Obudziła się przed świtem. Uliczne latarnie wciąż rozświetlały mrok swoim gazowym blaskiem i chociaż do wschodu słońca została jeszcze godzina, ona nie mogła dłużej spać. Wciąż czuła się zmartwiona stanem zdrowia swojej pani, dodatkowo teraz, gdy Jane odeszła, musiała wykonać całą pracę w pojedynkę. Wiedziała też, że oprócz typowych domowych zadań, musi zadbać o komfort przebywającego na Regent Street hrabi. Po porannej toalecie na którą składało się szybkie odświeżenie ciała i twarzy, upięcie włosów, oraz ubranie bielizny, ciemnej sukni i białego fartucha wraz z czepkiem, Hermiona po cichu zeszła na dół do pokoju w którym mieściła się pralnia z suszarnią. Koszule hrabiego Nott'a wisiały już na obitych satyną wieszakach. Spodnie, marynarka oraz surdut jako iż zrobione z mocniejszego materiału, zostały przewieszone przez drewniane uchwyty. Służąca w pierwszej kolejności zapaliła naftową lampę i napaliła w piecu. Ogień nie musiał być duży, miał za zadanie rozżarzyć węgielki, które później trafiły do żelazka. Była to męcząca i wymagająca dużej precyzji praca. Żeliwne urządzenie było ciężkie i w przeciwieństwie do żelazka na duszę, czyli rozgrzaną żeliwną płytę którą wkładało się do środka, mogło zabrudzić materiał. Ogień płonął trawiąc kolejne kawałki drewna, w międzyczasie Hermiona przyglądała się ubraniu mężczyzny. Już na pierwszy rzut oka było widać, że należy do człowieka z wyższych sfer. Materiał, krój, ozdobne guziki... Pomyślała, że za taki jeden guzik byłaby w stanie kupić sporą ilość jedzenia dla wszystkich głodnych dzieciaków z okolicy.
Westchnęła i odgoniła smutne myśli. Po wrzuceniu węgielków do żelazka zaczęła nim delikatnie kołysać na boki, tak, by węgiel rozprowadził się równomiernie. Gdy żeliwo osiągnęło odpowiednio wysoką temperaturę, chwyciła za przygotowaną wcześniej białą koszulę która leżała na drewnianej, obitej materiałem desce do prasowania i zwilżyła ją wodą. Spryskiwacz zrobiony ze szkła i metalu był wielkości dużego flakonu perfum. Gdy skończyła, dotknęła materiału rozpalonym żelazkiem, a po pokoju rozszedł się syczący dźwięk. Podczas prasowania starała się o niczym nie myśleć. W pełni skupiła się na wykonywanej czynności, gdyż koszula którą miała w rękach różniła się od sukien o jakie dotychczas przyszło jej dbać. Była nieco zestresowana, jeśli przytrzyma żelazko zbyt długo, spali materiał, a jeśli zbyt krótko to nie pozbędzie się zagnieceń. Robota szła jej jednak doskonale. Co jakiś czas wycierała z czoła pot, gdyż para i ciepło pieca zaczynały dawać się we znaki. Gdy skończyła z prasowaniem, zabrała się za polerowanie butów. Była rada, że wstała wcześniej. Przygotowanie ubrań dla hrabi oraz madame zajęło jej ponad godzinę, a przecież jeszcze musiała wziąć się za śniadanie. Podczas gotowania jajek nagle coś sobie uświadomiła. Gazeta! Madame czytywała ją niezwykle rzadko, jednak jej siostrzeniec zapewne nie stronił od codziennej prasy. Wyszła więc przed dom i sięgnęła po nowe wydanie "The Times", oraz "London Journal". Po wstępnym przygotowaniu posiłku udała się na dół w celu wyprasowania gazet. Wiedziała, że każdy dżentelmen woli trzymać w swoich dłoniach prosty, niemal sztywny papier. Tak przynajmniej nauczyła ją Jane, która ponoć sama usłyszała to od ojca. Gdy skończyła, najpierw udała się z ubraniem do hrabiego który prosił, by odzież zostawić na fotelu przed drzwiami. Jak jej kazał, tak zrobiła. Przypuszczała, że w domu pomagał mu ktoś z licznej służby, zapewne któryś z lokajów.
Trzymając w dłoniach długą, ciemnozieloną suknię, świeżą bieliznę oraz najbardziej komfortowy gorset jaki udało jej się znaleźć, zapukała do drzwi sypialni madame.
- Proszę!
Usłyszawszy zaproszenie weszła do środka. Starsza dama była w pozycji półsiedzącej i na widok służącej uśmiechnęła się delikatnie. Jej białe, zaplecione w warkocz włosy opadały na ramię miękkim łukiem. Kremowa, długa koszula nocna lekko zaszeleściła gdy kobieta uniosła dłoń w celu poprawy niesfornych kosmyków.
- Dzień dobry, madame - powiedziała Hermiona wieszając suknię na ozdobnym parawanie obok lustra. - Jak się pani czuje?
- Już lepiej - odparła kobieta, która z troską w oczach śledziła ruchy swojej podopiecznej. - Z pewnością spałam dłużej niż ty. Jestem pewna, że teraz, gdy przyjechał mój siostrzeniec masz jeszcze więcej pracy niż zazwyczaj.
- To doprawdy nic takiego - powiedziała Hermiona i podeszła do łóżka. - Śniadanie mam podać tutaj, czy zje pani na dole? Przyniosłam ubrania, ale chyba będzie lepiej jeśli...
- Zjem w jadalni - odparła staruszka, po czym zaczęła wstawać.
Hermiona rzuciła się jej z pomocą. Po usadowieniu madame w wygodnym fotelu zaczęła przygotowywać szlachciankę do porannej toalety. Obmywała jej ciało zwilżonym ręcznikiem, ponownie zaplatała włosy i za pomocą szpilek utworzyła misterny kok. Po wyszczotkowaniu zębów odstawiła miski na podłogę, a ręczniki na toaletkę. Gorset, który kobieta nosiła od kilkudziesięciu lat i tym razem wylądował na delikatnej halce, która miała za zadanie chronić skórę przed otarciami. Na końcu pomogła założyć suknię. Zapięła długi rząd guzików umiejscowionych na plecach i wsunęła buty na niewysokim obcasie na skryte pod cienkimi pończochami stopy. Kobieta spokojnie czekała aż Hermiona odstawi wszystkie rzeczy na swoje miejsce, jednak zanim zdołała wstać i przytrzymać się dziewczyny, do drzwi jej sypialni rozległo się ciche pukanie.
- Proszę!
Drzwi się odtworzyły, a w progu stanął Teodor. Był elegancki i dystyngowany, jak zawsze, chociaż na jego twarzy można było dostrzec blady cień niepokoju.
- Dzień dobry ciociu - przywitał się z uśmiechem.
- Dzień dobry, mój drogi - odparła madame.
Mężczyzna podszedł do ciotki w kilku krokach i przywitał ją pocałunkiem w drobną, wychudzoną dłoń.
- Czy ciocia pozwoli, bym służył jej ramieniem? - zapytał, po czym rzucił na Hermionę szybkie, pełne serdeczności spojrzenie.
- Pozwalam - odparła kobieta i z prawdziwą radością chwyciła Teodora pod ramię.
Hermiona przyglądała się tej scenie jak zauroczona. Klasa i wdzięk jaki bił od jej pracodawczyni był wciąż tak samo wielki, jak w dniu w którym zobaczyła ją po raz pierwszy. Mimo upływu lat, choroby i zmartwień, Cornelia Stowner była wielką damą. Szła wyprostowana, niczym smukła, delikatna, ale zarazem pewna łodyga białej kalii. Hermiona obiecała sobie, że cokolwiek by się nie stało, na zawsze zapamięta swoją panią właśnie taką.
Z racji, iż madame zeszła do jadalni w towarzystwie swojego siostrzeńca, Hermiona miała więcej czasu by przygotować tacę. Sama śniadanie zjadła już dawno, niemal z pierwszym blaskiem bladego, londyńskiego słońca. Zanim domownicy zostali obudzeni, zdążyła także szybko posprzątać. Lubiła w sobie staranność i dbałość o porządek. Dzięki temu każdego dnia nie musiała radzić sobie z nadmiarem zadań. Kurze zawsze były starte, dywan zamieciony, a dzięki temu, że pogoda robiła się coraz lepsza i wiał wiatr, sadzy z kominów także było coraz mniej więc i mycia przed domem nie było za dużo. Jak zawsze po posiłku przyszedł czas na herbatę, oraz poranną gazetę. Hrabia odebrał z rąk służącej najnowsze wydania i położył je sobie na kolanach. Filiżanka z herbatą wylądowała na stoliku obok, jednak mężczyzna nie sięgnął po nią od razu. Czytał z zaangażowaniem każdą stronę, jednak mniej więcej w połowie lektury zatrzymał się na dłużej.
- Ponownie otwierają Wielką Wystawę w Kryształowym Pałacu - powiedział nagle, przerywając panującą w salonie ciszę. Stojąca obok madame Hermiona spojrzała na niego z zaciekawieniem. Rano nie miała czasu zapoznać się z treścią gazety.