Rozdział 23

176 17 12
                                    

Mozolnie rozchyliłam powieki i z zadowoleniem stwierdziłam, że piece w pomieszczeniu obok są już rozpalone. Miałam jednak dziwne wrażenie, że nie jestem tu sama. Podniosłam się do siadu i spojrzałam w bok, a z mojej krtani wydobył się pisk przerażenia.

- Jak ty tu do cholery wlazłeś?! - Wydarłam się praktycznie na całą kuźnię. Kuro pod postacią miecza leżał spokojnie na mojej szafce, a to kto siedział przy moim łóżku, przekroczyło wszystkie moje wyobrażenia.

- Hm..? - mruknął pod nosem i spojrzał na mnie z pod przymrożonych powiek. Spojrzałam na niego, jak na debila, kiedy najzwyczajniej przeciągną się i poprawił na krześle. - Oo wstałaś już.

- Zoro... Po prostu brak mi słów do ciebie. - Westchnęłam chowając twarz w dłoniach i opadłam na łóżko, co nie było zbyt dobrym pomysłem, bo przeszła mnie duża fala bólu. - Ta kuźnia ma jakieś sześć lat i jeszcze nikomu nie udało się wejść tutaj beze mnie. Nie raz bezskutecznie Riko próbowała się tu dostać. Więc, jak do cholery ty tu wlazłeś?

- Na pewno się nie zgubiłem w tej wielkiej rewolucji. - Taa... Zdecydowanie kłamie i boi się przyznać do tego. - Zwyczajnie znalazłem jakieś przejście. Było tu mega ciemno, aż tamto pomieszczenie się rozświetliło. Przypadkiem wszedłem do tego pokoju i zobaczyłem, że śpisz, więc postanowiłem poczekać, aż się obudzisz. Tak jakoś wyszło, że przysnęło mi się. - oznajmił, drapiąc się po karku i unikając kontaktu wzrokowego ze mną.

Trochę to było dziwne, ale szybko zrozumiałam, o co mu chodzi. No tak, w końcu jedyne co teraz na sobie miałam to bandaże, które prawdopodobnie założyła mi Riko oraz szorty. Z trudem więc podeszłam do szafy z ubraniami. Cały czas ignorowałam ból i zawroty głowy. Otwierając drzwiczki, wzrokiem przeleciałam wszystkie półki w znalezieniu jakiejś koszulki, która byłaby na mnie dobra i niezbyt zniszczona przez czas. W końcu znalazłam starą białą koszulkę, którą niegdyś wykradłam z szafy taty. Dodatkowo, jakiś gorset, który wykradłam trzy lata temu Riko i jedne z moich ulubionych butów.

- Idę się wykąpać. Radzę ci się stąd nie ruszać, bo w przeciwieństwie do posiadłości, która ma piętra w górę i zawsze możesz wyburzyć ścianę, żeby się wydostać. Tak tutaj znajdujesz się pod dnem morza. Może tego nie widać, ale taka prawda. A pod wyspą jest pełno kopalni, w których łatwo możesz się zgubić. Więc zaczekaj, a ja za niedługo wrócę. - Nawet na niego nie spoglądając, zniknęłam za drzwiami łazienki.

Zdjęłam z siebie wszytkie opatrunki i pozostałe części garderoby. Na ranach powstały już delikane strupy, ale gdzieniegdzie jeszcze delikanie sączyła się z nich krew. Spojrzałam w lustro, gdy ściągałam bandaż z głowy. Zdziwiłam się, widząc na środku czoła ranę. Najwidoczniej to ona była powodem utraty części moich wspomnień. Westchnęłam i weszłam pod prysznic. Gdy tylko goronca woda zetknęła się z moim ciałem poczułam piekący ból w każdej ranie. Rany na moich nogach powodowały taki ból, że z trudem mogłam stać. Dlatego podtrzymywałam się ściany. Po kilku minutach zakręciłam zawór i podeszłam do szafki, z której wyjęłam apteczkę i czysty ręcznik, którym od razu zaczęłam się wycierać. Szybko zabandażowałam wszystkie swoje rany i zaczęłam się ubierać. Na koniec założyła buty i wyszłam z łazienki. Jak mogłam się spodziewać tego idioty nie było. Westchęłam i przywołałam do siebie Kuro, aby usiąść na jego grzbiecie. Ból był straszny, a ja nie miałam już siły, aby samodzielnie poruszać się po kuźni. Wyszłam z mojego pokoju i uderzyła we mnie przyjemna fala ciepła pochodząca od piecy. Rozejrzałam się po kuźni i zauważyłam, że drzwi od składu z bronią są otwarte, więc też tam poszłam.

- Kazałam ci czekać. - skarciłam go, gdy znalazłam go między regałami, jak przyglądał się mieczom. Prawdopodobnie nie zdawał sobie sprawy z moje obecność, ponieważ niemal upuścił miecz słysząc mój głos i odwrócił się w moja stronę.

Spodoba ci się także

          

- Te miecze są wspaniałej jakości. Musiałaś wydać zapewne kupe kasy na ich zakup. - Po rak kolejny tego dnia spojrzałam na niego jak na debila z uniesioną brwią.

- Nie wydałam ani grosza. - Na moje słowa, spojrzał na mnie zdziwiony. - Eh... Zoro, ja jestem kowalem i sama to wszystko wykułam i rzuciłam na nie klątwy. Miecz, który trzymasz to Król Mórz, a nazywa się tak, bo król mórz jest w nim zapieczętowany. Gdybyś był teraz pod wodą to służył by, jako transport. Czasem mam wrażenie, że w ogóle nie rozumiesz, co się do ciebie mówi.

- Aż takim idiotą to nie jestem. - warknął w moją stronę, a jego uwagę przykuł miecz zamknięty w szklanej gablocie. Podszedł i zaczął przyglądać się blaskowi, jaki się z niego wydobywał. Biała pochwa pokryta rycinami i pieczęciami zamykającymi. - A to, co to za miecz? - spytał w końcu spoglądając w moją stronę. - Musi być naprawdę drogi, skoro zamknięty jest w gablocie.

- Zoro... To jest Luna. - westchnęła i Kuro ruszył między regały. Nie lubię patrzeć na Lunę, bo w tedy wracają do mnie wspomnienia z tamtego dnia.  W końcu dotarliśmy na środek zbrojowni, gdzie znajdował się krąg do zaklinania. Zeszłam z grzbietu Kuro i dłonią dotknęłam kręgu. - Przywołanie. - na moje słowa krąg zabłysną i uwolnił strugi światła, które rozeszły się po całej zbrojowni. Wtedy wszystkie miecze, w których były zapieczętowane zwierzeta lądowe przybrały swoją chowańcową postać i zaczęły biec w moją stronę.

- Oj!! Puszczaj mnie!! - Spojrzał w stronę Zoro, który był trzymany za nogę przez słonia. Wszystkie jastrzębie, bo tylko te pataki pieczętowałam, usiadły mi na rękach, które rozłożyłam. A pozostałe wilki, tygrysy, węże, dinozaury, jaszczury i słoń otoczyły mnie. - Co tu się wyprawia?!

- Nic takiego. Po prostu witam się z moimi chowańcami. Silor chyba cię lubi. - przyznałam rozbawiona, kiedy słoń podniósł wyżej Roronoa i położył go na swojej głowie.

- Jak ty możesz to wszystko wyżywić? Przecież to marnowanie jedzenia. - marudził, poprawnie siadając na słoniu.

- One nie potrzebują jedzenia. To tak jakby dostały drugie życie, bo zanim je zapieczętowałam to były na skraju śmierci. - wyjaśniłam, głaszcząc po głowie tygrysa, który prosił się o odrobinę atencji. - Kiedy jestem w tym domu, czasem mam wrażenie, że to one są moja prawdziwą rodziną. - ponownie dotknęłam dłonią kręgu. - Powrót. - wszystkie ponownie przybrały postać mieczy i wróciły na swoje miejsca, a Roronoa siedzacy wcześniej na słoniu, spadł na ziemię. Podeszłam do niego i wyciągnęłam dłoń w jego stronę, którą z niechęcią przyjął.

- Nie mogłaś tego zrobić po tym jakbym zszedł z tego bydlaka? - warknął, kiedy tylko znalazł się na równych nogach.

- Tak było szybciej. - wzruszyłam jedynie ramionami i weszłam znowu na Kuro, który zaczął pchać Zoro w stronę wyjścia. - Rusz się. Pokażę ci, jak wrócić na górę.

- Aż tak bardzo ci tu przeszkadzam? Siedzenie tu z toba jest na pewno lepsze niż słuchanie pisków Perony i dostawania po głowie od Riko przez to, że kłócę się z tą lalką. - mruknął niezadowolony. Zaparł się mocno nogami, przez co Kuro nie był w stanie go dalej pchać.

- A co z twoim treningiem? Ja na górę nie zamierzam teraz wracać. - Wtuliłam się w grzywę Kuro. Nie miałam już siły do tego człowieka.

- Dlaczego? - podniosłam głowę, aby na niego spojrzeć. Opieraty o głowę Kuro przyglądał mi się.

- Bo nie jestem tam mile widziana, jasne? - warknęłam w jego stronę i Kuro zrzucił go ze swojej głowy, ruszając do kuźni.

- Skąd ci niby to przyszło do głowy? To twoja rodzina, dlaczego niby nie chcieliby cię widzieć? To głupie. - stwierdził rozbawiony Zoro doganiając mnie. Ja jednak milczałam. Podeszłam do jednej z szafek i wyjęłam z niej branzolety z kamienia morskiego, bo tamte co miałam w Sabaody to popękały, a mi nie widziało się spanie w najbliższych dniach. - Kori?

ONE PIECE || SEKRETY STRAŻNIKA PODZIEMI Cz. I - Zakończona Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz