-Dean, paczka przyszła!
Zamrugał powoli, pozwalając lekko sklejonym rzęsom doprowadzić się do porządku. Wciąż leżał Castielowi na klatce piersiowej, mężczyzna położył jedną dłoń na jego plecach, również budząc się, gdy blondyn się poruszył.
-Słyszysz, co do ciebie mówię?-Sam krzyknął znowu z dołu, pewnie z kuchni, zbyt leniwy, by iść do brata osobiście, i Bogu dzięki, bo zastałby go z Novakiem w łóżku rodziców.-Zejdź na śniadanie, już jedenasta!
-Kurwa.-Dean rozbudził się już całkowicie, schodząc szybko z Castiela i siadając na krawędzi łóżka. Rozejrzał się za swoją koszulką, ręką szarpiąc aktora za ramię.-Cas, wstawaj! Zaspaliśmy, Sam już nie śpi!
Brunet przetarł twarz dłonią, posłusznie podnosząc się na materacu. Winchester znalazł swój t-shirt i wciągnął go przez głowę, rzucając mężczyźnie jego spodnie.
-Ubierz się, nie może cię zobaczyć!-syknął, w panice rozglądając się za górną częścią garderoby Novaka.-Gdzie twoja koszulka?
-Nie wiem, rzuciłem ją na podłogę.-Castiel wsunął nogawki na nogi, omal nie przewracając się z powrotem na łóżko.-Powinna gdzieś tu być...
-To pomóż mi jej szukać!-Dean zastygł na chwilę, słysząc kroki brata na schodach.-Boże, idzie tu...
-Dean, jesteś tu w ogóle? Wołam cię już z trzeci raz!-Sam, chyba nawet w dobrym humorze, był już na piętrze i zmierzał do jego pokoju.-Będziesz jadł zimne naleśniki, jak tak dalej pójdzie.
Blondyn nie miał wyboru, musiał wyjść na korytarz: jeśli szatyn dotarłby do jego sypialni i go tam nie znalazł, a widział, że Impala stała na podjeździe, zacząłby być podejrzliwy, a nie mógł zobaczyć u nich Casa-Dean miał nadzieję, że obudzą się wcześniej, a brunet wyjdzie po cichu, mogli nastawić budzik, jak mógł być takim idiotą?!
-Ubierz się, zagadam go.-blondyn krzyknął szeptem, patrząc na niebieskookiego, który dalej szukał swojego ubrania.-Dasz radę wyjść oknem?
-Dać może i bym dał, ale moje buty i płaszcz są na dole.-Castiel przeczesał włosy dłonią, oddychając nerwowo.-A w nich klucze, portfel, telefon, wszystko.
-Kurwa...dobra, zaczekaj tu.-Dean odetchnął głęboko, łapiąc za klamkę. Zanim ją nacisnął, zerknął jeszcze przez ramię, patrząc na bruneta poważnie.-I bądź cicho, słyszysz? Sam mnie zabije, jeśli cię tu znajdzie.
Novak pokiwał głową, przełykając ciężko. Nie liczył na taki poranek, ale nie mogli w tym momencie wybierać, sytuacja była wręcz kryzysowa.
-Hej, Sammy.-blondyn westchnął cicho, zamykając za sobą drzwi: szatyn był już przy jego pokoju, otworzył go nawet, ale teraz to i tak nie miało znaczenia. Uśmiechnął się fałszywie, podchodząc do brata powoli.-Jak ci się spało na kanapie? Znowu?
-Dobrze, jest wygodniejsza niż moje łóżko...-Sam zmarszczył brwi, patrząc za plecy chłopaka.-Spałeś w pokoju rodziców?
-Co? Nie.-Dean prychnął cicho, kręcąc głową.-Spałem u siebie, tylko...musiałem coś sprawdzić.
-Masz posłane łóżko.-szatyn pokazał głową na sypialnię brata.-Nietknięte.
-...posprzątałem.
-Nigdy tego nie robisz.-Sam skrzyżował ręce na klatce piersiowej, patrząc na niego podejrzliwie.-Zawsze jest u ciebie burdel.
