- Guten Morgen. - przywitałem się przyjaźnie.
- Tobie też butem w mordę. - odpowiedział mi standardowo Polska - Dlaczego dzisiaj chciałeś się spotkać tak wcześnie?
- Szkoda dnia na spanie do południa.
- Powiedział ten co pracuje po nocach.
- No właśnie, ja nie marnuję czasu i teraz ty też nie zmarnujesz go na spanie.
- Spanie to nie jest marnowanie czasu i widać to po tobie. Ile dzisiaj spałeś? - Zapytał mnie trochę zmartwiony.
- Emm.. w sumie to nie wiem. - spojrzałem w dół.
Wiem, że źle robię i nie ma to dobrego wpływu na mnie, ale jakoś tak wychodzi. Wieczorem, gdy nie mogę zasnąć, co zdarza się prawie co noc, zaczynam wypełniać papiery, aby czymś się zająć. Zazwyczaj kończy się to tak, że tracę rachubę czasu i gdy w końcu się położę to zostaje mi nie wiele godzin snu.
- Niemcy, rozmawialiśmy już o tym wiele razy. Nie możesz tyle pracować i prawie w ogóle nie spać! - ostatnie zdanie wypowiedział już zdenerwowany. - Jedna choroba to dla Ciebie za mało?
Skrzywiłem się. Nie lubię jak ktoś porusza temat mojej choroby. A Polska doskonale o tym wie.
- Lepszych argumentów już nie masz? - powiedziałem mu przez zaciśnięte zęby.
- Niemcy, ja naprawdę się martwię. - na te słowa uspokoiłem się - choćbym nie wiem jak się starał, a ty nie będziesz chciał sobie pomóc to nic nie jestem w stanie zrobić.
- Przepraszam - powiedziałem cicho patrząc się na swoje buty.
Poczułem narastający wstyd. Polen ma rację, a ja jeszcze się zdenerwowałem na niego. On chce dobrze i.. martwi się o m-mnie. Na myśl o tym robi mi się ciepło na sercu. Po chwili zrobiło mi się jeszcze cieplej, Polska czule mnie przytulił. Nie zastanawiając się objołem go ramionami i bardziej wtuliłem w siebie. Lekko podniósł głowę i spojrzał mi w oczy.
- Nie masz za co przepraszać idioto. Tylko proszę, walcz o siebie. - w jego oczach dostrzegłem smutek.
Już chciałem mu odpowiedzieć, ale przerwało mi burczenie jego brzucha.
Wypuściłem go z objęć i złapałem za jego dłoń prowadząc do kawiarni, w której planowałem zjeść z nim śniadanie.
《☆》
Po mile spędzonym poranku w kawiarni wybraliśmy się na spacer po parku. Pochłonięci swoim towarzystwem i rozmową nie zwracaliśmy uwagi na to co nas otacza. Do czasu. Nagle Polen odrzuciło do tyłu. Przyczyną tego był Rosja, który przechodząc z dużą siłą uderzył go z barku o mało go nie przewracając
- Sorki. - rzucił kpiąco i już chciał się oddalić, ale nie pozwoliłem mu na to.
- Kpisz sobie z nas?! Mogłeś mu coś poważnego zrobić ty pusty wieżowcu! - krzyknąłem zły w jego stronę.
- No nie zesraj się. - powiedział dalej kpiąco.
Czułem jak od patrzenia na jego twarz narasta we mnie wściekłość. Nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami. Wiedziałem co to oznacza i tego właśnie się obawiałem. Poczułem rozdzierający mnie od środka ból. Zacząłem się trząść i wykrzywiłem z bólu.
- Niemcy nie daj się sprokować, wiesz, że właśnie o to mu chodzi. - usłyszałem kojący dla mnie głos Polski.
Próbowałem na niego spojrzeć, ale nie widziałem nic poza ciemnością. Poczułem, że ktoś złapał mnie za dłoń gładząc kciukiem.
- O nie! Biedny Niemiec się zdenerwował i zaraz będzie chciał wszystkich pozabijać. Już mu się sfastyka maluje na twarzy! - usłyszałem znowu kpiący głos Rosji.
Znowu poczułem rozrywającą wściekłość. Po niej już nic nie czułem. Stało się. Miałem walczyć. Tymczasem tak łatwo dałem się sprowokować temu idiocie oddając kontrolę III Rzeszy. Znowu pozostała mi tylko ciemność i urywki obrazu tego co robi teraz moje "drugie ja".
《☆》
Nie mam pojęcia ile czasu minęło, ale czuję jakbym wieki już nie miał kontroli nad ciałem. Dodatkowo straszne były wyrywki tego co dzieje się wokół ciała. III Rzesza znowu powoduje strach wśród wszystkich. Prawie wszystkich. Czasami widziałem i słyszałem jak Polen mówi do Rzeszy, ale słowa kierował do mnie i bardzo mnie to cieszyło oraz motywowało do walki. Jednak zawsze Rzesza po chwili bił Polskę co powodowało, że odczuwałem ból i poczucie winy. Muszę być dobrych myśli i walczyć z Rzeszą. On ma trochę łatwiej. Wystarczy, że zawładną mną negatywne emocje i on już przejmuje kontrolę, a odebranie mu jej wymaga wiele mojego wysiłku. To jest jak walka z samym sobą. Cóż za ironia. Przecież każdy bije się często ze swoimi myślami, a ja muszę walczyć z czymś istniejącym. Z prawdziwą chorobą, a mianowicie, rozdwojeniem jaźni i to jeszcze nietypowym. Najlepsi psycholodzy i psychiatrzy załamują nade mną ręce. Nie potrafią w żaden sposób wyjaśnić jak to jest możliwe, że przy zmianie osobowości nawet moje ciało zmienia wygląd. Tym bardziej nie potrafią mi pomóc.