Rozdział 19.

3.9K 241 30
                                    

- Louis, nie chcę nigdzie jechać, zrozum to wreszcie - burknęłam, rzucając się z powrotem na łóżko i wtulając twarz w poduszkę. Miałam nadzieję, że chociaż ten jeden raz metoda „jeśli ja go nie widzę, to on mnie nie widzi" zadziała i chłopak odpuści, ale, niestety, nie było na to najmniejszych szans. Było dla mnie jasne, że nie da mi spokoju. Nie miałam pojęcia, jakim cudem, ale w praktyce wyglądało to tak, że szatyn, grzebiący w moich rzeczach w desperackiej próbie spakowania czegokolwiek na wyjazd, był o wiele bardziej uparty niż ja.

Co do wyżej wspomnianego wyjazdu, to tylko i wyłącznie jego inicjatywa, ja na to nie przystałam. Szczerze, miałam w dupie jego plany. Nie po to czekałam na weekend, żeby jechać do rodziców. Jednak cóż mogłam poradzić na to, że Louis postanowił skorzystać z wyjątkowo korzystnej jak na listopad pogody i siłą wyciągnąć mnie z łóżka? Co więcej, mój telefon nie przestawał dzwonić, bo, rzecz jasna, prekursorką całego tego nonsensu była Brooke. To ona męczyła moich rodziców, żeby wreszcie zainterweniowali i zmusili mnie do przyjazdu, a kiedy i to zawiodło, dała im numer do Louisa.

Takim właśnie sposobem, po niemal godzinnej pogawędce, z której szczegółowe sprawozdanie dostałam poprzedniego wieczoru, chłopak wziął sobie za punkt honoru spełnienie woli mężczyzny, który nazwał go synem. Nie przyjmował nawet do wiadomości, że mój ojciec zwracał się tak niemal do każdego mojego kolegi, który przewijał się przez mój dom w ciągu ostatnich dwudziestu lat. On musiał mnie tam zawieźć i kropka, choćby musiał wytargać mnie na siłę z mieszkania i zawlec do Cheshunt na piechotę. Jego słowa, nie moje.

- Kobieto, czy ja się ciebie pytam o zdanie? - westchnął, wyciągając spod mojego łóżka torbę i wrzucając do niej kolejne ubrania. - Mam kompletnie gdzieś, co o tym sądzisz. Trzeba odwiedzać rodziców, czy tego chcesz, czy nie. Poza tym, dawno nie widziałem twojego ojca, chętnie z nim porozmawiam.

- Dodaj do tego „jak ojciec z synem", a przysięgam, wywalę cię stąd przez okno - warknęłam, przewracając się na plecy i odwracając głowę w jego stronę, chcąc widzieć dokładnie, jak bezcześci moje ciuchy. W myślach wypominałam sobie jedynie, jak bardzo złą decyzją było wpuszczenie go tutaj. Miałam nadzieję, że przyszedł z jedzeniem, a nie pierdoleniem o jakiejś wycieczce. - Plus, mam ci przypomnieć, jak urocza jest moja mama? Za nią też się stęskniłeś?

Louis przystanął na chwilę w miejscu, by złożyć ostatnią koszulkę i posłać mi pełne dezaprobaty spojrzenie. Zapiął suwak mojego bagażu, po czym podszedł do mnie, kucnął przy łóżku i oparł się rękoma o materac.

- W ten sposób nic nie zdziałasz. Jedziemy tam i koniec. A teraz, masz dokładnie... - zawiesił głos, by spojrzeć na telefon i sprawdzić godzinę. - Dokładnie dwadzieścia minut, żeby przygotować się do wyjścia.

W odpowiedzi na jego słowa jedynie jęknęłam, kompletnie niezadowolona i zakryłam się kołdrą po sam czubek głowy. I na dobrą sprawę, mogłabym tak zostać na długo, jednak nie było mi to dane. Nie minęło bowiem kilka sekund, gdy pościel została ze mnie brutalnie zdarta, a chłodne powietrze otuliło całe moje ciało, wywołując gęsią skórkę. Mruknęłam pod nosem coś na temat tego, jak bardzo wkurwiał mnie mój towarzysz, po czym bez sprawiania większych problemów, poczłapałam do łazienki, obdarzając go po drodze morderczym spojrzeniem spode łba, na które odpowiedział szerokim uśmiechem.

Przebrałam się, naprędce wykonałam całą poranną toaletę, przez dobre kilka minut zastanawiając się, czy nakładanie makijażu miało jakikolwiek sens. Koniec końców, nałożyłam jedynie cienką warstwę podkładu, aby nos nie odznaczał się od reszty twarzy swoim nienaturalnym, czerwonym kolorem. Cholerne przeziębienia. Katar dręczył mnie od dobrego miesiąca i, no cóż, próbowałam jak mogłam jakoś go zwalczyć, ale mój organizm po długiej terapii ledwo radził sobie z tak niewielkimi problemami.

Fire in My Heart | L.T. (GITD sequel)Where stories live. Discover now