10. Czuj się jak u siebie

3.4K 62 1
                                    

***

Neil, 8:00

- Może wróć do domu i odpocznij? - zapytała Louise. - Ja tu zostanę.

- Nie ma mowy - odpowiedziałem wbijając swój wzrok w 10 kubek po kawie. - Nie ruszam się stąd.

- Wiesz... to, co usłyszałam wczoraj może zostać tajemnicą... - zaczęła. - Nie powiem jej, jeśli nie chcesz, by się dowiedziała ode mnie.

- Okej, dzięki - odparłem. - Sam jej powiem, jak będzie dobra okazja.

- Nie czekaj długo, proszę - spojrzała na mnie. - Bądź z nią szczery. 

- Postaram się zrobić to jak najszybciej - uśmiechnąłem się delikatnie.

Mam wrażenie, że ja nigdy tego nie zrobię...

Całą noc spędziłem w szpitalu razem z Louise, ona czasami chodziła się zdrzemnąć do mojego samochodu, jednak ja cały czas siedziałem przy Amelii. Noc była bardzo trudna, czas się dłużył w nieskończoność, już zaczynałem tracić nadzieję... Jestem kłębkiem nerwów, nie wiem, czy to przez to, że nie spałem, czy przez to, że z Amelią dalej nie ma żadnego kontaktu czy przez to, że wypiłem mnóstwo kawy. Wszystko mnie irytuje i doprowadza do szału. Jestem rozdrażniony i już sam nie wiem, co mam robić. Czemu ona wciąż się nie budzi? 

Amelia

Obudziłam się w szpitalnym łóżku. Znowu? Cholera, ale jestem zmęczona...

- Dzień dobry - powiedziała dosyć głośno pani doktor. - Jak się Pani czuje? Coś Panią boli?

- Boli mnie głowa... - odparłam cicho.

- Wie Pani z jakiego powodu się tu znajduje? - dopytywała.

- Pamiętam, że zaczęłam krwawić, a potem już nic nie kojarzę - popatrzyłam na nią.

No właśnie, co z moim dzieckiem...?

- Niestety, poroniła Pani - odparła nie wykazując żadnych emocji, a mi zrobiło się słabo. - Proszę mieć świadomość, że w naszym szpitalu w każdej chwili jest zapewniona opieka psychologa, więc jeśli tylko wyrazi Pani chęć, natychmiast otrzyma Pani wsparcie.

- Dobrze, dziękuję - odparłam ze łzami w oczach. 

- Na korytarzu czekają Pani przyjaciele, poprosić ich? - spytała.

- Tak, proszę - powiedziałam.

Serio ktoś tu jest?

Neil

- Już coś wiadomo?! - podszedłem do lekarki, która akurat wychodziła z sali. 

- Mam dobre wieści - zaczęła. - Dziewczyna się obudziła kilka minut temu, zaraz zlecę dodatkowe badania.

O mój Boże... Jaka ulga...

- Kiedy będzie mogła wyjść ze szpitala? - spytała Louise.

- Dziewczyna zostanie jeszcze na obserwacji przez parę dni. Straciła dużo krwi i jest osłabiona - odparła. - Możecie do niej wejść, ale tylko na chwilę, nie męczcie jej.

          

- Dobrze, dziękujemy - powiedziałem przepuszczając Louise w drzwiach.

- Jak się czujesz? Ale nas wystraszyłaś... - zaczęła jej przyjaciółka.

- Już lepiej, trochę boli mnie głowa... - powiedziała z delikatnym uśmiechem, ale widziałem łzy w jej oczach. 

- Amelia, wiesz dlaczego tu jesteś...? - spytałem niepewnie. 

- Poroniłam - odparła chowając twarz w dłoniach. - Ja tak bardzo Cię przepraszam... Przepraszam, że Ci nie powiedziałam...

- Nic nie mów, już wszystko wiem - przytuliłem ją. 

Trzymanie jej w ramionach było najlepszym uczuciem na świecie. Nie pamiętam kiedy ostatnio ją przytulałem, chyba nigdy. Niestety, ona nie lubi albo nie chce być przytulana z niewiadomego mi powodu...

Tydzień później

Neil, 10:00

- Proszę, to Pani wypis - podała jej kartkę. - Proszę na siebie uważać i się nie przemęczać, jest Pani jeszcze słaba.

- Dobrze, dziękuję bardzo - powiedziała delikatnie się uśmiechając.

Była wykończona. Szkoda, że widziałem tylko to, co się działo na zewnątrz, a nie to, co czuła w środku, w swoim sercu...

- Najlepiej, by ktoś się Panią zajął przez ten czas, przynajmniej przez kilka dni - oznajmiła lekarka. - Życzę powrotu do zdrowia - odparła z uśmiechem i odeszła.

- Zabieram Cię do siebie - odparłem stanowczo patrząc na jej zdziwioną minę.

Nie pozwolę, by była u kogoś innego. Ja się nią zajmę, chcę mieć ją przy sobie. Chcę się nią nacieszyć i się nią opiekować. Tylko tyle mogę zrobić...

12:00

Po drodze zajechaliśmy do jej domu, by zabrała najważniejsze rzeczy. Jestem tak szczęśliwy, że się obudziła i nic poważnego jej nie jest. Wiem, że potrzebuje dużo czasu, bo jednak poronienie jest dla kobiety traumatycznym przeżyciem. Nie wiem, czy chciała tego dziecka, czy nie, ale na pewno jakoś to przeżywa. Chcę być dla niej wsparciem i pokazać jej, że może na mnie liczyć. 

- Tu będzie Twój pokój - otworzyłem drzwi od pomieszczenia. - Lepiej, żebyś miała swój, będziesz się czuła bardziej komfortowo. Masz tu łazienkę, więc nie musisz nigdzie chodzić.

- Dziękuję - uśmiechnęła się. - Nie chcę Ci sprawiać kłopotu...

- Amelia, przestań - spojrzałem na nią i złączyłem nasze usta. Ten pocałunek był inny niż zwykle. Był pełen delikatności, czułości i tęsknoty, a nie pełen pożądania i namiętności.

- Czuj się jak u siebie - powiedziałem. - Muszę wyskoczyć na trochę do firmy, wrócę niedługo.

- Okej, to do później - pomachała mi, gdy opuszczałem pomieszczenie.

Amelia

Nie wiem, co mam o tym myśleć. Niby jest to normalne, że wziął mnie do siebie, ale jednak trochę mnie to zastanawia. Cały czas był przy mnie w szpitalu, nawet nie odszedł na krok. To bardzo miłe uczucie, gdy budzisz się i dowiadujesz się, że ktoś na ciebie czeka, ale dlaczego on to robi? Przecież nic nas nie łączy... Może czegoś nie dostrzegam, może jestem ślepa i nie widzę, że coś się dzieje między nami? Ten pocałunek był taki... inny. Zdecydowanie tak, całował mnie tak jakby chciał mi przez to pokazać wszystkie swoje emocje, to wszystko, co w nim siedzi. Podobało mi się, bo pierwszy raz całowaliśmy się bez żarliwości i erotyzmu. W dodatku to jak mnie wtedy przytulił było... miłe? Nigdy go do siebie nie dopuszczam na tyle, by mógł mnie objąć, czy coś... Ale było to fajne uczucie...

Zaczęłam rozpakowywać swoje rzeczy. Już nieraz byłam u niego w domu, ale kończyło się to tylko na wizycie w jego sypialni albo w kuchni. W tym pokoju jeszcze nie byłam, pewnie jest on dla gości, ale powiem szczerze, że wygląda bardzo ładnie i schludnie, tak jak cały dom. Postanowiłam się mu jakoś odwdzięczyć za to, co dla mnie robi i wpadłam na pomysł, by zrobić na obiad jego ulubione danie - spaghetti. Zeszłam do kuchni i zaczęłam przygotowywać posiłek, włączyłam jakąś muzykę i zajęłam się gotowaniem. Myślę, że nie robię tego najgorzej, raczej dobrze gotuję, ale nie chcę się przechwalać. Zaczęłam po cichu śpiewać jedną z moich ulubionych piosenek.

 Nobody taught me how to love myself

So how can I love somebody else? 

There ain't no excuses 

I swеar that I'm doing my best 

Nobody taught me how to love mysеlf 

So how can I love somebody else? 

I'm so new to this 

I swear that I'm doing my best

Po jakimś czasie słyszałam parkowanie samochodu i po chwili drzwi do domu się otworzyły.

- Co tu tak pachnie? - zachwycił się Neil wchodząc do kuchni.

- Coś na okazanie wdzięczności - odparłam z uśmiechem. - Przebierz się i siadaj do stołu.

Chyba najwyższy czas zacząć z nim więcej rozmawiać...

- Jak było w firmie? - spytałam nakładając jedzenie na talerze.

Widocznie zaskoczyłam go tym pytaniem, bo spojrzał na mnie pytająco. 

- W sumie to dobrze, miałem spotkanie i tyle - powiedział, na co skinęłam głową, że rozumiem. - Ale to pyszne, mmm...

- Cieszę się - odparłam. - Jutro muszę być na uczelni...

- Zawiozę Cię - powiedział od razu. - Na którą masz tam być?

- Na 12 - odpowiedziałam. - Nie chcę Cię kłopotać...

- Powtarzam Ci, że nie jesteś problemem - spojrzał na mnie tak jakby chciał powiedzieć o wiele więcej niż mówi obecnie.

Kurde, jak on mnie zaczął intrygować... Jest taki tajemniczy... Czy on robi to specjalnie, czy po prostu coś jest na rzeczy? Jestem chyba na to za głupia...

***

ZYSKIWhere stories live. Discover now