Idealne święta według princesswesteros

284 35 7
                                    

Idealne święta. Zapewne pierwszą Waszą myślą będzie: czy w ogóle takie istnieją. Moja odpowiedź brzmi — tak. Z punktu widzenia osobnika o kilka lat starszego, dla mnie idealnymi świętami są te z mojego dzieciństwa, gdy miałam 6-7 lat. Jeśli mam być całkowicie szczera, to dla mnie nie ma przepisu na idealne święta. Z roku na rok coraz mniej czuję magię świąt, dlatego przenieśmy się kilka lat wstecz, gdy Księżniczka Westeros była ledwo odrośnięta od ziemi.

Nocna pora [czytajcie: nie mam innego synonimu na noc] z dwudziestego trzeciego grudnia na dwudziesty czwarty. To była noc, w której chyba jak każde dziecko cierpiałam na bezsenność. Jako że wigilię zawsze spędzam u swojej prababci, prezenty od rodziny, z którą mieszkam, dostawałam zawsze rano w wigilię, a u ów prababci jedynie symboliczne. Toteż gdy byłam małym berbeciem wierzącym w Świętego MIkołaja, czym sił w nogach biegłam na dół do choinki. Nawet teraz, gdy to piszę na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Do wieczora w sumie nic się nie działo, dlatego od razu przejdę do opisywania tej pory dnia. Kiedy wszyscy zapakowaliśmy się wreszcie do samochodu, minęło sto albo dwieście lat, w pewnym momencie straciłam rachubę. Gdy zajeżdżamy na podwórze, jak co roku, witało nas szczekanie psów. Ich psy mnie nie lubią, bo jakoś jeszcze nigdy nie przemówiły. Po zapukaniu do drzwi otwiera nam zawsze Królowa Wdowa, czyli moja prababcia, oczywiście jest sama w domu, bo mojego wujka, cioci, kuzynki i przygłupiego kuzyna nie ma, bo są jeszcze w gościach, jak to się mówi w moich stronach. I teraz przytoczę przykładowy dialog, który jako pierwszy się pojawia:

— Cześć.

— Hej.

— Wszystkiego Najlepszego! Dwustu lat! — Zazwyczaj mówiła młodsza wersja mnie samej (moja prababcia ma imieniny w wigilię, stąd też życzenia).

— Szybko wchodźcie do salonu, bo jeszcze mi zaczniecie pachnieć tłuszczem od pierogów!

Obok pokoju, gdzie zazwyczaj odbywała się wieczerza wigilijna, znajdowała się kuchnia prababci, w której kuchenka była używana raz do roku, aby podsmażyć pierogi. Chcąc zapewnić nam wątpliwą rozrywkę Królowa Wdowa wręcza swym potomkom najwyżej wagi pilot do telewizora. Nie ma to jak wigilia z TVP i Krzysztofem Krawczykiem. Oczywiście nie trwa to długo, bo reszta rodzinki wraca, a wtedy zaczyna się prawdziwa wieczerza. Mój dziesięcioletni wówczas kuzyn, zwany pieszczotliwie Bobkiem, zaczyna dukać [tzn. czytać] kawałek Pisma Świętego. Po skończeniu tych męk, zaczyna się prawdziwy kabaret, czyli dzielenie się opłatkiem! Przykładowe składanie życzenia do mnie od kogoś z rodziny:

— Dużo zdrówka, szczęścia, dobrych ocen w szkole, wszystkiego czego sobie zapragniesz i ogólnie wszystkiego najlepszego! — I cmok w polik.

Moja przykładowa odpowiedź:

— Nawzajem! — Uśmiecham się głupkowato i stoję jak słup soli.

Po zajęciu swoich miejsc, które są przypisane tobie od urodzenia, zaczynamy kolację. Zupa grzybowa jest naszą pierwszą ofiarą. Po kilku łykach już było słychać jęki, że za kwaśna. Po zupie przychodzi czas na moją miłość, czyli pierogi. Uwierzcie mi, kto nie spróbował tych moich prababci, nie może stwierdzić, że wykorzystał życie jak najlepiej. Zrozumcie ból naszej Królowej Wdowy, uwielbia ryby, a zawsze zakrztusi się ością. Oczywiście z Bobkiem jemy jak najszybciej, aż nam się wypieki robią na policzkach, a krąg dorosłych narzeka, że dzieciakom zależy jedynie na prezentach. Pod choinką, która jest przystrojona w anielski włos i bombki w kształcie grzybów i MMsy-ów, leżą prezenty, których mój jedyny towarzysz niedoli w podobnym wieku na miesiąc przed świętami miał już dawno przymierzone i co najmniej raz ubrane do szkoły. Na chwilę przychodzą dorośli, aby pozglundać [gwara z mojego rejonu Polski] i wychodzą, a ja zostaję z kuzynem i kuzynką i tak od jakiejś dziewiętnastej do dwudziestej pierwszej spędzamy czas, aby pośmiać się ze wszystkich członków rodziny. O dwudziestej drugiej prababcia każe mojemu kuzynowi — podobnemu do Joffrey'a z "Gry o Tron" — wyciągnąć keyboard, aby pośpiewać kolędy. Mojej rodzinie powinni zabronić kolędowania, uwierzcie mi. Oczywiście w czasie śpiewania, nie obędzie się bez wzdychania prababci, jaki on podobny do Krawczyka albo Wodeckiego. I tak czas mija, aż do pasterki, a potem wracam do domu.

Oto są moje idealne święta. Pewnie zauważyliście moje sarkastyczne podejście, ale po prostu nigdy dla mnie nie będzie lepszych świąt. W przypadku mojej skromnej osoby, to jest prawdziwa integracja z rodziną.

Wesołych Świąt,

princesswesteros.

Numer 18. Świąteczny!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz