[IV] 𝐓𝐘𝐋𝐄𝐑

119 18 2
                                    

BOGOWIE, NARESZCIE.

Te słowa wypłynęły z ust Claire tak gładko i naturalnie, jakby przez długi czas tłamsiła je w sobie, ukrywała ze względu na okoliczności w których nie wypadało ich użyć — bo w zasadzie tak właśnie było.

Dziewczyna odetchnęła, odwracając się i wbijając spojrzenie w dal. Niesforne kosmyki zagarnęła za uszy, prawdopodobnie w celu uzyskania fryzury gładkiej i nienagannej jak zazwyczaj. Tuż przed nimi wznosiła się wysoka rzymska brama w jasnym kolorze i istniał cień szansy, że jest ona tą właściwą.

Idealna chwila, by rozpocząć rozmowę? Zdecydowanie tak. Nie mieli już obaw, że ktoś z towarzyszy króla Peliasa ich (umyślnie lub nie) usłyszy. Tyler mógł teraz wyciągnąć buteleczkę i opowiedzieć o szczegółach rozmowy z dawnym władcą albo zacząć ustalać wraz z Claire następne działania. Ale zanim zdążył choćby otworzyć usta, tuż za nimi rozległ się głos:

— To ta.

Zza bramy wyłonił się jasnowłosy Grek. Twarz Claire natychmiast przybrała barwę szkarłatu.

— Gdzieś ty był? — zapytał Tyler.

— Musiałem coś sprawdzić — wyjaśnił pospiesznie, co nie brzmiało szczególnie przekonująco. — Chodźcie za mną.

Nie mieli wyjścia. Grek rzucił się biegiem, więc ruszyli za nim, przekraczając granicę Rzymu. Tam ich towarzysz się zatrzymał i skinął głową w stronę zagajnika, który znajdował się nieopodal. Nie wyglądał wcale magicznie ani imponująco; ot, zwyczajny dębowy gaj, jakich nie brakowało. Nikt by się nie domyślił, iż to właśnie w nim zamieszkuje wyjątkowa nimfa posiadająca wszechstronną wiedzę. Nikt się też do niego nie zbliżał.

Claire spojrzała na lasek, ale po sekundzie odwróciła się gwałtownie. W samą porę — zdołała dostrzec jak Grek próbuje się wycofać.

— Nie ufam ci — oświadczyła głucho. — Przysięgnij na Styks, że to właściwe miejsce.

Przez twarz Greka przemknął cień irytacji i zdumienia.

— Przysięgam na Styks.

Po tych słowach objął się ramionami, odwrócił i odszedł. Claire zwróciła wzrok z powrotem na dębowy gaj, ale Tyler nie mógł się powstrzymać: obserwował Greka dopóki mógł. Czy ten ponury, blady facet naprawdę mógł być bogiem? Tyler szczerze w to wątpił.

Oczywiście miewał już do czynienia z siłami wyższymi od zwyczajnych ludzi, i to nie raz. Wiedział, że wyobrażenia wielu osób na temat tak zwanych bogów często odbiegają od rzeczywistości. Jednakże ze względu na okoliczności, w jakich się znaleźli, było naprawdę mało prawdopodobne, że spotkają kogoś nieśmiertelnego wśród zwykłych ludzi.

No... prawie zwykłych.

Claire zaciskała usta, dopóki Grek nie zniknął za bramą Rzymu. Gdy tylko nie było go widać, rzuciła Tylerowi krótkie, znaczące spojrzenie i ruszyła w stronę zagajnika. On zaraz poszedł za nią.

Na tym etapie powinien chyba rozejrzeć się i opisać jakoś gaj, do którego właśnie wkraczał. Sęk w tym, że przeciskając się między drzewami, nie skupiał się zanadto na wyglądzie nowego miejsca. Liczyło się wyłącznie to, żeby dotrzeć na miejsce.

Pod nogami mu chrzęściło, czuł też coś wilgotnego, co powoli przesiąkało mu w buty. Starał się omijać te szczególnie mokre miejsca, ale od czasu do czasu i tak w coś wdepnął. Claire miała identyczny problem; co rusz się krzywiła, oglądała za siebie i na boki z mocno zmarszczonymi brwiami. Cień drzew przykrywał jej twarz, tak że wyglądała jak przygnębiona postać w kreskówce, ale przynajmniej nie była już czerwona jak przy ponownym zjawieniu się greckiego towarzysza.

❝Po nici Ariadny❞ | Dwoje wybranychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz