That's just what gangsters do
Ciemne uliczki Mill Valley były najpodlejszym miejscem w całym miasteczku. Tu rozgrywały się walki gangów, tajemnicze zabójstwa i gaże narkotykowe. Ci mroczni, źli i przerażający pozostawali tutaj bezkarni. Nie musieli bać się szeryfa, który jako samotny wilk nie potrafił zaprowadzić tutaj porządku. Każdy wiedział, że Mill Valley jest niebezpieczne – za dnia piękne, kolorowe, obsiane roślinnością, po zmroku zmieniało się w pułapkę na dziką zwierzynę. Gdy tylko zaczęło się ściemniać, wszyscy chowali się w domach, zamykali drzwi na cztery spusty, aby chronić nie tylko siebie, ale również swoją rodzinę. W nocy cała okoliczna kanalia wypełzała na zewnętrz ze swoich schowanych głęboko w ziemi nor, żeby zawładnąć tym pięknym, spokojnym miasteczkiem. Tylko ten, kto nie bał się ciemności, miał odwagę wyjść na ulicę o tak późnej porze. Klub Black Widow był kilka przecznic od rynku i tutaj zbierała się cała szumowina tego miasteczka. Kto chciał się porządnie napić i wciągnąć kreskę, zaglądał tu codziennie, będąc pewien że zostanie bezkarny i anonimowy. Plotki były częścią tego miasta, jednak niektóre z nich wciąż były tylko rzewnym kłamstwem, bo prawdę szczelnie zamykano właśnie w takich miejscach jak Black Widow. To nie była jedyna melina złoczyńców. Niektórzy mieszkali na parkingu za miastem w starych, zniszczonych przyczepach, gdzie spraszali prostytutki z sąsiedniej wioski, jeszcze inni bawili się w opuszczonym domku nad jeziorem, gdzie w piwnicy znajdowała się sala tortur rodem z hollywoodzkich filmów. Większość to jednak byli zwykli, normalni ludzie, którzy działali pod przykrywką. Nieliczni znali ich prawdziwą tożsamość, reszta tylko gadała i roznosiła pogłoski. Zdawało się, że każdy w tym mieście ma jakąś drugą twarz, a to dlatego by czuć się bezpiecznym i żyć na dogodnym poziomie. Nie każdy chciał przez całe życie klepać biedę, a większości nie było stać na emigrację do dużego miastu. Tutaj niemal każdy się znał jako że większość mieszkańców rodziła się tu i umierała, przynosząc na świat nowe pokolenie. Mało było tu przejezdnych, a jedynie od czasu do czasu pojawiali się jacyś nowi lokatorzy. Znaczną część Mill Valley zajmowały tzw. niziny społeczne, do których należeli również bandyci, działający najczęściej za pieniądze tych bogatych. Przyjmowali zlecenia zarówno od miejscowych jak i od tych z sąsiednich miejscowości. Niestety Mill Valley było owiane niechcianą sławą jako jedno z miasteczek przestępczych. Była tu jedna szkoła, parę sklepów i typowa amerykańska burgerownia. Przez resztę ciągnęły się góry, łąki oraz lasy, a wśród nich osiedla domów jednorodzinnych, mniejsze bloki czy stare, drewniane chałupki. Gmina planowała postawić tutaj eleganckie, nowoczesne osiedle dla bogaczy, ale ostatnia epika budowniczych została rozgromiona przez rządzącą tym terenem szajkę. Większość nie chciała zmieniać tego miejsca, a nawet jeśli chciała to bała się zabrać głos. Wystarczyło nie wchodzić innym w drogę, wtedy życie tutaj nie było aż tak bardzo uciążliwe.
Kiedy chodziło się nocą po Mill Valley miało się wrażenie, że ta kraina jest naprawdę magiczna. Na niebie odznaczał się jaśniejący księżyc, który razem z gwiazdami stanowił jedyną oprawę świetlną. Przepalone latarnie jedynie mrygały niespokojnie, ledwo będąc w stanie oświetlić zagracone śmieciami chodniki. Przeważająca część była zniszczona lub naruszona przez liczne wgniecenia na krawężniku. Kostka była wybrzuszona na tyle, że nie dało się po niej iść. Ciszę przeszywał tylko cichy podmuch wiatru. Atmosfera była naprawdę tajemnicza. W mieszkaniach już dawno zgasły światła, a tylko w niektórych oknach wciąż mieniły się światła telewizorów. Poza tym było szaro, ponuro, a przede wszystkim ciemno. Łatwo można było się zgubić, szczególnie kiedy było się nowym mieszkańcem, gonionym przez trzech podpitych mężczyzn z kijami baseballowymi. Jimin próbował ich zgubić od kilku minut – zaczepili go, gdy wracał z pracy, a kiedy odmówił oddania im swojego portfela, zaczęli go straszyć. Musiał uciekać, chociaż już dawno stracił orientację. Był w miasteczku dopiero od dwóch miesięcy i nie zdążył jeszcze należycie go poznać. Codziennie poruszał się między domem a szkołą, szkołą a sklepem w którym pracował na pół etaty i wreszcie pracą a domem. Znał tyle te utarte ścieżki. Teraz znajdował się gdzieś w odległej dzielnicy, próbując rozpoznać po słupach telegraficznych czy kolorowych ogrodzeniach, gdzie właśnie się znajduje. Było to jednak trudne, gdy biegła za nim zgraja mężczyzn, krzycząc że go zabiją. Naprawdę się zląkł i gdyby tylko mógł wyciągnąć komórkę z plecaka i zadzwonić po pomoc, byłby uratowany. Nie mógł liczyć na ojca, ale policja na pewno by się tym zainteresowała. Niestety, aby to zrobić musiałby się zatrzymać lub przynajmniej zwolnić, a ci i tak zaczęli go już doganiać.
CZYTASZ
Gangsta [vmin, jikook]
FanfictionSławne miasteczko przestępców, w którym Jimin próbuje odnaleźć swoje szczęście. Niestety nie wszystkie drogi prowadzą ku miłości, a ta okazuje się bardziej skomplikowana i toksyczna. Hybristofilia - rodzaj zaburzenia na tle seksualnym, w którym jedy...