▪︎ Rozdział 15 ‐ Faneczka Cedrica ▪︎

142 13 4
                                    

— No tak, a ten znowu z tą całą Cho — burknęła Claris, co nie było żadną nowością dla Dorothy i Floyda.

Szli właśnie na śniadanie do Wielkiej Sali, kiedy minęli Diggory'ego i Krukonkę na korytarzu. Co prawda, nie był to pierwszy raz. Widywali ich tak prawie każdego dnia.

— Od dwóch tygodni wszędzie widzę ich razem. I wiecie, co? — zapytała, ale żadne z nich nie wiedziało, co dziewczyna chce powiedzieć. — Przez tą Chang mniej ze sobą rozmawiamy.

Dorothy zerknęła na Floyda, który starał się ignorować tę rozmowę.

— To zapewne kolejna jakaś jego głupia fanka — kontynuowała Claris. — Kiedy on zrozumie, że to nie są odpowiednie dziewczyny dla niego?

Był wczesny ranek i dokładnie miesiąc od urodzin bliźniaków Dench. Kłótnia między przyjaciółkami już dawno poszła w zapomnienie, a teraz kolejnym tematem do marudzenia dla Claris, była nowa znajoma Cedrica.

— Wiecie, on powinien sobie znaleźć dziewczynę, która będzie z nim szczera. Rozumiecie? — zadawała pytania, ale nikt jej nie rozumiał. — To musi być ktoś, kto będzie... — zawahała się. — Wiecie, ktoś taki..., taki...

— Jak ty? — parsknął Floyd, na co został spiorunowany wzrokiem.

— Przecież nie mówię o sobie. Chodzi mi o to, że te wszystkie jego fanki to puste lale, które nic, tylko chcą go, bo gra w Quidditcha. Wiecie, szukający, do tego prefekt. Brzydki też nie jest. Dziewczyny lubią takich.

Dorothy nie mogła się z nią nie zgodzić. Nie ona jedna wiedziała i widziała, że Cedric powodzenie u płci przeciwnej miał dość spore. A może nawet i najlepsze w szkole. Z drugiej jednak strony, nie potrafiła zrozumieć zazdrości Claris. Albo o czymś nie wiedziała, albo jej przyjaciółka zbyt poważnie traktowała przyjaźń z Puchonem. 

— No, no, no. Zobaczcie dziewczyny — odezwał się Floyd, kiedy weszli przez masywne drzwi do Wielkiej Sali.

Niemal natychmiast cała trójka rozejrzała się po pomieszczeniu, zapominając o temacie Krukonki.

Nadszedł poranek, w którym Wielka Sala została udekorowana na przyjazd delegacji szkół magicznych. Na ścianach wisiały banery, a każdy z nich reprezentował inny dom w Hogwarcie. Zbroje rycerskie lśniły, a portrety na ścianach, błyszczały nowością. Szkoła została gruntowanie wysprzątana na przybycie gości, a wszystko to wiązało się z nadchodzącym Turniejem Trójmagicznym.

Zagłębiając się w pomieszczeniu, rzucił im się w oczy transparent wywieszony nad stołem nauczycielskim, przedsawiający herb Hogwartu.

— No i w końcu tu jakoś wygląda — zaśmiał się Floyd, zajmując miejsce przy stole. Te, co zawsze, czyli naprzeciw okna. — Podoba mi się, kiedy w Wielkiej Sali jest coś więcej, niż tylko te ogromne stoły i świecie nad głowami. Chyba przyznacie mi rację, że teraz jest tu jakoś przytulniej.

— Ach, tak oczywiście. Zwłaszcza, gdy ogromne transparenty wiszą nam nad głowami — fuknęła ze złością Claris, nalewając sobie do szklanki soku wiśniowego. — Ale dobra, nieważne. Wróćmy do tematu Cedrica i jego nowej faneczki.

Nagle wybrzmiało jednogłośne jęknięcie Dorothy i Floyda.

— Dość o Cedricu i Cho — wyjąkała Dorothy, błagając, żeby Claris zaprzestała. — Nie mam ochoty o nich słuchać.

Dench zmarszczyła swoje ciemne brwi i spojrzała na nią mrużąc wzrok.

— Dobrze, niech ci będzie. Zapomniałam, że ty Cedrica nienawidzisz, więc ciebie nie obchodzi to, z kim się całuje po kątach.

Przy zachodzie słońca ~ Cedric DiggoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz