i

610 47 7
                                    



Jej usta. Pomalowane krwistoczerwoną szminką kusiły go tak bardzo, że nie mógł oderwać od nich oczu. Był gotów na wszystko, aby poczuć ich słodki smak.
W jej tajemniczym uśmiechu wyczuwał pragnienie, które wciąż nie dawało mu spokoju. Długa suknia, idealnie przylegająca do jej ciała w świetle lampionów przybierała barwę ciemnego granatu.
Uwielbiał ten kolor. Uważał, że był stworzony tylko dla niej.  Nawet muzyka, do której tańczyła wydawała się być stworzona dla niej.


Dla prawdziwej królowej.

Była prawdziwą gwiazdą. 

Gwiazdą, której nigdy nie miał posiąść.

To wszystko zdawało się być snem.


Szeroki uśmiech przeznaczony dla kogoś innego sprawiał, że cierpiał jeszcze bardziej. Patrzył na nią, siedzącą w towarzystwie innych mężczyzn, czując narastającą zazdrość. Przemierzał świat, spotykając różne kobiety, lecz nie były tak piękne jak ona. Mimo, że stał niedaleko, był niedostrzeżony przez obiekt jego westchnień. Był oszołomiony słysząc jej głos. Stał w bezruchu, słuchając jej mimo, że ludzie przechodzili obok niego. Nie przeszkadzało mu to, że był popychany. Liczyło się tylko to, że ją słyszał.

To ona natchnęła tych ludzi, dzięki niej to przyjęcie miało sens. Dzięki niej wszystko tętniło życiem. Gdyby mógł do niej podejść i spojrzeć jej prosto w oczy, powiedziałby jej, co dokładnie czuje, jednak nie wydawało się to takie proste. Wbrew temu ile lat żył i jakie zdobył doświadczenie podczas wiecznej podróży, to nic nie znaczyło. Ona była kimś innym. Chciał tak bardzo podejść do niej, choć jeden raz z nią zatańczyć. Nie potrafił jednak wykonać jakiegokolwiek ruchu, lecz jego wzrok był skierowany na tę piękną kobietę. Czuł, jakby świat się zatrzymał. Pogrążył się w marzeniach, wyobrażając sobie, że ten widok jest przeznaczony tylko dla niego. Wyglądała tak delikatnie i niewinnie. Nawet fakt, ile krwi zdążyła już przelać, stracił jakiekolwiek znaczenie.

-Nie sądzisz, że to jest piękne? - Zapytała, zniżając głos.

Spojrzał na nią oniemiały. Nie wierzył, że mogła to powiedzieć właśnie do niego. Stał, wciąż na nią patrząc, a jego zachowanie wywołało u niej rozbawienie. Stała naprzeciw niego.Delikatny wietrzyk rozwiewał jej gęste, ciemne włosy, a dłonie oparła na bokach. Jej ciemne oczy błyszczały, przypominając mu gwiazdy. Zatracił się w nich, nie wiedząc co może powiedzieć. To była szansa i wiedział o tym doskonale, lecz nie wiedział, jak ją wykorzystać. Kiedy dotknęła jego ramienia zadrżał. Zauważył na jej twarzy grymas. Nie chciał, aby się niepokoiła jego reakcją.

- Coś się stało? - Spytała ponownie, jednak i tym razem nie usłyszała żadnej odpowiedzi.

