fifteenth

36 7 0
                                    

Bohaterowie nie mieli szans w starciu ze złoczyńcami. Bo ci źli nigdy nie bali się poświęcić wszystkiego na rzecz własnych celów. Bo przestępcy naprawdę nie mieli nic. Nic poza tym na co sami sobie zapracowali.

A co miała Eri? Ostatki rodziny, za której rękaw starała się trzymać. Dziadka, którego głosu nie mogła nawet usłyszeć. Matkę, która miała nadzieję, że była już martwa, bo jeśli kiedykolwiek miałaby znowu stanąć z nią twarzą w twarz, to chyba umarłaby ze strachu. Jej wyrachowanego spojrzenia nienawidziła w tym wszystkim najbardziej. Kai czasem celowo spoglądał na nią w taki sposób, ale dzięki temu dała radę uporać się z tym strachem. W końcu to tylko groźna mina, która nie mogła zrobić jej krzywdy.

- Wybacz za to. - Mirio posłał jej ciepły uśmiech, znów podrzucając jak lalkę. Dziewczyna zakryła usta, bojąc się, że jednak nie da rady zapanować nad mdłościami.

Usłyszała strzał, ale ani ona, ani bohater nie oberwali. Chłopak ukrył ją w swojej pelerynie i dopiero po chwili zorientowała się, że zniknął pod ziemię.

Wyswobodziła się z niej, szukając wzrokiem Kai'a. Po jej minie chyba dał radę domyślić się co się stało. Usłyszała jego ostrzegawczy krzyk i zobaczyła jak w ostatniej chwili stara się użyć indywidualność. Kurano wypuścił z rąk pistolet i odkrzyknął przeprosiny do szefa, kiedy Mirio powalił go i znów zniknął pod ziemią.

Kai obrócił się za siebie, krzyżując spojrzenie z Eri, która niemo coś do niego wyszeptała. Chciała zrobić krok do przodu, ale nogi owinięte peleryną jej to uniemożliwiły. Chłopak poczuł jakby właśnie chwyciła go za serce, bo zaczęło mu bić jak szalone. Po ciele rozlała się fala gorąca.

Nie rozumiał co ona miała w głowie, żeby chcieć teraz do niego wracać. Bo po jej minie wiedział doskonale, że nawet nie chodziło o czyjekolwiek życie. Chodziło o niego. Nie chciała go zostawiać.

- Ja też się tobą zaopiekuje. Do końca... - zaczęło mu dudnić w głowie.

Też jej coś obiecał. Nawet nie raz czy dwa. Nawet nie w twarz, tylko przed samym sobą. Przysięgał, że zapewni jej bezpieczeństwo, na jakie sobie zasłużyła. Oboje powinni dostać coś lepszego niż marne, przykre i pełne bólu dzieciństwo.

Położył dłoń na ziemi, chcąc zniszczyć Eri, żeby zyskać przewagę. Nie zdążył jednak tego zrobić, bo za plecami pojawił się Mirio. Gdyby nie przestraszony wzrok Eri, uwieszony na nim, chyba nawet by tego nie zarejestrował.

- Właśnie takim zimnym sukinsynem jesteś, prawda?! - wykrzyczał, celując w niego pięścią. - Bohater nosi pelerynę by móc w nią owijać i ochraniać cierpiące dziewczynki!

Eri z przerażeniem w oczach patrzyła na poczynania Mirio. Gdyby tylko była teraz starsza, pomogłaby im, przysięgała sobie w myślach. Teraz jednak nie mogła niczego zrobić, bo zniszczyłaby wszystko wokół. Była bezużyteczna i żałosna w tym wszystkim. Kai nie musiał jej tego mówić, sama doskonale potrafiła to dostrzec.

- Już nigdy nie położysz na niej swoich brudnych łapsk! - krzyczał między ciosami. - Pokonam was obu naraz! Przegrałeś, Chisaki!

- To nie tak... - chciała zaprzeczyć Eri, wyciągając dłoń do Kai'a.

- Nie rzucaj tak beztrosko tym imieniem. Bo ja... już je porzuciłem! - Eri poczuła jak wiatr rozwiewa jej włosy i tylko z tego powodu nie zorientowała się, że jej policzki się zaróżowiły. Ciepło, które rozeszło się po jej ciele było jednak niemożliwe do przeoczenia.

...

- Weźmiemy ślub jak już dorosnę? Ne, ne, Chisaki? Weźmiemy? - pytała, skacząc dookoła chłopaka. - Dziadek powiedział, że się ze mną ożenisz. - mówiła podekscytowana. - Będę panią Chisaki, tak? - zapytała z nadzieją, uśmiechając się tak beztrosko jakby nikt nigdy jej nie skrzywdził. Kai czuł się dumny, szczęśliwy i wzruszony, że zachowywała się tak dzięki niemu. Chociaż szkoda, że jedynie w jego towarzystwie.

