Cześć! Witam Was w mojej nowej książce. Mam nadzieję, że przypadnie Wam ona do gustu i będziecie do niej chętnie wracać. Nie będę dłużej przedłużała. Miłego czytania!
———
Nadchodzi chwila, w której zdajesz sobie sprawę że nie chcesz być tacy jak ludzie, którzy Cię otaczają.Nie chcesz być tym gnojem, któremu obiłeś mordę.
Właśnie trwała rozprawa sądowa. Poszkodowany przemawiał, a Draco Malfoy siedzący na miejscu oskarżonego, patrzył na mężczyznę ze złością w oczach. Jego szczęka była mocno zaciśnięta.
— Tu mam piętnaście szwów, a tu dwadzieścia pięć. — mówił pokrzywdzony mężczyzna do sędzi, pokazując palcem na swoją poobijaną i pozszywaną twarz.
Ale Draco mimo, że się patrzył w tamtą stronę, nie słuchał mężczyzny. W jego głowie przewijało się teraz tysiące obrazów z nim w roli głównej.
Draco go bił. Mocno.
Zachowywał się tak jakby diabeł w niego wstąpił. Był cały rozjuszony. Nie znał umiaru. Nie umiał przestać. Nie znał litości. Co rusz padały wulgaryzmy z jego ust. Jedną ręką trzymał mężczyznę za szyję, wciskając go mocno w ścianę, a drugą zadawał ciosy. Jeden za drugim. Uderzał po całej twarzy.
Nie chcesz być jak ojciec, ani matka, ani nikt z Twojej pieprzonej rodziny.
— Oskarżony proszę wstać. — rozległ się głos sędzi.
Chłopak natychmiast to zrobił, a razem z nim jego obrońca.
— Sąd uznaje pana Dracona Lucjusza Malfoy'a za winnego.
Nie chcesz być jak sędzią.
— I skazuje go na karę osiemnastu miesięcy pozbawienia wolności z możliwością zamiany na grzywnę w wysokości sześciu tysięcy euro. — kontynuowała.
Nie chcesz być sobą. Chcesz tylko stamtąd wybiec.
Pani sędzia, po ogłoszeniu wyroku, uderzyła drewnianym młotkiem w podstawkę, kończąc tym samym całą rozprawę. Draco od razu gwałtownie wstał z miejsca, głośno odsuwając przy tym krzesło i szybkim krokiem wyszedł z sali, a za nim jego ojciec, Severus i obrońca.
Cała czwórka mężczyzn szła przez sądowy korytarz w stronę wyjścia, ale to Draco szedł na czele. Reszta próbowała mu dotrzymać kroku, ale to nie było zbyt łatwe, bo chłopak pędził jak szalony. Chciał jak najszybciej opuścić to przeklęte miejsce.
— Teraz musisz uważać, bo za kolejny wyskok, szczególnie za pobicie pójdziesz do więzienia. — powiedział jego obrońca.
Ale blondyn nie przejął się tym zbytnio. Idąc, zaczął ściągać z siebie elegancką marynarkę, którą założył tylko na czas rozprawy. Pod spodem miał biały top. Na kilka chwil ukazały się jego umięśnione ramiona. Marynarkę podał Severusowi, a ten oddał mu czarną, skórzaną kurtkę motocyklową, która należała do chłopaka.
— Draco, rozumiesz? — zapytał Lucjusz, wyraźnie zakłopotany całą sytuacją.
— Mama nie przyszła? — zmienił temat, a w jego głosie dało się wyczuć jad.
— Wyjechała.
— I nie mów do mnie Draco. — dopowiedział, patrząc wściekłym wzrokiem na ojca i odszedł od trójki mężczyzn.
Budynek sądu opuścił sam. W szybkim tempie zbiegł po schodkach i wskoczył na swój czarny motor zaparkowany przy ulicy.
Chcesz uciec jak najdalej.
Odpalił silnik, ostatni raz zerknął w stronę, z której przyszedł i odjechał z piskiem opon.
Pędził przez miasto z ogromną prędkością, a jego rozpięta kurtka niebezpiecznie powiewała na wietrze.
Kilka ulic dalej, w korku samochodowym stała rodzina Potterów. Lily i James Potter odwozili właśnie swoje dzieci do szkoły. Ich syn - Harry był młodym, przystojnym, 17- letnim mężczyzną. Wraz ze swoją adoptowaną, młodszą o rok siostrą – Hermioną chodzili do jednej z najlepszych szkół w całej Barcelonie. Rodzina Potterów była zamożna, a rodzice (szczególnie matka) dbali o edukację swoich dzieci i o to by wyrośli na dobrych, porządnych ludzi.
Znudzony Harry, opuścił szybę samochodową i oparł się o nią łokciami. Wystawił głowę i obserwował sytuację na kilku pasmowej ulicy. Stali w korku już z dobre kilkanaście minut i było bardzo duże prawdopodobieństwo, że spóźnią się do szkoły. Upalna, letnia pogoda również dokładała swoje pięć groszy.
Nagle, kilkanaście metrów za samochodem Harry'ego pojawił się czarny motor. Blondwłosy kierowca zatrzymał maszynę i razem z innymi czekał w korku. Jego wzrok wędrował pomiędzy samochodami, ale to na aucie Potterów zatrzymał go ostatecznie. Zobaczył tak uroczego, rozmarzonego i młodego chłopaka, że nie mógł oderwać od niego oczu.
To przychodzi nagle. Coś iskrzy. I od razu wiesz, że wszystko się zmieni.
Już się zmieniło.
— Pasztet! — krzyknął z szerokim uśmiechem.
Harry zaskoczony tymi słowami odwrócił głowę do tyłu. Nie sądził, że te słowa były skierowane do niego, bo jeszcze nikt nigdy w życiu go tak nie nazwał. Zdezorientowany wpatrywał się w blondyna, mając nadzieję, że to jakaś pomyłka.
— Tak, Ty! — zawołał Draco, by rozwiać wszelkie wątpliwości.
Harry, zasmucony jego słowami powrócił do samochodu. Nie chciał tam dłużej patrzeć. Był w lekkim szoku, że został tak nazwany przez całkiem obcego mężczyznę.
Nie minęła chwila jak przy jego oknie, na motorze pojawił się zadowolony Draco.
Ich spojrzenia znowu się spotkały.
— Brzydactwo. — powiedział mu prosto w oczy, po czym się zaśmiał.
Ale Harry'emu nie było do śmiechu. Na szczęście, w tym momencie korek samochodowy ruszył, a auto Harry'ego zaczęło powoli odjeżdżać z tego miejsca. Chcąc się jakoś odegrać za te niemiłe słowa, wychylił się jeszcze raz za szybę i pokazał blondynowi środkowego palca. Widząc, że z jego twarzy znika ten pogardliwy uśmieszek, wrócił do środka. Humor od razu mu się poprawił, wiedząc, że zepsuł go chłopakowi.
Wszystkie pojazdy sunęły do przodu, z wyjątkiem motocyklu Dracona. Chłopak stał pomiędzy dwoma pasami i z zamyśloną miną wpatrywał się w oddalający się samochód Harry'ego. Nie spodziewał się takiego ruchu ze strony chłopaka, ale nie był tym też urażony. Taka drobnostka nigdy by go nie uraziła, bo nie jedno przeszedł w życiu.
Na samo wspomnienie o ślicznym brunecie uśmiechnął się.
Już nic nie będzie takie samo.
Nigdy.
Kiedy to przychodzi - już wiesz.
———
Harry w ostatniej sekundzie dotarł do klasy. W czasie, gdy wraz z innymi uczniami zajmował miejsca, do sali weszła niska, tęga nauczycielka. Była cała ubrana na różowo, a jej włosy były spięte.