Your Voice [Zakończone]

By Niniaturka

71.6K 5.7K 3.7K

Z powodu nadużywania swojego Quirk w masowych ilościach doktor stwierdza, że jeśli Bakugo będzie dalej tak ci... More

1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.
12.
13.
14.
15.
16.
17.
18.
19.
20. 16+
21.
22.
23.
24. +18
25.
27.
28.
Epilog

26.

1.7K 129 55
By Niniaturka

***

#Xseno


      Obudził mnie gorąc. Czułem jak cały wrzę od środka. Było mi duszno a każde nabranie powietrza tylko pogarszało mój stan. Uchyliłem powieki orientując się, że jestem okryty grubą kołdrą w czyimś łóżku. Odkryłem się do połowy i rozejrzałem się po pustym pomieszczeniu, którego wszystkie rolety na oknach były zasłoniętne.

Leżałem w biuro-sypialni szefa. Nikogo tu nie było poza mną przynajmniej na daną chwilę. Kątem oka zauważyłem na szafce nocnej kilka opakowań z lekarstwami, a na czole czułem namoczoną szmatkę. Chciałem wstać z łóżka, albo przynajmniej usiąść, jednak stan zdrowia w jakim się znajdowałem mi na to nie pozwalał.

Sapałem głośno jakbym przebiegł przed chwilą jakiś maraton. Ciężko mi było nabierać powietrze. Czułem się fatalnie. Poza tym przysporzyłem pewnie szefowi wiele kłopotów. W końcu zemdlałem w samym środku jego spotkania i przeszkodziłem mu w spokojnej rozmowie. Rany, nie mogłem zemdleć po wyjściu na korytarz? Dlaczego centralnie przy drzwiach to się musiało wydarzyć?

Drgnąłem gdy tylko drzwi gwałtownie się otworzyły. Do środka wszedł szef. Widząc, że się wybudziłem podszedł do łóżka po mojej prawej stronie i przysuwając sobie krzesło usiadł obok. Mężczyzna zdjął mi szmatkę z czoła i przystawił w jej miejsce swoją lodowatą dłoń, która tylko sprawiła mi przyjemność. Chciałem więcej zimna, chciałem jakoś ostygnąć by więcej nie czuć tak nieprzyjemnego gorąca.

- P-przep....raszam, przerwałem sze...fowi spotkanie – wysapałem oddychając głęboko i spojrzałem mężczyźnie w oczy.

- Cicho siedź. Nie przeszkodziło mi to bardzo. I tak chciałem już kończyć – mruknął blondyn odsuwając swoją rękę – Poza tym ważniejsze jest teraz to, co ci się stało. Mów co sobie zrobiłeś, że zemdlałeś.

- To... nic. Zwykłe prze...męczenie – skłamałem łapczywie nabierając gęste powietrze – Uchyliłbyś... okno? – zapytałem czując, że zaraz znowu zemdleję jeśli będzie dalej tak samo.

Blondyn wstał z miejsca i otworzył okna by przewietrzyć pokój i dostarczyć do niego świeże zimowe powietrze. Póki mogłem, nie odrywałem wzroku od szefa, który wrócił na swoje miejsce. Dziwiłem się, dlaczego wylądowałem w jego łóżku, przecież równie dobrze mogłem zostać przeniesiony do swojej klitki, w której zwykle spałem na materacu z cienką kołdrą i jedną poduszką.

- Doktor już był u ciebie gdy byłeś nieprzytomny. Na moje polecenie wszczął leczenie – powiedział mężczyzna spoglądając na papier, który leżał na jego szafce nocnej.

Pewnie była to recepta albo instrukcja podawania mi leków. Dlaczego szef to robi? Myślałem, że mój stan w ogóle go nie obchodzi. Dlaczego tak się zaangażował? Zwołał od razu lekarza. Pozwolił mi dzielić jego miękkie i wygodne łóżko. Wydał pewnie pieniądze na potrzebne lekarstwa. Po co było to wszystko?

- Otwieraj buzię – nakazał blondyn chwytając do rąk butelkę z tabletkami na gorączkę.

Spełniłem rozkaz i po chwili, gdy szef wyjął tabletkę i pochylił się przy mnie poczułem ją na swoim języku. Blondyn podał mi również butelkę z wodą i ostrożnie podniósł mnie do pozycji siedzącej bym się nie zakrztusił i bym popił wszystko związkiem nieorganicznym.

- Doktor mierzył ci temperaturę pół godziny temu. Wszystko mogło się zmienić dlatego teraz ja ci zmierzę – oznajmił szef chwytając za elektryczny termometr, w którym wystarczyły tylko trzy kliknięcia a wyniki już były – 40,3°C... Wcześniej było 40,7°, więc ci się poprawia.

Diamentowe oczy zawiesiły się w jednym miejscu. Utrzymaliśmy wspólnie kontakt wzrokowy. Wydawało mi się, że bardzo dawno temu patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Już prawie zapomniałem jak wspaniały odcień oczu ma szef. Zatopiłem się w nich bez opamiętania. Chciałem tylko obserwować mężczyznę, nic więcej.

- Dziękuję... - powiedziałem cicho, wyciągając rękę w stronę szefa by za wszelką cenę złapać jego dłoń – Cieszę się, że jesteś. Zawsze się cieszyłem – dodałem łapiąc jego jedną dłoń.

- Tch, przestań. Gadasz jak opętany, idź spać – mruknął blondyn palcem dłoni, której mu nie trzymałem, przejeżdżając mi po skórze pod jednym okiem – Masz strasznie podkrążone oczy. Na daną chwilę i tak nie jesteś mi potrzebny, więc możesz odpocząć. Wykorzystaj ten dzień wolny odpowiednio.

Kilka godzin przeleżałem w łóżku szefa. Szef przyszedł tylko dwa razy na chwilę by sprawdzić mój stan, a tak to leżałem samotnie większość czasu, albo zajmował się mną doktor. Gorączka ustała po pewnym czasie ale doktor kazał mi leżeć, bym nie pogorszył swojego stanu bardziej. Byłem pewny, że mężczyzna zna dokładnie przyczynę mojego zasłabnięcia ale na moją korzyść nic nie wyjawiał. Był zahipnotyzowany przeze mnie, może to było przyczyną? A może szef wie, że go okłamałem i udaje, że nie ma żadnego pojęcia?

Jedno wiedziałem na pewno. Nie miałem zamiaru leżeć cały dzień bezczynnie pod pierzynami i nic nie robić. To było marnowanie cennego czasu. Miałem jeszcze spisać parę detali odnośnie narkotyku, nad którym pracował mój szef dlatego gdy tylko zostałem sam potajemnie wymsknąłem się z pokoju i kierując się w stronę laboratoriów zacząłem iść po korytarzu.

Była już noc. Przynajmniej noc za oknem. Na zegarach widniała młoda godzina, która w lecie nie byłaby nawet wieczorem. Taki urok pory zimowej. Budynek nie był zbyt dobrze ogrzewany dlatego na korytarzu dało się poczuć chłód z zewnątrz, który wnikał przez ściany do środka.

Zszedłem schodami na najniższe piętro, które było pod ziemią, dlatego było tam jeszcze zimniej niż mogłem sobie wyobrazić. Niedaleko laboratoriów znajdowały się również lochy, które na daną chwilę były wykorzystywane jako pokoje gościnne dla nieskontrolowanych złoczyńców z Ligi. Właśnie przez to miałem okazję być świadkiem spotkania trójki złoczyńców, którzy w jednym z nieszczelnych pokojów rozmawiali na temat swoich prawdziwych intencji względem gangu mojego szefa.

- Wystarczy pozbyć się Kōrudo. Jeśli to co Toga mówi to prawda, to wystarczy nam tylko jego pozbycie się, a gang nie będzie w stanie dłużej funkcjonować – stwierdził Shigaraki – A po tym sprawimy, że ten chłopak przejdzie na naszą stronę i pozwoli nam wszystkich kontrolować.

- ... No nie wiem czy to zadziała – mruknęła blondyna drapiąc się po głowie – Z tego co widziałam, to Xseno-chan nigdy nie sprzeciwił się Kōrudo. Ślepo wykonuje każdy rozkaz niezależnie od tego jaki jest. Nie wiem dlaczego... ale wydaje mi się, że Xseno-chan nawet po śmierci swojego szefa nie przestanie mu służyć.

- Może jest pod wpływem własnej mocy? – zaproponował jedno rozwiązanie Dabi.

- W takim razie pozbędziemy się ich dwóch. Wątpię by dar działał po śmierci użytkownika, to jest raczej nierealne, prawda? – stwierdził Tomura uśmiechając się złowieszczo – Jeszcze dzisiaj ten cały „gang" się rozpadnie. Znacie swoje role, czyż nie? Macie je zagrać perfekcyjnie.

- Tak jest szefie.

Powiedzieli na raz dwaj członkowie Ligi Złoczyńców. Przestraszony zakrywałem ręką usta by przypadkiem nie wydobyć jakiegoś głosu. Musiałem jak najszybciej poinformować o tym swojego szefa. Odsunąłem się od drewnianych drzwi od lochów i zacząłem szybko iść korytarzem.

Przez informacje, które dotarły do mojej świadomości miałem kolejny napad bólów głowy. Nogi zaczęły zaginać się pode mną a chłodna temperatura spowodowała, że osłabłem. Nim dotarłem przed zniszczone ceglaste schody upadłem, roznosząc echo po pustym korytarzu. Usłyszałem skrzypiące nieznośnie drzwi od lochu. Kroki stawały się coraz głośniejsze, a ja gdy zregenerowałem siły by wstać nie miałem innego wyboru jak wejść do pomieszczenia po drodze.

Pokój do którego wszedłem służył głównie do przechowywania niepotrzebnych prób z eksperymentów. Na moje szczęście właśnie w nim siedział jeden z naukowców. Łamanym językiem rozkazałem mu znaleźć szefa i powiedzieć mu, że jest w wielkim niebezpieczeństwie.

Nim jeden ze złowrogo nastawionych złoczyńców zdołał wejść do tego pomieszczenia naukowiec wybiegł i głos trzaśnięcia drzwiami rozbrzmiał za nim. Zsunąłem się na podłogę nie mogąc ustać dużej na nogach. Odetchnąłem z ulgą. Szef będzie bezpieczny. Nic mu się nie stanie. Dobrze, że tu przyszedłem. Dobrze, że wszystko usłyszałem. Los tak chciał, że zaraz może mnie już nie będzie. Przywiązywałem jednak wielkie nadzieje do tego, że dzięki temu szefowi nic się nie stanie, że będzie bardziej ostrożny w swoich działaniach, że dożyje starości, że będzie mógł żyć życiem, z którego będzie dumny.

Chłód wkuł mi się pod skórę. Zadrżałem z zimna i spojrzałem na drzwi, których klamka się zapadła. Za nimi pojawiła się Toga z szerokim uśmiechem na twarzy... W ręku miała igłę i nie przedłużając podeszła do mnie i kucając przy mnie wstrzyknęła mi coś w okolicy szyi. Nie broniłem się, i tak wiedziałem, że nie mam żadnych szans. Zemdlałem... drugi raz w tym dniu.




***



# -----




Drzwi do gabinetu przewodniczącego gangu zaskrzypiały. Blondyn o charakterystycznym wyglądzie anioła przeszedł przez próg i nie zastał nikogo w swoim pokoju. Zirytowany mężczyzna obszedł pokój wokoło i wyszedł z niego zatrzaskując wkurzony drzwi, gdy naprawdę nie zastał w nim nikogo.

Jego najistotniejszy członek gangu znowu nie zastosował się do jego rozkazów. Niebieskooki nie wiedział już co ma sobie o tym wszystkim myśleć. Mężczyzna zabrał się za poszukiwania chorego towarzysza i do tego celu włączył kilku członków, których miał na wyciągnięcie ręki.

Nim blondyn był w stanie cokolwiek znaleźć otyły mężczyzna w podeszłym wieku, z białym fartuchem założonym na sobie podbiegł do niego zaczynając mu wszystko wyjaśniać w pośpiechu. Był to naukowiec, który dostał polecenie od młodego czarnowłosego chłopaka by poinformować szefa o czyhającym niebezpieczeństwie.

Kōrudo nie miał pojęcia co to miało znaczyć. Dlaczego Xseno miałby kogokolwiek posyłać prosto w jego stronę? Co ten chłopak znowu wyczynił? Gruby naukowiec nie dodał żadnych istotniejszych informacji dlatego blondyn nie wiedział nic, co się dzieje z jedynym członkiem, który był dla niego ważny.

Xseno zniknął z budynku bez śladu. Żaden przestępca należący do gangu nie znalazł żadnych poszlak odnośnie tego gdzie się udał zaginiony. Osiemnastolatek wyparował zostawiając za sobą tylko niewielki ślad krwi w korytarzu lochów.

Szef nie musiał ukrywać przed samym sobą, że zmartwił się tym zniknięciem. Mężczyzna był za kurtyną sceny, na której grano przedstawienie zwane życiem społecznym dlatego nie musiał okłamywać samego siebie. Nie poprawiał mu też humoru fakt w jakim stanie zdrowotnym był młodszy chłopak gdy zniknął. Jeden ślad krwi w przejściu na najniższym piętrze dał już mężczyźnie do myślenia. Tak jak lider myślał, cała trójka złoczyńców z Ligi zniknęła tak samo w podejrzanych okolicznościach jak Xseno.

Tylko dokąd? Tylko dlaczego? Po co im był Xseno? Przez najbliższe dni Kōrudo odsuwał od siebie czarnowłosego tylko po to, by żaden niekontrolowany nie obrał go sobie na cel. Znajomość tego, jak bliskie relacje łączyły tą dwójkę byłyby zbyt niebezpieczne, by niezaufani złoczyńcy o nich wiedzieli. A jednak, nawet bez tej świadomości niewinny Xseno stał się ofiarą.

Przywódca gangu samotnie spędzając czas na rozmyślanie w swoim pokoju nie mógł niczego zrobić. Był w tej chwili, po raz pierwszy od dawna, bezradny. Nie posiadał żadnych informacji, które pomogłyby mu znaleźć zdradzieckich sprawców całego zamieszania. Żaden członek gangu nie posiadał do takiej sytuacji odpowiedniego Quirk.

Xseno zostawił swój telefon w swoim obskurnym pokoju, dlatego nie było możliwości się do niego teleportować dzięki mocy jednego członka. Pozostawało tylko czekać co zrobią trzej porywacze i jakie warunki podyktują blondynowi.


***


#Katsuki


       Izuku z zapełnioną, od ugotowanego makaronu w sosie, buzią przeżuwał wszystko powoli i od czasu do czasu zerkał na mnie czy też coś znika z mojego talerza. Oboje postanowiliśmy wykorzystać nasz ostatni dzień wolny na randkowanie dlatego właśnie znaleźliśmy się w jednym z barów, którego siedzenia świeciły pustkami.

Byliśmy jedynymi klientami w knajpie, mimo że była pora wieczorna i w tym czasie przez taki lokal powinno przedzierać się wielu klientów. Specjalnie wybraliśmy ten pub by było w nim spokojnie. Mało zaludniona okolica zapewniała mało klientów i spokojną atmosferę. Jak na taki ledwo utrzymujący się bar przyrządzano w nim naprawdę pyszne jedzenie godne pochwały i uznania.

Mogłem nawet stwierdzić, że kucharze nie byli doceniani przez zrządzenie losu. Posiłki były tu tańsze i smaczniejsze, niż te gumowe fast foody, które smażone były na bazie sztucznego tłuszczu, w samym centrum wielkiej metropolii.

Deku delektował się każdym kawałkiem i co chwila zaglądał w stronę ekranu niewielkiego telewizora, który zaczepiony był na ścianie. Aktualnie leciał program dokumentalny na temat historii bohaterstwa, któremu zielonowłosy przysłuchiwał się z zaciekawieniem ale nim się zorientowaliśmy coś zaczęło przerywać sygnał i na ekranie urządzenia zawitała mroczna czerń.

- Drodzy bohaterzy, bohaterki, cywile i wszyscy inni. Z ogromną przyjemnością chcę wam przedstawić najgroźniejszego złoczyńcę, który aktualnie znajduje się na wolności w Japonii! – wyjawił czyiś głos a czarny ekran przerodził się w transmisję na żywo, na której można było zauważyć jakiegoś chłopaka przywiązanego do krzesła.

Porywacz nie pokazywał swojej twarzy, a głos był zmutowany, dlatego z pewnością nikt na razie nie miał pojęcia kim jest rozmówca.

- Jego darem jest kontrola umysłów, szczegóły sobie oszczędzę bo zwyczajnie mi się nie chce. W każdym razie za chwilę udostępnię każdemu dwie lokalizacje. Jedna będzie prowadzić do tajnej bazy grupy złoczyńców, która ostatnio za bardzo się rządziła w tym kraju, a druga będzie prowadzić tutaj. Prosto to tego, z pozoru niewinnego chłopca, który tak naprawdę stoi za wszystkimi morderstwami, atakami i wszystkim złym co się wam przydarzyło! – oznajmił porywacz i wyszedł cały zamaskowany przed kamerę by złapać czarnowłosego związanego chłopaka za podbródek i gwałtownie siłą zmusić go do pokazania twarzy w stronę obiektywu.

Rozpoznałem splątanego chłopaka od razu. Był to Xseno, ten złoczyńca, który wyprał mi mózg i wmawiał mi, że Deku jest martwy. Aż nie chciało mi się wierzyć, że naprawdę został przez kogoś uprowadzony.

- Czyż to nie interesujące? Co wybiorą bohaterowie!? Czy ruszą prosto do bazy pojmać wszystkie pionki, które tak naprawdę nie działały pod wpływem własnej woli czy złapać mającego nad wszystkimi zahipnotyzowanymi władzę chłopca!? A może podzielą się i uda im się wykonać obydwa zadania? Brzmi interesująco, nie prawdaż? – zapytał porywacz żądając od uprowadzonego udzielenia odpowiedzi.

Czarnowłosy jednak się nie odezwał i pustym wzrokiem wpatrywał się w coś, co było poza polem widzenia oglądających.

- A więc jak postąpisz „szefie"? Porzucisz wszystko i ruszysz na ratunek swojej cennej zabawce? Czy może zostawisz go na śmierć i z członkami gangu uciekniesz jak tchórz? – zapytał zamaskowany mężczyzna i zaraz po tym podał dokładne współrzędne dwóch lokalizacji.

Byłem wraz z Deku zaskakująco blisko miejsca, w którym leżał obwiązany czarnowłosy chłopak. Spojrzałem na zielonowłosego sugerując, żebyśmy się tam jak najszybciej udali. Może uda nam się schwytać nawet anonima, których przemawiał przed kamerą. Wiem, że to było niebezpieczne posunięcie, ale mając już licencję bohaterską unikniemy ogromnych kłopotów z władzą. Gorzej będziemy zmagać się z nauczycielami U.A, ale nie myślałem na razie o tym. Izuku skinął głową rozumiejąc wszystko bez słów i oboje pospiesznie wyszliśmy z baru darami kierując się w stronę opuszczonego banku.

Dwie podane lokalizacje leżały od siebie oddalone o kilka kilometrów dlatego nim by tutaj pojawił się szef gangu minęłoby dobre kilka minut. To samo tyczyło się bohaterów, nie zdążyliby pojawić się na miejscu tak szybko jak ja z Deku.

- Kacchan, zdejmij na wszelki wypadek aparat – poradził Izuku gdy byliśmy już przed opustoszałym i zaniedbanym starym budynkiem – I uważaj na siebie – dodał z lekkim uśmiechem.

Nie miałem przy sobie pudełka dlatego zmuszony byłem położyć drogie urządzenie obok zardzewiałej bramy i zostawić je samo sobie z nadzieją, że nikt go nie ukradnie. Słysząc ciszę panującą wokół przeszedłem z zielonowłosym przez furtkę i z ostrożnością zachowaną w każdym aspekcie naszych ruchów zaczęliśmy chodzić po budynku.

Ze ścian się walił tynk a w podłodze było pełno dziur. Budowla musiała być już stara, a jej konstrukcja tak niestabilna, że mój duży wybuch mógłby ją całą zawalić. Zaczęliśmy wspólnie z Deku przeczesywać parter. Nigdzie nikogo nie zastaliśmy, dlatego jedyną możliwością było to, że złoczyńcy są na górze i jeszcze nie opuścili budynku. W końcu ledwo dwie minuty temu zakończyła się krótka transmisja telewizyjna, nie wierzę by porywacz zdążył uciec tak szybko.

Idąc pierwszy miałem zamiar przejść przez próg drzwi jednego pomieszczenia i udać się na schody. Lekko wychyliłem głowę zza ściany i od razu zauważyłem porywacza, który już miał mnie zaatakować. Mężczyzna nie był już zamaskowany. Teraz ewidentnie widać było, że za wszystkim stoi Shigaraki. W pośpiechu wyciągnąłem rękę by powstrzymać psychola przed położeniem łap na mojej szyi, lecz eksplozja nie trafiła złoczyńcy, gdyż ten zdążył zrobić unik.

Wybuch uderzył w ścianę przy schodach tworząc na niej mocne pęknięcie a ręka Shigarakiego zbliżała się coraz bliżej mnie. Już miałem wytworzyć kolejną eksplozję ale poczułem za sobą popchnięcie, które wybiło mnie z rytmu i zmusiło mnie do przesunięcia się o kilka kroków do przodu.

Wszystko trwało w ułamku sekundy. Odwróciłem się za siebie i zobaczyłem, że białowłosy złoczyńca obrał sobie na cel kogoś innego niż mnie. Przerażony wytworzyłem potężny wybuch w czasie gdy mężczyzna położył swoje palce jednej ręki na szyi mojego ukochanego.

Eksplozja przerwała dotknięcie Shigarakiego przy okazji trafiając też w sufit budynku, jednak było na to już za późno. Przez ćwierć sekundy moc złoczyńcy podziałała. Izuku złapał się za szyje próbując nabrać powietrza a sprawca tego wszystkiego zdołał uciec.

Zielonowłosy runął na ziemię a ja przerażony podbiegłem do niego patrząc jakie obrażenia doznał. Szyja chłopaka wyglądała jakby była wazą porcelanową, która właśnie się stłukła a z jej szczelin wylewała się krew. Ze szmaragdowych oczu leciały łzy a usta wyglądały, jakby chłopak przeraźliwie krzyczał, czego nie słyszałem.

Odrzuciłem w niepamięć to, że na górnym piętrze znajdował się wpływowy przestępca i to, że mogła być jedyna okazja do schwytania go. Teraz najważniejsze było tylko to, bym zdołał zapewnić zielonowłosemu odpowiednie leczenie w odpowiednim czasie. Wziąłem Izuku na ręce i wybiegłem wraz z nim poza walący się budynek.

Liczyła się każda sekunda. Deku dusił się na moich rękach, ciągle trzymając się szyi, by ta się cała nie rozerwała a ja pod osłoną nocy biegłem najszybciej jak mogłem do najbliższego szpitala. Nie mogłem sobie pozwolić na taką stratę. Nie mogłem stracić Deku...

***


#Xseno




  Od dwóch głośnych eksplozji w dolnej części budynku minęło ledwo kilka chwil. Przywiązany do krzesła nie byłem w stanie się wyrwać, a każda próba ucieczki ścierała z moich nadgarstków skórę i powodowała, że piekły mnie ręce od sznura, którym byłem obwiązany.

Słyszałem jak coś pęka we wnętrzu konstrukcji. Byłem pewny, że jeśli czegoś nie zrobię to skończę martwy pod gruzami budowli albo spędzę większość życia w więzieniu po tym jak jakiś bohater po mnie przyjdzie.

Zastanawiałem się, co się dzieje z szefem. Czy nic mu się nie stało? Czy jest cały i zdrowy? Jak sobie radzi z tą trudną sytuacją, z którą musiał się teraz zmagać? Czy nie został złapany przez bohaterów?

