i rozejrzał się wokół nie wiedząc co się właśnie stało.

Konie galopem przebiegły tuż obok kawiarni skręcając w wąską uliczkę i skrywając się w mroku. Rachel szybko zeskoczyła z grzbietu Zoe i lekko wylądowała na ziemi, po czym odwróciła się w stronę swoich towarzyszy i oznajmiła:

- Zostańcie tutaj, ja wejdę do środka. Gdy przyjedzie Konrad, przypilnujcie, żeby nie zrobił nic głupiego.

Simon i Michael, zatrzymali się w półkroku i niepewnie odprowadzili wzrokiem męską sylwetkę, która po krótkiej chwili zniknęła za rogiem budynku, po czym pogrążyli się w niepewności i przerażeniu. Ta misja była niezwykle niebezpieczna, a oni doskonale zdawali sobie z tego sprawę. To nie prawda, że Rachel była całkiem bezpieczna, gdy dziewczyna wejdzie do głównej bazy Legionu Niezwyciężonych, będzie mogła liczyć tylko na siebie...

Rachel pewnym krokiem przekroczyła próg kawiarni, jednak po dość krótkiej chwili, poczuła jak na jej ciele pojawia się gęsia skórka. Powszechnie uznawano, że gang Alberta posiadał najlepiej wyszkolonych ludzi, którzy nie wiedzieli co to strach i nie znali znaczenia słów "poddać się". Dla nich rozkaz, był rozkazem, nie było żadnego "nie", czy "ale", każdy rozkaz z góry musiał być wykonany. Jednak prawda była taka, że nawet w tym stowarzyszeniu, nic nie było idealne. Być może jego członkowie byli nieustraszeni i oddani, ale mieli swoje własne zdanie i często lubili sprzeczać się o swoje racje. Ponadto, w gangu Alberta wysłanie ludzi do stref zajętych przez inne organizacje graniczyło z cudem, otóż nikt stąd nie był głupi, tak więc każdy wiedział, że wejście na teren innego gangu, to samowolne pójście po pewnego rodzaju śmierć.

Czarnowłosa doskonale wiedziała, że tylko szaleniec podjąłby się tej misji, lecz jako nieszczęsna prawa ręka przywódcy, nie miała czelności, ani tym bardziej prawa, żeby odmówić. Czując jak jej nogi zaczynają drgać, wzięła głęboki oddech i przybrała wyluzowany wyraz twarzy, starając się nie myśleć o konsekwencjach, a po chwili całe jej ciało ponownie się rozluźniło. Zajęła miejsce przy stoliku obok okna i rozejrzała się po lokalu.

Kawiarnia nie miała w sobie nic nadzwyczajnego - po prostu zwykła kawiarnia. Nad szklanymi stołami unosiły się barwne, migoczące kryształki, które rzucały światło na zdobione, szklane krzesła bez oparć, które lewitowały nad ziemią, na wybranej przez klienta wysokości. Po pomieszczeniu tanecznym krokiem poruszały się kelnerki i roboty, a na suficie wyświetlały się informacje pogodowe.

Rachel leniwie usiadła na jednym z krzeseł, lekko odchylając głowę do tyłu i wlepiając swój wzrok w pęknięcia, w białej farbie sufitu, gdy nagle poczuła na sobie czyjeś badawcze spojrzenie. Szybko poprawiła swoją postawę i przygotowała się mentalnie do rozpoczęcia konwersacji z nieznajomym, a w najgorszym wypadku z nieznajomymi.

- Dawid! Kopę lat! - zawołał lekko posiwiały mężczyzna, zbliżając się do stolika.

- Edward! - krzyknął niski chłopak wychylając się zza lady. - O, Dawid też tu jest?

Rachel poczuła jak serce podchodzi jej do gardła, wymusiła fałszywy uśmiech, po czym udając wyluzowaną odparła:

- Ed! Co ty tutaj robisz stary?

