Mistrz - szpiegowski, polityc...

By Dubhean

2.4K 211 78

Harry zostaje zabrany przez Riddle'a od Dursley'ów przed swoimi 11-tymi urodzinami, co sprawia, że to nie Hag... More

Prolog
I Ambicje
II Bezpieczna Przystań
III Teoria względności
IV Selem Rudy
V Niespodziewane spotkania
VII Szaleńcy i szubrawcy
VIII Złodziejaszek
IX Złupione nadzieje

VI Zguba

165 18 0
By Dubhean

Drzwi były otwarte na oścież, przekrzywione, zwisały smętnie z futryny. Niewiele myśląc, wbiegła do środka. Wewnątrz panował rozgardiasz nie do opisania: ktoś przekopał zawartość jej biurka, wyrzucił zawartość szaf... Omiotła wzrokiem przestrzeń, szukając wskazówek. Szkatułka z biżuterią stała nietknięta. Jeśli nawet ktoś próbował sprawiać pozory włamania, marnie mu to wyszło. Złodziej nie przeoczył y jej pereł po babce ani rodowej broszki Longbottomów. Laptop oczywiście zniknął. Jak i wszystkie istotniejsze zapiski czy notatki, co odnotowała poskładawszy papiery na stos.

Dlaczego? Kto to zrobił? Komu mogło zależeć na...

Cholerna Luna!

Jakby na potwierdzenie swojej tezy, dostrzegła strzępek kartki, jej własnej kartki, na której ktoś nieco chaotycznym pismem naskrobał: 

jeśli zależy Ci na zgubie przyjdź pod...

Na dole umieszczono adres. Pismo wyglądało na znajome. To musiała być Lovegood.

Miała tam nie iść. Wydłubała świstek z płaszcza i położyła go na blat obok tego, który znalazła w splądrowanym mieszkaniu.

Rzuciwszy kilka zaklęć sprzątających, naprawiła drzwi, po czym poszła zaparzyć sobie piątą tego dnia kawę. Wiedziała, że z pracy tego wieczoru będą nici, a stres nie pozwoli jej przełknąć choćby kęsa kolacji. Na szczęście koty nie uciekły ‒ siedziały schowane pod kuchennym zlewem. One również do reszty straciły apetyt.

Gdy Neville wrócił, nie pozostał już żaden ślad po włamaniu, a ona była zbyt zmęczona i wściekła na niego, by mu o tym opowiadać. Stwierdziła, że zrobi to następnego dnia przy śniadaniu. I że Longbottom pójdzie z nią na spotkanie. Dwie pieczenie przy jednym ogniu - pomyślała, zapadając w sen.

O poranku obudził ją stukot sowy z najnowszym wydaniem Proroka. Za każdym razem, gdy wrzucała siwce kilka knutów do skórzanej saszetki, zastanawiała się, po co wciąż prenumeruje ten szmatławiec. Dziennikarze gonili tu za tania sensacją, często nie zadając sobie nawet trudu by potwierdzić opisywane w artykule zdarzenia. Kompletny brak profesjonalizmu. A potem przypominała sobie, że ów szmatławiec był i tak najlepszą gazetą magicznego świata i wzdychała z irytacją. Za czasów jej młodości...

Na dzień dobry, jeszcze zanim nalała sobie kawy, z pierwszej strony uderzyła ją twarz Pottera. Zaklęła, bo z wrażenia ochlapała się kawą. To była chyba jedyna osoba, pomijając Draco Malfoy'a, której szczerze nienawidziła w czasach szkolnych. Prawdę powiedziawszy, jego uśmiechnięta uprzejmie twarz do dziś wysyłała dreszcze w dół jej kręgosłupa.

Odchrząknęła i rozejrzała się po mieszkaniu sprawdzając, czy Neville niczego nie zauważył. Jednak on nadal chrapał. Ze zdumieniem zdała sobie sprawę, że spędził tę noc na kanapie. Znów spojrzała na mi drżącą się twarz Pottera na ruchomej, magicznej fotografii. Wszyscy podejrzewali, że to on był dziedzicem Slytherina, wtedy, gdy na drugim roku zginęła Ginny Weasley. Jej rodzina, może i uboga, ale jedna ze starszych w czarodziejskim świecie, wymogła wtedy na dyrektorze zamknięcie szkoły i wszczęcie śledztwa. Ministerstwo poparło te żądania na tyle entuzjastycznie, że wysłali nawet ekipę autorów pod widzą Shacklebolt. Wszystko na nic. Komnatę zamknięto a gnojek oczywiście nigdy się nie ujawnił.

Dlaczego podejrzewała akurat jego? Bo tylko on wydawał się na tyle inteligentny i opanowany. Poza tym chodziły słuchy...

Teraz była na siebie zła za te wspominki, bo zupełnie odebrały jej ochotę do jedzenia.

Z mdlącym uczuciem w żołądku podeszła do męża, żeby go obudzić. Musieli iść, jedli mieli zdążyć z dzisiejszymi sprawami, trzeba się było spotkać z Luną z samego rana.

‒ Neville ‒ potrząsnęła nim delikatnie ‒ musisz wstać.

Mruknął coś, a ona poczuła od niego nutę przetrawionego alkoholu. Zdębiała. On nigdy nie pił. Nawet na weselach pozostawał trzeźwy. Tymczasem teraz...

Westchnęła.

No nic. Będzie musiała uporać się z tym sama.

Jak zawsze ‒ zadudniły jej w głowie słowa pełne wyrzutu. Wyrzutu do niego i do siebie samej.

Jeszcze przed siódmą wyszła z domu. W dłoni ściskała mocno już wymięty z nerwów świstek pergaminu, który poprzedniego dnia wcisnęła jej Luna. Była wściekła ale i zdeterminowana, by doprowadzić sprawę do końca. Schowała się w zaułku i teleportowała pod umieszczony na karteczce adres.

Stara, opuszczoną budowa na obrzeżach miasta. Squat. Zaklęła pod nosem drżącą dłonią poszukując różdżki. Uspokoiła oddech i z braku lepszego pomysłu zaczęła wdrapywać się po brudnej i wysprejowanej klatce schodowej. Puste oczodoły okien gdzie nie gdzie zakryto paletami, zabito deskami lub zasłonięto kocami. Z oddali dochodziły ja przytłumione ludzkie głosy. Kto tu mieszkał?

Ćpuni, degeneracji...

Szybko odrzuciła tę myśli. To byli tacy sami ludzie, jak ci, którym pomagała, ich odpowiednicy w mugolskim świecie: nie pasujące do całości odrzuty systemu, ci którym nie wyszło. A jednak... A jednak bała się. Wchodziła w końcu nieproszona w ich rewir, a z doświadczenia wiedziała, jak groźne bywają osoby, gdy poczują się osaczone.

‒ Pssst! Rozległo się za nią gdy mijała druga kondygnację. ‒ Pssst, Hermiono.

Obejrzała się. Z ciemnego korytarza wystawała Jasnowłosa iłowa Luny Lovegood.

‒ Co ty tu robisz? ‒ zapytała obcesowo reporterki. ‒ Mieszkasz tu?

Luna Wzruszyła ramionami.

‒ Czasami, ale raczej z wyboru niż konieczności... Poza tym ci ludzie dostarczają wielu przydatnych informacji.

‒ I chorób ‒ mruknęła patrząc niepewnie na szkolna znajomą. ‒ Gdzie mój laptop?

Duże, błękitnie wodniste oczy kobiety przez kilka sekund patrzyły na nią nieobecnie. Hermiona zawahała się. Jednak potem Luna zamrugała, wrażenie minęło i Granger wzięła się pod boki dla podkreślenia swoich słów.

‒ Pomówimy o tym, jak mnie wysłuchasz ‒ powiedziała Lovegood nadspodziewanie twardo.

Hermiona skinęła głową. Miała niewielki wybór. Zależało jej na tym sprzęcie, a jeśli nie będzie współpracować, Luna gotowa jeszcze narobić rabanu i wezwać tu swoich ziomków... Merlinie, jak to w ogóle brzmiało. Na stare lata robiła się z niej paranoiczka. Straciła zupełnie ochotę na poruszanie tematu Neville'a. Jakie to miało w sumie znaczenie? Skąd niby miałaby wiedzieć, że ona też nie kłamie jej w żywe oczy.

‒ Nasłałaś jednego z nich, żeby mnie okradł? ‒ zapytała tylko szorstko, wskazując głową bliżej niezidentyfikowany kierunek.

Luna uśmiechnęła się tajemniczo.

Hermiona westchnęła zniecierpliwiona.

‒ Powiedz więc, co masz mi do powiedzenia i oddaj mój sprzęt oraz notatki, bo są mi bardzo potrzebne do pracy. Poza tym znajdują się tam poufne dane moich klientów.... ‒ urwała, bo nagle uderzyła ją przerażająca myśl. ‒ Ty chyba nie chcesz tego opublikować, prawda?

Luna patrzyła na nią spokojnie, bez emocji, uśmiechała się tylko spokojnie.

‒ Och, nie, nie ‒ odpowiedziała nieco nieobecnie.

Hermiona zupełnie nie miała pojęcia, czy jej wierzyć.

Wzięła głęboki oddech.

‒ No dobrze ‒ powiedziała wreszcie. ‒ O co ci chodzi, Luna. I dlaczego wybrałaś takie dzikie miejsce?

‒ Miejsce, jak każde inne ‒ odparła tamta. ‒ A do tego posiada też tę zaletę, że jest anonimowe.

Hermiona milczała, czekając na konkrety.

Luna również nie kwapiła się, by powiedzieć, o co jej chodziło.

‒ Powinnaś się wycofać ‒ zaczęła wreszcie cicho.

Hermiona uniosła wysoko brwi.

‒ To samo ja mam do powiedzenia tobie, Lovegood.

‒ Och... no tak, ty przecież ugrzęzłaś na tym nieszczęsnym zdjęciu w Proroku...

‒ Co... Nie! Nie o to mi chodziło, wcale nie miałam zamiaru poruszać z tobą tego tematu...

Luna uśmiechała się domyślnie.

‒ Posłuchaj ‒ blondynka patrzyła na nią teraz niebywale intensywnie. Jej dwoje okrągłych oczu lśniło w półmroku betonowego szkieletu biurowca niczym dwa księżyce. ‒ Spotkaliśmy się na gruncie biznesowym i koleżeńskim. To wszystko. Wiem, jak wygląda to zdjęcie, ale wprawny reporter potrafi takie zrobić. Wystarczy wykorzystać odpowiedni moment: jeśli na przykład pochyle się w twoją stronę tak ‒ przybliżyła się do Hermiony ‒ by powiedzieć ci coś na ucho i jeszcze uśmiechnę się do swoich myśli, po zobaczeniu zdjęcia ‒ stanęła już w normalnej odległości ‒ będziesz miała wrażenie, że szepczę ci na ucho jakiś słodki sekrecik.

‒ Nie jestem głupia, Luna, wiem jak to działa ‒ burknęła Hermiona.

‒ Och, nie, nie. Tobie jak najdalej jest do głupoty, w tym muszę przyznać ci rację... Ale gdy chodzi o naszych bliskich... zwłaszcza mężczyzn... brakuje nam obiektywizmu. Wszystkim. Nawet ty najzdolniejszym.

Puściła do niej oko.

Hermiona westchnęła i zerknęła na zegarek. Minął już kwadrans. Kwadrans jej cennego czasu przetrawiony na tej bezsensownej i bezowocnej rozmowie.

‒ Jeśli zwabiłaś mnie tu tylko po to...

‒ Bynajmniej. Wolałam jednak na początku osunąć wszelkie animozje między nami.

Hermiona prychnęła gorzkim śmiechem.

‒ Musiałabyś najpierw przestać dewastować moje drzwi.

Luna skinęła głową.

‒ Pod jednym warunkiem.

‒ Pod jakim.

‒ Albo się wycofasz, albo pozwolisz sobie pomóc.

Hermiona żachnęła się.

‒ Wycofać? Pomóc? W czym ty mi możesz, na Merlina pomóc. I z czego chcesz żebym się wycofała? Nie, nie. Nie mów. To bez sensu. I tak nie zamierzam się z niczego wycofywać. Cokolwiek tam sobie ubzdurałaś.

‒ Popełniasz błąd.

‒ Błędem to było przyjście tutaj. Jak i nie zawiadamianie odpowiednich służb, gdy wystawałaś przed moja klatka schodową, a nierzadko również na niej. Wszystko przez wzgląd na stara, szkolna znajomość i jęki Neville'a. Jak dawno owinęłaś go sobie wokół palca? ‒ ostatnie zdanie niemal wysyczała, wściekła i zdesperowana. Czuła, czuła, że wszystko sypie jej się, jak domek z kart, że całe jej życie, cała misterna konstrukcja, którą ustawiała wokół siebie przez te wszystkie lata zaraz runie, wystarczy tylko szturchnąć o raz za dużo...

Luna pokręciła głową.

‒ Skupiasz się nie na tym, na czym powinnaś, Hermiono.

‒ O, proszę! Redaktorka żałosnego pisemka, jak ono się nazywało? Żongler, tak? Będzie mi mówić, gdzie popełniam swoje życiowe błędy.

‒ Nie, Hermiono, nie o to mi chodzi. Nie przyszłam cie tu oceniać, nie chodzi mi tez o twoje prywatne sprawy. Po prostu...

‒ Stoisz tu sobie i z tym impertynenckim wyrazem twarzy...

‒ JESTEŚ W NIEBEZPIECZEŃSTWIE, DO CHOLERY!

Hermiona umilkła na chwilę.

‒ A skąd ten wniosek? ‒ spytała zbita z tropu.

‒ Mam swoje źródła.

Hermiona prychnęła.

‒ W to nie wątpię. Wystarczy spojrzeć na to, co stało się w moim domu wczoraj wieczorem.

Luna nic na to nie powiedziała.

‒ Naprawdę: wiem co mówię. Ta sprawa z Gringotta... Próbowałam cie ostrzec już kilka dni temu. Rozmawiałam nawet o tym z Nevillem, ale on chyba niczego ci nie przekazał.

Hermiona zaśmiała się.

‒ Więc z nim spotkałaś się w kawiarni, a ze mną tu.

‒ Bo po naszej rozmowie ktoś włamał się do mojego mieszkania, Hermiono. Zabrał wszystkie moje rzeczy, które przedstawiały jakąkolwiek wartość jako materiał dowodowy.

‒ Materiał dowodowy? Na co? Przeciwko komu? I co, pomyślałaś sobie, że tym razem warto byłoby odwdzięczyć się mi, robiąc kipisz w moim...

Umilkła.

Luna uśmiechnęła się szeroko.

‒ Zaklikało? ‒ zapytała.

‒ Jak diabli.

***

W niewielkim, zaniedbanym domy na Spinners End nie paliło się żadne światło. Severus Snape stał w progu i w jesiennym chłodzie kończył palić papierosa. Nałóg, który odziedziczył po matce, lepszy z dwóch nałogów, które miał do wyboru już od najmłodszego dzieciństwa. Tak się usprawiedliwiał. W mgliste aurze panującej na ponurej i opustoszałej o tej porze ulicy paliły się nieliczne latarnie. Niedopałek tlił się leniwie między opuszkami trzech palców profesora. Lubił myśleć, że w tytoniu jest coś szlachetnego, że nie towarzyszy mu upodlenie właściwe dla wódki. Był w oczywistym błędzie, gdyż każdy nawyk, nawet najprostszy, odbierał człowiekowi odrobinę godności i wolnej woli. O to ostatnie Severus Snape nie był ani trochę zazdrosny. Wolnej woli miał w życiu jak na lekarstwo, a jej resztki mogły pożreć równie dobrze i te cholerne papierosy...

Continue Reading

You'll Also Like

29.4K 2.6K 71
Czasem jedno, przypadkowe i niezbyt miłe spotkanie potrafi kompletnie zmienić całe życie, przewartościowując je dokumentnie. Doskonale przekona się o...
36.5K 329 7
,,Gdybym miała opisać moją relacje z Sharp'em, powiedziałabym, że jest skomplikowana. Niby się nie lubimy, ale kiedyś się przyjaźniliśmy. Toleruję go...
9.6K 532 30
18-letnia Olimpia Salazar to popularna hiszpańska piosenkarka. Wraca do Barcelony po 2 miesiącach nieobecności spowodowanej trasą koncertową. Aby odp...
5.7K 754 32
~~~~~~~ " - Nie jesteś taki zły, jak wszyscy mówią. - Nie każda plotka o mnie jest prawdziwa skarbie." ~~~~~~~