Wiedział jaką sprawiał jej przykrość. Ze smutkiem patrzył, jak odeszła od niego rozczarowana, w blasku gwiazd idąc ścieżką prowadzącą do jeziora. Poczuł ogarniający go atak paniki. Ruszył biegnąc za nią, nie zwracając uwagi na pozostałych. Ludzie przechodzili obok, trzymając w dłoni kieliszki z szampanem, wodząc za nim spojrzeniem. Byli ciekawi o co chodziło. Nie myślał o tym, co mówili w tej chwili. Nie dbał o to. Biegł za postacią, która coraz bardziej się oddalała, aż zniknęła wśród drzew. Zaczął ją nawoływać, za każdym razem w jego głosie było coraz mocniej słychać rozpacz. Nie chciał niczego popsuć. Szedł wprost przed siebie, wsłuchując się w pohukiwanie sów i inne odgłosy leśnych zwierząt.
Czuł słodki zapach, który pochodził z jakiegoś wydawałoby się nierzeczywistego miejsca, które było mu zupełnie obce, ale jednocześnie dobrze znane. Był zagubiony, ogłupiały. Poddając się, usiadł pod jednym z rozłożystych drzew, patrząc na niebo pełne gwiazd. Jego największym pragnieniem było móc ją odnaleźć. Ponowne spotkanie tej kobiety wydawało się nigdy nie ziścić. Mogła być już daleko, że nie miałby szans jej odnaleźć. Gwiazdy migotały tak samo, jak jej oczy tamtego wieczoru . Samo ich wspomnienie przywiało go o uśmiech. Noc była jedną z najgorętszych podczas tej pory roku. Zdjął marynarkę, niedbale rzucając ją na bok. Szukał sposobu, jak rozwiązać tę niecodzienną sytuację. Była dopiero północ, za wcześnie, aby uciekać. Nagle dotarło do niego, że zapomniał, jak dojść do jeziora, co było jedną z gorszych myśli. Zebrał się, by wstać i pokierował się tym, co przychodziło mu do głowy. Usiłował skupić się na szumie wody, co nie było takie proste, ponieważ w jego myślach ciągle była ona.

Coś zabłysło, a to przykuło jego uwagę. Zatrzymał się między drzewami, a między gałęziami ukazała się postać jego wybranki siedzącej na brzegu. Trzymała w dłoni wieniec z kwiatów polnych i bzu. Starał się nie ujawniać, co przychodziło mu z trudem. Odpiął górny guzik koszuli biorąc głęboki wdech. Widok zachwycał go coraz bardziej, ale zauważył smutek malujący się na jej twarzy. Gdyby wiedział o co chodzi, postarałby się zmienić wszystko, aby była szczęśliwa, ale nie umiał czytać w jej myślach. Zauważyła go, a nawet próbowała cokolwiek powiedzieć, jednak z jej ust nie wydostał się żaden dźwięk. Zamiast tego wyciągnęła do niego rękę. Powoli, tak jakby nigdzie się jej nie spieszyło. Wszystko stało się tak powolne. Idąc w jej stronę czuł, jakby mijały lata, a jego serce przeszywała ogromna radość. Po niecałej chwili owiał go mocny zapach bzu. Podniósł wzrok i w momencie ona podała mu wieniec.

Jej lubiony zapach! - Ucieszył się na to odkrycie.

Wspomnienia powróciły, uwalniając jego wszelkie uczucia do istoty stojącej przed nim. Chcąc jeszcze bardziej zmniejszyć odległość, zrobił krok, by włożyć wieniec na jej głowę, mimo oporów i strachu. A jeśli go odrzuci? Doświadczył już tego i nie chciał ponownie przez to przechodzić. Jego dylematy szybko rozwiała kobieta. Sama podeszła do niego i złożyła delikatny pocałunek na jego ustach, który odwzajemnił, zdecydowanym ruchem obejmując ją w pasie. Jego zmysły oszalały, nie bał się już niczego. Nawet nie zwrócił uwagi na to, że jej piękną nieskazitelną skórę pokryły ciemnoniebieskie żyły. Ujął jej twarz w dłonie, gładząc zmieniony policzek.

- Proszę. - Szepnął poddańczo, mając na myśli, aby się nim pożywiła.

Wtuliła się w niego mocno, a on przymknął oczy, zamykając ją w swoich ramionach. Wymiana krwi, była dla niego czymś intymnym, dawało mu to wielką radość, czując, jak jego luba  pożywia się jego krwią.  Zrobił to samo, a kiedy już zrozumiał, że wystarczy, wtulił się w jej pierś. Nie poczuł, że unoszą się w powietrzu. Liczyło się dla niego to, że nie był sam. Przestał się bać, odważnie pocałował jej słodkie czerwone usta. Każdy kolejny pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny.
Rozumieli się bez słów, nie zmieniły tego nawet lata rozłąki. Żył w świecie, gdzie nie ma nikogo poza nimi. Miejscem, do którego nie wstępu nikt inny, a  wszystko jest owiane słodką tajemnicą.   

Seven devils ❝Where stories live. Discover now