- Ach, zwykłe interesy z twoim gangiem! Nic wielkiego, Hero zatrudnił nas jako wsparcie w napadzie na magazyn z ciężkim sprzętem. Mam tylko nadzieję, że to gdzieś blisko. Nie znoszę jazdy samochodem, a jak już wiesz nie mogę podróżować portalami grawitacyjnymi, samolotami zresztą też nie, więc po prostu masakra! - zawołał, opadając ciężko na siedzenie na przeciwko błękitnookiej.

Rachel niepewnie zacisnęła dłonie w pięści, wbijając paznokcie w skórę, aby pozbyć się narastających obaw i zająć swój umysł bólem. Młody chłopak, który wcześniej ich przywitał, również dosiadł się do stolika, pogrążając się w pasjonującej rozmowie razem z siwowłosym. Ich wymiana zdań nie była jednak, dla dziewczyny niczym interesującym, czy tym bardziej godnym uwagi, gdyż obracała się głównie wokół ich prywatnych spraw, pogody i życia miłosnego.

- Dzień dobry, co podać? - głos kelnerki wyrwał ją z głębokiego zamyślenia, przez co niemalże podskoczyła w miejscu. Ed i jego rozmówca, widząc zdezorientowany wraz twarzy Dawida wybuchli śmiechem, na co ona rzuciła im zabójcze spojrzenie.

Zrezygnowana niedbale przejechała ręką po szklanej tafli stołu, gdzie po chwili wyświetliło się menu.

- Kawa mrożona i lody waniliowe. - burknęła, na co Ed spojrzał na nią zdumiony.

- Dawid? Od kiedy ty pijesz kawę? – zapytał zszokowany. Rachel poczuła jak jej serce staje w miejscu, a po chwili zastanowienia szybko wyskoczyła z wyjaśnieniem:

- Od jakiegoś miesiąca? – odpowiedziała udając zastanowienie i przeciągając ostatnią literę.

Edward uniósł brew i jedynie pokiwał głową ze zrozumieniem.

- To wszystko? - zapytała lekko zdezorientowana kelnerka, uśmiechając się niepewnie, na co Rachel skinęła głową, obdarzając ją przelotnym spojrzeniem. Jej kasztanowe włosy z niebieskim pasemkiem, delikatnie powiewały na wietrze, a piwne oczy wpatrywały się w nią jak w obrazek. Czarnowłosa niepewnie się do niej uśmiechnęła, na co ta szybko odwróciła się w drugą stronę i odeszła.

Po chwili do stolika przyszły kolejne dwie kelnerki, które obsłużyły pozostałą dwójkę i również niemalże pożerały Rachel wzrokiem. Mówiąc, że dziewczyna czuła się co najmniej dziwnie, byłoby mocnym niedopowiedzeniem. Każdy zawsze spoglądał na nią ukradkiem, obdarowując ją spojrzeniem pełnym szacunku, skrywającym w sobie delikatną nutę strachu, którą za wszelką cenę starali się ukryć, tak więc teraz, gdy patrzono na nią tak bezwstydnie i niemalże zuchwale, miała ogromną ochotę pokazać im, kim tak na prawdę była.

- Dawid! - melodyjny, kobiecy głos rozbrzmiał w pomieszczeniu, a Rachel poczuła jak jej serce przyśpiesza ...

Continue Reading

You'll Also Like

35.4K 2.8K 129
Uwagi szkolne krajoludzi
41.1K 1.4K 39
To moja wersja rodziny Monet. Książka jest o tym jak Hailie trafia do braci jako słodka pięciolatka. Różnica między nimi jest duża; Między bliźniaka...
58.1K 1.5K 33
I Tom Trylogii "Promise" Nigdy w życiu nie pomyślałabym że moi rodzice mogą narobić sobie długów w dodatku aż tyle długów. Odbiło się to na mojej skó...
258K 7K 51
19-letnia Karen po ciężkich przejściach, przeprowadza się z małego miasteczka w stanie Idaho do Nowego Yorku, aby rozpocząć nowy rozdział. Niestety d...