✻rozdział siedemnasty✻

68 8 18
                                    

Promienie popołudniowego, letniego słońca, oprócz silnego niepokoju były jedynym co wypełniało pogrążony w muzyce gabinet

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Promienie popołudniowego, letniego słońca, oprócz silnego niepokoju były jedynym co wypełniało pogrążony w muzyce gabinet. Dobiegała ona z gramofonu na jednej z półek regału, na którego szczycie, pomieszczenie obserwowały stojące grzecznie, porcelanowe laleczki. Ustawione w szeregu, jedynie spoglądały tępo, swoimi szklanymi oczkami w stronę siedzącego przy biurku mężczyzny, jego podpartego czoła i niespokojnego wzroku, który błądził po wyjętym z koperty dokumencie. Cichutki szum długopisu współgrał wówczas z tykaniem zegara, sunąc zgrabnie po papierze. Muzyka w tle grała na tyle cicho, aby mężczyzna zdołał wyłapać każdy inny dźwięk dookoła, otwierane i zamykane szuflady w kuchni czy przejeżdżające okazjonalnie auta na jezdni za oknem, chociaż stanowiły one rzadki widok, szczególnie na obrzeżach miasteczka.

Taeyong westchnął ciężko, przerzucając się na kolejną kartkę. Tak bardzo martwiły go ostatnie wydarzenia, zachowanie Tena, ale i nadchodzący wyjazd na studia, a wraz z nim, niemożliwa do uniknięcia tęsknota. Koniec ze wspólnymi piknikami w cieniu drzew, przeczesywaniem dłonią splątanych włosów czy ścieraniem łez z policzków, tych rumianych i miękkich, należących do chłopca delikatniejszego, niż płatek stokrotki. Im dłużej o tym myślał, tym więcej wątpliwości nasuwało mu się na myśl, jakby nie wierzył w to, że chłopiec poradziłby sobie sam w stolicy, bez kogokolwiek bliskiego u boku.

Było to w końcu niemożliwe.

Mężczyzna nie mógł się jednak wycofać, wypełniając starannie każdą z rubryk, literka po literce, jakby pisał list pożegnalny dla swojego ukochanego chłopca. Pochłonięty dorosłym życiem, miałby zapomnieć o ogrodzie, spędzanych tam godzinach i rozmowach, które na zawsze pozostałyby w głowie mężczyzny jako jedne z tych najpiękniejszych. Szklany wzrok dookoła wypalał w nim płonące dziury, tak jak wątpliwości, ale i strach, jaki im towarzyszył. Jego czas na ziemi się kończył, tak samo jak czas, który dane mu było spędzić z Tenem. Winyl delikatnie zatrzepotał wraz z płytkim zarysowaniem, napotkanym przez igłę. Wahał się tak jeszcze przez chwilę, przy każdym okrążeniu wydając z siebie cichutki trzask. Kiedy przestał, Taeyong poczuł delikatne ukłucie w swoim sercu. Stres nie był dla niego dobry, właściwie, powinien go unikać, jednak czy w jego przypadku było to możliwe, skoro był rozdarty, postawiony pod ścianą przez sumienie i logikę.

Ten potrzebował wyższego wykształcenia. Odkąd kochał malować, byłoby to zbrodnią trzymać jego talent niczym kanarka w klatce, bez możliwości rozwoju czy poznania trochę większego kawałka świata. Nie kończył się on przecież za bramką ogrodu, wręcz przeciwnie. To właśnie tam chłopiec mógłby wreszcie zrozumieć, że życie nie było aż tak uciążliwe, a świat, chociaż okrutny, możliwy do zniesienia przy odrobinie determinacji. Jej niewielka garstka potrafiła zabić pogubionego w sobie chłopca.

Wtem, delikatny dźwięk zakłócił całą tą okrutną harmonię. Ciche kroki na korytarzu, zagłuszone szumem winylu i wydobywającą się z niego muzyką, które Taeyong potrafił usłyszeć doskonale dzięki wytężonemu słuchowi. Momentalnie także powietrze jakby zgęstniało. Spokój panujący przed nadejściem huraganu napełnił mężczyznę delikatnym dreszczem, gdy tylko winyl przeskoczył po raz kolejny, cofając się o kilka sekund utworu. Również wiatr, dotychczas spokojny, mocniej zawiał w szybę sprawiając, że brunet poczuł przeszywający go chłód, jednak mimo to, nie odrywał się od pisania. Data i miejsce urodzenia chłopca, wszelkie dane cyferki i niepotrzebne informacje, które zamieszały mężczyźnie w głowie, kiedy podłoga u wejścia lekko zaskrzypiała, wraz ze stawianymi na niej, całkowicie bosymi stopami.

Rosemary and Thyme ᵗᵃᵉᵗᵉⁿOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz