Martwe serca

204 43 27
                                    

Kiedy się poznaliśmy, nie wiedziałam, że to wszystko tak się skończy. Jeśli jest początek, jest też koniec. Zawsze. Minął prawie rok od dnia, w którym po raz pierwszy porozmawialiśmy, kiedy się poznaliśmy. Nie wiem, czy pamiętasz tamten dzień, kiedy poszliśmy na spacer po szkole. Było chłodno jak na połowę października, a ja nigdy nie należałam do typu kobiet lubiących zimno. Śmiałeś się wtedy, że absorbuję zimno, ponieważ mam zamarznięte serce. I może miałam. Wiesz, nigdy nie uczyłam się kochać. Miłość zawsze była dla mnie czymś niepojętym, czymś dziwnym i nieoczekiwanym. Czymś w rodzaju cudu naradzającego się podczas tragedii. Niczym jedyny ocalały z katastrofy samolotu.

Wyciągnęłam Cię wtedy na spacer. Sama nie wiem czemu. Lubiłam spędzać z Tobą czas, a właściwie wtedy chciałam porozmawiać o naszym kumplu, który przypadkiem się we mnie zakochał bez wzajemności. Chciałam, żebyś z nim porozmawiał, że człowiek nie zawsze spotyka odwzajemnioną miłość. Ale podczas tego jednego spaceru, kiedy nad nadmorskim bulwarem unosiła się mgła, delikatnie zacierając granicę horyzontu i morza, przestało się liczyć wszystko inne. Tylko Twój śmiech rozbrzmiewający na pustym bulwarze.

– Jest tak cholernie zimno – powiedziałam Ci, pocierając ręce w zamyśleniu.

Ty spojrzałeś na mnie tymi czekoladowymi oczami i po prostu przyciągnąłeś do siebie. Oddałeś mi swoje ciepło, którego tak bardzo pragnęłam. Byłeś przy mnie od tamtego dnia. Powoli, krok po kroku zbliżałeś się i oddawałeś mi swoje ciepło. Czy to w postaci płaszcza, którym mnie otuliłeś na przystanku, gdy mój autobus jak zawsze się spóźniał, czy to w postaci rękawiczek, które nosiłam ze sobą całą zimę. Byłeś moim prywatnym ocieplaczem. A ja? Ja oddawałam Ci tylko mój chłód, bo nie miałam nic innego.

I do dziś nie wiesz, ile szczęścia sprawiłeś mi, gdy tego zimnego październikowego dnia spytałeś się, czy nie zostałabym Twoją dziewczyną. Zgodziłam się, oczywiście, że to zrobiłam. Ale nie zakochałam się wtedy w tobie. To nie było takie bum jak w tych głupich komediach romantycznych. Zakochałam się w Tobie na próbie, kiedy śpiewałeś tylko dla mnie, trzymając mnie za rękę i spoglądając mi w oczy. A później zakochiwałam się w Tobie każdego dnia od nowa. Pokochałam Twoją troskę, Twój śmiech, delikatny dotyk, ten szalony błysk w oczach i ciepły blask, gdy te same oczy spoglądały na mnie, a na Twojej twarzy pojawiał się delikatny uśmiech. Zakochałam się w Tobie do szaleństwa, bezgranicznie, do końca.

Każdego dnia czekałam z niecierpliwością na Twoje smsy i na wieczorny telefon tylko po to, byś mógł mi powiedzieć „dobranoc". Uzależniłam się od tego, od Ciebie. Dlatego tak ciężko było mi, gdy zaczęło się psuć. Coraz mniej czasu, coraz mniej rozmów, uczuć, nas. Oddalaliśmy się od siebie i nie potrafiliśmy o tym porozmawiać, ponieważ udawaliśmy, że wszystko gra.

Tak, przyznaję się, że zepsułam to. Że za dużo chciałam, za dużo wymagałam, za dużo się martwiłam. Nieporozumienia w końcu przekształciły się w kłótnie, a kłótnie w awantury. W pewnym momencie już nie potrafiliśmy ze sobą rozmawiać. Więc nie rozmawialiśmy. Ja zajęłam się nauką, Ty – przyjaciółmi. Aż wreszcie nadszedł moment, którego tak bardzo się obawiałam.

– To koniec – powiedziałeś, patrząc na mnie zimno tymi samymi oczami, które parę miesięcy wcześniej patrzyły na mnie z bezgraniczną miłością. – Nie kocham cię.

Zabolało.

Bardzo.

Wcześniej myślałam, że ukochaną osobę można stracić ostatecznie jedynie poprzez śmierć. Zweryfikowałeś mi to założenie. Byłam głupia. Błagałam Cię, byś dał nam jeszcze jedną szansę.

– Nie – usłyszałam z Twoich ust.

I w tym momencie zrozumiałam, że naprawdę Cię już nie ma. Siedziałeś obok mnie w autobusie, a tak naprawdę byłeś setki tysięcy kilometrów stąd. Daleko ode mnie i od naszych wspomnień.

– Niech będzie – mruknęłam wtedy, uśmiechając się. Nie patrzyłam na Ciebie, nie potrafiłam. Patrzyłam za krajobrazem znajomym aż za bardzo, który przemijał. Pomyślałam wtedy, że tak samo jest z Tobą. – To nasz koniec.

Spojrzałeś wtedy na mnie i chwilę tak patrzyłeś w ciszy.

– Wiesz, mam wrażenie, jakbym grał w filmie science–fiction, gdzie jedna osoba rozmawia z Bogiem. Tylko nie mam pojęcia, kto z nas jest Bogiem, a kto człowiekiem... – dokończyłeś smutno, troszkę filozoficznie, po czym wysiadłeś, a ja pojechałam dalej. Ja do dziś nie mam pojęcia, kto wtedy był Bogiem, choć minęło już trochę czasu.

Przez pierwszy tydzień po tym wydarzeniu bałam się spać sama. Budziłam się w nocy i szukałam Ciebie, po czym uświadamiałam sobie, że przecież odszedłeś. Że moje łóżko jest zimne. Później się otrząsnęłam. Stanęłam na nogi, zaczęłam żyć swoim życiem. Ale co to było za życie? Bawiłam się facetami, przyciągałam ich i zaraz odpychałam. Liczyła się dla mnie tylko zabawa. Zero emocji. Zero zaangażowania. Po prostu wypełnienie pustki.

Ale karma to wredna suka. Spotkaliśmy się u M. na imprezie. I było normalnie, jak za dawnych czasów. Tańce, śpiewy, zabawa, śmiech. Do momentu kiedy odprowadziłam Cię na zewnątrz, bo się zbierałeś do domu.

Dlaczego wtedy przyciągnąłeś mnie i pocałowałeś? Dlaczego pomimo choroby postanowiłeś zostać na noc? Dlaczego powiedziałeś, że jestem lekiem na wszystko? Nie wiesz, kurwa, jakie te słowa wywołały zniszczenia w moich myślach. Jak bardzo w moje wspomnienia uderzył Twój dotyk.

Najgorsze zaczęło się jednak następnego dnia. Kiedy znowu wróciłeś do olewania mnie i traktowania jak kumpeli.

Zabolało.

Znowu.

Jeszcze bardziej niż ostatnio.

Jesteś okrutny, wiesz? Nie dość, że raz mną zawładnąłeś, to teraz zrobiłeś to znowu. Kiedy niemal zapomniałam o Tobie. Pojawiłeś się znowu. Odbezpieczyłeś wszystkie bronie i wycelowałeś w moje serce niczym w tarczę. Cholerny Terminator.

Został jeszcze tydzień. Kiedy znowu będziemy się widzieć. I znowu mnie przyciągniesz, wyszeptasz te słodkie, zwodnicze słowa i sprawisz, że moje martwe serce odżyje.

Nie pozwolę Ci na to.

Za tydzień się poddam. Poczuję Twój dotyk po raz ostatni, posłucham bicia Twojego serca i pozwolę sobie na ostatnie łzy.

Za tydzień się poddam.

Powiem Ci, że Cię kocham. To będzie nasze ostatnie spotkanie. Odejdę i zapomnę o Tobie. Nim minie ten tydzień wypłaczę się tak jak dzisiaj i zostawię Cię w przeszłości. Tak będzie lepiej.

Ten ostatni raz pozwolę sobie Ciebie kochać.

Martwe sercaWhere stories live. Discover now