20

125 9 4
                                    

Nagle w gabinecie rozległ się chichy głos dzwonka telefonu Lestrade'a. Inspektor drżącymi rękoma odebrał połączenie, jak się okazało od Brytyjskiego Rządu.

- Halo? Mycroft? Coś się stało? - Zapytał niepewnie, gdyż właściciel parasolki preferował SMSy i raczej rzadko dzwonił, a jeżeli już dzwonił, to z czymś poważnym.
- Sądząc po twoim głosie, Gregory, odwiedził cię mój braciszek z wieściami. - Odpowiedział starszy z Holmesów.
- T-tak - Wydukał siwowłosy, wciąż nie mogąc przyswoić informacji o ciąży Sherlocka, ale przynajmniej teraz był już na 100% pewien. Holmes nie kłamał. Jego brat nie żartowałby sobie z tak błahych dla niego spraw.
- Dzwoniłem tylko, żeby upewnić się czy u Ciebie wszystko w porządku. Spotkamy się dziś wieczorem, do zobaczenie inspektorze. - Odpowiedział Mycroft, który był wyraźnie usatysfakcjonowany krótką odpowiedzią Lestrade'a oraz przebiegiem wydarzeń, po czym rozłączył się.

Policjant powoli odłożył słuchawkę i lekko oprzytomniawszy zainteresował się Andersonem, który cały czas leżał na podłodze. Co prawda nie wiedziało mu się pomagać temu idiocie, ale było nie było Philiphe był jego pracownikiem. Nie angażując w tę czynność Sherlock czy Johna zawołał Sally, która chwile po tym zajęła się omdlałym policjantem.

W międzyczasie Sherlock wybył z pomieszczenia zostawiając niczego nieświadomego Johna i Grega. Kiedy były wojskowy zorientował się, że Holmes go zostawił pożegnał się z wciąż nieco otępiałym Lestradem i ruszył za detektywem.

Dogonił go przy samych drzwiach do Scotland Yardu i ochrzanił bruneta za zostawienie go samego w gabinecie. Holmes nie zwracając uwagi na upomnienia swojego doktora, westchnął:

- Kolejny z głowy. Jeszcze tylko rodzice. Ewentualnie Molly. - Powiedziawszy to spojrzał na reakcję Watsona.

Blondyn uśmiechnął się półgębkiem. Wiedział, że ta cała sytuacja nie jest dla Sherlocka prosta. Chciał go jakoś pocieszyć i obiecać, że będzie dobrze, tylko nie do końca wiedział jak to zrobić. Detektyw nigdy nie potrzebował słowa pocieszenia, dlatego też nie często je słyszał z najbliższego otoczenia, a nawet jeśli słyszał - olewał je. Ale John wiedział, że to były pozory, a człowiek na którym zależało mu najbardziej na świecie robi tak tylko dlatego, aby nie dopuścić nikogo do siebie. Doktor wiedział, że Sherlock też ma emocje i potrzebuje wsparcia. Zarówno tego fizycznego jak i każdego innego, dlatego też próbował dla Holmes jak najlepiej. Starał się jak mógł, nawet jeśli brunet miał swoje humory. I teraz też się starał. Starał się pocieszyć ukochanego, bo choć w tej chwili nie wyglądał na smutnego z zewnątrz, John wiedział, że w środku ta cała sytuacja przytłacza Sherlocka.

- Jakoś się załatwi. - John mruknął po chwili, uśmiechając się szerzej.

Nie drążąc tematu już po chwili siedzieli w taksówce wiozącej ich na Baker Street.

Nie do wydedukowania - parentlockOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz