Julia wahała się tylko przez chwilę:
– Tak, chcę – odpowiedziała, lekko zaskakując nauczyciela. – Tylko proszę, niech pan nie zostawia mnie teraz samej.
– Będę tu cały czas.
– Proszę, niech pan przeżywa to co ja. Nie przebrnę przez to sama.
– Julia, będę tu cały czas – zapewnił Snape.
– Dziękuję – powiedziała cicho i otworzyła bariery.
Na początku cofnęli się do najwcześniejszych momentów jej życia. Snape widział, jak matka z córką uciekają z płonącego budynku. Szybko zrozumiał, że to niemowlę, to Julia. Czuł radość mimo okropnej sytuacji. Dziewczyna się śmiała. Jej mama na chwilę przystanęła żeby zobaczyć śmiech swojego dziecka. I wtedy to się stało. Ogień o nią zahaczył. Czarownica krzyknęła z bólu, w zaraz potem zaczęło płakać też dziecko. Kobieta co sił popędziła do domu Lily, i przekazała jej dziewczynkę mówiąc:
– Zajmij się nią.
Następnie zmarła.
Zaraz potem Snape przeniósł się do innego miejsca. Był to dom Potterów. Jak zdążył się zorientować, Lily nie było w domu. Za to James zajmował się Harrym. Julia leżała w swoim łóżeczku bojąc się. Snape wyraźnie czuł, że była głodna, więc jak to dziecko, zaczęła płakać. James tylko popatrzył na nią z politowaniem i rzucając Silencio powiedział:
– Czemu Lily sprowadziła tu tego bachora? Nie dość, że mamy dwa razy więcej roboty to wygląda zupełnie jak Snape.
I znowu obraz się zmienił. Severus już wiedział co zaraz się stanie. Tej nocy raz na zawsze miał stracić ukochaną. Teraz jednak po raz pierwszy miał okazję dokładnie zobaczyć te wydarzenia. Z perspektywy rocznego dziecka słyszał krzyki James'a. Następnie Czarny Pan wszedł do pokoju, w który była Julia, Harry i Lily. Snape wyraźnie słyszał jak rudowłosa dostała wybór od Voldemorta i był świadkiem tego, jak odmawia. Następnie ostatni rozpaczliwym ruchem wzięła różdżkę i rzuciła zaklęcie. Wydawałoby się, że chybiła, jednak Mistrz Eliksirów widział co zrobiła. Zwaliła sufit osłaniając Julię przed czarodziejem. Teraz w małym umyśle dziecka zaczęło kiełkować poczucie winy. Obwiniała się za to, że jej opiekunka wolała chronić ją niż siebie. Potem usłyszał te dwa krótkie słowa, które zakończyły życie czarodziejki. Następnie jednak, gdy ponownie usłyszał te słowa, mające zgładzić tym razem Harry'ego, poczuł, że coś próbuje się wedrzeć mu do głowy. Domyślał się, że to dusza Voldemorta, tylko jak? O dziwo, Julia odparła atak, a jedyne co się zmieniło to jej oczy. Potem usłyszał sam siebie. Pamiętał jak wlewał do ust ukochanej najsilniejszy znany mu eliksir. Gdy wiedział że to nic nie da, aportował się, wiedząc że zaraz pojawi się ktoś z ludzi Dumbledore'a. I nie pomylił się. Następnym co Snape usłyszał były kroki, jak się domyślił, Hagrida. Zabrał on chłopca. Po tym na miejsce przybył Dumbledore, którego rozpoznał po głosie, kiedy rzucał czar pamięci na całą okolicę. Było to potężne zaklęcie, mające na celu zmienienie czyjejś pamięci. Było o wiele potężniejsze od Obliviate. Wspomnienia dziewczyny jakby zaczęły się zmieniać, jednak szybko to przełamała, czym ponownie go zadziwiła. Potem wydarzenia potoczyły się już szybko. Mugole, jak na nich przystało, gdy zobaczyli co się stało, wezwali straż pożarną (byli pewni że budynek po prostu się zawalił). Ci przeszukali wszystko. Jedyne co znaleźli to małą dziewczynkę i dwa ciała. Przestraszone dziecko od razu zawieźli do sierocińca.
Tutaj obraz się rozmył i Snape znowu wylądował w innym miejscu. Tym razem był to sierociniec. Obserwując dziewczynę wydedukował, że są to jej szóste urodziny. Julia nuciła pod nosem „Sto lat" idą korytarzem. Nagle kilku chłopców podeszło do niej. Dwóch z nich ją brutalnie chwyciło. Próbowała krzyczeć, jednak zaraz zasłonili jej usta ręką. Zaciągnęli ją w jakiś ciemny zakątek. Tam, jeden z nich, wyglądający na przywódcę, powiedział:
– Co dziwolągu? Ładnie to tak zabierać komuś śniadanie?
– Ale ja przecież nic nie zrobiłam – odpowiedziała niepewnie.
– Nie oddałaś mi połowy swojego śniadania. A ty przecież potrzebujesz mniej jedzenia niż ja.
– To moja porcja. Każdy ma swoją – powiedziała młoda czarodziejka, a Snape w duchu się z nią zgodził. Powinna walczyć o swoje.
– Nie pyskuj mi tu – krzyknął oprawca i wymierzył Julii policzek. Następnie powiedział:
– Zajmijcie się nią.
Reszcie bandy nie trzeba było dwa razy powtarzać. Rzucili się na nią jak wściekłe psy. Bili, pluli, a nauczyciel był niemal pewny, że widział tam błysk noża. Po kilku minutach odeszli, zostawiając dziewczynkę samą. Ta dopiero w tym momencie zaczęła płakać. Skuliła się i położyła na podłodze, a łzy spływały po jej policzkach. Snape czuł, że gdyby teraz wstała, po prostu by zemdlała. Wokół niej leżało sporo krwi. Czuł jej ogromny ból i jeszcze jedną, gorszą rzecz – poniżenie.
Stało się to do czego Mistrz Eliksirów zdarzył się przyzwyczaić - zmiana scenerii. Tym razem było to Boże Narodzenie. Dziewczynka miała bodajże 8 lat, jednak szła, jak domyślił się nauczyciel, na wieczerzę z obojętnym wyrazem twarzy. Gdy doszła do jadalni, wszyscy już siedzieli przy stole. Została skarcona spojrzeniem przez opiekunkę, jednak nie zwróciła na to uwagi i dalej utrzymywała minę bez wyrazu. Kiedy wychowawczyni zauważyła że jej próby na nic się zdają, odpuściła i zaczęła prowadzić modlitwę. Następnie zaczęli jeść niezbyt obfitą kolację. Zaraz potem odbyło się wręczanie prezentów. Każde dziecko coś miało. Nie były to wymyślne prezenty. Ktoś dostał czekoladę, a dokładniej coś co miało tę czekoladę przypominać. Jakieś dziecko pluszowego misia. Julia ze swojego podarku wyciągnęła gumki do włosów. Oprócz tego dostała jeszcze drugi prezent. Było to dość normalne, ponieważ dzieci często dawały sobie kartki czy ręcznie wykonane małe podarunki. Ona postanowiła otworzyć drugie pudełko w pokoju, domyślając się co będzie się tam znajdować. Widząc, że już jest na to pozwolenie, szybko odeszła od stołu udając się do siebie. Tam otworzyła prezent. Nauczyciel ciekawie patrzył się przez ramię dziewczyny. Przeraził się jednak tym co zobaczył. W pudełku leżała żyletka. Julia jednak nawet nie reagując podeszła do swojej szafki i włożyła ją wśród żyletek. Mistrz Eliksirów z ulgą zauważył, że żadna z nich nie była z krwi.
Sceneria, już po raz ostatni, zmieniła się. Teraz znajdowali się w małym parku obok sierocińca. Był środek lata, mimo to, Julia, na oko dziesięcioletnia, swoim zwyczajem była ubrana na czarno. Siedziała pod drzewem i coś pisała, co jakiś czas się rozglądając. Snape widział, że była czujna. Nagle zobaczyła, jak jakieś dziecko się przewraca. Zauważyła, że chłopczyk zranił się w kolano. Jak przystało ma Puchonkę, bez chwili zastanawiania podbiegła do niego. Oczyściła mu ranę, a następnie zabandażowała. Merlin jeden wie skąd wzięła bandaż. Gdy zobaczyła że chłopak zaczną się uśmiechać, bez słowa wróciła na swoje miejsce. Po chwili jednak przyszła do niej jakaś banda, możliwe że tych samych chłopaków co Snape widział w jednym z wsześniejszych wspomnień. Wyrwali jej kartki z ręki i powiedzieli:
– No, co dziwadło tutaj pisze?
Julia już nawet nie próbowała odzyskać zguby. Mieli nad nią przewagę liczebną, a ona, bez magii, była tylko drobną dziewczynką.
– Przepis na eliksir? Tobie już naprawdę się poprzestawiało w głowie. Ale spokojnie, zadbamy o to, aby to naprawić.
Następnie uderzył ją w brzuch. Potem ustawiła się kolejka. Każdy z nich ją bił, a ona siedziała niewzruszona. Nauczyciel poczuł jednak, jak coś w niej pęka, kiedy chłopak któremu przed chwilą pomogła, również ją uderzył. Była to też ostatnia osoba. Szybko pozbierała rozrzucone wokół kartki i pobiegła do budynku. Tam wzięła żyletkę i zrobiła kilka, co prawda niezbyt głębokich cięć, na przedramieniu.
Po tym oboje wrócili do rzeczywistości. Julia, pomimo że zamknęła już bariery siedziała skulona w rogu kanapy i nie zatrzymywała łez cieknących po jej twarzy. Po raz pierwszy od dawna była tylko małą dziewczynką skrzywdzoną przez los. Snape widząc to po prostu ją objął. Nic nie mówił, bo słowa były tu zbędne. Po prostu był jak obiecał. Gdy Puchonka się uspokoiła, powiedziała:
– Dziękuję panu bardzo. Przepraszam, że pana tym obciążyłam. Też nie miał pan lekkiego dzieciństwa ani życia.
– Lutile, nie masz za co przepraszać. Warto jest mieć osobę z którą można być szczerym.
– Jeszcze raz dziękuję panie profesorze – chciała już wychodzić, ale Mistrz Eliksirów ją zatrzymał.
– Chyba nie sądzisz że Cię tak po prostu wypuszczę? – powiedział trzymając ją za rękaw szaty.
– Tak myślałam – odparła skołowana dziewczyna nie wiedząc o co chodzi nauczycielowi.
– Pokaż ręce – powiedział stanowczo. Dziewczyna bez słowa sprzeciwu dostosowała się do polecenia nauczyciela. Ten z ulgą stwierdził że nie ma żadnych świeżych ran. – Dobrze Lutile. Chcesz omówić swoje wspomnienia?
– W psychologa się pan bawi – powiedziała nie wiedząc czy zdecydować się na sarkazm czy znużenie.
– Musisz coś wiedzieć Lutile. Nikt nigdy nie zwierzał mi się z takich problemów. Jasne, Lily mówiła o złej ocenie, ale to nie to samo. Ja też nie miałem nikogo, komu mógłbym powiedzieć o sobie. Oczywiście, Lily zawsze by mnie wysłuchała. Ale wstydziłem się. Bałem się że uzna mnie za atencjusza.
– Może chce pan o tym teraz porozmawiać?
– Nie – szybko wręcz krzyknął Mistrz Eliksirów.
– Dobrze, rozumiem – odpowiedziała Julia. – Ale niech pan pamięta, że zawsze pana wysłucham. A co pan teraz powie na partię remika?
– Umiesz grać? – zdziwił się nauczyciel. – Nie wielu czarodziejów zna tę grę.
– Oczywiście – odparła. – Niech pan nie zapomina, że mimo wszystko żyłam wśród mugoli.
Snape, już się nie odzywając przyniósł karty i zaczęli grę. Wieczór minął im spokojnie. Co prawda trochę się wykłócali przy grze, jednak żadne z nich nie brało tego na poważnie. Jedząc przy okazji pierniczki przyniesione przed skrzata, wspólnie uznali, że to najlepsze święta w ich życiu.
________________________________
Przyznaję się ze ciężko pisało mi się ten rozdział. Sama nie wiem czemu. Ale wydaje mi się, że nie jest najgorzej, ale ocenę pozostawiam Wam.