Z takim oto sztucznie optymistycznym akcentem ubrałam się i wyszłam z pokoju.
---
Ściemniało się. Późno skończyłam lekcje, a rodzicom wcisnęłam kit, że idę na nockę do koleżanki i zobaczymy się jutro po szkole.Na wielkim zapełnionym parkingu ujrzałam auto porywacza. Byłam tak niska, że jak puszczę się w labirynt aut to nikt mnie nie zobaczy. Miałam chwilę zwątpienia. ,, Jak podjęłaś jakąś decyzję, to się jej trzymaj"
Podeszłam do samochodu i zapukałam w szybę. Usłyszałam dźwięk oznaczający, że drzwi są odblokowane i wskoczyłam do środka.
- Hej. - przywitał mnie mężczyzna spoglądając w lusterko. Uśmiechnął się jakby nie wiedział, że jestem tykającą bombą. Odpowiedziałam mu cicho, wyciągając wodę z plecaka.
Silnik odpalił się i wyjechaliśmy z parkingu szkolnego.- Nie wiem czemu ci ufam... Równie dobrze mógłbyś mnie porwać co już zrobiłeś i zgwałcić, czego mam nadzieję, że nie zrobiłeś. - mruknęłam bawiąc się butelką. Nie usłyszałam odpowiedzi.
Tak myślałam. - Mam pytanie, czemu nie powstrzymałeś ich, przed podaniem mi wirusa? - zapytałam odkręcając napój.- Bo tak czy siak, podali by go tobie, tylko, że siłą i grożąc, zabiciem rodziny, więc...
- zatrzymując się na światłach.- Ale czemu oni w sensie Wy, bo też tam należy...
- należałem... - wtrącił.
- ...uparli się, że mi go wstrzykną?
Nastała chwila ciszy. Miałam wrażenie, że on coś ukrywa. Jego usta chciały coś powiedzieć, lecz rozsądek je zamykał. Musiało być to coś krzywdzącego moją psychikę, więc wolałam sobie chociaż tym nie zawracać głowy i nie umartwiać się miesiącami jak mam to w zwyczaju.
- Kiedy indziej tobie powiem.
- Czyli mam się martwić, dobra. Zmieniając temat... Gdzie jedziemy?
-Byłam bardzo ciekawa, gdzie się wybieramy.- Do Londynu. - rzekł w pełni skupiony na jeździe.
Wyplułam ze zdziwienia wodę prosto na fotel mężczyzny.
- Gdzie?! - krzyknęłam zaskoczona.
Mieliśmy to załatwić zanim stanę się zaginiona. Nie chcę by cały kraj mnie szukał. Choć wtedy, ktoś by mnie zauważył. Ledwo co się poznaliśmy, a on już mnie zabiera do Anglii?!- Wytrzyj to. - wysunął zza fotela dłoń ze szmatką , którą wzięłam i wytarłam siedzenie.
- Czemu do Londynu? - zapytałam jeszcze nie otrząśnięta, przez tą wiadomość, która do mnie dotarła.
- Do profesora, który stworzył to gówno
- rzekł spoglądając w lusterko - tylko on może z ciebie to wyciągnąć.Już wolałam nie myśleć co się stanie jak profesor tego nie wyciągnie. A no wiem, to się będę musiała zabić.
- Hola, hola, a ja się z rodzicami nawet nie pożegnałam. Nawet nie wiem czy jeszcze ich zobaczę! - wykrzyknęłam, dopiero teraz analizując do do mnie powiedział. - Nie przygotowałam się na taką wyprawę!
- Aniela, zrozum, tutaj liczy się czas.
Zrozum to walka, o życie miliardów ludzi! Jesteś wirusem!- Nie musisz mi tego uświadamiać! Ja dobrze o tym wiem!
Moja bezradność w tej sprawie grała główną rolę. Moje życie i przy tym życie miliardów ludzi zależało od tego człowieka, który teraz kieruje samochodem. Nawet nie zdałam sobie z tego sprawy, że zasnęłam.
CZYTASZ
𝟕𝟐𝒉 || ZAKOŃCZONE
Fanfictionᴍɪᴀᴌᴀᴍ ʙʏć ɴᴀsᴛᴏʟᴀᴛᴋą ᴢ ɴᴏʀᴍᴀʟɴą ʀᴏᴅᴢɪɴą.ᴛᴏ ᴍɪᴀᴌᴀ ʙʏć sᴢᴄᴢᴇᴘɪᴏɴᴋᴀ.ɴɪᴇ ᴍɪᴀᴌᴏ ʙʏć żᴀᴅɴʏᴄʜ ᴛᴀᴊᴇᴍɴɪᴄ ,,𝐌𝐚𝐬𝐳 𝐝𝐰𝐚 𝐰𝐲𝐣ś𝐜𝐢𝐚. 𝐀𝐥𝐛𝐨 𝐦𝐢 𝐳𝐚𝐮𝐟𝐚𝐬𝐳, 𝐚𝐥𝐛𝐨 𝐬𝐢ę 𝐳𝐚𝐛𝐢𝐣𝐞𝐬𝐳." ___________ Korekta -❗