Ciężko usiadłam, na fotelu starając się unormować swój oddech. Moja głowa pulsowała niemiłosiernie, przed oczyma pojawiały się czarne plamy zasłaniające mi całkowicie pole widzenia. Otarłam wilgotną dłonią czoło, z którego sączył się pot i zamknęłam oczy, biorąc parę głębokich oddechów. Powrót do normy, był kwestią paru minut, będących dla mnie męczarnią. Przemyślenia przy wschodzie słońca z kubkiem świeżo palonej kawy, zmotywowały mnie do jakiegokolwiek działania, i tak właśnie skończyłam na skórzanym fotelu spocona, bez chęci do życia, czując się jakbym, miała umrzeć.
Nigdy więcej nie podejmę się żadnym ćwiczeniom.
Podniosłam ociężałe ciało z fotela, momentalnie mroczki przed oczami powróciły, zacisnęłam mocno dłoń na zagłówku fotela, zaciskając oczy i jednocześnie, przyciskając dłoń do skroni. Pulsowanie ustało, a ja udałam się na wyższe piętro domu. Wkroczyłam do jasnego pokoju, kierując się prosto do szafy. Zlustrowałam ją wzrokiem, poszukując wygodnych ubrań, a po chwili zastanowienia wyjęłam dres, i sporą koszulkę wyglądającą jakby była co najmniej po moim tacie. Kucając sięgnęłam po bieliznę, i udałam się do łazienki. Ręką przełączyłam przełącznik światła, świeże ubrania rzuciłam na kamienny blat. Pozbyłam się przesiąkniętej moim potem sportowej odzieży, wrzucając ją do wiklinowego kosza na śmieci, i weszłam do wanny. Odkręciłam kurek z wodą, obserwując jak nieskazitelnie czysta woda, zaczyna zalewać moje ciało. Sięgając uprzednio po płyn, wylałam go trochę do wody, i na kolorową gąbkę. Odchyliłam głowę do tyłu, opierając się na podgłówku, starając się zrelaksować. Niespełna pół godziny później osuszyłam skórę ręcznikiem. Założyłam na siebie ubrania, i wróciłam do pokoju. Odsunąwszy kołdrę, wsunęłam się pod nią, wtulając się w miękki materiał pachnący płynem do prania. Poprawiłam głowę na chłodnej poduszce, wlepiając wzrok w sufit. Przez okno wdzierały się promienie blasku księżyca, delikatnie, oświetlając mą twarz.
Z głośnym krzykiem podniosłam się do pozycji siedzącej, łapiąc się za wilgotne policzki. Ociężały, szybki oddech zabierał mi dech. Klatka piersiowa podnosiła się szybko, a serce biło w niesamowicie szybkim tempie. Chwilę później drzwi mego pokoju się otworzyły, a stanął w nich mój tata z zaniepokojoną, ospałą jeszcze miną, którą mogłam dostrzec przez wchód słońca, w pełni oświetlający pomieszczenie. Z sekundy na sekundę moje ciało uspokajało się, zacisnęłam piąstki na pościeli, podciągając ją nad brzuch, i wróciłam do pozycji siedzącej.
-Co się stało?- Odparł po chwili mój rodziciel, spoglądając na mnie z troską. Usiadł na skraju mojego łóżka, nie spuszczając ze mnie wzroku. Dłonią poprawił siwe włosy na swojej głowie, odchylając ją lekko do tyłu.
-Nic takiego.- Powiedziałam sennym głosem, przymykając oczy.
-Wszystko u Ciebie w porządku?- Zapytał. W głowie pojawiło mi się pytanie, czy okłamywanie taty psychologa, jest dobrym pomysłem. Z jednej strony, nie mam siły rozmawiać o wydarzeniach z ostatnich dni, a z drugiej trzymanie tego w sobie wyniszcza mnie.
-Tak.- Odpowiedziałam, przeciągając się na łóżku, rozluźniając zdrętwiałe kończyny.
-Więc co ci się śniło, że postawiłaś cały dom na nogi?- Pytającą miną patrzył na mnie, oczekując na odpowiedź. Zmarszczyłam brwi, starając się przypomnieć koszmar sprzed chwili, skupiając się na losowym punkcie na ścianie. Zamknęłam oczy, a wtedy przed nimi ukazał się obraz tych jasnych tęczówek z mojego snu. Jak najszybciej je otworzyłam, czując gęsią skórkę pojawiającą się na mojej skórze.
-Nie pamiętam.- Powiedziałam szybko, splatając ze sobą dłonie.
-Niech Ci będzie. Jakbyś czegoś potrzebowała to będę na dole.- Wyszedł z pokoju, posyłając mi promienny uśmiech. Zniknął za drzwiami, zostawiając mnie samą. Przewróciłam się na bok, podkulając nogi do siebie, odczuwając zakwasy na udach, po wczorajszym bieganiu. Przymknęłam powieki, starając się usnąć, lecz narastające w mej głowie wspomnienia z piątkowej imprezy, w żadnym stopniu mi w tym nie pomagały.