Obudziłem się wystraszony kolejnym koszmarem. W nocy cały czas nawiedzał mnie on.... Nie mogłem nic zrobić.. Krzyczał że mnie zabije.... Nie wiem co o tym myśleć. Zjawa którą widziałem na torach wygląda tak realistycznie w snach, a może to był tylko sen? może ta osoba nadal żyje? Nie.... to chyba nie możliwe.... Zszedłem na dół i zjadłem płatki z mlekiem jak zawsze. Dziś szególnie nie widziałem żadnej zjawy czy ducha idąc do szkoły. Miła odmiana pomyślałem.
Wchodząc do szkoły nadal rozmyślałem o wszystkich duchach, jak się o nich czegoś dowiedzieć. jednak z zamysłu wyrwał mnie Kirishima, jak to zazwyczaj bywa.
-Hej mieszańcu-zawołał
Nic nie odpowiedziałem , idąc dalej.
-A gdzie ci się tak śpieszy?- zapytał idąc ze mną
-Nie twój interes-odparłem wymijająco
-jak to nie mój - przytulił mnie od tyłu.
-Ile razy mam ci powtarzać ze nie jesteśmy razem - krzyknąłem mu prosto w twarz- do ciebie to nie dociera ?
-Ale Todorokuś - Odparł z uśmiechem na ryjcu.
-Ehhh- Poszedłem dalej w głąb korytarza, zamknąłem się w schowku na miotły. Przynajmniej jest tu przytulnie, pomyślałem otwierając kolejną książkę o duchach. Gdy tak czytałem ,Stąd nizowąt zadzwonił telefon.... nie mój.. tylko inny. Zaczęłem szukać, chodź to było dziwne, bo wszyscy zapomnieli już o tym schowku od dawna. Po 5 minutach telefon nadal dzwonił, nie mogłem go znaleźć , co wkurwiało mnie okropnie. Obszedłem wszystko, gdzie to do cholery jest?
I wtedy ukazał się on..... ten chłopak który zrzucił się z torów ... Siedział w koncie z pochmurną miną. Tak to na pewno był on, nie mógłbym pomylić tego spojrzenia.. mordercze czerwone oczy. A cały był poszarpany. Mimo to podszedł do mnie. Chwycił mnie za podpródek i szepnął
-To już twój koniec- z nienawiścią w głosie.
-co? -zająkałem się. To niemożliwe, kim on był.
Patrzyliśmy w swoje oczy... moje z heterochromią i jego czerwone jak krew w której zginął.
Patrzył z szyderczym uśmiechem nie odrywając wzroku od moich oczu, coś było nie tak, czemu mnie jeszcze nie zabił.
-Dlaczego mnie jeszcze nie zabiłeś?- zapytałem ale dopiero po chwili zrozumiałem jak wielki błąd popełniłem.
-Jeszcze nie czas.... -Powiedział słodkim głosem, aż mnie ciarki przeszły
-To kiedy? - zapytałem ostrożnie odrywając się od niego.
-Zobaczymy, kiedy.. - powiedział.
Po raz pierwszy mogłem rozmawiać ze zjawą, która nie płakała, nie użalała się nad sobą, tylko krzyczała na mnie praktycznie za nic.
-Czemu skoczyłeś ? - zapytałem bez namysłu
-Kiedy niby? -powiedział z wyraźną irytacją
-wczoraj, wieczorem- odpowiedziałem cicho
-pieprzysz -Krzyknął - skoczyłem rok temu -TO NIE BYŁEM JA-odparł przyciskając mnie do ściany
Przez jego uścisk ledwo co mogłem oddychać. On jednak nadal z szyderczym uśmiechem wpatrywał się w moje oczy, ciekawe co zobaczył.
-Widzimy się tu jutro o tej samej porze-powiedział - nie spóźnij się
Odsunął się ode mnie.
Telefon zamilkł. Wtedy zadzwonił do mnie po raz pierwszy.