°Rozdział 49°

2.3K 88 27
                                    

Cieszę się, że go mam.

Pov. Paula

Obudziłam się, nie sama z siebie, ale przez stłumione krzyki i płacz, dochodzące zza ściany.

Od razu wiedziałam, że to Kasia, dlatego, ruszyłam w stronę jej pokoju, żeby sprawdzić co się stało.

- Hej Kasia, co się stało?- zapytałam, widząc moją siostrę zapłakaną na łóżku.

Spojrzała na mnie, jednak nic nie odpowiedziała. Usiadłam obok niej i przytuliłam. Dziewczyna od razu się we mnie wtuliła, wylewając łzy.

- Wszystko będzie dobrze.- pocieszałam ją, mimo, że nienawidzę, jak ktoś mówi, że wszystko będzie dobrze, kiedy ja wiem, że nie będzie.
- Kordian...- powiedziała, odrywając się ode mnie.
- Co z nim?- zapytałam przejęta.
- Nie mogę go już znieść. Zachowuje się jak idiota i ostatnio przyłapałam go na pisaniu z jakąś laską, ale powiedział oczywiście, że to tylko koleżanka.- przewróciła oczami.
- Typowa męska wymówka.
- Od paru tygodni nie możemy się dogadać, cały czas robi mi jazdy o gówno.- znowu poleciało jej parę łez.
- O co poszło tym razem?- zapytałam, wiedząc, że rozmawiali przed chwilą przez telefon.
- Powiedział, że nie będzie mógł przyjść na moje urodziny, bo się umówił z kolegami.- na te słowa, dosłownie chciałam do niego jechać i przywalić mu.
- Co za pieprzony chuj!- zbulwerdowałam się.- Jak można tak zrobić? Już go nie lubię.- powiedziałam.
- Ja też.

Spojrzałam na nią pytającym wzrokiem, a ona tylko kiwnęła głową.

- Tak, zamierzam z nim zerwać.- powiedziała po chwili, już bardziej uspokojona.
- W sumie to dobrze. Totalnie na ciebie nie zasługuje.

Nagle do naszych nosów dotarł zapach, który kojarzy nam się z wczesnym dzieciństwem.

Od razu zbiegłyśmy na dół.

- No chyba sobie żartujesz!- krzyknęłam podekscytowana.
- Nie to nie są żarty.- odparła... nasza babcia.
- Babciu!- rzuciłyśmy się na nią obydwie.

Nasza babcia, mama mojej mamy, mieszka po drugiej stronie Polski. Dokładniej mówiąc w Gdańsku.

Moja mama poznała mojego tatę w Krakowie i postanowili zamieszkać w górach. To była dobra decyzja, ale nie wiem co podkusiło moją mamę, żeby wydupcyć na drugi koniec kraju, tak daleko od rodziców.

Widujemy babcie trzy może cztery razy w roku, na świętach lub jakichś większych uroczystościach w stylu, wesele, komunia, pogrzeb i takie inne.

Zawsze przywoziła ze sobą ręcznie robioną szarlotkę. Niby takie proste ciasto, ale od babci Ani to zupełnie co innego.

To było ciasto cud, nigdzie indziej nie jadłam takiej dobrej szarlotki.

Zawsze jak byłyśmy małe, przyjeżdżałyśmy do dziadków i zawsze była tam właśnie ciepła szarlotka. Niestety po śmierci dziadka, babcia się załamała i przestała ją robić.

Teraz po tylu latach znów poczuć ten zapach, to jak wrócić do młodego dzieciństwa.

Od razu wzięłyśmy talerze i nałożyłyśmy po sporym kawałku ciasta.

Wzięłam pierwszy kęs do buzi i przypomniały mi się czasy, kiedy internet to było coś dosyć nowego i praktycznie w ogóle nie używało się tego, a dzieci bawiły się na polu od rana do wieczora. Wracały posiniaczone, ze zdartymi kolanami czy rękami od wywrotek na rowerze, ale wtedy nikt się totalnie tym nie przejmował, bo to był standard.

Niewiarygodne jak taka zwykła szarlotka potrafi przywołać tyle pięknych wspomnień.

Usłyszeliśmy kroki mojego brata, który również bardzo ucieszył się widokiem babci.

~Kto by się spodziewał~ |Patryk Skóbel|✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz