Rozdział 7 - Anioł

263 8 3
                                    


KAROL

Wyprowadziłem samochód i czekam w nim na Ilonę, która miała zamknąć dom. Żar leje się z nieba, więc od razu włączam klimatyzację. Po chwili widzę ją, jak zbiega lekko po schodach i idzie w moją stronę. Ma na sobie granatową letnią sukienkę do kolan w drobne beżowe i różowe kwiatki. Założyła do tego beżowe sandały z cienkim paskiem wokół kostki i rozpuściła włosy, a gdy jest już przy samochodzie spostrzegam, że zrobiła również delikatny makijaż. Przez głowę przebiega mi myśl, że wygląda naprawdę ładnie.

Wsiada do samochodu, a w moje nozdrza uderza upajający zapach jej perfum. Zaciągam się nim mocno, a o kilka sekund za późno uświadamiam sobie, że zapięła już pasy i czeka aż ruszymy. Odchrząkuję więc i wrzucam pierwszy bieg. Spędzenie z nią kilku godzin, kiedy tak wygląda i pachnie, będzie dla mnie istną męczarnią...

ILONA

Wiem, że jedziemy tylko do kościoła, ale nie jestem w stanie odmówić sobie przyjemności założenia sukienki i delikatnego makijażu. Zwłaszcza, że dziś panuje taki upał. Siedzenie w domu i brak kontaktu z ludźmi innymi niż Karol, zaczyna dawać mi się we znaki. Miałam więc ochotę czuć się ładnie wśród innych ludzi w czymś innym niż szorty, dresy i T-shirty – stąd mój ubiór.

Drogę do kościoła pokonujemy w ciszy, wymieniając się zdawkowymi komentarzami o mijanej okolicy. Wczoraj, kiedy Karol pomógł mi uspokoić się po koszmarze, nawiązała się pomiędzy nami cienka nić porozumienia. Nie nastawiam się jednak na zbyt wiele, bo z Karolem nigdy nic nie wiadomo. Tak samo myślałam po tym, jak pomogłam mu po użądleniu, a potem okazało się, że nadal mnie nie znosił. Poza tym nie chcę wyobrażać sobie nie wiadomo co, bo boję się, że za bardzo się do niego przywiązałam, a przecież za kilka dni mijają dwa tygodnie mojego pobytu u niego i będę musiała wrócić do Warszawy... Wszystko bardzo się pokomplikowało i muszę to sobie przemyśleć. Kiedy więc Karol zauważa, że nie jestem skora do rozmowy, podgłaśnia radio i tym umilamy sobie drogę.

Gdy dojeżdżamy na miejsce w radiu zaczyna lecieć moja ulubiona piosenka Budki Suflera "Jest taki samotny dom". Proszę Karola, żebyśmy nie wysiadali jeszcze z samochodu, dopóki piosenka się nie skończy, na co on uśmiecha się szeroko.

– Budka Suflera to mój ulubiony polski zespół.

– No co ty? Mój też! A jaką ich piosenkę lubisz najbardziej?

– "Martwe morze".

– To jedna z ich najsmutniejszych piosenek.

– Ale mimo to dla mnie najpiękniejsza.

– Z polskich zespołów uwielbiam też Maanam. – Zagaduję.

– Nie dziwię ci się. Są świetni. A jaką ich piosenkę lubisz najbardziej? Pewnie "Szał niebieskich ciał"?

– Dlaczego tak uważasz?

– Nie wiem, po prostu pomyślałem, że ta piosenka do ciebie pasuje.

– Po części masz rację. Rzeczywiście bardzo ją lubię. Fajnie się do niej zasypia, ale moim numerem jeden, jeśli chodzi o Maanam, jest zdecydowanie "Krakowski spleen".

– Klasyk. W tej piosence podoba mi się to, że z początku i w środku jest taka... no nie wiem... eteryczna? I niepozorna. A kiedy pod koniec Kora zaczyna śpiewać, że czeka na wiatr, co rozgoni ciemne, skłębione zasłony, mam ciary.

– Ja też. Za każdym razem. Lubię ten moment. – Mówię cicho i milknę, kiedy z radia dobiega mocny i pewny głos Krzysztofa Cugowskiego:

Znowu w drogę, w drogę trzeba iść,

Uratuj mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz