NINA I FABIAN SPÓŹNIAJĄ SIĘ NA FRANCUSKI, A PANI ANDREWS PRAWIE ICH ZABIJA. Za to Patricia gdzieś zniknęła. Test z francuskiego jest całkiem łatwy przynajmniej dla mnie. W końcu się przygotowałam. W przeciwieństwie do Micka z tego usłyszałam w jego głosie i poznałam w wyrazie twarzy. Dlatego kończę go wcześniej i dlatego jestem w stanie podpatrzeć, co robi Mara. Zresztą tak samo, jak Jerome. Jestem tego pewna, bo nasz wzrok się skrzyżował, gdy patrzyłam w stronę Mary. To sprawia, że sytuacja robi się bardzo niewygodna. Napisała i oddała pracę za Micka, normalnie aż mnie skręca, by palnąć w czoło sobie i jej w sumie także. Nawet nie mogę powiedzieć, że ma pusty łeb, bo przecież jest całkiem mądra.
Patricia pojawia się nagle i zabiera Marę prosto do damskiej toalety. Idę ich śladem, chce jak najszybciej złapać Marę. Chowam się w jednej z kabin, jedynej, która pozostaje wolna, bo dwie inny zajmuje ktoś inny.
— Dzwoniłam do mamy — słyszę głos Patrici, jest dosyć zdenerwowana. Ciekawi mnie to, dlatego przysłuchuje się dokładniej. — Ponoć rozmawiała z rodzicami Joy, wysyłają ją do jakiejś MiędzyNarodowej szkoły. Nie chcieli mi mówić.
Dobra zaczyna mnie to niepokoić. Znowu jakieś teorie spiskowe. Myślałam, że mamy to za sobą.
— Dzwoniłaś na policję? — pyta Mara.
— Gliniarze w tym siedzą. Wszyscy są zamieszani. Nie wiem co robić. Wierzysz mi prawda?
— No jasne... — odpowiada nieprzekonana.
Patricia tez wyczuwa jej wątpliwości, nie dziwie się, gdy słyszę, jak otwiera drzwi kabiny i obrażona wychodzi. Może ktoś naprawdę powinien z nią pogadać. Dać poczucie, że wierzy w to, co mówi i jakoś pomóc poukładać w logiczną całość.
To raczej nie ja. Przynajmniej dopóki nie skończę kursu samoobrony.
— Maro musimy... — zaczynam, ale dopiero po chwili dostrzegam przed sobą Jerome'a. Chłopak właśnie wychodzi z pierwszej kabiny.
Odwraca się i macha do mnie. Mijam go i przechodzę na drugą stronę łazienki, żeby lepiej ogarnąć sytuację.
— Byłem pierwszy — rzuca mi krzywy uśmieszek.
— Dobra — mówię i opieram się o płytki przy umywalkach. Poczekam sobie, aż skończy, a potem spróbuje przemówić Marze do rozsądku.
— Maro, Maro, Maro widzę, że palisz wszystkie mosty — kpi chłopak i pokazuje Marze prawidłowy test Micka. Tak przynajmniej podejrzewam. — Za pozyskanie Micka dostajesz dziesięć punktów.
Zabrzmiało, jakbyśmy chodzili do Hogwartu.
— Co ty robisz w damskiej łazience?
— Powiedz tylko, jak jest po francusku "oszustwo"? — podpuszcza ją Jerome.
Dobry jest. Co się dziwić. W końcu ma za sobą tyle lat doświadczenia.
— Chyba mnie nie wydasz? — pyta przestraszona Mara.
Krzywię się, wyciągam komórkę i piszę do Fabiana, pytając co u nich, gdzie są.
— Proszę pani; Mara oszukiwała na sprawdzianie, żeby zabrać faceta koleżance. Viktorze, Mara i Patricia myślą, że...
— Musisz mówić, o tym teraz?! — przerywa mu Mara, wskazując na mnie.
Udaję jakbym, wcale z nimi nie stała w damskim kiblu i rozglądam się po pomieszczeniu. Podziwiam ułożenie płytek. Oprócz tego mam nadzieję, że nikt tutaj na razie nie wejdzie. To dziwnie wygląda, a ja wolę nie słuchać plotek o sobie.
— Spoko, Appie przyszła tutaj w tym samym celu — stwierdza beztrosko Jerome. Wiem, że zauważył, jak obserwuje Marę — Chociaż, ona będzie milczeć ze względu na przyjaźń z tobą, możesz być pewna. — puszcza dziewczynie oczko.
— Racja, nie jestem konfidentem — mamroczę pod nosem. Wywracam oczyma, gdy posyła mi szelmowski uśmiech.
— A ty, czego chcesz? — pyta sucho Mara.
— Powinnaś od razu, o to zapytać — mówi, uśmiechając się triumfalnie. — Przysługi, a raczej listy drobnych przysług, które odpłacą mi za milczenie.
Chłopak w końcu zaczyna kierować się do wyjścia, a ja odprowadzam go wzrokiem.
— A najpierw — oświadcza, będąc już przy drzwiach — odbębnisz za mnie i Alfiego dyżur.
Mara wzdycha zrezygnowana.
Kiedy ten dureń, znika z zasięgu naszego widzenia, zwracam się do Mary, zachowując pełną powagę:
— Nie dawaj się tak traktować, prawda i tak się wyda. Lepiej natychmiast powiedz Mickowi, co zrobiłaś.
— Nie mogę, nigdy mi tego nie wybaczy... — kręci głową, załamana.
— Racja — przyznaję niechętnie.
— Widzisz — stęka z niezadowolenia Mara. — Nawet ty uważasz, że mnie znienawidzi.
— Nie, o nienawiści nic nie mówiłam — przypominam powoli. — Wolisz znosić upokorzenia fundowane przez Jerome'a? Powiesz Mickowi prawdę, a może on to doceni i za jakiś czas zrozumie, że chciałaś dobrze.
— Nie dam rady! — wzdycha Mara. — Zrobię, co chce Jerome i kiedyś się znudzi. Sprawa ucichnie, a ja przestane się tym zamartwiać.
Kręcę z dezaprobatą głową, jasna cholera. Można mieć mózg jak najlepszy sklep, a kiedy pojawia się przystojne chłopaczysko to i tak stracisz rozum.
Sprawa, na sto procent, rypnie się albo jutro, albo jeszcze dzisiaj.
W POWROCIE DO DOMU ANUBISA TOWARZYSZY MI NINA. Razem rozmawiamy na temat zagadki, Nina ze szczegółami opowiada mi, czego dowiedzieli się u wuja Fabiana. W skrócie; to, co znaleźli to zestaw wałków fonograficznych, nie licząc tej dziwnej ośmiokątnej kostki.
Rzucam dezaprobujące spojrzenie na Jerome'a, a potem na Marę, a potem kręcę głową i wzdycham. Odbębnia za niego całą robotę w kuchni. Szalona kobieta. Ja bym wymiękła i odrazu dała za wygraną.
Zwłaszcza że ten durny konfident, razem z Alfiem bawią się w najlepsze, siłując się na podłodze niczym w zawodach zapaśniczych. Brakuje tylko kisielu dla urozmaicenia.
Może zwyczajnie nie rozumiem, jak to jest stracić głowę i w sumie godność dla zauroczenia w wymuskany samcu, ale to kwestia do nadrobienia. Mam, przecież całe życie przed sobą.
Siedzę z Niną na kanapie, ogarniając pracę domową na chemię. Obydwie mamy w uszach słuchawki. Słucham jakiejś starej piosenki od Nelly Furtado. Nie mam zbytnio wyrafinowanego gustu, często po prostu relaksuje się przy każdej melodii.
When your will is broken.
When it slips from your han.
When there's no time for joking.
There's a hole in the plan.
Akurat kończę ostatni akapit drugiej kartki, gdy ktoś szturcha mnie w ramię, odwracam się i dostrzegam, że to Fabian. Ściągam słuchawki i zatrzymuje piosenkę. Jestem ciekawa, co takiego się stało.
— Czy wy nie macie innych zajęć niż nauka? — rzuca wrednie Patricia. Przez ten cały czas siedziała naprzeciwko. Takie typy osób nigdy się nie zmieniają.
— Racja, przecież nie jesteśmy w szkole — ironizuje Nina.
— W przeciwieństwie do ciebie, dbamy o swoją edukację — burczę sucho.
— Patricio, zajmij się sobą — odpiera Fabian, po czym znów patrzy na nas. — Możecie na chwilkę?
— A wy co? Teraz łazicie w trójkę? — krzyczy Jerome, za co w odpowiedzi pokazuje mu wulgarny gest.
Wychodzimy na hol, wejście do piwnicy nadal tam jest. Zawsze mnie ciekawiło jej wnętrze.
— Fabes, co jest?
— Patrzcie na tę poręcz — kieruje wzrok na miejsce, w które wskazuje Fabian. — Widzicie wzór i formę?
— Oko? — pytam niepewnie.
— Oko Horusa — mówi olśniona Nina.
— Tak — zgadza się Rutter. — Dokładnie taki sam jak wisior Niny. I to coś na strychu. Poczytałem trochę o tym domu i Frobisherach, mieli hopla na punkcie Egiptu.
— Ty naprawdę dowiedziałeś się tego dopiero teraz? — dziwię się.
— Hieroglify na tyłach przedmiotów umieścili ludzie którzy ukryli wałki — kontynuuje Fabian, ignorując moje komentarze.
— Więc... — zaczyna Nina, patrząc to na jedno to na drugie z nas.
— Musimy odsłuchać tego, co zostało nagrane na tych wałkach — dokańczam. — Mamy ten cały fonogram, czy musimy go wykraść z muzeum?
Szczerze fascynuje mnie odkrywanie tajemnic szkoły, wcześniej nawet nie marzyłam o takiej porywającej rozrywce.
— Wydaje mi się, że widziałem tam, coś takiego na strychu — odpowiada Fabian, a Nina przytakuje — widzieliśmy zdjęcia i wiemy, jak wygląda.
— W porządku, czyli znów mamy nocną eskapadę — stwierdzam. — Tylko jak teraz dostaniemy się na strych?
Nina uśmiecha się tajemniczo.
— O to się nie martw.
Resztę wieczora spędzam u siebie w pokoju. Naprawdę brakuje mi Amber. Tęsknie nawet za jej chaotycznym gadaniem o chłopakach i ciuchach. Moje współlokatorki są o wiele bliższe sobie nawzajem. Chociaż Mara jeszcze ujdzie. Zwłaszcza odkąd znam jej tajemny sekret.
Przysypiam nieco, ale budzi mnie jakiś szelest. To Williamson. Czekam, aż poczuje, że jest bezpiecznie. Słyszę, jak Patricia gdzieś się wymyka i zamyka za sobą drzwi. W końcu podnoszę swoje leniwe cielsko i sprawdzam komórkę. Tak jak się spodziewałam, Fabian napisał mi, żebym do nich dołączyła. Nie mam pretensji za to, że już tam weszli i na mnie nie poczekali. Dam sobie radę. Przecież to tylko kawałek drogi.
— Jesteście? — pytam szeptem.
Odpowiada mi nie Fabian i Nina, a okropny krzyk, jakby kogoś właśnie mordowano, wzdrygam się, prawie obijając o ścianę.
Zauważam ich na podłodze spanikowanych, Nina wyciąga część górną fonogramu, a nagrany na wałku skowyt cichnie.
— Co to do cholery było?! — pytam przerażona.
Słyszymy dźwięk otwieranych drzwi, więc szybko chowamy się w miejscu w którym mamy nadzieję, że nas nie znajdą.
Fabian zdejmuje z siebie bluzę i okrywa nią Ninę. Uśmiecham się pod nosem.
Gdy jesteśmy pewni, że nikt już nam nie zagraża, postanawiamy odpuścić sobie dzisiejsze słuchanie. To zbyt wielkie ryzyko.
Żegnam się krótkim cześć i idę do siebie, pozostawiając ich samych przy drzwiach sypialni Niny. Niech sobie pogadają, a ja wolę pójść spać. Z tego, co widzę, Patricia zdołała już wrócić, gdziekolwiek poszła.
RANO IDĘ Z NINĄ DO SZKOŁY. Nie mogłam spać, to, co mi się przyśniło, mogę spokojnie nazwać koszmarem. Krzyki, przerażające wrzaski i jakaś kobieta w bieli. Nie widziałam jej twarzy, pamiętam, że trzymała coś w dłoniach. Przypominało coś w rodzaju dzbanka, chyba cała ta akcja z poszukiwaniami odciska na mnie niezłe piętno.
Już śnią mi się po nocach jakieś dziwy.
Dobrze, że takie, a nie na przykład Victor tak jak niegdyś Ninie. Wyznała mi, to kiedy opowiedziałam swój.
— Amber myśli, że ja i Fabian byliśmy na randce — wypala nagle Nina, przerywa tym samym moje przemyślenia.
— Co? Powiedziałaś, że ja też?— Brzmi, jakbym robiła za ich przyzwoitkę. Dlatego poprawiam — W sensie, że ja też z wami tam byłam? — nie zbyt wybrnęłam, wiem.
— No tak, ale ona nie chciała zbytnio słuchać — oznajmia. — W ogóle bardzo się tym ucieszyła, więc mogłam sobie gadać i gadać. Jeszcze wymyśliła podwójną randkę dla siebie i Micka i dla mnie i Fabiana.
— Widzę w twoich oczach, że to wcale nie byłby zły pomysł — zauważam.
— Znamy się dopiero dwa tygodnie, a poza tym nie wiem, czy...
— Och proszę cię, wasze ukradkowe uśmieszki i kocie spojrzenia, aż sama zaczynam czuć się dziwnie — spoglądam na nią miną, mówiącą "ja już wiem, jak jest naprawdę".
Zostawiam Ninę z Fabianem, który podszedł do niej, kiedy stałyśmy przy szafkach. Idę do sali w której mamy zajęcia teatralne.
Słyszę fragment rozmowy między Jerome'em, Alfiem i Patricią i w sumie to nie wiem jak mam to wszystko rozumieć.
— Czy wy wywoływaliście duszę Joy? — pytam, po czym patrzę na Patricię. — Ty serio im uwierzyłaś? Taka z ciebie desperatka?
— Zainteresuj się sobą — odparowuje mi Patricia.
Pewnie ma rację, ale kimże ja bym była, gdybym nie była sobą. Masło maślane.
— Daj spokój, Williamson. Nie chce, byś robiła głupoty.
— Proszę was, dobierzcie się w pary — nakazuje pan Winkler. — Każdy i tak będzie ćwiczył, każdy, a przynajmniej postaramy się, aby tak było. Dwa słowa: kocham cię.
Na początku jestem z jakąś dziewczyną z domu Izydy. Ma na imię Georgia, jest całkiem miła, ćwiczenie idzie nam dobrze. Jerome idzie do Mary cały w skowronkach, Fabian z Mickiem, a Patricia z Alfiem. Rudowłosa jednak zdaje się go niespecjalnie słuchać. Stoję centralnie obok nich.
— Widzicie? — krzyczy Patricia, patrząc w okno. — Tego mężczyznę. Gapi się na mnie.
Wszyscy podchodzimy do szyby, lecz żadne z nas nikogo nie zauważa. Przecieram nawet oczy, być może to wina soczewek, które noszę, ale jedyne co widzę to drzewa.
— Spokojnie, wracajcie do ćwiczeń.
Potem z Fabianem, trochę nam to wychodzi, jak po przyjacielsku. Śmieję z tego, jak bardzo nieudolnie nam to wychodzi. W końcu ląduje w parze z panem kawalarzem. Już widzę, jak nam się to udaję. Normalnie aż muszę zahamowaniu przypływ uczuć.
— Jak długo zamierzasz dręczyć Marę? — pytam cicho.
— Dopóki mi się nie znudzi — odpowiada, jego oczy patrzą na mnie z dziwnym wyzwaniem. — Korci cię, by powiedzieć, prawdę co nie?
— Skąd ta myśl?
— Jesteś beznadziejnym kłamcą, Reed — oznajmia, unoszę brwi. — I uwielbiasz psuć zabawę.
— O tak, zwłaszcza tobie — mówię sarkastycznie zniżonym głosem.
— Nie słyszę tych dwóch słów — zwraca się do nas Winkler. — Moi drodzy.
— Kocham c-się — cedzę bzdurnie, jakby mi coś stanęło na żołądku. — Bardzo siebie kocham.
No nie dam rady tego powiedzieć, nie jemu. Każdemu naprawdę każdemu, nawet Victorowi, ale nie Clarke'owi. Po prostu mnie paraliżuje moja wewnętrzna niechęć.
— Miło, że doceniasz sama siebie, April — stwierdza sarkastycznie Winkler.
Uśmiecham się niemrawo w odpowiedzi.
NINA WYGADAŁA WSZYSTKO O POSZUKIWANIACH AMBER. Nie jestem w sumie pewna, czy naprawdę opowiedziała blondynce o wszystkich szczegółach naszej dziwnej akcji. Jednak naprawdę się z tego cieszę, im nas więcej, tym ciekawiej. Problem w tym, że dostaję zawału, kiedy zjawia się w piwnicy z czosnkiem i czerwonymi szpilkami. Normalnie akcja jak w Zmierzchu, a przecież nie ma tutaj wampirów. Chyba.
— Dzięki Bogu, że tu jesteście — mówi Amber. Cała nasza trójka nakazuje jej być cicho. Jeśli obudzi Victora, będziemy mieli problem.
— Co tutaj robisz? Po co ci buty? — pyta Nina, nieco skonsternowana.
— Chciałam być na bierząco — odpowiada blondynka. — A to moje szczęśliwe obcasy.
— A czemu nie masz ich na nogach? — docieka Fabian.
— Daleko bym w nich nie uciekła — szepcze Amber.
— Amber, po co ci czosnek? — pyta Fabian. — Nie gramy w Zmierzchu.
Ha, nie tylko ja o tym pomyślałam.
— Biblia mówi bądź zawsze przygotowany — odpowiada.
— Tak mówią raczej harcerze — poprawia Fabian.
Robię dziewczynie miejsce obok siebie na kocyku, który wzięłam z pokoju. Wiecie przezorny zawsze ubezpieczony, a nie mam zamiaru trafić do szpitala przez chory pęcherz.
— Tak się cieszę, że z nami jesteś, Ambs — przyznaję.
— Wiem, beze mnie byłoby wam nudno — chichocze cicho Amber.
— Dobra skupmy się — zaleca Nina. — A jeśli znów będzie ten straszny dźwięk?
— Ciekawa jestem jaka się za tym kryje historia — wyznaję. — Wiecie, cokolwiek się zdarzyło, musiało być straszne.
Nina przyznaje mi rację.
— Postaram się to jakoś załatwić tym — mówi Fabian, pokazując nam jakiś przyrząd i włącza fonogram.
Odzywa się głos dziewczynki — Rodzice nazwali dom. Odtąd to dom Anubisa. Wkrótce znów wyjadą. Tata mówi, że musi do pracy. Znów będę sama, z nim. Nie chcę tu zostać... Boję się, że coś się stanie.
— Ja też nie chcę tu zostać, możemy już iść? — Amber zaczyna panikować.
— Amber ogarnij się, bo obudzisz Victora — syczę szeptem.
Amber wstaje i rozlega się okropny huk. Coś spadło, robiąc przy tym okropny hałas. Postanawiamy zostawić to na inny dzień i uciec, zanim Victor przyjdzie sprawdzić, co się dzieję. Jestem przekonana, że już tutaj biegnie.
Otwieramy drzwi, ale słyszymy czyjeś kroki. Amber wpycha Ninę i Fabiana z powrotem do środka. Ja już nie zdążam tam wejść.
— A co wy tutaj robicie?! Hm?! — pyta surowo Victor. — Wiecie, że nie możecie wychodzić z pokoju po zgaszeniu świateł.
— Yyyy, Amber lunatykuje — wymyślam na poczekaniu, Amber przytakuje — Odkąd nie mieszkamy razem, nie ma kto jej pilnować. Nina cały czas zapomina. Ma bardzo twardy sen, a mnie budzi najmniejszy szmer, proszę pana.
— I czatujesz teraz, nasłuchując czy nie lunatykuje? — Victor mi chyba nie wierzy, ale i tak postanawiam, brnąc w historyjkę.
— Instynkt — objaśniam. — Przestraszyłam się, że spadła ze schodów. Wie pan, mój brat, ten młodszy ma taki sam problem, jestem przyzwyczajona do takiej akcji.
Victor prycha.
— W przeciwieństwie do pań, nie urodziłem się wczoraj — mówi, patrzymy na siebie, jakbyśmy umiały rozmawiać w myślach.
— Dobra, byłam głodna, a April próbowała odwieść mnie od pójścia do kuchni — oznajmia. — Przecież jest w tym doświadczona. Powinnam była ją posłuchać, ale mam dość tych durnych zakazów. Umieram z głodu! — czuje tylko podmuch wiatru, a Amber znika mi sprzed oczu i wybiega. Victor zaczyna iść za nią, ale przystaje i patrzy na mnie z gniewem w oczach. Uśmiecham się niewinnie.
— No widzi pan, a już byłam tak blisko przekonania jej, by poszła spać — robię smutną minę. — Idę do siebie, dobranoc. Reszta w pana rękach.
Victor mamrocze coś pod nosem i zaczyna krzyczeć za Amber. Kręcę głową i śmieje się cicho sama do siebie.
Zmykam do pokoju, zaraz po tym, jak Fabian i Nina wychodzą z kryjówki.
Cała nasza trójka jest ze sobą zgodna — Amber napewno zasługuje na zaufanie.
🥀