Rozdział trzynasty

109 6 0
                                    

- Teraz cała wasza siódemka posprząta całą kuchnię i część salonu i doprowadzicie to miejsce to stanu użyteczności. - Zarządziła.

Wszyscy jednocześnie jęknęli cierpiętniczo, włącznie z Christopher'em, ale wiedzieli, że z Monicą nie ma dyskusji.

- Idę teraz jeszcze trochę poopalać się przy basenie, a jak wrócę wszystko ma lśnić. - Rzuciła ostatnie spojrzenie na pomieszczenie i kręcąc głową opuściła dom.

Chłopcy i Christopher spojrzeli po sobie, westchnęli i zabrali się do sprzątania bałaganu. Mimo wszystko cieszyli się, że to zrobili, bo dla nich liczyła się dobra zabawa, a Monica przeważnie nie dawała surowych kar. Po pół godzinie wspomniana kobieta przyszła sprawdzić postępy w sprzątaniu, a po godzinie wszystko lśniło, gdy do pomocy włączyła się jasno-włosa. Dziadkowie braci również przyszli zobaczyć, co się stało, ale małżeństwo zakazało im robić cokolwiek, co mogłoby zaszkodzić ich zdrowiu. Po tym incydencie Monica zrobiła nowe, pysznie pachnące naleśniki i wszyscy zasiedli do stołu, pogrążając w miłej atmosferze.

Michael miał dość siedzenia całymi dniami w gabinecie i przeglądania nieszczęsnych papierów. Przez dziewięć lat zmieniła się tylko liczba zabitych przez niego ludzi. Gdy tak siedział i rozmyślał, do pomieszczenia wszedł nie kto inny jak Bailly we własnej osobie. Tylko on został w paczce jego przyjaciół, ponieważ dwa lata temu Tristan, Dorian i Bastian okazali się podłymi oszustami. Przez lata zbierali informacje o kryjówkach Michael'a oraz o jego planach i zanosili je do wrogich grup. Gdy to odkrył był tak wściekły, że od razu kazał znaleźć i złapać całą trójkę. Przez tydzień więził ich w opuszczonym magazynie i głodził, aż pewnego dnia wyjął broń i strzelił każdemu z nich w głowę. Ciała spalili, a prochy wsypali do wykopanego grobu w środku lasu, oddalonego od willi Michael'a o dwie godziny drogi. Od tamtego czasu stał się jeszcze zimniejszym draniem niż był do tej pory. Tylko Bailly mógł pozwolić sobie na więcej i gdyby nie ich przyjaźń, to chłopak dawno wąchałby kwiatki od spodu.

- O czym tak myślisz? - Głos przyjaciela wyrwał go z zamyślenia.
- O dzieciach. Chcę je zobaczyć, ale Monica definitywnie dała mi znać, że mam spieprzać jak najdalej i nigdy nie wracać. - Odpowiedział szczerze.
- Już nie długo ich zobaczysz. Jeszcze trochę. - Pocieszał go jak tylko umiał.
- Wiem Bailly, wiem. Tylko nie wiem czy będę umiał nie wciągać ich w to gówno.

Carmen i Aron siedzieli na kanapie w salonie w ich nowym, dużym domu. Nadal pracują w szpitalu, a każdy gratulował im zaręczyn - a później ślubu. Tworzą naprawdę cudowną parę. Oglądali jakąś komedię, gdy nagle kobieta zerwała się na równe nogi i pobiegła do łazienki od razu kucając przy toalecie. Jej mąż pognał za nią i gdy zobaczył wymiotującą Carmen, szybko odgarnął jej włosy i po skończonych mdłościach pomógł jej wstać.

- Wszystko dobrze? - Zapytał z troską w głosie.

Od jakiegoś czasu Carmen miewała regularne mdłości i osłabienia, ale zawsze wmawiała mu, że źle się poczuła. Dlatego pojechał do apteki i kupił test ciążowy, który potwierdzi jego przypuszczenia. Pomógł dziewczynie usiąść na zamkniętej klapie sedesu i z kieszeni wyjął dwa testy.

- Co to jest? - Spytała lekko wystraszona.
- Testy ciążowe. Zrób je proszę, bo chcę mieć pewność, że moje przypuszczenia się sprawdziły. - Wręczył jej pudełko i wychodząc z łazienki dodał. - Zaczekam w sypialni.

Carmen jeszcze przez chwilę siedziała, jak skała, ale później zrobiła co musiała. Teraz pozostało czekać na wynik. Z nerwów opuściła pomieszczenie, gasząc światło i czym prędzej podążyła do wspólnej sypialni. Jej mąż siedział na łóżku, a gdy zobaczył wchodzącą do pokoju Carmen, poderwał się na równe nogi. Dziewczyna jednak uspokoiła go mówiąc, że muszą zaczekać dwie minuty. Czas dłużył im się niemiłosiernie. A gdy w końcu minął, strach obezwładnił ich całkowicie. Carmen wzięła do ręki testy i spojrzała na ekraniki. Łzy napłynęły jej do oczu, gdy Aron wyrwał jej urządzenia z dłoni.

Historia sześciu książąt Where stories live. Discover now