Trzeci ~ Louis

1.3K 106 10
                                    

"Miałam sen, że umieram

Ale nikogo w nim nie było"

Wraz z chwilą, kiedy czuję na swojej twarzy pierwsze promienia słońca uświadamiam sobie, że zaczynający się dzień będzie całkowicie do dupy. Ku własnemu zaniepokojeniu ta myśl już od wielu miesięcy jest pierwszą jaka przychodzi mi do głowy po otwarciu oczu (a nawet na chwilę przed). Głębiej zagrzebuję się w kołdrze, próbując przywołać ulotne uczucie odrętwienia i jęczę cicho, kiedy zdaje sobie sprawę, że już nie zasnę. Z trudem podnoszę się do pozycji siedzącej i przeciągam dłonią po twarzy, by choć odrobinę otrząsnąć się ze snu.

Siedzę zupełnie bezczynnie przez długą chwilę, a kiedy wreszcie wstaję i ogarniam spojrzeniem moje mieszkanie dziękuję Bogu, że mój ojciec jest bogaty. Jeszcze wczoraj po całym salonie walały się puste butelki po piwie i mocniejszych trunkach, które opróżniłem wraz z przyjaciółmi nie myśląc o konsekwencjach. Tak jak się spodziewałem wczesnym rankiem była tu sprzątaczka, którą zatrudnił tata, kiedy stwierdził, że kompletnie sobie nie radzę i nigdy nie zdołam się skoncentrować na nauce w takim bałaganie. Doskonale pamiętam ten dzień. Trudno zapomnieć chwilę, w której ktoś bliski daje Ci do zrozumienia, że utrzymuje Cię tylko dlatego, że studiujesz i wypnie się na Ciebie kiedy tylko skończysz naukę. Zaciskam oczy, by odgonić obraz surowego ojca, niemal tak samo wyraźnego jak wtedy, kiedy widziałem go po raz ostatni i wchodzę do przejrzystej kuchni, po raz kolejny zachwycając się nowoczesnością z jaką została urządzona. Mam wrażenie, że nawet kiedy miną dwadzieścia lat wciąż będę pełen podziwu dla tego widoku. Wbrew pozorom pomieszczenie jest niewielkie, choć przy pierwszym spojrzeniu sprawia wrażenie naprawdę pokaźnej przestrzeni. Wszystkie meble są stworzone z jasnego drewna i mają lekko złotawe wykończenia, które nigdy nie przestaną mnie zachwycać. Okna, otaczające mnie tutaj z każdej strony sprawiają, że pomieszczenie aż do samego zmierzchu jest oświetlone naturalnym światłem, a kiedy księżyc jest w pełni mogę podziwiać go w całej okazałości.

Podchodzę do lodówki i wykładam na ladę jajka, by zrobić sobie jajecznicę, czyli śniadanie, które jem prawie codziennie, bo nie zajmuje dużo czasu. Co prawda do wykładu zostało mi półtorej godziny, ale nie przeżyłbym gdyby zabrakło mi czasu na sprawdzenie wiadomości. Polityka jest tematem, który interesuje mnie od zawsze, a teraz, kiedy sytuacja na wschodzie stała się poważna codziennie sprawdzam informacje jeszcze bardziej gorliwie.

Kiedy jedzenie jest gotowe staję na palcach, z irytacją przeklinając swój niski wzrost i wyciągam kubek, by przyrządzić sobie herbatę. I właśnie w tej chwili mój telefon zaczyna wibrować, a ja słysząc niespodziewany dźwięk omal nie rozbijam wszystkich szklanek jakie posiadam.

- Halo. - Zanim dotarłem do swojej komórki pozwoliłem sobie na wiązankę siarczystych przekleństw w efekcie czego kiedy odbieram mój głos jest zadziwiająco spokojny.

- Louis? - Rozjątrzony zaciskam dłoń na blacie tak mocno, że bieleją mi kłykcie, kiedy po drugiej stronie linii słyszę głos mojego psychologa. Przełykam ślinę, starając się uspokoić nerwy, by nie zacząć warczeć na niego jak wściekły pies na listonosza. Wiem, że nie skończyłoby się to dobrze i na następnej wizycie z pewnością wytknąłby mi to, jak łatwo doprowadzić mnie do furii.

- Przy telefonie. - Nie udaje mi się całkiem zamaskować ironii, ale przecież nie powinien spodziewać się niczego innego, skoro mimo tego, iż wykręcił mój numer nie jest do końca pewien z kim rozmawia.

Słyszę jak wzdycha, zapewne próbując przezwyciężyć chęć, by zapytać czy wszystko w porządku, a ja stwierdzam, że ten dzień nie mógł zacząć się gorzej. Codziennie staram się zapomnieć o tym jaki jestem beznadziejny, a kiedy wreszcie mi się to udaje mój psycholog postanawia zadzwonić do mnie i przypomnieć, że nawet z jego pomocą nie umiem sobie poradzić z tym jaki jestem. Nie ma gorszego uczucia, od tego kiedy bez chwili wytchnienia musisz przebywać ze swoim najgorszym, znienawidzonym wrogiem, bo jesteś nim dla siebie właśnie ty sam.

Dandelion // Stylinson Where stories live. Discover now