~Peter Parker~
Obudziłem się w czyichś ciepłych ramionach. Dopiero po chwili dotarła do mnie myśl, że leżałem w skrzydle szpitalnym Avengers Tower.
Nic mnie już nie bolało, oprócz rany na boku, która nie do końca zdążyła się wygoić.
Wiedziałem, że nie mogę skrzywdzić jedynej osoby, na której zaczęło mi zależeć, ale nie chciałem też jej opuszczać. Byłem rozdarty między dwoma racjami i zastanawiałem się, którą wybrać.
Wrócić do wkurwiającego Wrencha, czy może zostać grzecznym Peterem. Czułem się przez to, jakbym miał dwubiegunowość. Tylko które oblicze było tym prawdziwym?
Zastanawiając się nad tym, upajałem się ostatnimi normalnymi chwilami, podczas których czułem się kochany. Z przymkniętymi oczami opierałem głowę na koszuli miliardera i marzyłem właśnie o takim życiu. Gdybym mógł tak mieć na co dzień, byłbym po prostu najszczęśliwszy na całym świecie.
W końcu postanowiłem wyjąć telefon i sprawdzić godzinę. Wsunąłem rękę pod kołdrę, żeby sięgnąć po swoją komórkę, kiedy zorientowałem się, że nie mam stroju, tylko jakiś T-shirt.
Od razu rozejrzałem się po otoczeniu, a kiedy dostrzegłem kostium wiszący na krześle, kamień spadł mi z serca.Przyciągnąłem go do siebie pajęczyną i wyjąłem urządzenie, którego szukałem. Zerknąłem na wyświetlacz. Była ósma rano, więc postanowiłem wykonać swoją poranną rutynę i zapalić ulubione szlugi.
Podszedłem z paczką papierosów do okna, po czym otworzyłem ją i odpaliłem jednego. Trujący dym pozwolił mi się choć trochę odprężyć.
Nie chciałem zostawiać tak miliardera, bez żadnej wiadomości o moim wyjściu, więc stwierdziłem, że zaczekam, aż się obudzi.
Wypalałem sobie już któregoś szluga z rzędu, kiedy usłyszałem leniwe rozciąganie się na łóżku. Po tej czynności Stark zaczął mnie nerwowo szukać ręką. Dopiero, kiedy mnie nie znalazł, otworzył oczy i rozejrzał się.
- Spokojnie, nie zwiałem - zaśmiałem się, a on od razu popatrzył w moją stronę. - Po prostu musiałem zapalić.
- To niezdrowe - rzucił i podniósł się do siadu.
- Wiem - odparłem i wyrzuciłem niedopałka za okno, po czym je zamknąłem. - Przepraszam, jeżeli Ci to przeszkadza, ale nie umiem bez tego żyć.
- Zawsze można wyjść z nałogu. To wykonalne - odparł i powoli podniósł się z łóżka. - Nie musisz palić, żeby żyć.
- Chciałbym - rzuciłem.
W mojej głowie ciągle krążyły słowa Kingpina. Miałem nie mały mętlik. Nie chciałem, żeby szef zrobił coś miliarderowi, bo jego działania nigdy nie były przypadkowe. Na pewno miał piękny plan, co zrobi, gdy zdobędę zaufanie Starka.
Właściwie to już udało mi się go do siebie przekonać, tylko że do tej prawdziwej strony, do Petera.
Dopiero teraz zauważyłem, jaki błąd popełniłem. Wiedziałem, że pokazałem mu moje obydwa oblicza i nie miałem już szans udawać przy nim złego Wrencha. Wierzył, że ja na prawdę jestem dobry, mimo iż udowodniłem mu, jakim okrutnym skurwysynem potrafię być.
- O czym tak myślisz? - zapytał, gdy zobaczył, że gapię się za okno bez celu.
- O tym, że muszę już iść - odparłem i chwyciłem do ręki kostium.
- Wcale nie musisz. Nikt się nie dowie, że tu byłeś. Obiecuję.
Przystanąłem na chwilę i uśmiechnąłem się lekko. On na prawdę mnie polubił.
- Nie mieszkasz tu sam Starkuś - powiedziałem ironicznie i naciągnąłem na siebie czarny spantex. - Poza tym, jak Kingpin by się dowiedział...
Nie dokończyłem swojej wypowiedzi, ponieważ szef na pewno byłby zadowolony, że udało mi się aż tak zbliżyć do miliardera.
Zasunąłem ostatni zamek i pozbierałem swoje rzeczy.
- Zostań, proszę - zaczął znowu.
- Widzimy się na Chrysler Building - rzuciłem i już miałem wystrzelić sieć, kiedy złapał mnie za nadgarstek.
- Przedstawię cię jako mojego stażystę. Nie widzieli twojej twarzy. Nie wiedzą, że to Ty jesteś Wrenchem.
- Co? - zapytałem zaskoczony.
Mocno zdziwiły mnie jego słowa. Przez tą chwilę zdążyłem się zorientować, że już dawno wykonałem zadanie zlecone przez Kingpina. Stark tak bardzo mi ufał, iż nie zrobię nic głupiego, że chciał mnie nawet zapoznać z Avengersami i to jeszcze jako zwykłego i normalnego dzieciaka.
- To co słyszysz - odpowiedział.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł.
- No dalej Peter.
Nie miałem pojęcia, co robić. Tak bardzo kusiło mnie, żeby się zgodzić, ale wtedy Kingpin by wygrał. Zbyt szybko zdobyłby to, czego oczekiwał. Nie mogłem na to pozwolić.
- N-nie mogę - wydukałem i wyrwałem się z jego uścisku.
~Tony Stark~
Pozwoliłem dzieciakowi zdecydować o swoim życiu. Nie mogłem go zmusić do czegoś, czego nie chciał.
- Peter? - zacząłem i popatrzyłem na niego.
- Tak?
- Pamiętaj, że zawsze możesz do mnie przyjść, jak będziesz czegoś potrzebował.
Chłopak kiwnął głową i uśmiechnął się do mnie, po czym zniknął za oknem.
- Kto to był?
Gdy usłyszałem za sobą głos Wandy, aż odskoczyłem wystraszony.
- Jak tu weszłaś?! - odbiłem pałeczkę.
- Przechodziłam obok i wyobraź sobie, że nie mam aż tak kiepskiego słuchu.
- Pytałem, jak otworzyłaś zamek?
- Mam swoje sposoby - odparła. - Lepiej to ty mi odpowiedz.
- To nikt - rzuciłem.
- A jednak tu był.
- Ale jesteś natrętna - jęknąłem.
Słuchając Wandy przypominał mi się Wrench. On też zawsze odpowiadał mi w bardzo opryskliwy sposób.
- Chciałam tylko wiedzieć, kto plątał się po Wieży, kiedy nikt o tym nie wiedział.
- To był Wrench, okej?! Znalazłem go całego we krwi i nie mogłem go tak zostawić.
Mówiąc to usiadłem na łóżku i ukryłem twarz w dłoniach. Kobieta podeszła i zajęła miejsce koło mnie.
- Nie będę próbowała zrozumieć twoich pobudek Tony. Nie powiem Ci też, że Wrench jest zły i trzeba go aresztować, bo nie znam tego dzieciaka. Wiem jedno. Zmieniłeś się i sprawił to właśnie on.
- Nie ocenia się książki po okładce. Chłopak jest na prawdę niesamowity i nie chce być zły. To Kingpin go zmusza do takich rzeczy.
Czarownica popatrzyła na mnie wyrozumiale, a ja uniosłem głowę do góry.
- Nie powiesz reszcie? - zapytałem z żalem i nadzieją jednocześnie.
- Nie - odparła bez chwili zastanowienia. - Sami się w końcu dowiedzą, jeśli im nie powiesz. Myślą, że nic o nim nie wiesz, a widzę, że Ty masz całkiem sporo informacji na jego temat.
- Których nie chcę wyjawiać - dodałem.
- Nie będę się wtrącać, ale nie rób niczego głupiego proszę. Nie znasz go długo, a on może to wykorzystać.
- Ta, wiem.
Po tych słowach Wanda opuściła pomieszczenie, zostawiając mnie samego ze swoimi myślami.
Pozbierałem się i poszedłem do pracowni. Wiedziałem, że tam wszystko sobie poukładam i dotrwam do północy przy butelce whisky.Gdy usiadłem przy biurku, odpaliłem laptopa i wszedłem do folderu z nagraniami z kamer. Otworzyłem te z ostatniego wieczora, zanim usunąłem je całkowicie z pamięci komputera.
Ponownie przeżyłem tą sytuację na nowo. Nie mogłem pozwolić, żeby ciągle działa mu się krzywda. Nie mogłem dopuścić, żeby ciągle cierpiał. Nie mogłem dać mu ciągle być samemu i wiedziałem, że nie tylko ja tak myślę.
Dzieciakowi widocznie spodobała się taka wizja rodziny i ogólnie życia, więc postanowiłem obrać nowy cel.
Tym razem chciałem przygarnąć Petera i uczynić z niego członka rodziny Avengers. Wiązało się to z przymknięciem Kingpina, ale byłem gotów to zrobić. To odległe marzenie sprawiało, że jeszcze bardziej się na nie nastawiałem. Wiedziałem, że mi się uda. W końcu byłem Tonym Starkiem.
________________________________
Hello Peter :)
No to nam się Wandzia dowiedziała he he
Ciekawe, co powie na to Wrench?
No nie wiem, nie wiem.
Myślę, że zostawię was z tymi przemyśleniami samych UwU
Miłej pory dnia, w której czytacie <3