-Hej, wiecznie mówisz, że muszę się poprawić, tak?-zaśmiał się krótko, obejmując chłopca ramieniem, żeby zaprowadzić go z powrotem do schodów i zejść na dół.-Można zacząć od zaraz. Mówiłeś coś o naleśnikach?
-Co musiałeś sprawdzić w pokoju rodziców?
Cholerne prawo.
Zawsze musiał go o wszystko wypytywać, znać każdy detal, jakby już prowadził śledztwo, szukał czegoś, czym możnaby go obciążyć. Dean nie był świetnym aktorem, zwłaszcza, gdy był poddenerwowany, ale aż tak oczywistym było to, że kłamał?
-Szukałem...zdjęć.-skłamał ponownie, siłą prowadząc brata do schodów.-Znalazłem kilka albumów, możemy je przejrzeć wieczorem, jeśli chcesz.
-Wiesz, to ciekawe...-Sam spojrzał na niego podejrzliwie.-Wszystkie albumy są w salonie, przenieśliśmy je tam po śmierci taty, pamiętasz?
Dean otworzył lekko usta, nie mając idealnej odpowiedzi na to pytanie-faktycznie, wszystko to było w salonie, kurzyło się w szafce pod telewizorem. Teraz jego kłamstwo nie miało już żadnych punktów oparcia, zwłaszcza, że jąkał się przez chwilę, szukając wymówki: zbyt długą chwilę, by Sam mu uwierzył.
-Sammy, nie...-nie zdążył zatrzymać brata przed wyrwaniem mu się z ramion, szatyn ruszył do przodu, prosto do drzwi sypialni rodziców, naprzeciwko schodów.-Zaczekaj!
Nie zaczekał.
Otworzył drzwi szeroko, stając na progu i patrząc do środka bez krzty zaskoczenia.
Castiel znalazł już koszulkę, teraz zapinał pasek w spodniach-miał rozczochrane włosy po nocy, wciąż lekko zaspaną twarz i zatrzymał ruchy w połowie ich wykonywania, podnosząc wzrok na czternastolatka.
Dean schował na moment twarz w dłoniach, zaraz podnosząc je wyżej i ciągnąc się za włosy, gdy Sam kiwał wolno głową i opierał się o framugę, patrząc na niego z uniesionymi brwiami.
-Super.-mruknął sarkastycznie, zaciskając lekko zęby.-Teraz sprowadzasz swoich klientów do domu, tak?
-Sammy, to...to tylko Cas.-blondyn wskazał ręką na Novaka, wzdychając nieco rozpaczliwie, jakby nie wiedział co ma zrobić, by się ratować.-I my nie...tylko tu nocował...
-W pokoju rodziców.-Sam brzmiał, jakby miał ochotę kogoś zamordować, patrzył na niego z chłodem, którego jeszcze nigdy brat u niego nie widział.-W pokoju, kurwa, naszych cholernych rodziców, Dean!
-Przepraszam...-Castiel spojrzał na szatyna niepewnie.-To moja wina, nie powinienem był przyjeżdżać...
-Nie wtrącaj się, gnoju.-młodszy Winchester przerwał mu, zanim ten zdążył się rozkręcić. Zmierzył mężczyznę wzrokiem od góry do dołu.-Co ty tu w ogóle jeszcze robisz?
-Sam!-Dean odwrócił brata bardziej w swoją stronę, kładąc mu dłoń na ramieniu i celując w niego palcem.-Nie mów tak do niego!
-Będę, jak mi się tak podoba.-czternastolatek strącił rękę brata.-Niech spierdala z naszego domu.
-Chyba nie wyraziłem się jasno? To nie było pytanie.-Dean zacisnął zęby.-Kazałem ci tak do niego nie mówić.
-Jak mogłeś spać z nim w łóżku rodziców?-Sam spojrzał na niego z niedowierzaniem, zerkając znów na bruneta i prychając głośno.-Dorzucił ci za to premię? Co kolejne, wprowadzisz się do niego? A może on do nas? Zamierzasz zapytać mnie o zdanie, kiedy będzie pakował ci rzeczy?
-Sam, DOŚĆ.-blondyn wyciągnął chłopca na korytarz, pchając lekko w stronę schodów.-Idź na dół, zaczekaj w salonie.
-Nie, dopóki nie zobaczę, że on wychodzi.-szatyn ruszył głową w stronę Castiela, krzywiąc się lekko, jakby widok Novaka przyprawiał go o chęć wymiotów.-Niech wypierdala, natychmiast.
-Nie ty dyktujesz warunki.-zielonooki wskazał na schody.-Zapominasz się, młody, a moja cierpliwość też ma swoje granice.
-Dean, w porządku.-brunet podszedł do nich powoli, wykręcając sobie palce.-I tak miałem już wychodzić, pójdę już...
-Znudziło ci się, co?-Sam pokręcił głową, zaciskając usta w wąską linię, gdy patrzył z wściekłością na aktora.-Będziesz tak teraz przyjeżdżał, pieprzył mi brata w łóżku rodziców i wychodził, jakby nigdy nic? Powinienem donieść na ciebie policji!
-SAM, STUL JEBANY PYSK!
Wydarł się jak ojciec, gdy był pijany-nie planował, nie wiedział, jak to się stało. Sam zamilkł, odsuwając się z zaskoczeniem, aż oparł się plecami o barierkę schodów. Objął się ramionami, przestraszony, patrząc na brata w szoku, zresztą nie on jeden-Castiel też na niego patrzył, marszcząc brwi, gdy Dean oddychał ciężko, zdenerwowany do granic możliwości.
-Dean...-brunet zamrugał, przenosząc wzrok między czternastolatkiem, a zielonookim.-Dlaczego...
-Cas, idź już.-chłopak zacisnął mocno powieki, już żałując tego, co zrobił. Novak próbował unieść dłoń, by dotknąć jego przedramienia i nieco go uspokoić, ale Dean cofnął rękę, otwierając oczy i wchodząc na schody.-Proszę, chodź.
Aktor przełknął ciężko, ale przytaknął, ruszając za blondynem-zerknął jeszcze na moment na Sama, ale ten dalej stał, pozbawiony emocji, z lekko tylko drżącą dolną wargą i pustym wzrokiem. Nigdy nie widział brata, zazwyczaj traktującego go tak łagodnie, w takim stanie.
Nie było zbyt dobrze.
Dean odprowadził go do drzwi bez słowa, podając mu płaszcz i czekając, aż ten założy buty, co Castiel szybko zrobił. Wziął płaszcz do ręki, patrząc chłopakowi w twarz ze skruchą.
-Przepraszam, mogłem nie przyjeżdżać.-powiedział cicho, bawiąc się metką.-Poradzisz sobie?
Winchester przytaknął, przymykając na moment oczy i sięgając do zamka w drzwiach.
-Pogadam z nim.
-Nie powinieneś był tak na niego krzyczeć.-zauważył niepewnie.-Mimo wszystko.
-Wiem, Cas.-Dean westchnął, otwierając drzwi i przytrzymując je uchylone. Spojrzał na bruneta.-Przepraszam, że musiałeś przy tym być. I za to, co młody powiedział.
-W porządku, był zły.-Novak wzruszył lekko ramionami, zakładając płaszcz.-Martwi się o ciebie.
Blondyn nic na to nie odpowiedział, spuszczając tylko wzrok.
-Zadzwonię do ciebie wieczorem, dobrze?-szepnął.-Jeśli będę mógł.
-Jasne.-Castiel pochylił się, by pocałować go miękko w czoło.-Powodzenia.
Aktor wyszedł, a Dean zamknął za nim drzwi, wzdychając ciężko-odwrócił się, by wrócić na górę, ale Sam stał już na schodach, pewnie od dłuższej chwili mu się przypatrując.
-Sammy...
Nie zdążył nawet ruszyć w jego stronę,szatyn wbiegł na górę nie czekając na przeprosiny. Drzwi jego pokoju trzasnęły tak głośno, że wibracje poniosły się po podłodze i ścianach aż do wejścia, a Dean zamknął oczy, wzdrygając się lekko.
Nie, tak tego nie będą załatwiać.
-Sammy!-zawołał brata, wchodząc po schodach, naiwnie łudząc się, że ten wyjdzie na korytarz. Siedział u siebie.-Sam, chodź tu, proszę.
-Spieprzaj.-szatyn mruknął mu zza drzwi, pociągając nosem.-Daj mi spokój.
-Wiesz, że nie mogę. Otworzysz mi sam, czy mam wejść bez pozwolenia?
-Idź sobie, zostaw mnie! Idź do kuchni, do niego, gdziekolwiek, tylko nie tu!
Odetchnął głęboko, przeklinając pod nosem. Nie lubił naruszać prywatności brata, zmuszać go do rozmowy, kiedy ten ewidentnie nie chciał, ale musieli sobie kilka rzeczy wyjaśnić, nie miał innego wyjścia.
-Sam, wchodzę. Odsuń się, jeśli jesteś przy drzwiach i nie walcz, dobra? Proszę, chcę z tobą tylko pogadać.
Nacisnął klamkę, ale nie mógł pchnąć ciężkich drzwi do przodu-szatyn pod nimi siedział.
-Nie mamy o czym.
-SAM.-powiedział stanowczo, zaciskając lekko zęby.-Wpuść mnie, już.
-Ale...
-Nie będę się powtarzał.
Szatyn westchnął cierpiętniczo, ale podniósł się z podłogi, odsuwając się na drugi koniec pokoju, do łóżka, na którym usiadł. Dean wszedł do środka, zamykając za sobą i podchodząc odrobinę bliżej.
-Przepraszam, że na ciebie krzyknąłem.
Sam nic nie odpowiedział.
-Nie powinienem był, to było głupie.-blondyn przetarł twarz dłońmi, mierzwiąc sobie włosy, gdy dotarł wyżej. Opuścił ramiona, opierając się o biurko brata naprzeciwko łóżka.-Nie zrobię tego więcej, przepraszam.
Czternastolatek wbił wzrok w swoje kolana, uparcie się nie odzywając.
-Wiem, że nic mnie nie usprawiedliwia, ale...zdenerwowałem się tym, jak mówiłeś do Casa. Przesadziłeś, Sam, naprawdę przesadziłeś.
-Dlaczego tak o nim mówisz?-szatyn mruknął, bawiąc się rękami. Zerknął w górę, na brata, kiedy ten nie zrozumiał.-Cas. On ma na imię Castiel, prawda? Czemu zdrabniasz jego imię?
Dean wzruszył ramionami, opierając dłonie o blat po obu stronach swojego ciała.
-Nie wiem, tak jakoś. To ważne?
-Traktujesz go...jakby był ci bliski.-Sam znów spuścił wzrok.-Nie, jakbyś dla niego pracował.
-On jest mi bliski. Na swój sposób.-blondyn spojrzał na okno, budynki ich sąsiedztwa, gdzieś, gdzie Novak w nocy zaparkował.-Jest dla mnie dobry.
-Dean, on cię wykorzystuje!-szatyn podniósł głowę, prostując się. Zielonooki pokręcił głową.-Owszem, wykorzystuje twoją chujową sytuację!
-Mamy świetną umowę, mogę odejść, kiedy tylko zechcę.
-Ale on wie, że tego nie zrobisz, bo za dużo ci płaci! Wydaje ci się, że jest taki cudowny, bo przyjął cię pod swoje skrzydła, zaproponował pieniądze w zamian za towarzystwo? Znalazł młodego frajera, który potrzebuje kasy i doskonale o tym wie!
-Ja zaproponowałem mu ten układ, okay? I naprawdę nie jest zły!
-Więc dlaczego wprasza nam się do domu?
-Ja go o to poprosiłem.-blondyn wskazał na samego siebie, pochylając się nieco.-Prosiłem, żeby przyjechał, miał co do tego wątpliwości, ale to zrobił, bo go prosiłem.
-Dlaczego?-Sam pokręcił głową bez zrozumienia.-Nie musiałeś dzisiaj do niego jechać, powiedziałeś, że idziesz na randkę z tym chłopakiem, Roy'em? Dlaczego chciałeś, żeby tu był?
Osiemnastolatek westchnął zniecierpliwiony.
-PO PROSTU. Chciałem z nim zasnąć, chciałem go zobaczyć, czy to takie skomplikowane?
-Tak, Dean, takie skomplikowane! Dlaczego musieliście spać u rodziców? Wiesz, czym jest to miejsce, wiesz, że prawie nigdy tam nie wchodzimy, a wpuściłeś tam jego!
-To tylko pokój, Sam! Musimy przestać udawać, że ta sypialnia jest cholernym miejscem zakazanym tego domu, to tylko łóżko i szafa! Chciałem tam z nim spać i nie muszę ci się tłumaczyć, jestem dorosły, zarabiam na nasze utrzymanie, a ty zachowujesz się, jakbyś mógł mi dyktować co mam robić!
-Opieka społeczna nadal sądzi, że pracujesz u Andy'iego.-zauważył szatyn, patrząc na brata poważnie.-Co zrobisz, kiedy dowiedzą się, że zwolniono cię kilka miesięcy temu? Powiesz, że dajesz dupy bogaczowi za pięć tysięcy miesięcznie?
-Powiem, że...że jestem jego asystentem.-Dean rozłożył lekko ramiona, używając tego samego kłamstwa, które Castiel zastosował przedstawiając go Annie.-Cas wypełniłby mi papiery, jakoś byśmy to ogarnęli.
-Myślałem, że to chwilowe rozwiązanie, ale ty szykujesz się na pełen etat, z tego co widzę. Mógłbyś od września znaleźć tysiące innych prac, czegoś normalnego, legalnego, czegoś, gdzie nasze losy nie zależałyby od humorków aktora z willi na wzgórzu!
-Nigdzie nie dostanę takich pieniędzy bez wykształcenia. Musiałbym harować od świtu do nocy, już o tym rozmawialiśmy!
-A co z Roy'em?-Sam uniósł brwi, patrząc na brata wyczekująco.-Hm? Albo kimkolwiek, z kim będziesz chciał się wiązać? Powiesz mu, że twoją pracą jest sypianie z Castielem Novakiem? Zatuszujesz to? Przecież to w końcu i tak wyjdzie! Dean, musisz to skończyć, rozumiesz? To zbyt ryzykowne, za wiele możemy stracić, jeśli ktoś się o tym dowie!
Winchester spuścił wzrok na podłogę.
-Nie.
Szatyn milczał przez chwilę, obserwując go badawczo-pokręcił wolno głową, prychając cicho z niedowierzaniem.
-Ty coś do niego czujesz.
Dean zamrugał, patrząc na brata zaskoczony.
-Co?-wypuścił z siebie krótki śmiech, prostując się.-Nie, zwariowałeś?
-Więc dlaczego nie odejdziesz?
-Już ci tłumaczyłem, ja...-blondyn przetarł twarz dłonią, uciekając wzrokiem.-Muszę zarobić, nie zakochałem się w nim!
-Jeśli jeszcze nie, to za kilka miesięcy to zrobisz.-Sam stwierdził to z pewnością, jaka świadczyła o doświadczeniu.-Znam cię, wychowujesz mnie całe życie. Udajesz zimnego i pewnego siebie, ale w głębi duszy jesteś naiwny, zakochasz się w nim i będziesz liczył na wzajemność, która nigdy nie nadejdzie! Dean, on ma dwadzieścia osiem lat, jest jednym z bardziej rozpoznawalnych aktorów dzisiejszego Hollywood, myślisz, że będzie się zatrzymywał nad takim chłopakiem z małego miasteczka jak ty?
-Nie jestem idiotą, dobra?-blondyn spojrzał na brata poważnie.-Wiem, że on mnie nie chce, nigdy nie będzie chciał.
-Więc dlaczego w to brniesz?
-A dlaczego ty ciągle się wtrącasz?
-Bo nie chcę, żebyś cierpiał!-Sam załamał ręce.-Teraz pozwalasz mu na wszystko, bo ci płaci, później będziesz to robił, bo się w nim zakochasz. On nie jest głupi, będzie to wiedział i cię zmanipuluje! Nie możesz mu ufać tylko dlatego, że jest trochę milszy niż reszta, może całymi latami korzystać z twojej kiepskiej sytuacji, faktu, że nie jesteś w stanie odejść.
-NIE ZAKOCHAM SIĘ W NIM.-Dean zamknął oczy, mówiąc przez zaciśnięte zęby.-Przestań to powtarzać, jakbym był kretynem. Potrafię o siebie zadbać, Sammy, to, że zdaję sobie sprawę z jego zalet nie oznacza, że nie widzę wad, okay?
-Dobra.-szatyn usiadł prościej.-Wymień trzy.
Blondyn zamrugał szybko.
-Co?
-Wymień trzy jego wady, jeśli umiesz.
-Sam...
-Wymieniaj.
Dean westchnął, ale poddał się, licząc, że łatwo wygra tę rundę. Zastanawiał się chwilę, wyglądając przez okno.
-Mógłby być wyższy.-mruknął po dłuższej chwili, a Sam prychnął pod nosem.
-I tak jest wyższy od ciebie.
-Ale niedużo, a ja wciąż rosnę.
-To żadna wada, Dean.-szatyn pokręcił głową, nie uznając tej odpowiedzi.-Próbuj dalej.
Blondyn skrzyżował ręce na klatce piersiowej, wzruszając ramionami.
-Nic mi nie przychodzi do głowy, ale to nie znaczy jeszcze, że mam go za idealnego.
-Jeśli nie przychodzą ci do głowy żadne jego wady, to wybacz, ale właśnie to to znaczy.
-Dobra, i co z tego?-Dean przeniósł wzrok znów na brata, nieco już poirytowany.-Nie zakocham się w nim, on we mnie też nie. Popracuję u niego jeszcze jakiś czas, zarobię ci na studia, a ty nie będziesz się więcej wtrącał, bo to ja jestem odpowiedzialny za ciebie, a nie na odwrót!
-Po prostu nie chcę, żebyś wjebał się w coś, z czego wyjście będzie cię kosztowało sporo bólu.-szatyn spojrzał mu w oczy szczerze.-Martwię się o ciebie.
-W takim razie nie obrażaj faceta, dla którego pracuję, co ty na to? Robisz wszystko, żebym stracił tą robotę!
-Nie chcę go w moim domu.
-Wybacz, Sam, ale to też MÓJ dom.-blondyn odepchnął się od biurka, stając pośrodku pokoju.-Jeśli będę chciał go tu zapraszać, będę to robił. Możemy dogadać się co do godzin, nie ma sprawy. Ale nie będziesz mi dyktował warunków, jakbyś to TY zapewniał nam dach nad głową i żarcie w lodówce. A już na pewno nie będziesz mówił o nim w ten sposób, ani przy nim, ani prywatnie.
-Oczekujesz, że się z nim zaprzyjaźnię?-Sam prychnął głośno.-Mam lubić faceta, który pieprzy mojego brata za pieniądze, pojebało cię?
-Nie masz go lubić, masz szanować, jak każdego innego.
Szatyn pokręcił głową ze zrezygnowaniem.
-Tak, jakby on szanował ciebie.
-Szanuje.-Dean uniósł lekko brwi, patrząc bratu w oczy.-Nie robi niczego bez mojej zgody, szanuje wszystkie moje granice, pyta czy może, kiedy chce coś zrobić. Nie spaliśmy ze sobą dzisiaj...znaczy, tak, spaliśmy w jednym łóżku, ale nie uprawialiśmy seksu, bo powiedziałem, że nie chcę, a on to respektował. On naprawdę mnie nie krzywdzi, Sam. I jest o wiele lepszym człowiekiem, niż za jakiego go masz.
Ruszył do drzwi, zmęczony tą rozmową-wyjaśnili sobie już dość, przynajmniej taką miał nadzieję.
-Dean...
Przystanął przy drzwiach, patrząc przez ramię na brata, pochylonego z łokciami na kolanach i wzrokiem wbitym w podłogę.
-Tak?
Sam uniósł głowę, patrząc na niego błagalnie.
-Nie śpijcie w łóżku rodziców. Tylko o to proszę.
Blondyn chwilę nie odpowiadał, ale w końcu się zgodził-pokiwał głową, łapiąc za klamkę i uchylając drzwi.
-A ty nie panikuj.-mruknął, wychodząc na korytarz.-Przecież się z nim nie żenię.