22. Zemsta natury

255 28 11
                                    


Louve w życiu nie była aż tak zakręcona. Gdy tak katowała, tego prawdziwego, Kola, ominęła ważną rzecz.
Była ona bardzo pirorytetową częścią  planu brązowowłosego wampira:  ,,Chronić hybrydę przed całym światem".

Mianowicie eliksir gotowany wiekami przez potężne czarownice. Polegał on na zwolnieniu czasu przemiany w pełni na ten jeden miesiąc.

Jednak Kol opracował w jakim dokładnie terminie, w jakich odstepach czasu ma go zażyć, aby mikstura działała każdej pełni. Niesporzycie raz mogło nieść za sobą poważne konsekwencje.

Mimo, że blondyna jako hybryda potrafi kontrolować przemiany, to musi przejść obowiązkowo pierwszą.

Za przechytrzenie natury należy płacić. A to byla jej rewanż .

Cały dzień za dziewczyną chodziła myśl, że coś zapomniała, lecz nie mogła pojąć co to może być.

Aż do nocy.

Wieczorem w blasku pełnego księżyca, nogi blondynki zaniosły ją w głąb ciemnego lasu. Dosłownie jej nogi.

Umysł  nie kontrolował ciała.
Tak jakby lunatykowala na jawie i nie mogła nic z tym zrobić.
Ani krzyknąć, ani cofnąć się o krok.

Nic.

Była zdezorientowana tym  co się z nią działo. A Kol znowu, gdzieś wyszedł, nie wiadomo nawet gdzie.

- Nigdy nie jest na miejscu, kiedy jest potrzebny. - pomyślała z wrogością. - To wszystko przez te wstrętne wiedźmy. Są do niczego.

Podejrzewała, co może się stać. Musiała odpokutować te ponad kilkaset lat nieuczciwości.

Powoli przeżywała każde łamania kości.
A mieśnie?

Myślała, że płoną jej żywym ogniem.

Wiedziala, co czuł Klaus podczas swojego pierwszego razu, aczkolwiek ona czuła to o okolo 690 lat mocniej.

Przemiana była jedna co prawda, ale była na tyle wolna i dobitna, że Louve miała wrażenie, jakby przeżywała nieskończenie wiele.

Jej męczarnie trwały prawie do świtu.

O około piątej nad ranem po tylu katuszach  przybrała postać groźnego śnieżnobiałego wilka.

Kol zazwyczaj wracał wcześnie, gdy jeszcze widno. Tak też było tego dnia.
Był jednak zaskoczony, że nie znalazł dziewczyny w jej komnacie.

To było wręcz dziwne i nie do pomyślenia,  że Louve mogła być już na nogach.

- Lou... - wampir zwrócił uwagę przechodzacego obok niego lokaja  - Jest już w jadalni? - spytał, kierując się w wymienione miejsce.

- Gdzież tam. - odparł zahipnotyzowany starszy mężczyzna pogodnym głosem. - Nikt jej tu nie widział od wczorajszego wieczora, panie Mikaelson.

Gdy przekroczył próg jadalni  poczuł, że robi mu sie gorąco na całym ciele.

- Cholera. - mruknął pod nosem, oglądając w dłoni nietkniety kieliszek z eliksirem. - Za mną.  - zarządził głośniej władczym tonem do chudego staruszka.

Obaj panowie wyszli na dwór.
Kol jak oparzony  szukał jej wszędzie. W ogródku, za każdym krzakiem  i kwiatkiem. W lesie, za każdym drzewem i kamieniem

Po godzinie poszukiwań wreszcie znalazł ją.

Skulona i naga blondynka, już nie w wilczej postaci, leżała, prawdopodobnie pogrążona w śnie, przy wejściu do lasu od tylnej strony budynku.

- Koc. Teraz. - warknął, rozkazujacym tonem do staruszka, nie odrywając wzroku od jasnowłosej, jakby bał się, że znowu mu zniknie.

Podszedł do niej ostrożnie, badając przeszywającym wzrokiem każdy fragment jej, według niego, idealnego ciała.

Po par minutach dostał gruby koc do rąk.
Delikatnie ją nim okrył i wziął na ręce jej kruche ciało.
Zadbał o to, żeby było jej, w miare możliwości, wygodnie podczas przemieszczania się do posiadłości.

Nis wiedział wampir jednak, że tą scenę z górnego ogromnego okna pałacu obserwuję
nieoświetlona postać.

Hybrid Recipe • Klaus MikaelsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz