To (nie) miłość || Berlin ||...

By Jim0Hopper

55.1K 2.4K 966

>>Część pierwsza<< Życie Clary przewraca się do góry nogami, gdy przystaje na nietypową prośbę swojego przyja... More

1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.
12.
14.
15.
16.
17.
18.
19.
20.
21.
22.
23.
24.
25.
26.
27.
28.
29.
30.
31.
32.
33.
34.
35.
36.
37.
38.
39.
40.
41.
42.
43.
44.
45.
46.
47.
48.
49.
50.
51.
52.
53.
54.
55.
56.
57.
58.
59.
60.
61.

13.

999 46 24
By Jim0Hopper

*Maraton cz. 1/4*

* Clara *

Wracałam z drobnych zakupów. Chciałam oderwać się od myślenia o Andrésie. Minął już prawie miesiąc, a ja tęsknię za nim coraz bardziej. Nie wiem czy kiedykolwiek nauczę się żyć z tą raną. Mam wrażenie, że wcale nie posiadam już serca. Ma je Andrés, a ja już nigdy do niego nie wrócę.
Swoją drogą... ciekawe czy też jestem jego myślą gdy kładzie się do łóżka i gdy wstaje z niego rano. Każdy papieros, który palę przypomina mi o naszym pierwszym pocałunku, każdy łyk wina o naszych przygodach łóżkowych, każda łza o kłótniach, a każdy uśmiech o całej naszej historii.
Szłam powolnym krokiem do mieszkania. Zauważyłam kątem oka, że już przez dłuższy czas jakiś facet idzie za mną. Był brunetem o brązowych oczach, miał okulary. Był ubrany w marynarkę, co najmniej o rozmiar za dużą. Zdenerwowana stanęłam i odwróciłam się do niego. Mężczyzna również zatrzymał się i zaczął nerwowo czyścić swój płaszcz. Podeszłam do niego.

- O co chodzi? - chwyciłam go za krawat.

- Spokojnie. - wystękał i podniósł dłonie w geście kapitulacji. Przewróciłam oczami. Odsunęłam się od niego kawałek.

- Lepiej, żebyś miał dobre wytłumaczenie, bo nie jestem w humorze. - warknęłam w jego stronę i patrzyłam na niego wyczekująco.

- 2,4 miliarda euro. - powiedział. - Napad na 2,4 miliarda euro. - spojrzałam na niego z kpiną i lekko się zaśmiałam.

- To jakiś żart? - przeleciałam go wzrokiem. Mężczyzna patrzył na mnie poważnym wzrokiem. Mówił serio... zmarszczyłam brwi. - Cholera, ty mówisz poważnie. - skinął głową. - Jak mnie znalazłeś? - spytałam ciszej. Chwyciłam go pod ramię i zaczęliśmy zmierzać w kierunku mojego mieszkania.

- Szukam ludzi, którzy siedzą w tym już trochę. - stwierdził. - To nie będzie zwykła akcja.

- Rzeczywiście. - mruknęłam. - A może przedstawiłbyś jakieś szczegóły?

- Mam rozumieć, że wchodzisz w to? - spytał i poprawił nerwowo okulary.

- Nie mam nic do stracenia. - rzekłam zgodnie z prawdą. Straciłam już rodzinę, najlepszego przyjaciela i miłość życia.

- W takim razie jutro wieczorem, około 18, ktoś z moich ludzi przyjedzie po ciebie. - mówił cicho. - Spakuj trochę swoich rzeczy. Omówimy wszystko na miejscu. - odsunęłam się od niego.
Pogładziłam lekko jego ramię i  skinęłam. Mężczyzna odszedł, a ja jeszcze przez chwilę patrzyłam na jego sylwetkę. Spadł mi z nieba, będę mogła zająć się czymś poza zmartwieniami.

                               * * *

Wyszłam z mieszkania ciągnąc za sobą walizkę. Jakiś dzieciak wylazł na balkon i machał mi.

- Będzie pani tęsknić? - spytał. Ughh irytował mnie przez cały czas, gdy tu mieszkałam.

- Nie. - sztucznie się uśmiechnęłam i przewróciłam oczami. Zauważyłam, że kierowca już jest. Stał odwrócony plecami i palił. - Może byś mi pomógł?! - rzuciłam ostrym tonem. Nie wyspałam się, a co za tym idzie, nie byłam w humorze. Mężczyzna zdeptał papierosa.

- Jak zwykle bardzo uprzejma. - odwrócił się w moją stronę, a ja zamarłam.

- Andrés? - złapałam się za usta, puszczając walizkę. - Co ty tu do cholery robisz? - zakręciło mi się w głowie z wrażenia. Byłam przekonana, że odpuścił. Że zapomniał. Że to, co nas łączyło minęło na zawsze.

- Stoję. - wzruszył ramionami. - Spodziewałem się raczej tego, że rzucisz mi się na szyję. Ale w końcu jesteś jedyna w swoim rodzaju i wysiliłaś się na jedyne co ty tu do cholery robisz. - zaśmiałam się lekko i zrobiłam to, czego chciał. Uwiesiłam się na jego szyi, a on pocałował mnie w czubek głowy.

- Przełóżmy czułości na później. Nienawidzę ludzi stąd i nie chcę robić przedstawienia. - mężczyzna zgodził się. Wpakował moją walizkę do samochodu i ruszyliśmy. - Mogłam spodziewać się, że 2,4 miliarda euro nie wzięło się znikąd. Andrés de Fonollosa i jego wszelkie sposoby.

- Lepsze to niż nic. - chwycił moją dłoń. Splotłam nasze palce i przyglądałam mu się. Nie mogłam nacieszyć się tego widoku. Znów był obok. - Mam coś napisane na czole, czy mnie podziwiasz? - uśmiechnął się w swoim stylu. Widać jego samoocena nie zmalała. Zarumieniłam się i spojrzałam przed siebie.

- Co z Martinem? - zmieniłam temat i westchnęłam. - Nie dostałam od niego żadnej wiadomości. Z resztą nie dziwię się...

- Ciężko mu z tym wszystkim. - odparł. - Może dystans pomoże mu wyleczyć rany. - milczał przez chwilkę. - Swoją drogą mogłaś pożegnać się ze mną, gdy postanowiłaś wrócić do Hiszpanii.

- A pozwoliłbyś mi wyjechać? - gładził swym kciukiem moją dłoń, a drugą ręką stukał palcami o kierwonicę.

- Nie. - wzruszył ramionami i spojrzał na mnie. Parsknęłam śmiechem. Było w nim tyle sprzeczności, ale to w pewnym stopniu sprawiało, że się w nim zakochałam. Bo zakochałam się w nim do szaleństwa. Straciłam rozum dla tego człowieka.

- Tęskniłaś za mną choć troszkę? - przerwał ciszę i wyrwał mnie z moich myśli.

- Może, odrobinę. - odrzuciłam włosy na plecy. Nie potrafiłam wyobrazić sobie przyszłości bez niego. Mimo, że znaliśmy się krótko to miałam wrażenie, że każda minuta bez niego jest minutą straconą.

- Wiesz, że twój znajomy mógł wczoraj stracić życie? - wspomniałam wczorajszy dzień.

- Tak? - zaśmiał się lekko i skręcił pojazdem w prawo. - Będziesz musiała go przeprosić.

- No nie wiem. - westchnęłam. - Mógł kulturalnie podejść i porozmawiać, a nie śledzić mnie przez pół miasta.

- Może go zawstydziłaś. - uniósł brwi do góry. - Też bałbym się podejść do takiej atrakcyjnej kobiety.

- Rzeczywiście... - przewróciłam oczami. - Ten napad... to też twój plan?

- Nie. - zaprzeczył. - To akuart pomysł mojego... znajomego. - odparł.

- A co z napadem na Bank Hiszpanii? - przeciągnęłam się lekko.

- Narazie nic. - wzruszył ramionami. - Być może nigdy nie dojdzie do skutku. - powiedział to z nutką zawodu w głosie. Przez jego twarz przeszła fala smutku.

- Był dla ciebie ważny. - przekręcilam się w jego stronę.

- Tak, był. - odparł. - Ale są rzeczy ważne i ważniejsze. - pogłaskał mnie po policzku. - Być może Martin sam będzie go kontynuował.

- Może. - westchnęłam. - Myślisz, że kiedyś mi wybaczy? To wszystko, co mu zrobiłam?

- Wybaczy, nie jest przecież głupi. - położył swą dłoń na moim udzie. - Zda sobie sprawę, że serce, nie sługa.

- Chyba masz rację. - westchnęłam. - Właściwie to dokąd jedziemy? Niczego się dokładniej nie dowiedziałam.

- Ciekawska... - uśmiechnął się i ścisnął moje udo. - Kierunek, Toledo.

- Toledo? - zdziwiłam się. Do głowy wpadł mi pewien pomysł, ale nie byłam pewna czy wynieść go na światło dzienne. Poprawiłam lekko sukienkę. Andrés musiał wyczuć napięcie z mojej strony i spojrzał na mnie ze zmarszczonym czołem.

- O co chodzi? - spytał, zwolnił nieco samochód.

- Stałoby się coś, gdybyśmy się trochę spóźnili? - niepewnie na niego zerknęłam.

- Nie mów, że czegoś zapomniałaś... - pokręcił głową. - Kupimy po drodze. - dodał po chwili.

- Andrés! - spojrzałam na niego oburzona. - Nie o to chodzi...

- Może mnie olśnisz, kochanie? - jego wzrok padł na mnie.

- Chciałabym załatwić pewną sprawę. - na jego twarzy pojawiła się ciekawość. Milczał. - Tak się składa, że po drodze do Toledo znajduje się miejscowość, gdzie mieszkałam gdy byłam jeszcze dzieckiem i... - przymknęłam oczy. - Chciałabym odwiedzić grób matki... i brata. - przełknęłam ślinę. - Moglibyśmy...

- Moglibyśmy. - odparł. Lekki uśmiech pojawił się na mojej twarzy.

Continue Reading

You'll Also Like

1.7M 3.9K 2
Przywrócona wersja z 2014 roku. Pierwsze rozdziały książki dostępne na moim profilu! To jest stara wersja, jeszcze przed korektą, więc żeby nie było...
38.4K 1.5K 16
Profesor wiedział, że wśród zakładników może wybuchnąć bunt. Dlatego zwrócił się do wieloletniej przyjaciółki, pierwszorzędnej złodziejki - Chlóe Le...
78.7K 5K 47
NIE USUWAM JEJ TYLKO ZE WZGLĘDU NA SENTYMENT! CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ. "Dla całego świata możesz być nikim, ale dla mnie jesteś całym św...