Rozdział 15

8 1 0
                                    

Do dnia mojego wyjazdu do Alto nic ciekawego się nie działo. Tydzień minął dość spokojnie, mogłabym wręcz rzec, że całkiem nudno. Stałam już przy moim samochodzie, który zostawiłam dwie przecznice dalej przy starym, opuszczonym osiedlu. Zadbałam o to, żeby nikt mojego Dodge'a nie zauważył. Emanowała ode mnie spokojna energia, bo wiedziałam, że cokolwiek by się nie stało, na którym miejscu bym nie skończyła i tak będę z siebie dumna. Bo tym razem dokonam tego całkiem sama.

Podróż minęła mi dość znośnie, byłam bardzo spokojna, choć czułam, że „coś" wisi w powietrzu. Nie wiedziałam jednak skąd wzięło się to odczucie. Rozpakowałam się w pokoju hotelowym, który wynajęłam na te kilka dni - tym razem nie był to jednorazowy wyścig a kilka starć do wyłonienia trzech najlepszych zawodników. Do tego dochodziło jeszcze to, że były to także eliminacje do Ride or Die - wyścigu, który odbywał się na sam koniec sezonu. Tak naprawdę tyle o nim wiedziałam. Wiedziałam, że nie będzie łatwo się do niego zakwalifikować, szczerze mówiąc nawet na to nie liczyłam. Byłam na samym początku mojej kariery w wyścigach, a na całą resztę miałam jeszcze czas.

Wyszłam z hotelu i zaczęłam błądzić po ulicach miasta. Nie znałam tego terenu, więc wszystko było dla mnie nowością. Mimo tego, że tak naprawdę samo Alto nie różniło się praktycznie niczym od miast w których bywałam na co dzień. Było po prostu dużo mniejsze powierzchniowo. Mogłam śmiało nadać mu miano małego miasteczka. Wyglądało na taką dziurę, idealną do nielegalnych interesów - obstawiałam, że większość ludzi się tutaj po prostu znała i wymieniała różnymi rzeczami z nielegalnych źródeł.

***

Nadszedł w końcu czas startu. Startowałam pod taką samą przykrywką co ostatnio. Idealnie szczupła blondynka stanęła na środku, z pistoletem w ręku. Stałam na siódmej pozycji z dwudziestu. Do następnego etapu miało dostać się tylko dziesięciu najlepszych. Wiedziałam, że mogłam się dostać. Mogłam być w tej pierwszej dziesiątce. Musiałam tylko odpowiednio wystartować i dobrze prowadzić przez całą trasę. Tym razem jednak nie znałam kompletnie trasy, była dla mnie nowością. Nie wiedziałam z iloma zakrętami będę musiała się zmierzyć, ani ile miejsca będę miała na omijanie innych.

W końcu usłyszałam wystrzał z pistoletu i ruszyliśmy. Na samym początku przez około kilometra jechaliśmy prostą drogą. Pierwszy zakręt był dość łagodny, a na moje twarzy wykwitł ten zadziorny uśmiech. Jechałam szybko, bo lubię zapierdalać. Lubiłam tą adrenalinę, lubiłam to uczucie. W kolejny zakręt wjechałam bokiem, choć mało brakowało, a skończyła bym w rowie. Ta sytuacja wybiła mnie z rytmu, przez co zostałam w tyle. Krew szumiała mi w uszach, serce biło z ogromną prędkością, tak jakby chciało wyskoczyć. Jechaliśmy na prostej, która wydawała się być bardzo krótka przez prędkość jaką osiągałam. Wyminęłam dwa auta przede mną, które chwilę temu mnie wyprzedziły przez mój błąd. Nie wiedziałam ile jeszcze mamy do mety, jednak liczyłam, że zaraz skończymy ten teatrzyk. Wpadłam w jakiś trans, w którym nie panowałam nad tym co robię, a moje reakcje były opóźnione, tak samo jak myśli.

Samochód do którego się zbliżałam z zawrotną prędkością, zaczął hamować, a ja uznałam, że będzie to idealny moment do wyprzedzenia go. Nie dotarło do mnie jednak, dlaczego on właściwie hamował. Dowiedziałam się tego w ostatnim momencie, a na reakcję było już za późno. Świat się w tym momencie zatrzymał, a ja zamarłam.

***

All Right ReservedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz