Wielka i obrzydliwa płaszcza bestii otworzyła się kiedy jej łapy odepchnęły się od ziemi, poruszając ciałem w naszym kierunku. Potwór wyciągnął swoje szpony, próbując nas nimi do siebie przyciągnąć, jednak w tym samym momencie szarpnąłem ciałem chłopaka, ledwo unikając pazurów. Bestia uderzyła twardo o ziemię, ogłaszając się tym na chwilę. Dało nam to kilka cennych sekund, podczas których udało nam się dostać pod dom chłopaka. Młody w pośpiechu i panice zaczął dobijać się do drzwi, wołając swoją matkę.
Zdenerwowany zerkałem co chwilę na potwora, który zaczął podnosić się z ziemi. Cholera, nawet jego matka nie chciała go wpuścić?
Stwór po raz kolejny rzucił się w naszym kierunku z obrzydliwym skowytem. Chłopak zastygł w bezruchu, by zaraz ocknąć się i błagać coraz głośniej o ratunek.
Rozejrzałem się spanikowany. Byliśmy w podziemiu, ale do cholery musiała być tu jakaś roślinność. Ale nawet chwasty nie chciały zająć ziemi, po której stąpaliśmy. Obiecałem sobie zapytać ich o sposób, jak tego dokonali. Mogłem polecić to Thomasowi jeśli bym przeżył.
Miałem ochotę odetchnąć z ulgą kiedy na oknie domu, do którego wciąż dobijał się młody, stały donice z usuniętą i zwiędłą roślinnością. Może była już martwa, ale mogła się jeszcze na coś przydać. Na pewno na więcej niż szpecenie budynku.
Skupiłem na uschniętym krzaku swoje moce, jednak mimo moich prób nic się nie działo. Zacisnąłem zęby. Musiało zadziałać, przecież było rośliną do cholery. Nie mogłem dać się tak łatwo zabić. Nie na samym początku, kiedy jeszcze nic nie udało mi się zrobić w kierunku uwolnienia Kiry. Gdybym zaczął uciekać, istniała szansa, że bestia zajęłaby się chłopakiem, a ja mógłbym bezpiecznie wydostać się z miasteczka. Jednak nie miałem pewności, że była jedynym stworem chodzącym uliczkami.
Czułem na sobie przerażony wzrok chłopaka. Może domyślił się, o czym pomyślałem. Jakby popatrzeć na inne demony, które nie rzucały mu się na pomoc, wcale nie zdziwiło mnie, że zaczął mnie o to podejrzewać. No i miał chłopak rację.
Spojrzałem jeszcze raz z wyrzutem na usunięty krzak. Cholerstwo musiało się mnie słuchać. Złapałem za jego gałązki ogarnięty wściekłości, że nie spełniało moich oczekiwań. Kiedy tylko dokonałem jego gałązki dłonią, pędy wystrzeliły w kierunku potwora. Sapnąłem z ulgą, widząc, że nareszcie mi uległo. Pierwszy raz coś takiego mi się przytrafiło, ale mogło to być sprawką, iż nie była to zwykła roślina, a rosnąca w podziemiu.
Gałęzie oplotły ciało bestii, a kolce wyrastające z pnączy zaczęły wbijać się w jego ciało. Potwór wydał z siebie kolejny wrzask, tym razem bólu, po czym zastygł w bezruchu. Zdawał sobie sprawę, że szarpaniną tylko przysporzyłby sobie więcej bólu. W momencie kiedy na nowo uliczka pogrążył się w ciszy, a słychać było jedynie trzask trzeszczących gałęzi, które wcale nie zamierzały przestać rosnąć, pomimo że ja już dawno kazałem im się zatrzymać, drzwi od domu otworzyły się, a w progu stanęła kobieta, która musiała być matką chłopaka, bo ten natychmiast wpadł jej w ramiona. Ta przyciągnęła go do siebie w strachu, jakby miał za chwilę zniknąć. Jej włosy były poplątane, a na policzkach miała ślady po świeżych łzach.
Wypuściłem krzak na ziemie. Dopiero gdy to zrobiłem, jego gałęzie przestały rozprzestrzeniać się po miasteczku. Zwróciłem tym również uwagę kobiety, która ze strachem, nieśmiało spoglądała w moim kierunku, jednak kiedy zauważyła, że ją na tym przyłapałem, opuściła natychmiast głowę.
— W-wejdźcie — zająknęła się przez drżącym z nadmiaru emocji głos.
Zgodziłem się bez wahania. Nie miałem zamiaru przebywać na dworze więcej, niż było to konieczne. Nawet jeśli miało to równać się z wejściem do domu demona. Postanowiłem w pełni zaufać bransoletce białowłosej, a i kobieta nie wyglądała na groźną. Ona bardziej obawiałam się mnie niż ja jej.
Wszedłem do pomieszczenia, które miało służyć za salon. Lecz znajdowały się w nim jedynie dwa fotele, które stały przy małym, drewnianym stoliku i dwa drewniane pieńki, które służyły chyba za siedzenia.
Zatrzymałem się na środku pokoju. Kobieta stała przy drzwiach, wciąż tuląc do siebie młodego. Chłopak poruszył się w jej ramionach niespokojnie. Musiał porządnie nadwyrężyć ranę na nodze, bo ta wyglądał na w o wiele gorszym stanie niż jakiś czas temu. Kobieta odsunęła go od siebie i dopiero wtedy jej wzrok zatrzymał się na jego nodze. Chwycił twarz chłopaka w dłonie, doszukując się jeszcze jakichś obrażeń. Kiedy żadnych z nich nie zauważyła, jej wzrok powędrował w moim kierunku. Trwało to tylko ułamek sekundy kiedy mogłem zobaczyć jej oczy, które przypominały węże ślepia, zanim ponownie opuściła głowę. Była przestraszona moim pobytem w jej domu.
Dlaczego się mnie tak bali? Przecież nic nie zrobiłem. Przechodziłem tylko przez ich miasteczko.
Kobieta wyglądała na trzydzieści lat, choć przez zapadnięte policzki mogłem się mylić. Była bardzo wychudzona. Jej skórę pokrywały w większości węże łuski, które lśniły w delikatnym świetle świec. Pomogła młodemu chłopakowi usiąść na kawałku drewna kiedy zachwiał się, nie potrafiąc dłużej ustać na nogach. Jej ręce drżały kiedy stanęła za chłopakiem. Odkąd wszedłem do jej domu, nie odezwała się ani słowem.
Aż tak się mnie bała? To dlaczego zaprosiła mnie do środka?
Z sąsiadującego pokoju słuchać było odgłos zakręcanego kurka z wodą, który skrzypiał przy jego poruszeniu. Był to cichy dźwięk, jednak moje zmysły wyczuliły się, odkąd wszedłem do podziemia.
Po chwili zza drzwi wyłoniła się sylwetką dorosłego mężczyzny, który przystanął na moment na mój widok, po czym obrzucił kobietę wściekły spojrzeniem.
— Kim jest ten demon? — zapytał niskim głosem.
— P-przyprowadził Erla — odpowiedziała kobieta, wciąż nie podnosząc głowy do góry.
Spojrzałem na nią z zaciekawieniem. Widząc jej postawę również do mężczyzny, zaczynałem rozumieć, co tam się działo.
Mężczyzna cmoknął niezadowolony.
— Mówiłem, że nie chcę, by ściągnął za sobą te psy. Jeśli wyczują jego krew, masz wyrzucić go za drzwi. — Podszedł do kobiety, która objęła syna w akcie obrony przed mężczyzną. Lecz on tylko spojrzał na nią z góry jak na kogoś nic niewartego.
Zacisnąłem pięści. Skoro była jego żoną, albo jakimś ich odpowiednikiem, to on powinien ich chronić. Ja robiłem wszystko by ocalić Kirę. Nie było nic między nami, a przynajmniej nic, co powiedzieliśmy sobie wprost, bo ja mogłem przyznać, że zakochałem się w niej, ale nie przeszłoby mi nawet przez myśl, by potraktować ją tak jak ten mężczyzna swoją kobietę.
Dlatego kiedy zwrócił się w moim kierunku, spojrzałem hardo w jego oczy. Skoro wszyscy się mnie bali, to musieli mieć do tego jakieś podstawy. Miałem nadzieję, że i on takowe będzie posiadał i będę mógł to wykorzystać by mieć nad nim przewagę. Nagle perspektywa pokazania swojej wyższości innym stała się dla mnie całkiem przyjemnym doświadczeniem.
Mężczyzna omiotła mnie spojrzeniem, jakby chciał odgadnąć, kim byłem. Ja również to zrobiłem. Tylko że mogłem jedynie stwierdzić coś na podstawie jego wyglądu. Potwierdził on tylko moje domysły, że musiał być ojcem chłopaka. To po nim odziedziczył baranie rogi i czarne oczy.
— Spotkaliśmy się w niezbyt korzystnych warunkach — zaczął mężczyzna zadziwiająco łagodnym tonem. — Usiądźmy. — Wskazał na dwa fotele. — Odważę się zapytać, w końcu ciekawość to pierwszy stopień do piekła do którego dążymy, przybył pan dosyć niedawno do miasta, prawda?