Rozdział 11 (1/2)

8.1K 428 29
                                    

Od kilku dni świat staje się piękniejszy. Właściwie to z różnych powodów. Przede wszystkim rodzina nadal daje mi wymarzony, święty spokój, Melanie naprawiła nasze relacje wypadem do kina na komedię romantyczną, a Danny i Natasha zaprosili na kolację do drogiej restauracji. Moi przyjaciele wreszcie bardziej wpuszczają mnie do dawnego życia, pozwalając mi na wszelkie zmiany dotyczące mojego charakteru czy nastawienia do świata. Dogaduję się niemal z każdym osobnikiem, stającym w obrębie mej egzystencji. Tak, mowa tu także o Maiorze Preinie, którego zdążyłam na nowo polubić. Od tych kilku dni dał się poznać z całkiem innej strony. Tej bardziej przyjemnej i miłej. Codziennie przyjeżdżał rankiem po mnie do pracy, ewentualnie znów jechaliśmy rowerami do kawiarni wypić kawę i zjeść ciastko. W pewnym momencie tej znajomości stwierdziłam, że dość tego złego nastawienia. Po prostu polubiłam Preina i tyle. Nie sprawia mi żadnych problemów, wręcz przeciwnie. Pomógł szybciej dostać się na studia, dzięki czemu już zaliczyłam kilka pierwszych zajęć. Mężczyzna każdego dnia okazuje mi wsparcie i swoją pomocną dłoń, dlatego jestem mu ogromnie wdzięczna. Nie lubię prosić się o coś, a u niego to przychodzi tak naturalnie, że nie zdążę o coś poprosić, już to mam lub jest w trakcie załatwiania.

W piątek wieczorem, gdy kończę zdawać raporty Maiorowi i mam zamiar zbierać się do domu, szef zaczepia mnie w moim malutkim biurze sąsiadującym wraz z jego gabinetem. Brunet uznał, że musi dać mi jakikolwiek kąt, jeśli chce pracować w spokoju i samotności, bez możliwości patrzenia na jego przystojną facjatę. Oczywiście wyśmiałam go prosto w twarz, ale bez pretensji przyjęłam prezent w postaci własnych czterech ścian w jego królestwie pracy. Ze złośliwym, tajemniczym uśmieszkiem i zagadką wymalowaną w oczach podchodzi dość blisko mnie.

– Och, już rozumiem... Nikogo nie ma w biurze, zrobiło się klimatycznie i masz ochotę na małe schadzki, co? – pytam ironicznie, opierając się ręką o biurko. Maior głośno się śmieje, przymykając powieki. – Wow, trafiłam w dziesiątkę? Kurczę, Maior, myślałam, że najpierw zaczyna się od adorowania, randek, a dopiero przechodzi się w dość intymne sfery. Rebeliant z ciebie!

– Boże, Francesca, skończ zabawiać mnie swoimi fantazjami – oznajmia rozbawiony, marszcząc czoło. – Ale skoro o randkach mowa, przyszedłem zaproponować ci...

– Odmawiam wyjścia do kina, do parku, na lody czy inne podchwytliwe, dwuznaczne miejsca – zaznaczam, posyłając mu głupkowaty uśmiech. Prein chichocze, łapiąc mnie za ramiona.

– Przestań i daj mi dokończyć. Nie wiem, co takiego robią pary w parku, ale nie to miałem ci zaproponować. Wolałbym jednak bardziej... klimatyczne i smaczniejsze miejsce. Otóż wybieram się jutro do ciekawej, nowo otwartej restauracji i pomyślałem, że zechciałabyś pójść ze mną.

Prawie dławię się śliną. Byłam pewna, że tylko sobie żartujemy, jak to mamy w zwyczaju każdego dnia, jednakże on wygląda na poważnego i dość przekonanego.

Wzdycham, ponieważ nie sądziłam, iż ta relacja nabierze takiego tempa. Nie wiem czy jestem na to gotowa. Lubię Maiora, naprawdę dał się polubić, gdyż pod przykrywką ostrego, wrednego szefa własnego biura skrywa faceta ironicznego, pewnego siebie, z wygórowanym ego, dobrego i troskliwego. Jednak randka? Co z... Archerem? Wciąż patrząc na innych mężczyzn, mam wrażenie, że zdradzam ukochanego. Ale on by tego chciał, tak? Chciałby mojego szczęścia.

– Rozumiem, że odebrało ci mowy albo zastanawiasz się, co takiego robią pary w parku, co? Od razu przyznaj się do swoich sprośnych myśli, może to jakoś przełknę – mówi Maior, na co wybucham śmiechem. Ten facet naprawdę potrafi być irytująco zabawny, nawet jeśli przychodzi mu to naturalnie.

– Zapraszasz mnie na randkę.

– Czekaj, zastanówmy się, dlaczego facet po godzinach pracy idzie do swojej bliskiej koleżanki, prosząc, by poszła z nim do restauracji... No czekaj, bo nie mam pojęcia...

Sztuka zapomnienia (WYDANA)Where stories live. Discover now