Ból głowy, który przez cały czas czułem dziwnie złagodniał. Nie miałem pojęcia co było tego powodem, jednak mogłem się domyślać. W końcu jak jakiś zahipnotyzowany jest nieprzytomny, to moja moc nie działa. Pewnie teraz w bazie gangu trwa zacięta bitwa między bohaterami a złoczyńcami dlatego wiele kontrolowanych zostało pokonanych.

Siedziałem samotnie nasłuchując ciszy i czując zimny powiew wiatru. Nie liczyłem ani przez chwilę, że szef po mnie przyjdzie więc nie byłem rozczarowany tym wszystkim. Przez rozbite okno docierało światło z lap ulicznych, dlatego nie pogrążyłem się w całkowitym mroku. Szkielet budowli z każdą chwilą coraz bardziej dawał mi do zrozumienia, że za chwilę wszystko się zawali.

Pogodziłem się ze swoim losem, mimo że nie chciałem umierać ani odrobinę. Chciałem wiedzieć czego teraz chciał szef. Chciałem móc spełniać jego żądania i wszystko inne. Chciałem wiedzieć co mężczyzna myślał o mnie przez cały czas, nawet od czasów w sierocińcu. Chciałem być przy nim do końca życia.

Czy tak właśnie wygląda miłość? Myślisz o kimś cały czas? Chcesz go chronić za cenę własnego życia? W pierwszej kolejności nigdy nie myślisz o sobie tylko o nim? Jesteś w stanie poświęcić dla niego wszystko? Czemu ja wcześniej tego nie zauważyłem? Dlaczego dopiero teraz zacząłem o tym myśleć, gdy już jest grubo za późno?

Czy wiecznie żyłem u boku szefa nie mając pojęcia co do niego czuję? Czy odkąd on pojawił się w moim życiu czułem tak naprawdę miłość? Żyłem z nią i dopiero teraz to zauważyłem, gdy już wszystko jest przesądzone?

Ale nawet jeśli to miłość, to z pewnością nie jest ona odwzajemniona. Można to nazwać toksyczną miłością? Zatrułem swój organizm tym uczuciem do tego stopnia, że nawet nie myślałem o swoim własnym bezpieczeństwie. Nic z tego nie otrzymałem. Ale, mimo tego nie czuję żadnego żalu do siebie.

Przeze mnie zginęło wielu ludzi... Ale nie czuję jakoś żadnej skruchy z tego powodu. W końcu spełniałem wolę szefa. Jego szczęście i pragnienia były ponad wszystko inne.

Z rozmyślania wyrwały mnie kroki od strony schodów. Myśląc, że to pierwszy bohater, który zdołał przybiec tu najszybciej, zamknąłem oczy i biorąc głęboki wdech by nabrać odwagi odbiłem się nogami z krzesłem by upaść na ledwo stabilną podłogę i zmusić ją do przetransportowania mnie bolesnym sposobem na niższe piętro.

Przeceniłem jednak stan podłoża, gdyż ono nie zapadło się razem ze mną tak jak miałem nadzieję a tylko przysporzyło mi bólów pleców bez żadnych korzyści. Mój jedyny plan nawalił. Ręce związane za oparciem krzesła były uciskane przez mój ciężar a ja tym bardziej nie byłem w stanie nic zrobić leżąc niewygodnie na plecach i będąc dalej związanym do krzesła.

Westchnąłem ciężko patrząc na sufit. Zostanie zamkniętym w więzieniu na całe życie będzie przynajmniej lepsze niż śmierć, prawda? Tyle że za kratami już nigdy więcej nie zobaczę szefa, po śmierci chyba też nie. To w sumie na jedno wychodzi...

- Xseno, nic ci nie jest? – rozbrzmiał po pustym pomieszczeniu głos, który sprawił, że moje serce zabiło szybciej.

Uniosłem z trudem głowę i w niepełnej ciemności ujrzałem mężczyznę o anielskiej urodzie, który podszedł do mnie. Co on tu robił? Co z gangiem? Dlaczego... ?

Myślenie na chwilę przerwał mi szef, który kucnął przy mnie i nim mnie rozwiązał, skradł mi krótkiego całusa. Co to wszystko znaczyło? Nic nie rozumiem... Nawet przez chwilę nie liczyłem na to, że szef naprawdę po mnie przyjdzie, że poświęci wszystko byleby tylko tu dotrzeć przed polującymi na mnie bohaterami.

- Możesz chodzić? – zapytał gdy odwiązał mocno zaciśnięte sznury na moich nadgarstkach i kostkach, ale nim odpowiedziałem chwycił mnie za dłoń i zaczął ciągnąć mnie na dół w stronę tylnego wyjścia z banku.

- Co... z bazą? – zapytałem zdenerwowany tylko to będąc w stanie z siebie na daną chwilę wykrztusić.

- Pewnie już zmieciona z powierzchni – stwierdził blondyn pokazując mi na niebie czarną smugę dymu nim jeszcze niebo nie było przysłonięte przez drzewa lasu, do którego weszliśmy.

Szliśmy razem leśną ścieżką. W dalekiej oddali słychać było wiele syren radiowozów policyjnych jak i karetek. Niebieskooki dalej jedną ręką mnie prowadził a drugą oświetlał sobie drogę latarką z telefonu. Nie wiedziałem dokąd idziemy, nie wiedziałem co mam powiedzieć, nie wiedziałem, dlaczego szef zrobił to wszystko tylko dla mnie.

Przecież to była miłość nieodwzajemniona, prawda? W takich przypadkach nie robi się takich rzeczy.

- Nic ci nie zrobił Shigaraki? – zapytał blondyn nawet nie odwracając się w moją stronę, by spojrzeć mi w twarz.

- Nie... Znaczy no... chciał tylko bym zdjął kontrolę ze wszystkich byłych członków Ligi, ale jak wytłumaczyłem mu, że moja moc działa tylko w trakcie dotyku wkurzył się i mnie uderzył w twarz – odpowiedziałem na co szef się zatrzymał i spojrzał na mnie.

Poczułem na swoich policzkach, tym razem ciepłe, dłonie mężczyzny. Przez dość dużą różnicę wzrostu zmuszony byłem lekko unieść głowę, by spojrzeć mu w twarz. Jego diamentowe oczy patrzyły w tamtym momencie tylko na mnie i sprawiały wrażenie, jakbym był w ich świetle najważniejszy.

- Dobrze, że nie zginąłeś – mruknął blondyn trudząc się z powiedzeniem czegoś takiego i przetarł moje lodowate policzki – A teraz chodź, musimy znaleźć jakieś miejsce do przenocowania zanim zamarzniesz – dodał wracając na trasę.

Moje oczy zaiskrzyły w świetle księżyca od wzruszenia. Rzadko kiedy miałem okazję usłyszeć coś takiego z jego ust. Chciało mi się płakać ze szczęścia. Cieszyłem się, że szef po mnie przyszedł. Nie obchodził mnie powód takiej jego decyzji. Nawet gdyby było to spowodowane tylko tym, by wykorzystać mnie ponownie w dalszym ciągu byłbym szczęśliwy.

Z szerokim uśmiechem szedłem z blondynem dalej za rękę. Może to nie jest jednostronna miłość? Rany... co ja gadam. To nierealne, by ktoś taki jak szef widział coś wyjątkowego we mnie. Poza tym on nie wierzył w miłość. To było wręcz niemożliwe by ktoś niewierzący w uczucia zaczął je czuć i w nie uwierzyć tak z myśli na myśl.

Szefie, przepraszam ale... Chyba kocham cię. Czy... ty kiedyś mnie też pokochasz?











***

Continue Reading

You'll Also Like

1.5M 61.6K 29
THIS STORY IS CURRENTLY BEING REWRITTEN. cover credit: @/salmonii_art on instagram ▌│█║▌║▌║ "ᴵ ᵗʰᵒᵘᵍʰᵗ ʸᵒᵘ ʷᵉ...
530K 6.8K 73
Basically this is some of the mha boys playing seven minutes in heaven with you, at some point I'll probably add girls too but I'm not sure yet 😅. N...
178K 3K 20
(Y/n) and Bakugou became parents in there teen. First story, sorry if it's bad
409K 10.2K 125
Y/N is the daughter of the villain Dabi, and is determined to move past her father's expectations. She runs away from her abusive father, and finds...