rozdział 67

234 23 2
                                    

Poranek, dzień przed wigilią, był dość spokojny, choć pracowity. Lavena, Liviana i Alessia od rana siedziały w kuchni, przygotowując różnego rodzaju dania, które mogły im się przydać kolejnego dnia. Pozostała część rodziny - Simon i Seth - znajdowali się w salonie, dekorując choinkę, podczas gdy Lando opiekował się zarówno Tylerem, jak i Milą, którą dali mu pod opiekę.

- Szczerze? Rzygam już tymi ciastkami. Mam dość ich pieczenia. - jęknęła Livianna, dekorując kolejne już z rzędu ciastko. Miała dość.

- Tyle czasu robienia i pieczenia, a pójdą szybciej, niż dziesięć minut. - dodała Lavena, odkładając kolejnego piernika na talerz. Spojrzała na pozostałe dwie kobiety, zdając sobie sprawę, że i one były już tym zmęczone.

- No jak się wszystkie chłopy dorwą do tych pierniczków...

Wszystkie trzy zaśmiały się, akurat w momencie, gdy do kuchni wszedł Lando. Miał rozczochrane włosy, wygniecioną bluzę i widać było, że był zmęczony tamtą ciągłą opieką nad maluchami, choć kochał ich oboje. Lavena posłała mu delikatny uśmiech, podchodząc do niego bliżej, tylko po to, żeby dotknąć brudną od mąki dłonią jego nosa.

- Gdzie maluchy? - zagadnęła, chcąc odciągnąć swoje myśli od wypieków. Uwielbiała je, ale zdecydowanie nie w takiej ilości, jak tamtego dnia.

- Twój ojciec się nimi zajmuje teraz. Ja mam dość. - westchnął Lando, opadając głową na jej ramię. Zaraz się jednak podniósł, patrząc zza nią, by sprawdzić, czy coś się tam wtedy pichciło. - Co dobrego dzisiaj na obiad?

- Dzisiaj bez obiadu. Nie ma czasu, żeby coś przyrządzić. - odpowiedziała Alessia, patrząc na chłopaka ze smutkiem. Wiedziała, że uwielbiał jej dania, ale wtedy musiała go jednak zmartwić.

- Ouu.

- Dlatego zabieram cię zaraz na pizzę. Zjemy sobie na spokojnie i przy okazji weźmiemy też reszcie. Bo u was, przypuszczam, że też nie ma obiadu. - powiedziała Lena z uśmiechem, co dało mu pewną nadzieję. W dodatku zrobiła mu straszną ochotę na tą pizzę.

- Głównie dlatego przyszedłem do was. - stwierdził Lando, przenosząc na nią swój wzrok. Jej ciemne tęczówki tak bardzo wtedy świeciły, że nie był w stanie oderwać ich nich wzroku. - Odprowadzę tylko Milę i...

- Mila i Ty idą z nami. Odciążymy trochę ich rodziców. - oznajmiła od razu Lavena, zerkając za siebie na swoją szwagierkę, która uśmiechnęła się od ucha do ucha, słysząc jej słowa. Była jej za to wdzięczna. - Przebiorę się tylko i możemy iść. Poczekaj tu na mnie albo idź po jakąś kurtkę dla Mily. Najwyżej zaraz do was tam przyjdę.

- Tak jest, szefowo.

Lando zasalutował, na co Lena przewróciła oczami, uderzając go w ramię.

~*~

Lavena, Lando, Tyler i Mila wyglądali co najmniej jak szczęśliwa rodzinka, choć prawda była kompletnie inna, mimo że tą rodziną w jakimś stopniu byli. Oboje trzymali swoich małych bratanków, rozmawiając między sobą na jakiś błahy temat, gdy nagle na ich drodze stanęli znajomi sąsiedzi. Małżeństwo spojrzało na nich z rozczuleniem, podchodząc do nich bliżej.

- Dzień dobry.

- Dzień dobry, kochani. Jak miło was widzieć. I to z tymi maluchami. - powiedziała kobieta, patrząc na dzieciaki, które stały tuż przy nogach swoich bliskich. - To wasze?

- Mila to córka Olivera, a Tyler to syn Setha, także... - wyjaśniła pokrótce Lavena, wzruszając ramionami. Na jej twarzy nieustannie znajdował się uśmiech.

Nie zostawiaj mnie, kochanieحيث تعيش القصص. اكتشف الآن