- Nie. - powiedział z powagą, kładąc na jej głowie swoją ciepłą dłoń. Eri przymrużyła powieki, jednym okiem patrząc na chłopaka. Już zbierało się jej na płacz, więc nastolatek szybko naprostował: - Zostaniesz panią Orihara, a ja panem Orihara, co ty na co? - zapytał, uśmiechając się zadziornie. Uwielbiał patrzeć na twarz dziewczynki, która ze smutku zmieniła się na czyste szczęście.

Eri przytaknęła uradowana, odskakując od Kai'a tylko po to, żeby zrzucić z siebie jego rękę. Po sekundzie znowu do niego przylegała i zaczęła śpiewać jakąś durną piosenkę o miłości z bajki.

Kai nie chciał mieć nic wspólnego ze swoim nazwiskiem. Eri prawdopodobnie ze swoim też. Chociaż panieńskie nazwisko jej matki niosło za sobą złe wspomnienia, było częścią yakuzy. A oni byli jej przyszłością...

...

- Szefie! - Eri obudził głos Nemoto, który dla odmiany sprawił, że się ucieszyła. Kai uchylił oczy, szukając wzrokiem swojego podwładnego.

- Nemoto, strzelaj! - polecił mu z mocą, rzucając pudełko z nabojami. Eri przyglądała się temu z zaciekłością, zaciskając pięści na piachu, na którym leżała. Obserwowanie ich wszystkich walczących jakby świat miał się skończyć... Nie wiedziała co czuła. Chciała tylko zamknąć oczy z nadzieją, że jak je uchyli to wszystko wróci do normy.

- Dołącz do mnie. Z tobą u boku będę czuł się bezpieczniej. - Nemoto pamiętał te słowa. Kai pamiętał te słowa i Eri też. Brunet wtedy nie kłamał. Bo nigdy nie był w stanie odwrócić się od osób, które cierpiały jak on. Nie był wystarczająco silny, żeby zignorować swoje uczucia. Nie wtedy, a teraz..?

Wstępując do yakuzy wszyscy wokół stawali się twoją nową rodziną. Dlatego teraz walczyli o Eri jak o rodzinę. Byli dla niej wszystkim, całym światem.

Nemoto wycelował bronią w Mirio i Chisakiego. Zawahał się jednak, nie mając pojęcia gdzie powinien strzelać. Bohater używając Przenikania był naturalnym wrogiem naboi, które nie były w stanie go zranić. Więc gdzie..?

Eri spróbowała wstać, potykając się jednak o pelerynę i zwracając tym na siebie uwagę. Posłała strzelcowi takie spojrzenie jakiego jeszcze nigdy u niej nie widział.

Nemoto rozumiał jej niechęć do jego osoby. Dziewczyna nie lubiła go, bo kręcił się wokół Kai'a, nie bojąc się mówić jak ważny młody szef dla niego jest. Czuła się zwyczajnie zazdrosna, nie chcąc słuchać jego wyjaśnień, że przecież nie zamierza go poślubić. Chociaż by chciał. Ale to nie wchodziło w grę. Kai miał Eri i Eri była teraz najważniejsza.

Skierował pocisk na stronę dziewczynki, dziękując w myślach za jej pomoc. Celowanie w Mirio byłoby bezcelowe. Jednak strzał w jego uczucia... Nie było mowy, żeby zlekceważył chęć pomocy, złożone obietnice i zapewnienia i opuścił bezbronną dziewczynkę w potrzebie.

Eri przymknęła oczy, przestraszona tym co miało się stać. Kiedy kątem oka dostrzegła zbliżającego się w jej kierunku bohatera, nie mogła już odwracać wzroku.

Zgodziła się na to. Niemal zaproponowała takie rozwiązanie. Bo nie chciała, żeby ktoś zagrażał jej rodzinie tak jak robił to do tej pory Mirio. Wydała na niego wyrok z pełną świadomością. Tak jak robiła to do tej pory. Teraz jednak było inaczej.

Bo nie ratowała świata, a własną siebie. Własne uczucia, które w końcu nie powinny się liczyć. Nie była złoczyńcą, nie była Kai'em, żeby zdobyć się na taki ruch. Dlaczego właśnie przegrywała? I to w najgorszy możliwy sposób. Bo Mirio się do niej uśmiechał, kiedy ona go zdradziła.

every villain has his own obsession (Overhaul x Eri)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz