Adrien
Na całe szczęście gdy wróciłem do domu, moich pijanych przyjaciół już tam nie było.
Cóż ich może nie, ale zostawili po sobie ogromny bałagan, który obiecałem, że ogarnę, jednak zasnąłem gdzieś w połowie sprzątania.
Z błogiego snu wybudził mnie dzwoniący telefon. Odnalazłem go po omacku i nie patrząc nawet kto dzwoni, odebrałem.
- Halo? - powiedziałem jednocześnie ziewając.
- Hej Adrien, przepraszam, że zawracam ci głowę, ale zgubiłam zaproszenie i nie wiem na którą godzinę mam przyjść.
- Nic się nie stało Marinette. - zaśmiałem się cicho. - Na dziewiętnastą. - odparłem.
- Dz-dziękuję, do zobaczenia! - rzuciła szybko i się rozłączyła. Poczułem, że jeżeli kiedykolwiek żywiłem jakąś urazę do tej dziewczyny, to w tym momencie wyparowała, a w moim sercu znów migotały iskierki szczęścia.
Odwróciłem się nieco w lewo, aby móc odłożyć telefon na jedną z szafek, lecz doznałem małego szoku, ponieważ mój pokój był tak wysprzątany, że można by jeść z podłogi.
- Tak to moja zasługa. - przed moimi zdumionymi oczami pojawił się Plagg, który dumnie wypinał swoją pierś.
- Liczę na jakiś zapas camemberta w zamian. - dodał, a po chwili oboje wybuchneliśmy śmiechem.
Nie miałem zbyt dużo czasu, dochodziła dwunasta, a ja dopiero skończyłem jeść śniadanie. Muszę jeszcze wszystko przygotować na przyjście Mojej Pani.
Marinette
Poprzedniej nocy, nie spałam zbyt dobrze. Prawdę mówiąc to fakt, że w ogóle zasnęłam można by zaliczyć jako ósmy cud świata. Obudziłam się z całkowitą pustką w głowie oraz z dziwnym przeczuciem, że powinnam porozmawiać z Adrienem. Nie widziałam w tym najmniejszego sensu. Przecież i tak zobaczę się z nim dzisiaj wieczorem.
Pobiegłam do swojej łazienki i zrzuciwszy z siebie ubranie zaczęłam szczotkować zęby. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że wykonałam obie te czynności w zupełnie nieprzemyślanej kolejności, jednak wzruszyłam ramionami i kontynuowałam to co zaczęłam.
Opuściłam łazienkę i owinięta w ręcznik podeszłam do swojej szafy wybrać jakiś strój na dzisiejszy dzień. Po raz pierwszy od dawna, nie miałam z tym większego problemu, ponieważ i tak do wieczora będę się jeszcze przebierać. Zarzuciłam na siebie różowo biały dres i gdy już miałam schodzić na śniadanie, mój wzrok zatrzymał się najpierw na prezencie dla Adriena, a następnie na moim telefonie. Poczułam jak moje serce przyspiesza tępa, to dziwne przeświadczenie z rana wcale mnie nie opuściło, a wręcz przeciwnie, nasiliło się jeszcze bardziej.
Szybko sięgnęłam po telefon i wybrałam numer mojego tylko przyjaciela i zawahałam się na sekundę. Co ja mu niby powiem jak odbierze? Przecież jak zacznę mu z rana gadać o moich wymysłach i znakach z nieba, to mnie zwyczajnie wyśmieje, jednak potrzebuję usłyszeć jego głos w tej chwili. Ponownie spojrzałam na prezent dla niego, oraz na leżące obok zaproszenie, którego odziwo udało mi się jeszcze nie zgubić. Hmm, a tak właściwie...
- Hej Adrien, przepraszam, że zawracam ci głowę, ale zgubiłam zaproszenie i nie wiem na którą godzinę mam przyjść. - powiedziałam niemal na jednym wdechu, wyrzucając wspomniane zaproszenie przez okno.
- Nic się nie stało Marinette. - usłyszałam jego łagodny śmiech po drugiej stronie słuchawki. W tym samym momencie, poczułam, źe moje rozkołatane serce powoli się uspokaja, a ścisk w żołądku rozluźnia. - Na dziewiętnastą. - odparł, a ja próbowałam przypomnieć sobie zadane przez siebie pytanie.
- Dz-dziękuję, do zobaczenia! - rzuciłam szybko, by nie zdążył zapytać o nic więcej, po czym się rozłączyłam.
Po rozmowie z Adrienem, mogłam w spokoju zjeść śniadanie. Nadal zastanawiało mnie czemu miało to wszystko służyć. Po chwili przypomniałam sobie jedną bardzo istotną rzecz na temat Czarnego Kota. Był u mnie wczoraj. U mnie, u Marinette, ugh w sensie u mojej cywilnej postaci. Co prawda mówił mi, że zamierza odkryć moją tożsamość, jednak nie sądziłam, że zrobi to tak szybko. Nie wiedziałam też jak mu się to udało. Co jak co, ale dobrym detektywem, czy we współczesnych czasach powinnam raczej użyć słowa "stalkerem", to on nigdy nie był. A co najważniejsze, co miało znaczyć "Już niedługo wszystko się wyjaśni"? Nie mogłam tego wszystkiego pojąć.
Spojrzałam na swoje kanapki, które jeszcze chwilę temu spożywałam i poczułam jak w jednej chwili robi mi się na ich widok niedobrze. Zasłoniłam sobie ręką usta i podniosłam wzrok na moich rodziców, którzy patrzyli na mnie z troską i lekkim przerażeniem.
- Przepraszam... - wymamrotałam i szybko pobiegłam na górę, hamując odruchy wymiotne.
- Marinette, czy ty jesteś w ciąży?! - usłyszałam z dołu głos mojej mamy.
- Tak, już w piątej w tym tygodniu! - odkrzyknęłam ironicznie i wyszłam na balkon by zaczerpnąć świeżego powietrza.
Nie rozumiałam co się ze mną działo. Miałam podobne objawy paręnaście miesięcy temu, kiedy Czarny Kot oznajmił mi, że wyjeżdża z Paryża na tydzień i, że przez ten czas będę musiała sobie radzić z akumami sama. Wtedy to tęsknota zabijała mnie od środka i nie byłam w stanie funkcjonować normalnie. Ten stan ustał dopiero gdy ponownie znalazłam się w jego ramionach i miałam pewność, że szybko z nich nie wyjdę.
Jednak teraz? Wczorajsza wizyta Kota, poranna rozmowa z Adrienem... Wszystko mi się już miesza i nie wiem co i do kogo czuję. A czułam się fatalnie. Mój stan psychiczny niszczył mnie także fizycznie, do takiego stopnia, że miałam ochotę odwołać to spotkanie z Adrienem, jednak wiem, że w niczym by mi to nie pomogło, a dodatkowo zawiodłabym go.
Do dziewiętnastej zostało mi jeszcze sporo czasu, jednak postanowiłam z braku innych pomysłów na jego spędzenie, zacząć się już szykować.
Wzięłam gorący, jednak zdecydowanie nie szybki, prysznic.
Następnie zajęłam się układaniem moich włosów. Postanowiłam zostawić je rozpuszczone, jednak lekko kręcone, w tym celu użyłam starej lokówki, należącej do mojej mamy. Teraz zostało najgorsze, czyli wybranie odpowiedniego stroju. Jak typowa kobieta spędziłam co najmniej pół godziny, bezmyślnie patrząc się w moją wypchaną po brzegi szafę, tylko po to żeby ostatecznie stwierdzić, że nie mam się w co ubrać.
Westchnęłam ciężko i zaczęłam przeglądać najróżniejsze inspiracje na Pintereście. Przed oczami przewinęła mi się niegrzesząca długością, czerwona sukienka, wtedy też mnie olśniło. Parę tygodni temu uszyłam coś w rodzaju sukienki w bardzo zbliżonym odcieniu kolorystycznym, do tej na zdjęciu.
Była ona odkryta na ramionach oraz obojczykach. Tuż pod dekoltem miała jedną, dosyć minimalistyczną falbanę. Reszta uszyta była dosyć ścisło, dopiero w okolicach ud, zaczęła się delikatnie rozszerzać.
Do dopełnienia stylizacji użyłam złotego łańcuszka, który dostałam od Czarnego Kota, na swoje urodziny. Wreszcie mogę założyć go publicznie, w końcu Czarny Kot i tak już wie kim jestem pod maską.
Ostatnią rzeczą do dopełnienia mojej stylizacji były buty. Długo wahałam się pomiędzy wygodą, a lepszym wyglądem, jednak komu ja mam się niby przypodobać. Chłopaka już mam, więc nie potrzebuję nikogo wyrwać, dlatego ostatecznie mój wybór padł na czarne trampki. Wzięłam także niewielki czarny plecaczek, do którego schowałam prezent i w którym także skryła się Tikki.
Przed wyjściem zrobiłam jeszcze szybki makijaż i byłam gotowa. To będzie ten jeden, jedyny raz, kiedy się nie spóźnię.
Adrien
- Skończyłem! - krzyknąłem radośnie raczej sam do siebie, bo Plagga nie było w pobliżu.
Wszystko było zapięte na ostatni guzik.
Pozostało mi jedynie czekać na Marinette. Znam ją już na tyle dobrze, aby przewidzieć, że zapewne się spóźni.
Po raz setny w ciągu ostatniej godziny, przejżałem się w lustrze i przeczesałem ręką do tyłu moje złote loki, które opadały mi na czoło. Prawie podskoczyłem w miejscu na sygnał donośnego dzwonka do drzwi. Szybko sięgnąłem po telefon patrząc na godzinę, do spotkania zostało jeszcze dobre piętnaście minut.
Lekko zdziwiony, poszedłem otworzyć, a moim oczom ukazała się Lila...
Odgłos donośnego dzwonka, ponownie rozbrzmiał wśród pustych korytarzy, odbijając się od marmurowej posadzki.
Podniosłem się z kanapy i zdałem sobie sprawę, że przygotowania wyczerpały mnie na tyle, że zasnąłem, a Lila była tylko złym snem. Odetchnąłem z ulgą, gdy wyświetlacz mojego telefonu wskazywał minutę po siódmej i żwawnym krokiem podbiegłem do drzwi wejściowych.
W progu stała najpiękniejsza kobieta jaką kiedykolwiek widziałem w swoim życiu. Rozkochała mnie w sobie jako Biedronka, a teraz nieświadomie robi to jako Marinette. Wpuściłem ją do środka i zaprowadziłem do drabiny prowadzącej na strych. Pomogłem jej dostać się na górę, bo znając niezdarność tej dziewczyny, mogło by się to skończyć nie za ciekawie.
Zamknąłem za nami klapę, aby żaden nieproszony gość taki jak Nathalie czy co gorsza mój ojciec, nie mogli nam przeszkodzić.
Ścieżka prowadząca od klapy do stołu, była zaznaczona niewielkimi tealight'ami, dzięki którym w powietrzu unosił się przyjemny, zapach świeżo upieczonego ciasta. Sam stół natomiast, przykryty był czarnym obrusem z jaskrawo zielonym haftem u dołu. Na krześle dziewczyny, leżała czerwona róża z zaplecionym w okół różowym sznurkiem.
- Adrien... - Marinette zaczęła niepewnie, rozglądając się dookoła. - Tu jest naprawdę przepięknie-
- Cieszę się, że ci się podoba. - przerwałem jej w połowie słowa, nalewając do dwóch kieliszków czerwone wino.
- Naprawdę przepięknie... - powtórzyła. - Na randkę dla dwojga! - podniosła głos.
- Powiedz mi, czy na swoją imprezę urodzinową, zaprosiłeś kogoś jeszcze?
To był właśnie ten moment, w którym nie wiedziałem co powinienem odpowiedzieć.
- A i przypominam także, że w przeciwieństwie do ciebie, ja jestem jeszcze niepełnoletnia. - zauważyła, kładąc obok mojego kieliszka mały pakunek.
- Muszę ci się do czegoś przyznać. - powiedziałem w końcu, a ona obrzuciła mnie intrygującym spojrzeniem. - Moje urodziny to był tylko pretekst, aby móc się z tobą spotkać w takich okolicznościach.
- To wiele wyjaśnia. - wyszeptała, jednak ja kontynuowałem.
- Prawdziwa impreza miała miejsce wczoraj, jednak uwierz mi, że nic nie straciłaś. - zaśmiałem się.
- Niezależnie od tego czy jest to tylko pretekst czy nie, mam dla ciebie prezent I tak właściwie to powinnam ci to dać jak tylko tu weszłam. - mówiąc to, jej wzrok ponownie skierował się na czarną paczkę owiniętą jaskrawo zieloną wstążką, którą chwilę temu położyła na stole. Podziękowałem jej skinięciem głowy i niemal od razu przystąpiłem do jej otwierania.
- Adrien co to ma być? - uniosła jedną brew w geście podirytowania i ruchem ręki wskazała różę na jej siedzeniu.
- A to jest następna część atrakcji.
- Jakich atr-
- Ciii... położyłem jej palec na ustach i zmusiłem do tego by usiadła. Ja natomiast odwróciłem się i wyjąłem małe pudełeczko z wewnętrznej kieszeni mojej koszuli.
Uklęknąłem przed nią i objąłem jej dłoń w swoje. Obserwowałem zdziwienie zmieszane z zakłopotaniem, malujące się na jej twarzy.
- Kocham cię, Marinette i przepraszam, że odkryłem to dopiero teraz.
- A-ale j-ja... - zaczęła się jąkać, jednak ruchem ręki pokazałem jej by w tym momencie mi nie przerywała.
- Doskonale wiem, że masz chłopaka i nigdy w życiu nie wyznawałbym ci moich uczuć, gdyby był nim ktoś inny. - spojrzałem głęboko w jej lazurowe tęczówki. Obserwowałem jak jej źrenice rozszerzają się i zwężają w rytm bicia jej serca. Wiedziałem, że długo tak nie wytrzyma więc szybko przeszedłem do sedna.
- Plagg... - wyszeptałem. - Wysuwaj pazury!