-Cześć mamo, jesteście jeszcze w Nowym Jorku? -Dzwonię do Pattie.
-Tak, Justin. Chcesz się spotkać? -Pyta i wiem, że się uśmiecha.
-Um, to trochę inna sprawa. Chciałbym cię prosić o zaopiekowanie się Sam'em i Anastasią dziś wieczorem. -Tłumaczę i przygryzam język.
-Oczywiście, że to zrobię! Ale czekaj, skoro ja mam się nimi zajmować, to czym ty i Ronnie jesteście dzisiaj zajęci?
Ah ta Mallette, zawsze wychwyci to co najważniejsze. Moja mama jest spostrzegawcza i nic nigdy jej nie umknie. Dlatego jako dzieciak obrywałem od niej po głowie, mówiłem było ze mnie niezłe ziółko. Wzdycham i zaczynam jej wszystko omawiać. Pattie popiera mój plan działania, w dodatku powiedziała, że jeśli będzie taka potrzeba, to w każdy możliwy sposób mi pomoże. Za to ją właśnie kocham.
*
Wiozę dzieci do hotelu Plaza, w którym zatrzymała się moja rodzina, jak i rodzina Anderson. Rozmawiam z nimi przez chwilę, ale to nie trwa długo. Dorównuję wzrostu Sam'a i posyłam mu uśmiech za milion dolarów.
-Będziesz grzeczny? -Unosśę brew.
-Może. -Odpowiada i się śmieje.
Przepraszam, jakie może? Ten pięcioletni niebieskooki szatyn, odziedziczył chyba same geny po mnie. To jest niepokojące, kiedy przypominam sobie jaki byłem w jego wieku. Kręcę rozbawiony głową i ponownie pytam.
-To jak, będziesz grzeczny? -Chichoczę.
-A kupisz mi deskorolkę? -Patrzy na mnie jak ten kot ze Shrek'a.
-Tylko jeśli będziesz grzeczny. Zapytam potem dziadków, czy nie sprawiałeś kłopotów. -Mierzwię jego włosy i całuję w czoło.
Wyprostowuję się i podchodzę do Martin'a, który trzyma nosidełko gdzie Anastasia spokojnie śpi. Nachylam się i obdarowuję jej skroń delikatnym pocałunkiem. Żegnam się ze wszystkimi i wracam do kamienicy.
Droga nie jest długa, dlatego podjeżdżam pod wysokiej klasy budynek, około trzydziestu minut później. Mam nadzieję, że nasz wypad przejdzie bez żadnych komplikacji. Małymi kroczkami zdobędę zaufanie Ronnie. Bo przecież wszystko zaczyna się z niczego. Podekscytowany wbiegam po schodach na nasze piętro. Szybko przeglądam się w szklanej części gablotki informacyjnej. Stwierdzam, że lepiej nie będę wyglądał, nawet jeśli bym tego chciał. Dzwonię do drzwi i czekam, aż brunetka mi je otworzy.
Kiedy je otwiera powiadamia, że za minutkę będzie gotowa. I rzeczywiście sześćdziesiąt sekund później stoi obok mnie z czarną kopertówką w dłoniach. Podziwiam jej strój, który składa się z małej czarnej i czarnych błyszczących szpilek. Na to ma zarzucony brązowy płasz. Długie ciemne włosy kaskadami opadają na jej ramiona. Usta, pomalowane krwistoczerwoną pomadką, oczy tuszem do rzęs i róż na policzkach. Wygląda nienagannie, niesamowicie. Po prostu nie mogę oderwać od niej wzroku. Ronnie jest jak narkotyk.
-Idziemy? -Odzywa się przerywając ciszę, tym samym odrywa mnie od podziwiania jej.
-Ym tak, tak. -Potrząsam głową i uśmiecham się promiennie.
Wystawiam rękę jak ci wszyscy dżentelmeni. Podchacza się pode mnie i w takiej postaci zjeżdżamy windą na parter. Wychodzimy przed kamienicę i zatrzymujemy się przy moim porshe. Staram się dbać o nią jak najlepiej i to na niej skupić się tego wieczoru. Pamiętam, że zawsze rozmawiałem ze swoimi znajomymi, ignorując ją. Do takiej sytuacji już nigdy nie dojdzie. Otwieram drzwi od strony pasażera i pomagam jej wsiąść do środka. Zatrzaskuję za nią drzwi i obiegam samochód, by po chwili zasiąść za kierownicą.
*
-Na jaki film masz ochotę? -Pytam i spoglądam na dziewczynę.
Zielonooka śledzi wzrokiem repertuary, które w najbliższych godzinach będą puszczane w kinie. Nie wie na jaki się zdecydować, ale nie zamierzam pomóc jej w wyborze, pójdziemy na taki, jaki ona zaproponuje. Zgodzę się na wszystko.
-Um, nie wiem. Możemy pójść na "Obecność"? -Odwraca się w moją stronę i patrzy wyczekująco.
Obecność? Jak najbardziej! To daje mi jakieś 5/10 procent szansy, na przytulenie jej. Przy horrorach zazwyczaj płeć piękna wpada nam w ramiona ze strachu. Dobry wybór Ronnie.
-Co tylko zechcesz. -Cmokam w powietrzu i idę do kasy.
Przy kasie siedzi młoda blondynka, bardzo atrakcyjna. Flirtowanie to kolejna rzecz z jaką mam problem. Nie zmienia to faktu, że moje serce jest już zajęte i jestem tutaj z Ronnie. Opanuj się Justin. Karcę siebie w myślach i wzdycham.
-Dzień dobry, poproszę dwa bilety na 'Obecność'. -Uśmiecham się przyjaźnie.
Kobieta podnosi na mnie wzrok, a kiedy mnie spostrzega trzepocze figlarnie rzęsami i odpina kilka guzików swojej firmowej koszuli. Nabieram powietrze do płuc i przyciągam Anderson do siebie. Ciasno oplatam swoje ramię wokół jej talii, za co otrzymuję zdziwione spojrzenie od zielonookiej, lecz po chwili słyszę jej stłumiony chichot, przez co sam uśmiecham się pod nosem.
-Proszę. Na koszt firmy. -Kasjerka podaje mi dwie tekturki i uśmiecha się zmysłowo.
Nie zamierzam wchodzić w tę grę. Odchodzę od kasy cały czas trzymając brunetkę w talii. Kiedy jesteśmy na tyle daleko, wybuchamy śmiechem.
-Co to było? -Dziewczyna łapie się za brzuch wciąż chichocząc.
-Nie mam pojęcia! -Wyrzucam ręce w powietrze i próbuję powstrzymać śmiech.
-Ona z tobą flirtowała, Justin. Dlaczego odrzuciłeś jej zaloty? -Chichocze i trąca moje ramię.
-No proszę Cię, ona nie jest w moim typie. -Parskam.
-Tak? W takim razie, kto jest? -Unosi brew.
-Ty.. chcesz coś do picia? -Pytam próbując ukryć swoje zażenowanie.
-Poproszę. -Skina głową.
Zamawiam nam jedną dużą colę i popcorn z masłem. No wiecie, tak będzie bardziej romantycznie. Jeśli na horrorze z przyjaciółką, może być romantycznie. Śmieję się w myślach. Nie czekając dłużej wchodzimy do sali i zajmujemy swoje miejsca. Sala jest całkowicie przepełniona, a ja dosłownie czuję wzrok każdej osoby na mnie i na Ronnie. No hej ludzie, Justin Bieber też ma prawo przyjść do kina na film, nie przejmujcię się mną za bardzo.
-Ym, cześć. Czy mogłabym zrobić sobie z tobą zdjęcie? -Przede mną staje nastolatka o dużych zielonych oczach.
-Przepraszam, ale jestem tutaj z moją przyjaciółką i to jest nasz wieczór. -Posyłam jej przepraszający uśmiech.
Wracam wzrokiem do brunetki i widzę jej ogromy uśmiech. Tak kochanie, od dzisiaj jesteś najważniejsza. Myślę. Światła gasną, a film się zaczyna. Anderson wydaje się być niewzruszona filmem, ale ogląda go w skupieniu. Jej dłoń swobodnie leży na podłokietniku, a ja biję się z myślami, żeby nie położyć tam swojej. Boję się, że zrobi mi scenę. No ale jak to się mówi? Kto nie ryzykuje, ten nie ma. Wbijam wzrok w ekran i nieśmiało kładę swoją dłoń na jej. Czuję, że na mnie spogląda. Kątem oka widzę, że kręci głową i łączy nasze palce, na co wzdycham z ulgą.