XXVII

175 14 7
                                    

Święta minęły jak z bicza strzelił. Dosłownie przed chwilą jadłam kolację wigilijną, a już stoję przy drzwiach żegnając się z ciocią. Wpatrując się w twarz kobiety staram się zapamiętać każdy szczegół: jej pogodny wyraz twarzy, nieliczne zmarszczki oraz oczy, które chyba najbardziej zapadną mi w pamięci. Otóż oczy ciotki Elizabeth były idealnym przykładem tego, że oczy są odzwierciedleniem duszy. Patrząc w nie miało się wrażenie, iż słowa nie są potrzebne, wzrok mówił wszystko, odpowiadał na pytania, a także opowiadał historię. Historię kobiety, której los nie sprzyjał tak bardzo, jak można się było tego spodziewać..

- Napewno niczego nie zapomnieliście? - pytała już po raz kolejny ciocia.

- Na 100%. - zapewniłam z uśmiechem na ustach. - W razie czego będę miała pretekst by kolejny raz tu przyjechać. - zaśmiałam się co kobieta odwzajemniła.

- No dobrze. Jeszcze raz dziękuję za to, że przyjechaliście. Nawet nie wiecie ile znaczą dla mnie święta spędzone w rodzinnym gronie. - powiedziała po czym przytuliła każdego z nas.

- A ja w kółko powtarzam, że nie ma za co dziękować. - odezwała się mama. Mimo tego, że na jej ustach widniał pogodny uśmiech, jej oczy wyrażały swego rodzaju smutek. Miałam ochotę spytać o przyczynę, jednak w ostatnim momencie się powstrzymałam. Pewnie jest jej przykro z powodu naszego wyjazdu. W końcu zostawimy ciotkę całkiem samą. - pomyślałam.

- Na nas już pora. - tata spojrzał z troską na starszą z kobiet. - Jakby się coś działo, zawsze możesz zadzwonić. - posłał jej delikatny uśmiech i wraz z żoną skierował się w stronę samochodu uprzednio ostatni raz żegnając się z ciotką. Chciałam pójść za rodzicami, lecz w ostatnim momencie zatrzymała mnie Elizabeth.

- Coś się stało? - spytałam lekko zdezorientowana. Kobieta nie odpowiedziała odrazu tylko bez słowa skanowała moją twarz. Po chwili ciszy mocno objęła mnie ramionami i przycisnęła do siebie.

- Obiecaj mi, że bez względu na wszystko pozostaniesz sobą. Będziesz tą samą Dianą, którą pokochali wszyscy. Nie dasz pomiatać sobą i przede wszystkim masz nigdy się nie poddawać. - wyszeptała mi do ucha. Zdziwiona prośbą cioci bez dłuższego namysłu odpowiedziałam..

- Obiecuje. - oddałam uścisk uśmiechając się przy tym. Po chwili odsunęłam się od niej i spojrzałam jej w oczy. - Nigdy cię nie zawiodę ciociu. - powiedziałam pewnie nie zdając sobie sprawy, jak wypowiedziane przeze mnie słowa wpłyną na moją przyszłość.

- Jestem pewna, że tego nie zrobisz. A teraz leć. - otarła dłonią spływająca po jej policzku łzę. - Uważaj na siebie Diana. - ostatni raz posłałam w jej stronę promienny uśmiech i już po chwili gnałam w stronę samochodu.

: ̗̀➛ : ̗̀➛ : ̗̀➛ : ̗̀➛ : ̗̀➛ : ̗̀➛ : ̗̀➛ : ̗̀➛ : ̗̀➛ : ̗̀➛ : ̗̀➛ : ̗̀➛ : ̗̀➛

Od przyjazdu do domu minęły trzy dni. Siedząc na łóżku z niezadowoleniem stwierdziłam, że dziś trzydziesty pierwszy grudnia - sylwester. Czemu podeszłam do tego z takim pesymistycznym nastawieniem? Otóż co roku w ten dzień dziwnym trafem mam pecha. A to niechcący rozbije szklankę, krojąc warzywa skaleczę się nożem czy po prostu przewrócę się na prostej. Jęknęłam ciężko i spojrzałam za okno. Śnieg hardo utrzymywał się na ziemi tym samym powodując uśmiech na twarzach najmłodszych. Kobiety szybkim korkiem wracały z zakupów, aby przygotować przekąski na dzisiejszy wieczór. Z kolei mężczyźni żwawo dyskutowali pomiędzy sobą na temat, jaki szampan najlepiej smakuje. Skąd wiem? Jak wspomniałam wcześniej, rozmawiali żwawo, co z tym idzie i głośno. Lekki uśmiech zawitał na mojej twarzy w momencie, kiedy pewniem starszy mężczyzna z oburzeniem stwierdził, że tamci są w błędzie i najlepszym wyborem na sylwestra będzie szampan konkretnej marki. Niestety nie udało mi się usłyszeć nazwy, jednak widząc zdziwienie jak i naburmuszenie na twarzach głównych inicjatorów tej rozmowy, rozbawiona przewróciłam oczami i oddaliłam się od szyby. Westchnęłam cicho, a mój wzrok mimo wolnie powędrował w stronę wiszącego nad biurkiem plakatu. W tym momencie zdałam sobie sprawę z tego, że ostatni raz widziałam się z Michaelem podczas mojej niezapowiedzianej wizyty w jego domu. Przez chwile w mojej głowie zrodził się pomysł, by odwiedzić Jacksona dzisiaj, ale zaraz z tego zrezygnowałam. Przecież jest sylwester i napewno ma już plany. Nie mając innego, lepszego pomysłu zrezygnowana położyłam się na łóżku. Zaczęłam wpatrywać się w sufit myśląc o wszystkim i o niczym. Nagle, bez powodu przypomniały mi się słowa ciotki Elizabeth:

𝑩𝒆𝒂𝒕 𝒊𝒕 - Michael Jackson Where stories live. Discover now