1.24

91 4 0
                                    

- Lynn... - czuję dotyk na dłoni. To całkiem przyjemne.

Przed oczami mam światło, ale dostrzegam zarys sylwetki... To on.

Peter. Ogromna gula staje mi w gardle.

Patrzy na mnie z troską w oczach. Jest taki... piękny...

Nagle obraz się rozmywa. Znów jest ciemno.

- Linette... - tym razem ktoś głaszcze mnie po głowie, ale wiem, kim jest ta osoba. Z zamkniętymi oczami odtrącam jego rękę. Nie chcę, żeby ten człowiek mnie dotykał.

- Nie zbliżaj się do mnie. - mamroczę. - Może mnie ktoś podnieść? - otwieram jedno oko.

Pierwsze, co widzę, to twarz Caleba. Wykonuje moją prośbę.

Od razu odczuwam ból w boku i udzie. Syczę.

Z przedniej kieszeni kurtki wyciągam strzykawkę, a następnie bez namysłu wbijam ją sobie w nogę. Krzyczę głośno, po czym zapanowuje kompletne milczenie.

- Miło, że wróciłaś do żywych. - mówi Tris z ulgą.

- Też się cieszę. - odpowiadam tym samym tonem.

- Co teraz? - przerywa nam ojciec dziewczyny.

- Coś nieprzyjemnego. - odpiera krótko, po czym otwiera drzwi wagonu.

- To już? - jestem przerażona.

- Spokojnie... - Tris podchodzi do mnie, by poprawić gruby opatrunek na mojej nodze. - Nic nie poczujesz. - puszcza mi oczko.

- To wcale nie było zabawne. - wywracam oczami i wstaję.

Caleb chce mnie podeprzeć, ale mu nie pozwalam. Patrzy na mnie ze zdziwieniem.

- Mam wyskoczyć z pociągu, z budynku, a potem jeszcze walczyć. Muszę sobie poradzić sama. - wzruszam ramionami. - Rozchodzę to. - śmieję się nerwowo.

Mija dosłownie kilka sekund, a już nadchodzi czas na mój skok.

Klapię się w udo. Faktycznie nic nie czuję...

Od razu skaczę. Może mój mózg nie zdąży przyswoić zderzenia z ziemią.

Coś tam poczułam, ale to nic, w porównaniu z wyciąganiem kuli z uda na żywca.

Biegnę nieco wolniej niż reszta, ale oni zatrzymują się przy dziurze, którą wchodziliśmy do Wilczego Dołu w pierwszym dniu nowicjatu.

- Nie myślcie, tylko skaczcie. Na dole jest siatka. - tłumaczy szybko Tris, a następnie zeskakuje.

Wszyscy stoją jak wryci.

- Przesuńcie się. - mówię dumnie.

Wchodzę na gzyms. Od razu zaskakuję, jeszcze dla wygłupu robiąc salto.

- Kiedyś zrobisz sobie dużą krzywdę. - prycha Tris ze śmiechem, kiedy schodzę już z siatki.

- Już sporo mam za sobą. - odpowiadam krótko, nie przejmując się.

Kiedy inni skaczą, wydaje mi się to całkiem zabawne. Dla nich to spora adrenalina.

- W porządku? - młoda Prior zwraca się do wszystkich, a następnie ruszamy w stronę bazy.

Przechodzimy przez wiele zawiłych korytarzy. Śmieszne, bo wszystkie je znam. Mam wiele wspomnień związanych z tym miejscem.

Dobrych i złych...

Kiedy docieramy do rozwidlenia, Tris zatrzymuje się.

- Poczekajcie - pokazuje mi ruchem głowy, abym spojrzała za ścianę.

Kłamca | Peter HayesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz